Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2012

Dystans całkowity:341.00 km (w terenie 181.00 km; 53.08%)
Czas w ruchu:18:30
Średnia prędkość:18.43 km/h
Maksymalna prędkość:53.00 km/h
Suma podjazdów:1114 m
Maks. tętno maksymalne:184 (93 %)
Maks. tętno średnie:140 (71 %)
Suma kalorii:10013 kcal
Liczba aktywności:10
Średnio na aktywność:34.10 km i 1h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
42.38 km 30.00 km teren
02:37 h 16.20 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:
HR max:184 ( 93%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy:576 m
Kalorie: 1801 kcal

Odreagować!

Niedziela, 25 listopada 2012 · dodano: 03.01.2013 | Komentarze 6

Po ubiegłowieczornej żenie w Krakowie w pewnym KLUBIE [uwaga, to słowo zawiera lokowanie nadużycia!] musieliśmy z Niewe dziś uczynić ze sobą coś przyzwoitego.

Rowery były ku temu niezbędne.

Taki bezmajtkowy lans na moście, ale nie w Zawichoście!;) © CheEvara



Korzystając z pewnych znajomości, a raczej jednej konkretnej, usiłowałam zsynchronizować nasze namiary geograficzne z Tomasem, jednym mym takim znajomym, co to też rower poważa nadto.

Miał nas niejako oprowadzić.
Na przykład po Lesie Wolskim, który zna, bo go ujeżdża.


Wszystkie próby sczezły na tym, że zamiast spotkać się – jak ustalaliśmy – w Lesie Wolskim, to zjechaliśmy się dopiero gdzieś na bulwarze w drodze do Tyńca. Bo chcieliśmy tam z Niewe pojechać.

W Tyńcu ustanowiona przeze mnie tradycja nakazuje latać na miotle;) © CheEvara



A w tamtejszych lasach dowiedziałam się, że:
- nie umiem podjeżdżać
- nie mam nogi
- jestem leszczem
- chcę do mamy

Nie do końca o taką kompozycję mi się rozchodziło;) © CheEvara



W telegraficznym skrócie doniosę, że bardzo się Tomasowi przydaliśmy, gdyż jak na rdzennego mieszkańca Krakowa, nie miał pojęcia, że w Tyńcu jest tak fajnie;).

Po wszystkim, gdy macki mroku jęły nas dosięgać i niezbędne były przed nami śmiałe snopy światła, nasze organizmy też dały o sobie znać. Raz, że głód (taki jedzeniowy) i dwa, że głód (ten drugi).
A skoro ORGANIZM POTRZEBUJE… Niezdrowo nie zaspokoić!

Zatem my powróciliśmy ku miastu nadwiślnym hajłejem, a Tomas ruszył jeszcze po ciemku Las Wolski przemierzyć.


Na koniec fota z nierowerowego nazajutrza. Rozczulająca w sumie;)

Jeśli można parkować, to nawet dzieci dojeżdzajO do TYRKI rowerem!;) © CheEvara



Jako PeeS dodam, że w wydaniu z Niewe Kraków jest bardzo bardzo, very very. Ale to… nic nowego, w sumie!;)



Dane wyjazdu:
31.16 km 25.00 km teren
02:01 h 15.45 km/h:
Maks. pr.:45.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:538 m
Kalorie: 1385 kcal

Wybyliśmy na Jurę, by sprawdzić, czy tam staniemy się jurni

Sobota, 24 listopada 2012 · dodano: 03.01.2013 | Komentarze 2

;)

Dłuuuugo nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, uznaliśmy zatem, że należy.

A ja na dodatek musiałam nawiedzić Krakau.

Co jednakowoż szkodziło zabrać rowery?

Na trasie do Krakowa zrobiliśmy pitstop w Ogrodzieńcu:

Paczę i napawam się. Pacze za potęgo tego zamku! ©



żeby pokręcić kapinkę po terenie, pozłościć się na brak formy (ja), na ruchomy blok w bucie (ja) i na niezbyt wyregulowany napęd w swem nowem Specuchu (Niewe)

Na tyle nas to wszystko wpieniło, że aż trzeba było spocząć:

Życie jest pełne zadumy...;) ©



Po drodze wspięliśmy się też z buta na jakiś zamek, co było surowo zakazane, ale nas tak korciły rusztowania, że no weź i nie zwiedź!

Pierwszy krok Che dla zamkowości! ©


A w ogóle to umarłam kondycyjnie.

Jakie zdrowie, takie tętno.

I jaka róża, takie kiwi.



