Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

trening

Dystans całkowity:14785.24 km (w terenie 2792.50 km; 18.89%)
Czas w ruchu:678:23
Średnia prędkość:21.79 km/h
Maksymalna prędkość:63.00 km/h
Suma podjazdów:43280 m
Maks. tętno maksymalne:197 (166 %)
Maks. tętno średnie:175 (138 %)
Suma kalorii:330949 kcal
Liczba aktywności:216
Średnio na aktywność:68.45 km i 3h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
43.66 km 9.10 km teren
01:54 h 22.98 km/h:
Maks. pr.:43.10 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (166%)
HR avg: (138%)
Podjazdy:140 m
Kalorie: 1401 kcal

Prze(po)twory

Środa, 26 września 2012 · dodano: 12.10.2012 | Komentarze 9

Znoooowu. Oram. Pode wiatr, dzięki czemu oszałamiające 26km/h to jest absolutny max, na jaki mnie stać. Nie posiadam tak zwanej melodii do jazdy i nawet... NAWET rozważam zawrotkę do domu i ponowną okupację łóżka. Ale mam do odbębnienia trening, świeci słońce i byłam namówiona z Panią Matką Niewiańską. Zatem mocna, stanowcza przewaga argumentów ZA.

Nie to jest jednak w tym dniu najistotniejsze. Nakupilim bowiem z Niewe mnóstwo darów de nejczer i na cały wieczór zniknęliśmy w garach.

O takich garach:

Najlepsze będą chyba ślywky z orzechamy! © CheEvara



Oznacza to, że z Bielan, gdzieśmy SPRAWUNKI (barrrdzo fajne słowo) czynili, wróciłam Z rowerem (w samochodzie), a nie rowerem.


Dane wyjazdu:
76.74 km 50.00 km teren
03:32 h 21.72 km/h:
Maks. pr.:41.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max:183 ( 93%)
HR avg:161 ( 82%)
Podjazdy:691 m
Kalorie: 2523 kcal

Ja to chyba jednak naprawdę muszę

Niedziela, 23 września 2012 · dodano: 10.10.2012 | Komentarze 12

Muszę. Posiadać przynajmniej dwutygodniowe zaległości we wpisach. Jak się polepszy, to się zaraz popieprzy. Co nadgonię, to robi mi się mały zawał i albo dopada mnie twórcza impotencja albo znów gdzieś jadę i długo nie wracam. Albo te dwie rzeczy naraz.

A najgorzej to jak wyjdę na rower. Wtedy to niemal nie wracam jak ten mąż, co to polazł po fajki i zaginął. Żeby udowodnić, że jaranie szkodzi.

Podejmuję nowe wyzwanie, acz ja już wiem, że gówienko z tego nadganiania z wpisami wyjdzie.

Ponieważ mamy wrzesień, dokładnie przedostatnią niedzielę miesiąca, jedziem na Mazovię do Rawy. Mazowieckiej. Bez entuzjazmu zbytniego (przynajmniej ja, bo mój startowy sezon wygląda jak kupa) i bez szału na punkcie trasy. Jakem se przeczytała wpis z ubiegłorocznego maratonu tamże – a zrobiłam to w sobotę przed startem, wiedziałam, że tyłka mi z zachwytu (ani nawet denka od tego tyłka, też z zachwytu) nie urwie.

I nie urwało.

Dużo asfaltu nie jest tym, co rajcuje Che. Ani kostka. Ani muldy w trawie rozpieprzające system rytmu pedalenia.

Ponieważ nie spodziewałam się szału, nie byłam zanadto wpierniczona. Ani spierniczała. Przejechałam i tyle.

Czekałam na trasie na Niewe (bo lubię czekać na Niewe), który znów spożył ogniowdupne sushi (co oznaczało, że startując z piątego sektora – ja z czwartego – szybko mnie dogoni), ale onże, na skutek różnych perturbacji (jak udostępnienie Dżerremu skuwacza lub też zbieranie ze stanu niemal trupnego Erbajkowego Grześka) przyjechał na metę chwilutkę po mnie.


O tyle jestem fizdą, że przegrałam trzecie miejsce o pół minuty. Jak się staje w sektorze na jego końcu jak ostatni fajans to tak to już po prostu jest.


