Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
97.75 km 20.00 km teren
04:31 h 21.64 km/h:
Maks. pr.:48.30 km/h
Temperatura:16.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:160 ( 81%)
Podjazdy:1041 m
Kalorie: 3043 kcal

Trele-srele-Chorzele, czyli się odkułam chyba [Mazovia, nie?]

Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 21

Nie będzie to relacja roku, bo nie mam flow, złapałam gila, łamie mnie, kicham, smarkam, przez co wena jest dokładnie w dupie, jeśli nie na grzybach.

No nie chce mi się tworzyć jakiegoś arcydzieła.

Poza tym w robo mam zapierdol i tłukę po trzy teksty dziennie, czym wypalam się artystycznie i twórczo, i przez co niniejszym mi się kapkie odechciewa.

Jednakowoż.

Wpisa się sieknie, skoro wróciłam ZA DNIA do domu, co w moim przypadku jest równie dziwne, jak żyrafa robiąca se trwałą u Jagi Hupało.

Do Chorzeli zabrali mą zacną KONKURENCYJNĄ wszak dupę APS-owcy, w osobach Możana, Kristobala oraz CozmoBike’owego Arka.

Jaka to była naszpikowana złośliwościami oraz wielce sprośnymi opowiastkami podróż, to klękajcie ludy! Wszelkich cytatów użyję później jako ewentualnych haków. Jakby co;)

Zaś przyznam, że zupełnie dziwnie jest się na miejscu ponad godzinę przed czasem.

Równie zupełnie dziwnie jest niemal nie mieć niemal prawie żadnego zdjęcia z maratonu. Zabrakło mojego nadwornego fotografa, Pijącego_mleko oraz Niewe, który w Otwocku próbował Jackowi tęże funkcję podebrać, a który w sobotę napierał z chłopakami (Gorem, Radziem i Dżankiem) Harpagana.

No mam dosłownie dwa zdjęcia. Granda.
Czyli jeszcze nie jestem wystarczającą gwiaz…WRRRÓĆ!… Czyli, że jeszcze się ćwoki na mnie nie poznali, o!


Ale. Przed startem pojechałam pokręcić rozgrzeweczkę, a raczej zasadniczo to przejażdżkę, do której dołączyła ERBAJKOWA Dżołana oraz Roberto. To se wykręcilim w ten sposób prawie 15 kilo. A potem wleźlim w sektory. Ja do czwartego, a nie jak to wyliczono chwilę po Otwocku, do szóstego (Zamana najpewniej wysłuchał żali gigowców, którym ratingi pospadały poprzez liczenie względem zawodowców). Czwarty sektor SOUNDS GOOD.

W tymże samym sektorze spotkałam Zetinho (pojechał – ja jebię – Fita, co się odpowiednio rymuje z pewnym określeniem. Mogę ochoczo podpowiedzieć, z jakim – CIOTA), obok mnie stał również serav oraz Marek, który w tym roku też jeździ na dystansie WIADOMO JAKIM. Podogryzaliśmy sobie kontrolnie i z całą należną temu sympatią, aż usłyszelim Jurkowe STAAAAAART!

Jak ja kuźwa lubię, jak pierwsze kilometry lecą po asfalcie. Wszyscy mi wtedy uchodzą, sektor mi spierdala i jestem w dupie.

Dokładnie jedno z dwóch zdjęć, które mam z tego maratonu:D © CheEvara


I tak też było tym razem, zanim wjechalim w szutry i tereny, sektor spierdolił mi na płaskim i gładkim.
Ale w terenie to jednak ja się nie fircolę. Do czterdziestego kilometra w lasach zapierdalało mi się miodnie, wyprzedzałam bez ceregieli, tym razem udawało mi się to też na zjazdach (jednak te nieszczęsne młócenia moimi szkitami na treningach mają JAKIŚ sens;)), na podjazdach nie wymiękałam, chyba, że jakieś techniczne CIOTY (o tym zrobię dopisek w ramach podsumowania na końcu noty) złaziły centralnie przede mną z roweru, bo im koło zabuksowało w lekkim piasku.