Dane wyjazdu:
27.61 km 25.00 km teren
01:36 h 17.26 km/h:
Maks. pr.:27.90 km/h
Temperatura:
HR max:169 ( 86%)
HR avg:140 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1374 kcal

Wracam, bo fajna jestem

Piątek, 23 listopada 2012 · dodano: 03.01.2013 | Komentarze 10

To jest niedyskutowalne oraz nie podlega nawet merytorycznemu podważeniu. Zdecydowałam, że jestem fajna i tak już zostanie.

;)

Ja wiem, że jest NJU JER już, ale ja mam ogon w starociach, który muszę przeciągnąć na nowość. Na TU TAŁZEND TERTIN.

Należałoby wszak.

Moim problemem jest to, że nie pamiętam pojeżdżawek bezgarminowych. Anim ich nie odnotowała gdzieś, ani nie wyróżniały jakoś szczególnie dystansem, żebym miała teraz o czym pisać. Wyjaję się zatem tylko co do tych, które udokumentowane mam jakoś. Na przykład w fotach czy serwisie Garmęna.

I tak se statystyk ubiegłorocznych już nie polepszę. Większej dupy rowerowej nie pamiętam. Skończyłam kiepsko i o, ale że to niefajne, skoncentruję się na tym, co fajne.

Czyli na sobie [huehuehuehueeeeeh].

Tak więc.

Ruszyłam dupę w teren, który mam pod nosem. Upewnić się, czy jestem kondycyjnym fajansem.

Upewniłam się, ale i tak było fajnie.

Bo wiecie, kto jest fajny;)

W każdym razie. Płuca mam jakieś takie bardziej liche, bo byle podjazd wywoływał u mnię zapaść, ale wreszciem pedaliła z dziecięcą frajdą.

Dziecięca frajda jest fajna:).

No to tak:

Będzie nie chronololo, ale wrzucam to jako pierwsze, bo lubię taki klimat © CheEvara



A taki lubię jeszcze bardziej. Bagna z powyławym.... powalonymi drzewami:) © CheEvara



Jestę rowerę, więc mam zakaz wstupu! © CheEvara



Takie tam bez Madonny i nie w Łomży:) © CheEvara



Ja i ten podjazd, czyli he & me loff loff:D © CheEvara



On tu był, ten mostek, rok temu? Ja nie wim tego mostku! © CheEvara



Zabieram lasu co lasowe © CheEvara



Stąd rok temu ruszyliśmy robić (jeździć!!!) po lodzie. Zaborowskim lodzie!:) © CheEvara



Po lodzie rok temu jeździliśmy tak.

Tytuły zdjęć zrozumiałe w pełni będą raczej tylko dla Niewe:).

No i o.

Powrotu na miarę spektakularnego KOMINGBEKU nie wieszczę. Bo wiem, jak będzie;)


Dane wyjazdu:
34.30 km 24.00 km teren
01:46 h 19.42 km/h:
Maks. pr.:31.20 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wstydziłabym się

Wtorek, 20 listopada 2012 · dodano: 12.12.2012 | Komentarze 7

Gdyby mi zależało na tym, co lud pomyśli. Ale średnio zależy.

Napawam się tym, że nic nie muszę. Znaczy się dla Wojtka muszę, dla drużyny coś muszę, ale poza tym BŁOGO NIE.

Jest mi w perwersyjny sposób z tym dobrze. Jasne, że gorzej, że niepracowanie przypadło mi na okres zimy, gryp i niemocy, a nie latem, ale… książki czyta się wybornie.

Spełnia się dziejowe proroctwo, że mężczyzna na polowanie, a niewiasta czeka przy kaweczce i na przykład kolejnym Pratchetcie. Kto by się z tym kłócił?;)

Niemniej jednak. Choć mi się realnie nie chce, choć wpieniają mnie ciągle niedotarte hamulce, to sobie jednak na krótki (bo książka wciągająca) rowering. Tyle, co po krzakach. To tu (pod Domem Złym), to tam (nieco dalej).

Garmin został w domu, dystans z taczfonowego gy-py-sa.


Chyba bym się własnego tętna przestraszyła:)


Dane wyjazdu:
24.18 km 20.00 km teren
01:14 h 19.61 km/h:
Maks. pr.:26.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Słyszycie, jak zwierają się płyty?

Piątek, 16 listopada 2012 · dodano: 11.12.2012 | Komentarze 9

Ja słyszę.

Bo ma pewno muszą się zwierać, gdyż Che nie jeździ, nie przemieszcza się, nie zażywa ZA WIELE aktywności.

Che żre antybiotyk i jej się średnio chce.

Tyle, co polezie z rowerem do lasu, ku Roztoce na przykład.

Słabując, klnąc na niemoc swą, ryjąc bezsilnie kołami w piachu, tak jakoś bez melodii.