Napisałabym samobiczująco, że to ewidentna droga przez mękę, ale sobie daruję :) © CheEvara



No ale. Jak śpiewa jedna z naszych piosenkarek:
cie szmy się
z małych rze
czybo suma
szczę ściawnich
zapisa naje est.



Dane wyjazdu:
76.44 km 11.00 km teren
03:09 h 24.27 km/h:
Maks. pr.:43.10 km/h
Temperatura:21.0
HR max:177 ( 90%)
HR avg:136 ( 69%)
Podjazdy:269 m
Kalorie: 2298 kcal

Nowemi opłotkemi

Czwartek, 20 września 2012 · dodano: 27.09.2012 | Komentarze 7

Aaaaaasepopodeżdzaam! Na Dewajtis, na prawie maksa, tak jak zjarać żyły sobie lubię. Nawet mi to to ładnie wyszło, łasam była na te sukcesy. Po tych wspinaczkach, w ramach dotrzymania drugiej strefy, pobieżyłam na Bródno, a potem – po zsynchronizowaniu podjazdów z Niewe, znalazłam się na Włochach, gdzieśmy doznali makaronowego poczęstunku.

Wracalim w trybie asfaltowym a także głośnym. Niewemu (lub też temu Niewu) pedałże nowy niemal WYLATAŁ, więc nie cisnęliśmy.

A ja zapoznałam niniejszy kolejną opcję zawitania do domu. Asfaltową, co prawda, ale po ciemaku całkiem przyjemną.



Dane wyjazdu:
46.23 km 7.00 km teren
02:05 h 22.19 km/h:
Maks. pr.:48.60 km/h
Temperatura:
HR max:176 ( 89%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy:154 m
Kalorie: 1437 kcal

Widziałam dziś trzech dżentelmenów w sandało-skarpetach!:)

Środa, 19 września 2012 · dodano: 27.09.2012 | Komentarze 21

Dzisiaj mam parcie na sprinty, na trening, taki całkowity, pełen i kompletny mam parcie też mam, co z tego, skoro nie wchodzęże w strefęże.
Na tej fazie, tujowej takiej, przyspieszenia moje ulubione zrobiłam, ale między nimi nie wyCZymałam strefy drugiej.

Powieszę za jajca tych od wydolnościowych badań. Cały sezon hienie w DUPU!

A ponieważ ponadto nic ciekawego, będę pisać krót.


Dane wyjazdu:
73.75 km 13.00 km teren
03:28 h 21.27 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max:170 ( 86%)
HR avg:143 ( 72%)
Podjazdy:191 m
Kalorie: 2403 kcal

Tak se o. Jak zwykleż w sumie

Wtorek, 18 września 2012 · dodano: 27.09.2012 | Komentarze 0

Dziś jako i wczoraj trasą taką samą jadę se. Dzięki klaudyńskiej próbie uporządkowania lokalnej gospodarki wod-kan, taszczę rower dwa razy nad świeżo wykopanym rowem (gdybym była nadźgana, byłby on wielce prospoczynkowo kuszący). Ku uciesze robolskiego umysłu objawionej bezzębnym rechotem.

A z roboty pocisnęłamże poprzez Siekierki, gdzie na tamtejszych DDR-ach panuje zaiste łowełowa Marszałkowska. I wyścigi platformowców z spdziarzami. Na całe dwieście metrów, bo potem zawsze ktoś mięknie i puchnie.

Uprzejmie donoszę, że nad Wisłą całe mnóstwo wozów telewizyjnych, a mnie coś mówi, że od tych relacyj i od tego paczania wody nie przybędzie.

No i o. Trening sprintów nawet się zrobił, ale wytrzymałość po nim (chyba z głodu) już mi nie wyszła. W sklepie w Lipkowie obeszłam się smakiem po prawie już kupionym bananie, gdyż okazało się, że porfello-bum bum albom zgubiła albo zostawiła w pracy.

No to, miałeś chamie... żółty róg.