Zasadniczo byłam z siebie kontenta.

A potem mi się osłabło. Giry mi zamuliły, prędkość mi spadła i trochę nie wiedziałam, co jest grane. Raczej nie było to zagłodzenie, bo zdążyłam przed tym wciągnąć żela. Może za późno, bo dotarłam do odcięcia i zanim ta ohydna pulpa mi się wchłonęła, siły mi się skończyły. Masakra. Szybko minęło, ale wydaje mnię się, że w ten sposób straciłam dobre pięć minut.

A potem już krzepa powróciła i przed rozjazdem dystansów dogoniłam trzeci sektor, a konkretnie i Wierzbę, i Tomcia, który cierpiał, biedny, z powodu skurczy.

Na giga, na drugiej pętli jechało mi się nieźle, choć zasadniczo nogi mnie paliły. I wkurwiało kilka osób. Raz – jakiś dzieciak w spodenkach Krossa, który tasował się ze mną – ja mu wkładałam w terenie, on mi na płaskich szutrach. I zajeżdżał mi drogę, jak ostatni cep. Dwa – jakiś starszawy pan na Specu Epiku, w białych podkolanówkach (niezła STYLÓWA, jakby powiedział to Roberto:D), który ścinał zakręty, bo nie mógł zdzierżyć, że jakiś żeński karakan go wyprzedza w terenie.

Pytanie moje jest takie: czy ty się człowieku ścigasz ze mną? Czy raczej mi zwyczajnie KURWA MAĆ przeszkadzasz? I chcesz, aby ci spuszczono przysłowiowy wpierdol po krzakach?

Ostatnie dwadzieścia kilo przejechałam z zapoznanym na trasie Sławkiem z SKK Bank Teamu, z którym sobie pomagaliśmy. Albo on dawał koło, albo ja, acz ku mojemu niepocieszeniu nie utrzymał go na ostatnich kilometrach, gdy ja wykurwiłam do przodu. A wykurwiłam, bo strasznie mi się już chciało piwa.

Na metę wbiłam z czasem 3:54. Czyli szału specjalnego nie ma. Gdyby nie to odcięcie w połowie maratonu, może byłabym o pięć, siedem minut szybciej.

Czekali na mnie i Erbajkowcy i Możanuńciu z Kristobalem oraz Arkiem z Cozmo. Nie mogę nie wspomnieć o drugim Arku, panie Prezesie APS-owym, który zawiaduje cateringiem i który posłuchał Niewego oraz moich rad w Piasecznie o schłodzeniu Kasztelańskiego (w sumie radą tego bym nie nazwała, bardziej groźbą:D) i wielce profesjonalnie zimnym piwkiem mnie zwyczajnie poczęstował. Kuoooocham to:).

Zasiadłam z paszą i NEKTAREM na trawce, a Arek z Cozmo pojechał na moim Specu sprawdzić wyniki. Pojechał to za dużo powiedziane. On się zwyczajnie nabijał, imitując na moim rowerze wyścig PUKY RACE. No świnia, no:).

Długo jednak nie wracał, więc ja polazłam najpierw do szczalni, potem do biura zawodów, zasięgnąć języka. Po prawdzie to na trasie totalnie nie wiedziałam, z kim i czy w ogóle się ścigam. A tu się dowiedziałam.

Byłam druga, dłuuugo za dziewczyną z Krossa (ale nie TĄ, moją ulubienicą). Trochę mnie wkurw szczelił.

Generalnie trochę bardzo. Na tyle, że jak zaczęła się DEKORANCJA, to trochę zwlekałam z dotarciem na nią. I nie dotarłam. Choć ruszyłam, ale w drodze se pomyślałam JEBAĆ TO.

Chyba mi się w dupie przewraca, że drugie miejsce mi niesmaczne:D

Dlatego też z fotami kiepsko stoję.