Takiej NIEROWEROWEJ końcówki roku se nie wyobrażałam;)

W lesie błotniździe;)

Jazda bez Garmina jest dziwna;)


Dane wyjazdu:
23.14 km 10.00 km teren
01:12 h 19.28 km/h:
Maks. pr.:28.60 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 651 kcal

Dłużej się na ten rower zbieram niż…

Wtorek, 13 listopada 2012 · dodano: 23.11.2012 | Komentarze 7

Na nim pocinam.

Po tym, jak moja wczorajsza wizyta w zaborowskim Medicorze nie doznała finału, zdecydowałam się doprowadzić swoje rzężenie z płuc do stanu opłakanego i wylazłam na rower.

Idiotka to eufemizm;)

Aczkolwiek przynajmniej na rowerze nie zdycham i nie wypluwam płucotchawek. Ewidentny zatem plus dodatni.

Przed zaborowskim Medicorem przestrzegam tych, którzy liczą się z czasem. Ci, którzy mają jego szanowanie w głębokiej sempiternie, śmiało mogą lecieć i…

NA PANA DOTTORE ŁASKAWIE POCZEKAĆ.

Pan internista – choć pracuje od 12-tej, do czternastej nie zdołał dotrzeć. Panie na recepcji są w posiadaniu umiejętności pobrania forsy za wizytę, natomiast zdolności w wydobyciu informacji od lekarza (np. gdzieś pan, kurwa mać, jest??) przekraczają ich granice organizacji.

Niniejszym wkurw mnie strzelił i powróciłam do domu. I uznałam, że może okoliczność wie, że ja mogę jeździć. A nawet powinnam. Pojechałam se dziś więc do Roztoki drogą bardzo mi znaną, terenem, a wróciłam asfaltem. Pary na teren mi nie wystarczyło.

A hamulce skrzypią, aż strach!


Natomiast opowiem Wam o kotach.

Przyłazi do nas całkiem ładna trikolorowa kocica. Wszystkie jej zalety kończą się na jej urodzie. W całej reszcie jest nieprzyjemną kocią… kurwą, nie bójmy się tego powiedzieć, Andrzej.

Żre u nas codziennie.

Od szóstej rano prowadzi okupację kuchennego parapetu, na którego wskakuje, upierdalając widowiskowo elewację (powzięłam postanowienie, że zarówno elewację, jak i tę dziwkę, potraktuję Karcherem. Z tym, że dziwkę edukacyjnie).

Zasadniczo jestem kotolubna.

Ale ta suka mocno się stara o strzał z dwururki. Ani razu od niemal roku nie dała się pogłaskać. Parska, prycha, szczeka na wszystkich, którzy – UWAGA – wychodzą do niej z jedzeniem. OBŁĄKANA.

A żre jakby robiła to pierwszy i ostatni raz w życiu.

Żeby nie było jej smutno, przyprowadziła swojego dopychacza. Roboczo nazwaOpis linkalim go z Niewe Buką, bo jak siądzie w drzwiach tarasu, to wygląda właśnie jak Buka.

On akurat jest bardzo przyjemny. Odpowiada, gdy się do niego zagaja. Tylko pogłaskać się nie da, bo razem z tą dziwką żyją w strachu i sprzedają sobie nawzajem jakieś chore lęki.

No dobra, jest głaskalny podczas paszy. Wtedy zapomina się i pochłaniając Mr.Cata z puszki, udostępnia swoje czarne, fajne futro.

Razem wyglądają normalnie. Jak przez okno:

Siedzą i PACZĄ. Za żarciem:D © CheEvara



Któregoś dnia mojego choróbska siedzę se ja, napawając się niepracowaniem i co widzę w oknie tarasowym? Dwa małe, nastroszone kocie posrańce.


No to se poużywałam. Nagłaskałam się, bo akurat te pokraki pozwalają na to. Najbardziej mały rudzielec, który przy pierwszym dotyku uruchamia wewnętrzną prądnicę i jedzie z produkcją mruczanda. I patrząc czule w ludzkie oczy, PSITULA SIĘ.

Psituliś?:) © CheEvara


Jego siostrzyczka, xero mamusi ma podobny obłęd w oczach I średnio daje się głaskać:

Przechodzę tylko z tragarzami:) © CheEvara


Młokosy jeszcze się nie zwiedziały, że tu się żre i siedzą u sąsiadów. Ale wyłażą na kicianie.

Idę poszukać na allegro czegoś na tę nieprzyjazną trójkolorową zdzirę.


Dane wyjazdu:
31.66 km 8.00 km teren
01:47 h 17.75 km/h:
Maks. pr.:31.40 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 713 kcal

Żenująca przejacha;)

Czwartek, 8 listopada 2012 · dodano: 23.11.2012 | Komentarze 6

To można nazwać prawdziwym roztrenowaniem. Może i wymuszonym oraz niechcianym, ale jednak roztrenowaniem, nie bójmy się tego powiedzieć, Andrzej.