Dane wyjazdu:
60.23 km 9.00 km teren
02:47 h 21.64 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max:162 ( 82%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy:144 m
Kalorie: 1931 kcal

Bez większych imprówmentsów

Środa, 12 września 2012 · dodano: 26.09.2012 | Komentarze 5

Przynajmniej rano. Poza tym, że szlachetny mój zad podwiezion samochodem został – za sprawą taką, że nie mogłam się odkleić od łóżka. A że wyjęłam z pierwiastka dwa tangensy, wyszło mi, że pełnej trasy na kołach zrobić nie zdołam.

Acz przyznam, że jak Niewowy Aniołże, czyli owoc jego żywota przysmarował mię rano łańcuch, to zyskałam +6 do tempa.

Nie wiem tylko, z kim to dziecko jest w spisku, ale na pewno z kimś HJUDŻ, bo... jaka po robocie trafiła mnię ulewa, to pomyłujtie! Gdybym nie trzaskała trasy przez Sierkierki, to może i by udało mi się zmoknąć jedynie pod domem. Ale ja chciałam nabyć nieco wytrzymałości, no to nabyłam. Wody w majty, w skarpeciochy, wody pod paski garminowskie.

A że znajdowałam się na terenowej ście nad Wisłą, to dostawałam błotem w papę, zamieniając wytrzymałość w zadane na ten dzień sprinty.

Pomysł przebicia się na drugą stronę mostem Grota najmądrzejszy nie był, co dotarło do mnie, jak pełna zawartość pierwszej kałuży znalazła się na moim łbie chwilę po przejeździe tira. W przekonaniu tymże utwierdziły mnie trzy następne ciężarówki, dzięki którym byłam mokra doszczętnie – o ile mogłam być mokra jeszcze bardziej.

Stelepało mi kuper, odziałam się więc w lekko namokniętą, wiezioną w plecaku bluzę i z musu olałam regeneracyjne tempo zadane na przerwy między sprintami.

Prędzej SIEDNĘ do zamrażary, niż se poczłapię w tym deszczu w ciotowatym tempie.

Gdym była całe dwa kilometry od domu, padać przestało. Szkoorv

W kategorii osiąganych prędkości jestem MASTAH. Tym razem Garmin zaliczył mi 322 km/h. Idę na rekord.

A tymczasem popaczam w KRZYNKE, ile mam za to mandatów.

.

Dane wyjazdu:
34.76 km 4.40 km teren
01:16 h 27.44 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max:174 ( 88%)
HR avg:142 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1044 kcal

Się wprowadziłam gdzie indziej, to i gdzie indziej się wprowadzam

Sobota, 8 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 0

A wprowadzam się w jutrzejszą Mazovię. A wprowadzam się w nią w okolicach Lypkowa lub też Stanisławowa. W sumie ładnie mi się to sypało, nawet całkiem, ale wszystko byłoby pięknie, gdyby kurwa nie te raty. I mistrzowie jednej długiej prostej.

W ramach tejże treningowej promocji zajechałam na Bródno, zobaczyć, jak smakują nowe ogórki Pani Matki. No powiem Wam, że zajebiście smakują. Może nie jest to najlepsza potreningowa pasza, ale jakby Friel wpadł do mojej Pani Matki na ogóra, to zaraz by zmienił wszystkie te swoje herezje makaronowe!


Dane wyjazdu:
50.59 km 6.00 km teren
01:53 h 26.86 km/h:
Maks. pr.:44.40 km/h
Temperatura:22.0
HR max:173 ( 88%)
HR avg:145 ( 73%)
Podjazdy:144 m
Kalorie: 1499 kcal

W sumie sprinty są fajne

Środa, 5 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 11

Chociażby dlatego, że można w godzinę i dziesięć minut uszczelyć 36 kilometrów. Innych powodów dla tego, by udzielić temu treningowi mojej sympatii niestety nie znajduję.

Zwłaszcza że mam luzy na pedałże i wyrobione blokałże. Więc czasem mi noga z pedałże WYLATA.

Ale bardzo podoba mi się efekt wolnej głowy wywołany świadomością, że trening już ZDJEŁANY (i to tu, w Polszy!) i po pracy jestem wolna jak zielononóżka.

Co z tego, skoro nie najeżdżę się.
Do serwisu zatargałam wyścigówkę, głównie z uwagi na to, że od Izerskiej Wyrypy mam o kilka przełożeń za mało, no i te posrane hamulce wiecznie nie sztymujące ze mną.