W sumie jestem ZADOWOLNIONA, bo zrobiłam to giga, co nie udało mi się w tamtym roku. Wielce cieszyło mnie permanentne wyprzedzanie i poskramianie chęci na chowanie się w jakimś pociągu, do czego mnie zachęcali wyprzedzani faceci („schowaj się, po co się męczysz”). Nie chciałam się snuć razem z nimi i robiłam swoje.

Na koniec trochę się poprzypierdalam. Czy nie jest tak, że w sektorach trzecim i czwartym znajdują się osoby, których nie powinno tam być? Jeśli na byle podjeździe noga im nie podaje, albo se nie radzą po prostu technicznie, to co robią w wysokich sektorach? Piję do tego, że można nie startować w Otwocku, który – przyjęło się – powinno się zaliczyć, żeby sektor sobie utrzymać, a i tak ludzie piszą do organizatora i ten na zasadzie bliżej nieznanego mi kredytu zaufania przesuwa ich tam gdzie chcą. Chcą do trzeciego? Proszę bardzo.

No przepraszam, kurwa najmocniej.

Po chuj zatem ludziom mącić we łbach o tym, że bez Otwocka spadną do jedenastego? Wiem, że chodzi o sukces komercyjny i jakiś sposób na zmuszenie ludzi do przyjazdu na pierwszyu maraton, ale litości.

A jeśli ja tych ludzi doganiam, to co to oznacza?

Że tak zacytuję puchatego: TYLE PYTAŃ SIĘ NASUWA.

Zanim wróciłam do domu i spojrzałam dokładnie w wyniki i międzyczasy, wkurw mnie huśtał o zwyciężczynię z giga. W cyklopedii miała sektor TEORETYCZNIE jedenasty. Jakbym się kurwa dowiedziała, że z racji uprzejmości orga wystartowała z pierwszego, to by mi żyłka srająca pękła na samym środku czoła i wypisałabym litanię gniewu suta Che na forum. Ale startowała z trzeciego i odsadziła mnie grubo. Przyznaję. I już się nie wkurwiam. Ponad dwadzieścia minut to JEST sporo.



A poza tym zastrzeżeń nie mam. Trasa była zajebista w cipkę, pagórki zacne, można było chwilami wkręcić se w piastę język. Jedno błocko na trasie stanowiło piękne urozmaicenie (ja na końcu wpadłam w nie po kostki, dzięki czemu skoszowałam na mecie skarpetki, bo nie łudziłam się, że odzyskam ich pierwotny biały kolor:D). Poza tym oznaczenia superanckie, Dębowa Góra tym razem została wzięta od dupy strony i robiła za zjazd (otaśmowany jak na XC), szkoda ino, że na pierwszej pętli płynne jej zrobienie uniemożliwiły mi niektóre cykory, które SCHODZIŁY z rowerów, zamiast pobalansować trochę i z głową poużywać hebli.
Ale na giga zjechałam już tam na możliwie pełnej kurwie. To było bajeranckie.


A nie, mam jeszcze jedno ALE. Mianowicie panów, którzy wiozą się na DAMSKIM kole i nie zamierzają dać zmian. Nie, że szczególnie wypatruję tego, bo i tak zasadniczo wyskakuję z pociągu i albo jadę obok, albo w ogóle jadę swoje. Teraz zaledwie raz udało mi się zrobić pociąg, ale jak po kilku minutach żaden z facetów nie ruszył zadu do przodu, wkurwiłam się i ich odsadziłam, co się za darmochę będą gapić na moją dupę.

Może i błąd, bo odsadzam ich, jadąc trochę w trupa, ale szczurzenie wkurwia mnie wybitnie.


Sprzętowo to zajechałam suport, który już w sumie na rozgrzewce pstrykał, a potem demotywująco SZCZELAŁ mi na całej trasie. System dętkowy sprawdził się, choć miałam wrażenie niedopompowanego koła. Zwłaszcza na asfalcie mnie trochę przysysało.

