Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2013

Dystans całkowity:111.35 km (w terenie 74.00 km; 66.46%)
Czas w ruchu:07:30
Średnia prędkość:14.85 km/h
Maksymalna prędkość:32.00 km/h
Suma podjazdów:95 m
Maks. tętno maksymalne:180 (91 %)
Maks. tętno średnie:148 (75 %)
Suma kalorii:3027 kcal
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:27.84 km i 1h 52m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
23.36 km 0.00 km teren
01:04 h 21.90 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:141 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 620 kcal
Rower:

Jak nie jeżdżem, to biegam, a z tego to wpisu Che dziergać nie będzie

Czwartek, 28 lutego 2013 · dodano: 04.03.2013 | Komentarze 0

Aż tak mi karczek nie ostygł i aż taka FIŚNIĘTA to ja nie estem.

Inna sprawa, że zwyczajnie by mi się nie chciało.

A tak to O.
Razu tego onegdaj, czyli natenczas azaliż, czwartkowym popołudniem wysmyknęliśmy na mały szoszing. Czyli na asfalty, bo w lesie guano i BŁOTUE (jak skandynawskie stoły, krzesła, a zatem MEBLUE), cożem zoczyła, biegając jak strudzony renifer.

Nie chciało mi się syfić i przegłosowałam, że robimy za szoszonów dziś.
A że Niewe ma sobie jakąś tam pętelkie asfaltową przez wioski, którą to zdecydował się udostępnić za niewielką opłatą (1,3 zł/km) i wziął mnię był i zabrał na rower.
Zmieściliśmy się w godzince.
Przed zachodem SONCA udało się zawitać w chacie.

Wiuwa z lekka i przyhamowuje pedalarza ( w tym przypadku dwóch, a nawet dwoje).
A to ponoć jeszcze NIC!!

Być może jednak to ja nadal JESTĘ LESZCZĘ.


Dane wyjazdu:
48.89 km 40.00 km teren
03:09 h 15.52 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:-2.0
HR max:180 ( 91%)
HR avg:148 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1254 kcal

Mało jeżdżem, a i tak mam zaległości

Niedziela, 17 lutego 2013 · dodano: 04.03.2013 | Komentarze 7

TYPIKAL i prawdziwe to.

Zdarzyło się tak, że chyba mieliśmy wtedy na Mazovię do JABŁONNY (jak wanny, a nie JABŁONNEJ jak wannej) towarzysko pomknąć. Żeby tak o popaczeć na ludzkie (i luckie też, w razie gdyby jakiś Lucyjan startował) nieszczęście, takąż boleść i krzywdę. Przynajmniej ja (nie wiem, jak chłopaki) czuję się wtedy lepiej.

No i jeśli zaczynam wywód od tego, że coś tam mieliśmy zrobić, gdzieś tam MIELIŚMY jechać, to znaczy, że tego nie uczynilim.

Ktoś nam zegarki porozregulowywał i do tego podłożył pod łóżko maszynę do wytwarzania dodatkowej grawitaNcji. NIE DAŁO SIĘ.

Jabłonnę (jak wannę) więc odpuściliśmy. Goro przybył o (przesuniętym wcześniejszym telefonem) czasie i mogliśmy na tę okoliczność wybyć z domu. Nie omieszkał przedstawić nam dorodnego szlifa na przenajświętszym trykocie biskupim, który to był efektem konkretnie – nie bójmy się tego powiedzieć – wykurwionego kujawiaka prawie w ogródku, prawie witając się z nami, gąskami. Czyli niemal pod Domem Złym.

Oszczegałam go, że takich kujawiaków będzie więcej, chyba, że wyśle sms o treści KOLCE i mu jakąś oponę wypożyczymy (opłata dodatkowa). Marudził, że mu się nie chce.
To pojechalim. Niewe & mua na okolcowanym okapcieniu, Goro walczył na ZWYKLAKU.
Jechaliśmy to tu (w lesie), to tam (pod lasem). Marzliśmy.

Po pewnym czasie zażądaliśmy rozgrzewających przystanków. Zabita na głucho furtka w Białym Domku pod Łomiankami skierowała nas do Przystanku Młociny, prawdziwego raju pod względem wyrobów chmielowych.