Takiej tradżedi nie było dłuuuuugo. Nie dość, że brakuje mi połowy płuc, to jeszcze jakby pikawa pracowała mi na ćwierć fajery.

Za to produkcja gili i kaszli całkiem w superpozycji.

Niniejszym zdobyłam się tylko na wypad z Domu Złego na Izabelin, zahaczając o te uliczki, o których zawsze myślałam podczas standardowej drogi do pracy „kiedyś tu skręcę”.

Pracy już nie mam, a se skręciłam. Takiego przewrotu listopadowego się szarpnęłam.

Może tak spróbuję się sama kopnąć w dupę, to mi gil przejdzie oraz mi się zachce?


Dane wyjazdu:
67.71 km 11.00 km teren
03:13 h 21.05 km/h:
Maks. pr.:42.56 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2742 kcal

Jadę se, żeby oficjalnie nic nie musieć

Wtorek, 6 listopada 2012 · dodano: 22.11.2012 | Komentarze 11

Czyli na spotkanie z prezesuńciem, żeby podpisać papier, że naprawdę mogę już na legalu nie pracować. Yeeeeeeaaaaahhhh:D

Powiedzmy, że na oko do końca życia i ja taki wariant mi całkiem sprawia przyjemność.

Poza tym lubię wkurwiać:)

Nawet miałam z wiatrem w stronę stolicy, przyznam, że to pomaga zwłaszcza komuś, kto ma grypę od dwóch tygodni i źle mu się oddycha. Pod względem mocy spustoszenie w organizmie mam dwa punkty powyżej „dramat” i punkt poniżej „katastrofa”.

Testowałam se też przy tej okazji kurtkę T-mobile, którą naczelny biskup BS-a zamówił we swym teamie i na pewno stwierdzam, że nie polubię się z tą stroną softshella, która jest w kolorze GŁAZOJEBNEJ madżenty. No nie dam rady, nie udźwignę tego.

Na pierwszy ogień upieprzyłam ją w bagnie Traktu Królewskiego oraz ulicy Lutosławskiego w Klaudynie. Stawiam eurasa przeciwko garści kozich bobków, że nie zrobią tych ulic do zimy. Niniejszym jazda tamtędy będzie prawdziwą męską, pełną adrenaliny przygodą:).

I nie pomogłam sobie tą wycieczką w mżawce. Będzie to na pewno mój najgorszy rowerowo-zdrowotny miesiąc w karierze:D.

Ale przynajmniej nie muszę wstawać do pracy.

Hehehe, że tak zacytuję jedną bajkstatsowiczkę:D
Kategoria >50 km


Dane wyjazdu:
17.41 km 14.00 km teren
00:51 h 20.48 km/h:
Maks. pr.:30.60 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 366 kcal

Łudzę się co do Szczepiony

Piątek, 2 listopada 2012 · dodano: 15.11.2012 | Komentarze 1

Jeszcze mam nadzieję, że pojadę.

Prónio zawiesił na FB kozacką mapę i to mnie przekonywało. Ekipa, która miała być, też do mnie przemawiała.

Wybyłam zatem, grzebiąc się najpierw nieziemsko, ku Kampino...SU, konkretnie ku Roztoce, która miała być na trasie Szczepiony.

I odnotowałam, że:
- nie mam kurwa mać siły
- jest MOGRO I ŹLIZGO
- mój łysy tylny Rocket Ron rzuca mą dupą na korzeniach
- zasmarkam się na śmierć


Nie będzie pan zadowolony.


Dane wyjazdu:
41.45 km 14.00 km teren
02:13 h 18.70 km/h:
Maks. pr.:31.60 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 981 kcal

Otwieram listopad

Czwartek, 1 listopada 2012 · dodano: 15.11.2012 | Komentarze 2

W marnym, co prawda, stylu i zupełnie inaczej niż co roku, bo bez specjalnych tripów cmentarnych.

Pogoda mnie odstraszyła. Powiedzmy, że wybrałam ciepły koc i książeczkę:D

Jedyne na co się zdobyłam, to… ZDOBYCIE Palmir i cmentarza w Lesznie. Na ten drugi ostatecznie nie wlazłam, biorąc pod uwagę tłumy (przegląd kolekcji płaszczy jesień/zima) i startującą mżawkę.

W sumie wyszłam na tym lepiej, niż od Leszna zaczynając, a na Palmirach kończąc. Wydułoby mnie wtedy srodze. A tak zmarzłam znośnie. Bo krótko. I nawet nie zdążyłam zmoknąć.

No i dobrze, że jestem niewyjeżdżającym słoikiem.

Czas na książkę jest nie do przecenienia:)