Z Airbike na Dereniowej wydostałam się na Bielany metrem (co ci wszyscy ludzie tacy smutni, wracacie z pracy, kurna!), a potem podebrał mój zad do samochodu najlepszy Niewe na świecie!;)


Dane wyjazdu:
97.44 km 17.50 km teren
04:01 h 24.26 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:167 (137%)
HR avg: (%)
Podjazdy:236 m
Kalorie: 2758 kcal

A se jadę zapoznawczo!

Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 0

Znaczy się z Niewe jadę. Ów Niewe pokazuje mi kolejną opcję dojazdową do roboty, „żeby mi się nie znudziło”. No to grzejemy poprzez znany mi Ajzablin, potem prosto gerade aus nach rechts, a nie nach links, czyli na Klaudyn i potem na REJDIJOŁO, czyli Radiowo. Duuuużo w tym wariancie terenu i choć jest pięć kilometrów krótszy od tego, którym lubię cisnąć, to se myślę, że się chyba zaprzyjaźnimy;).

Pan Niewe odstawiwszy mnie pod arbajt (pewnie chciał upewnić się, czy ja w ogóle tam chodzę), pojechał w swoje mańkie.

A ja po tej robocie, do której jednak w ogóle chodzę zamierzałam CZASNĄĆ trening, taki z długą – za przeproszeniem – wyCZymałością. I choć i tak mam daleko do domu, to se tę trasę – za przeproszeniem znów – wydłużyłam wariantem przezursynowskim. I ścieżko-terenowo-nadwiślańskim.

Po wczorajszej siłowni mam mini zakwasy (takie fajne, a nie bolesne do wykrzywu ryja) i przez to mam wrażenie, że sprinty robię na modłę ślimaczą.

Znowu nie umyłam roweru, co zostało zauważone na mieście. Czarny mi napisał esa, że widziano mnie na brudnym Specu, w związku z tym ma pytanie, czy zamierzam wyścigówkę doprowadzić do takiego samego stanu co Centka.

Kurwa, inwanentna pergilacja!:D


Dane wyjazdu:
43.01 km 15.00 km teren
03:07 h 13.80 km/h:
Maks. pr.:62.70 km/h
Temperatura:24.0
HR max:170 ( 86%)
HR avg:133 ( 67%)
Podjazdy:1370 m
Kalorie: 1972 kcal

To ja dodam treści więcej niż Niewe:) O tych Karkonoszach

Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 30.08.2012 | Komentarze 18

Bo nawet pamiętam;) I śmiało mogę robić uzupełnienie do wpisu Niewe:)

Postanowilim wykorzystać instytucję długiego weekendu oraz to, że w sobotę zawierającą się w nim, dzieje się Izerska Wielka Wyrypa. Niewe jest maniakiem orientowym, ja ich dziewicą, tak więc mieliśmy to ostatnie zmieniać:D


Znowu zapakowani w samochód jak Cyganie wyruszylim przebyć te pińcet kilometrów dzielące nas od niejakiej Szklarskiej Poręby (węszę, że może mieć ona coś wspólnego z niejakim mtbxc;)), gdzie KTOŚ wymyślił, że będziem mieć bazę.

Jak już zajechaliśmy na miejsce i zobaczyliśmy, że tam są wszyscy ci, którzy normalnie są nad Zegrzem, w Auchan i na Krupówkach, spierdoliliśmy stamtąd oby rychło.

Nie znoszę kuźwa tłumów. I tych wszystkich wpierdalających na ulicy na zmianę: lody, watę cukrową, kebab, zapiekanki, chodzących bez celu, snujących się jak bezmyślne jełopy, które nie myślą o niczym.

Zapragnęliśmy stamtąd zwiać CZYM DUCH!

Wystarczyło przejechać granicę i nadłożyć 12 kilometrów, żeby znaleźć się nie tylko w piwnym raju (acz to okaże się wielce istotne i kuszące), ale też w raju rowerowym. W Harrachovie bowiem.

