Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:2087.64 km (w terenie 355.25 km; 17.02%)
Czas w ruchu:91:16
Średnia prędkość:22.87 km/h
Maksymalna prędkość:57.50 km/h
Suma podjazdów:993 m
Maks. tętno maksymalne:191 (99 %)
Maks. tętno średnie:171 (89 %)
Suma kalorii:36801 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:63.26 km i 2h 45m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
64.78 km 0.00 km teren
02:37 h 24.76 km/h:
Maks. pr.:48.50 km/h
Temperatura:27.0
HR max:173 ( 90%)
HR avg:142 ( 73%)
Podjazdy: 36 m
Kalorie: 899 kcal

Odwrócone murzyń... tfu! afroamerykańskie rączki:D

Piątek, 3 czerwca 2011 · dodano: 06.06.2011 | Komentarze 26

Tak wyglądają moje dłonie – jakbym trzymała się ich wierzchem drążka. Opalone mam palce, dłoń już nie, przedramię tak. No a stopy… Weź teraz i załóż do pracy kieckę, a do tego jakieś szpile. Jak kurwa mam wyraźnie odcięte „na jaśniej” syry.

Nie wiem, czy nie bardziej jednak kretyńsko od tego wszystkiego wygląda moja odwrócona panda pod oczami. Jeszcze sobie zafunduję jakieś znamię w kształcie odwróconego okręgu i będzie pikabelo. Cała se będę taka odwrócona, a nawet odwrotna.

Zapierdol w pracy skutkuje tym, że jak już z niej wychodzę, to napierniczam jak w amoku jakimś.

A poza tym błędem jest wierzyć, że każdy poważny problem można rozwiązać za pomocą kartofli.



Lubię to:D

Dane wyjazdu:
60.28 km 7.51 km teren
02:41 h 22.46 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:29.0
HR max:170 ( 88%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: 39 m
Kalorie: 876 kcal

Bidny ten Cent

Czwartek, 2 czerwca 2011 · dodano: 06.06.2011 | Komentarze 58

Kolebie mu się tylne koło, a nowiuśkie, zaplecione stoi i czeka w serwisie na moje ludzkie wyjście z pracy, żebym wreszcie mogła podjechać i zezwolić łaskawie na podmianę.

Żeby była jasność – czeka od grudnia.

Kiedyś doprowadziłam do totalnej ruiny przednie v-brake’i, na mocy czego jeden z piwotów odmówił posługi. Udało się go podratować metodą typu „łatanie dupy smalcem” lub też „leczenie syfa pudrem”, ale chyba żywotność tejże metody straciła swoją datę ważności w zakresie obowiązywania. Bo i fałbrejk telepie się jak starej kur…tyzanie noga na mrozie.

Naprawdę potrzebuję jeszcze jednego sztywniaka. Takiego treningowo-dopracowego potwora. Na wymiankę z Centurionem. Mógłby być w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie czerwony. Kiedyś myślałam o Krossie, ale ostatnio z pewnych względów trochę mi przeszło:D

Wiecie o wypadku Łukasza Gizińskiego ze Świata Rowerów Racing Team? Nie ma na forum za wiele szczegółów, ale w sumie detale z wypadku nie są istotne, chłopak potrzebuje krwi. Kto może, niech leci i odda. Nie jest istotna grupa, bo szpitale wymieniają się między sobą tą krwią. Liczy się, żeby przed oddaniem powiedzieć, dla kogo ta krew i że Łukasz leży w szpitalu w Wołominie. Ruszcie zadki, to tylko godzina załatwiania – łącznie z rejestracją, pobraniem krwi do badania i samym utoczeniem tych 450 ml. Trzeba być po śniadaniu i na pewno nie pić alko w czasie ostatnich 24 godzin.

Idźta, mówię Wam.

Dane wyjazdu:
64.76 km 9.51 km teren
02:48 h 23.13 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:28.0
HR max:169 ( 88%)
HR avg:139 ( 72%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: 909 kcal

Idzie burza, bo mi się wydłuża

Środa, 1 czerwca 2011 · dodano: 06.06.2011 | Komentarze 7

- Idzie deszcz, bo mnie też

:D:D
[kto wie, z czego to tycac?]

O ile jeszcze wieczorem zdążyłam dojechać do Wiolki, której obiecałam nawiedzenie Wielkiej CheEvary, o tyle powrót od niej już nie był taki fikuśny. Może już nie lało, ale w zasadzie nie potrzebowałam lampek, bo na niebie odbywał się kapitalny festiwal piorunów i przegląd błyskawic. Taka bitwa hip-hopowa albo KOMPETYSZYN breakdance’a:D Tyle że między piorunami.

Jednakowoż full uwalił się w tym, co pryskało spod kół i teraz czeka na moją łaskę.

Tylko że od poniedziałku prowadzę tak intensywne życie towarzyskie, że albo nie wracam do domu albo wracam, ale nawet już nie opłaca się iść spać. Bo kładzenie się na trzy godziny to tak jak napicie się jednego piwa i poprzestanie na tym. Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała też o Monte. Bo to kładzenie się na trzy godziny to jak otworzenie pudełeczka Monte, oblizanie tego foliowego wieczka i zostawienie reszty bez konsumpcji. Zgroza i skandal.

Czeeeeekam na koncert tych waryjatów:

&feature=player_embedded

Powinien być fajer!