Najfajniejsze jednakowoż było to, że caaaaały maraton śmigało się w pełnym słońcu.


Zgłosiłam Wojciowi, co uważam, że muszę poprawić. Tak se myślę, że o ile na treningu dupą techniczną jestem, o tyle – jak dostaję spida wyścigowego – nie ma takiej rzeczy, której nie przejadę.


Poharatana łyda na nierównych zjazdach szarpała mnie niemiłosiernie.


P.S. Zaraz tu w komentarzach przylezą ci, których – właśnie se zdałam sprawę – pominęłam we wpisie:D. Taki cons na przykład;) Ciąg dalszy w komentach zatem :D



Komentarze
Zetinho zwanym Ciotą :) | 12:39 piątek, 27 kwietnia 2012 | linkuj Jak narzie FIT mi pasuje...dopiero sie rozkręcam na dłuższy dystans ;]
KrzysiekM
| 21:39 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj a co do golony, to bambucza na Wałbrzych :P
tam mamy śmigać ;)
KrzysiekM
| 21:36 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj Ewcia, specjalnie mi wrzuciłaś jakiegoś patyka żebym Cię nie objechał ;P odegram się ;P
ale chociaż czułem się mocny wyprzedzając fitowców i innych nie najszybciej jeżdżących kolarzy ;)
o dziwo spotkałem faceta, który jechał giga, ale stety został z tyłu..
CheEvara
| 21:05 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj KrzysiekM, pecha? W sensie, że Ci uciekłam?:D:D

Fascik, nie tyle ten sekend plejs mnie nie fascynuje, co ten konkretny mnie wkurwia. W Otwocku mogłam przetrawić dziesięć minut przewagi zwyciężczyni na giga, w sumie zawodowca.
Tu prawie półgodzinnej straty do pierwszej przeżyć nie mogę. Ale o tym ciiiicho :)
W Złotym Stoku nie, raczej przebąkiwano mi cuś o końcówce maja.
KrzysiekM
| 16:11 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj chociaż na zdjęciu się załapałem :P ale płakać nie będę :P
szkoda że miałem pecha, może udałoby mi się z Tobą pocisnąć :P
mtbxc
| 11:30 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj Coś dla ludu. Znaczy jak?
cons
| 11:23 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj FUCKtycznie, sprawdziłem w cyckopedii i to we Szczytnie pojechałaś za czyimś kołem nie dająć zmiany :)
CheEvara
| 11:20 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj A ja Cię gdzieś wypatrzyłam, MEGALOMAŃSKO szukając siebie, af kors, ale teraz już nie pamiętam, gdzie to było:D
mtbxc
| 11:12 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj wpisujcie miasta i skąt jesteście!!!!1111

Weź. Kolege pominełaś. Ale w sumie, to wiesz. Ani jednego zdjęcia z Chorzeli nie mam. Ani złamanego pstryka. Nic.
CheEvara
| 11:08 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj cons, w Olsztynie mnię się nie mylnęło, w tamtym roku;) Zaś koncepcja niepokrywających się ze sobą pętli spodobała mi się okrutnie w Supraślu, mimo że dostałam siłowo w dupę:)

mtbxc, zauważ, że iż wpis zrobiłam PÓŹNIEJ niż Ty, zatem ja się zreanżowałam za pominięcie mnie (MNIE!!!) w Twoim wpisie. Focha EBŁAM i tyle:P:P
mtbxc
| 09:22 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj No a mnię to już wogóle nie pominełaś, że tak się wyrażę... Co do jazdy na kole, jest coś w tym. Jedziesz na przodku i machasz ręką, żeby dali zmianę a słyszłałem już:

- nie mogę bo właśnie jem
- nie mogę bo już sie ujechałem
- nie moge bo tak szybko nie jeżdzę
- zaraz cie zmienie, tylko chwile odpoczne

tylko jakim kurwa cudem, potem na stadionie mają kurwa rakiete w dupie...jakim...