Pojedliśmy, nagrzaliśmy grzańcami żołądki (a na grzejnikach odzież najbardziej wierzchnią), niektórzy się bardzo rozleniwili (tu byłoby zdjęcie, ale moja niestabilna platforma emocjonalna zadecydowała, że nichuia go nie budjet) i mogliśmy ruszyć zadki ku pętli ten dzień ZAKAŃCZAJĄCEJ (jak ZAKANSZAJĄCEJ, ogórkiem na przykład).

Fajnie i super było, ale ja to... JESTĘ LESZCZĘ.


Dane wyjazdu:
21.30 km 17.00 km teren
01:39 h 12.91 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 91%)
HR avg:142 ( 72%)
Podjazdy: 95 m
Kalorie: 611 kcal

No i po amorach. I nie mam na myśli widelców!

Czwartek, 14 lutego 2013 · dodano: 20.02.2013 | Komentarze 3

Tak się jakoś złożyło, że Niewe opuścił pracę wcześniej.
Ja chciałam na rower.
Niewe takoż chciał.
Udało się to wszystko do kupy poskładać i na tenże rower pojszliśmy tugeza. Znowu nareszcie;).

Było krótko, bo misja zwała się „zdążyć przed zmierzchem”, ale było także należycie. Na kolcach, więc mnóstwo terenem, kędy samochody wyślizgały nam koleiny. Niekiedy tak wysokie, że przy pedałowaniu haczyliśmy girami o ściany tychże. Do utraty równowagi, a co za tym idzie, do śmiechu.

Zaś widziałam skrzynkę listową, którą wchłonęło drzewo! Takie cuda są w tym lesie.

Na plus odnotowalim to, że ciemno robi się o 17-tej, a nie o 15:30. Zresztą koci zlot pod naszym tarasem, gdzie przebywa Kocia Kurwa (samiczka), a do której zarywają wioskowe kocury (Bukomir, Belmondo i Spaślak) dotąd kazał sądzić, że wiosna, panie!
Za niecały tydzień, czyli dziś, kiedy wpis CZASKAM okaże się, że gówno wyjdzie z tej wiosny. I że z czterech kocurów pod tarasem zrobią się znowu regulaminowe dwa. Też wkurwione z racji cofniętej wiosny;).



Dane wyjazdu:
17.80 km 17.00 km teren
01:38 h 10.90 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:-2.0
HR max:174 ( 88%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 542 kcal

Żeby być na bieżąco, co wcale nie jest teraz trudne:D

Wtorek, 12 lutego 2013 · dodano: 15.02.2013 | Komentarze 4

Drzemiący we mnie, niedawno zadomowiony tu, francuski piesek zmusił mnie do odmówienia posługi w zakresie jeżdżenia w czasie odwilży.
Biegane zamiast tego było [pragnę zaznaczyć, że WPISÓW Z TEGO NIE MA].

Po drodze też złapałam ósme – w ciągu czterech miesięcy – przeziębienie, więc w ogóle dupson blady.

I zdążył znów śnieg napadać, zdążył z groźnej inwazji gil lekko ustąpić, odsunął się na drugą linię, więc ja zatęskniłam za zewnętrznym pedałowaniem. Do wyboru miałam albo mokry asfalt (rzygggg & womit) albo teren i wybrałam sobie to drugie, bo tylko okolcowany full mi pozostał.

Pojechałam.
Zachwycona różnorodną ilością śniegu w lesie. Tu łyso, tam głębiej, aż kusząco na biegówki. Ja zaś starałam się przemieszczać głównie w samochodowych koleinach, bo to co pomiędzy nimi jest wydeptane i zamarzło – no mimo fulla pod zadem, częsło mnie jak przy NERWICY.

Uderzyłam ku Roztoce, rzeźbiąc i starając się trafić w koleiny.
Rowerzysty żadnego, za to sporo narciarzy.
Gleba jedna, po niej siniaki dwa. I nie, nie na dupie;)
Taki to bilansik.

Przy okazji zdobyłam się na rękawiczkowy eksperyment. Na swoje pseudozimowe Shimanki (ale stylowe, biało-czarne!) założyłam też stylowe (czarne!) rękawiczki BBB, własność samego Niewe. Nigdy mi tak w ręce ciepło nie było. Następnym razem założę te rękawiczki na buty, bo paluchi tam też mi marzną, a najwidoczniej patent z BBB działa.

Mam kolejne okolicznościowe, tym razem starochińskie przysłowie.
Jak nie masz nogi, to masz jedną nogę. I też nie jedziesz.

;)