Dodatkową atrakcją był brak tłumów, jak i domostwa pozbawione ogrodzeń. Urzekało mnię to. I – choć na szczęście nie musimy się z tym liczyć, bo jesteśmy obrzydliwie bogaci – jak nam pewna pani w Szklarskiej zakrzyknęła za nockę dwie paki, obraziliśmy się śmiertelnie ze skutkiem korzystym, gdyż z kolei przemiła harrachovianka, do której trafiliśmy w ciemno, zaśpiewała nam całe 6 dyszek, zatem pozostałe 140 złotych mogliśmy przepuścić na alkohol.


A ten sprawił (w miejscowym browarze, czyli świeżyzna!), że dzień, w którym przybylim w góry, ostał się nierowerowym;)

Zresztą. To była całkiem zdrowa aklimatyzacja, wszystko na świeżym powietrzu!;)

Ale następnego dnia już było rowerowo. Miałam wyCZymywać wyCZymałość, co pod górę mogło być całkiem niełatwe. Ale kto przed się nie bierze takich wyzwań, ten torba!

Wyruszylim zatem zaliczyć sobie czeskie cyklotrasy, żeby potem wieczorem móc spokojnie wtranżolić wyprażany syr;)

Jak tylko wjechaliśmy na te ich szlaki, tośmy żałośnie załkali. Kurwa, nooooo! Uprzątnięte, czyste, ładne, oznakowane. Ubodzy krewni, my, Polaczki jesteśmy. Serio. Niestety, serio.

No to lecę fotami. Czyli idę na łatwość.

Nie wiem, jaką walutą ci ludzie nawozili ogród przy chacie, w kórej dostąpiliśmy noclegu, ale wyglądał zjawiskowo. Nie wiem też, ile czasu ci ludzie mają do dbania o każdy roślinny pizdryk, ale obstawiam, że mieli go całkiem w pytkę.

Można mieszkać fajnie, gdzie strymuk płynie z wolna?;) © CheEvara


I tak! Ma być STRYMUK!


Jak już się ponapawaliśmy i widokiem z okna (foto u Niewe), i brakiem ogrodzeń, i kocurami, pojechaliśmy JEŹDZIĆ.


Heja ho! Jedziem po ZUO!;) © CheEvara


Na powyższym zdjęciu jadę na przykład ja:).


A na poniższym jedzie na przykład Niewe:)

I wcale a wcale nie pozuje!;) © CheEvara


I znowu ja, żeby nie było, że jadę tyle samo. Jadę WIENCY!;):

To jest w innym miejscu! Naprawdę się przemieszczamy! © CheEvara


Minę mam taką, bo zobaczyłam, jak podjazdy pokonują dzieciaki (zjazdy zresztą też). To się nazywa robić nogę od szczeniaka!;)

I tak sobie oraliśmy (Orane, panie Konery!) pod górkę i pomykaliśmy w dół. I orka w górkę, a potem nieorka w dół. Fajna sprawa.
Jakeśmy zdobyli fajną przełęcz i ustalili, że trzeba by jakoś zaraz zjeżdżać, bo i chłodem po rajstopach ciągnie, i głód nas lekki dosięga, natrafiliśmy na budkę, w którym kopcący faję Czech ratował życie Holbą (ryzi pivo z hor!). Trzęsło nas, zapowiadało się, że cieplej już nie będzie i napytamy se biedy zjeżdżając tacy wychłodzeni siedzeniem przy piwku do Harrachova. Ale legenda jest legenda, obowiązkiem jest jej sprostać:

Na koniec zaspokajamy nasze potrzeby życiowe © CheEvara


W temacie naszego dosięgającego nas głodu próbowałam coś zdziałać, ale niestety zanosiło się, że będziem musieli wpitalać jednak ten SYR. Jak małpa kit.

Ja jeszcze walczę o jakieś jedzenie, ale obiad słabo reaguje na kicianie © CheEvara


Głupi TOT myślał, że chcę go pogłaskać. Nie po to wożę ze sobą dwie pajdy chliba, żeby potem nie przełożyć tego kotem, nieprawdaż.


I zjechaliśmy po tym wszystkim w dół. Dystans może nie szałowy, ale nałapaliśmy przewyższeń, pojeździliśmy, nawodniliśmy nasze boskie organizmy, wszystko po to, żeby jutro, czyli przed sobotą zrobić sobie całodniowy regen, a w sobotę zniszczyć rywali na Wyrypie. O.