W Chorzelach musze przyznac, jeden zawodnik, chyba z Legionu, wyprzedził mnie na asfalcie i rzucił, że da mi zmiane, bo za długo jadę. JEDEN!!!!.
cons
| 09:15 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj Olsztyn Olsztyn. Już się doczekać nie mogę. Tym razem nie będziesz miała okazji pomylić trasy Mega z Giga, bo będą inaczej wytyczone :)
CheEvara
| 08:51 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj Czytałam u Cię o taśmie. Wpływu wielkiego na to nie miałeś, zwyczajny pech Cię dopadł. Rozkurwisz resztę na następnym wyścigu (Olsztyn???):)
cons
| 06:45 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj Wywołany do tablicy, zatem jestem :)
No widzisz, a wczoraj pisałaś że sekond plejs jest chujowe, a tutaj już Ci ulżyło ;)

Jechałem z 11 w Chorzelach i kurtwa wasza mać mało kto potrafił pracować na kole. W końcu dopadłem gościa z teamu AirBike''a i chuj bombki strzelił na tym zajebistym zjeździe taśma wkręciła mi się w zacisk hamulca i weszła w kopulację ze sprężynką okładzin. Skończyło się na wyciaganiu koła, okładzin i wielkim wkurwie.
CheEvara
| 06:17 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj Po pierwsze primo, na tchórzy reaguję tak, że ich ignoruję.

Jadę dalej:P
Toomp, ja wiem, z kim przegrałam i nie o to się złoszczę:)

klosiu, tu akurat piję do konkretnych sytuacji, bo wiem kto se do orga napisał i całkiem nieuzasadnienie sektor dostał;)

A co do dawania zmian, to najczęściej w moim przypadku bywa tak, że się wiozą na kole i jak już się odwiozą, to zamiast wyjść na czub, to po prostu wyrywają się z pociągu. Odpoczęli i teraz ssij maleńka:D

puchaty, upadek obyczajów jest taki, że wszystkich podlinkowałam, a Cię nie!:)
puchaty
| 04:56 środa, 25 kwietnia 2012 | linkuj Poruszyłaś w tym wpisie wiele wątków. Zadałaś wiele pytań. Nie będę ukrywał, że przytłoczyło mnie to trochę, ponieważ nie potrafię skupić się na tylu rzeczach na raz. Dlatego odniosę się do Twego wpisu bazując na ogólnych wrażeniach, jakie po tej lekturze pozostały. Po pierwsze - gratulacje bardzo dobrej pozycji! Po drugie, niech se spadają cioty jedne, co się lepią do babeczki i nie dadzą koła. Upadek obyczajów, brak honoru oraz jajców.
klosiu
| 22:56 wtorek, 24 kwietnia 2012 | linkuj O zaczęli cię irytować kiepsko jeżdżący, Znaczy się - jest progres w technice! :)
Sektory w takich imprezach są mocno przypadkowe, chyba tylko pierwszy i drugi są w miarę adekwatnie przydzielane. W zeszłym roku miałem ogromną polewkę, jak wystartowaliśmy sobie w Grabku bez numerów, i jadąc sobie z trzecim sektorem powolutku (czekaliśmy na kumpla) co chwila notowaliśmy na kole przylepy :). Wszyscy jechali pod 30, my spokojniutko 25, a i tak nam na kole siadali i nie kwapili się do dania zmiany :D. A to trzeci sektor był, hehe.
Anonimowy tchórz | 21:28 wtorek, 24 kwietnia 2012 | linkuj Jeśli chcesz, zgadnij se
ja byłem tam, ciągłem Cie
Anonimowy tchórz | 20:56 wtorek, 24 kwietnia 2012 | linkuj Mnie pominęłaś, płakać nie będę,
Nie łaś się, się logować nie będę ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa wodum
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]