Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2012

Dystans całkowity:1543.34 km (w terenie 393.21 km; 25.48%)
Czas w ruchu:75:57
Średnia prędkość:20.32 km/h
Maksymalna prędkość:62.70 km/h
Suma podjazdów:10460 m
Maks. tętno maksymalne:185 (94 %)
Maks. tętno średnie:175 (89 %)
Suma kalorii:49326 kcal
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:67.10 km i 3h 18m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
34.09 km 20.00 km teren
02:14 h 15.26 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:22.0
HR max:167 (%)
HR avg:111 ( 56%)
Podjazdy:543 m
Kalorie: 1104 kcal

No to my już w okolicach Ustronia, aa-a!

Piątek, 3 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 6

Na wstępie muszę zaznaczyć, że Misiaczki to oprawcy, terroryści i ZBOWIDOWCY! Żeby zmuszać mnie do tak zwanego wstanięcia o srogim przedświcie TYLKO PO TO, żeby w okolicach Ustronia być, zaistnieć jeszcze przed 10-tą. Poprzedniego wieczoru wahałam się, czy opłaca się w ogóle kłaść. Mogłabym na przykład w tym czasie pograć w grę. Albo zobaczyć powtórkę Trudnych Spraw. Albo w ogóle PERGOLNĄĆ to wszystko i wyjechać w Bieszczady.


Metę mieliśmy agroturystyczną klimatem w Górkach Wielkich. I stamtąd mua wraz z Bartkiem pojechaliśmy rozruszać dwugłowy kapinkę. Dlaczego drugi Miasiaczek z nami nie pojechał, kapkę nie pamiętam.

Pierwsze paręnaście kilometrów nieco mnie rozczarowało, bo jechalim po płaskim, wzdłuż smródki jakiejś, ale wiedziałam, że Bartek zna te rejony i wie, gdzie mnie wie...dzie:). No i wreszcie zaczęliśmy się piąć jak trzeba, po luźnych kamulcach pod górę.

Na wstępie landszaft bardzo przyjemnościowy © CheEvara


Przy obecnym stanie mojego roweru, a raczej jego ochamien... a nie! Ohamulcowaniu!:D bardziej byłam jednak fanką pięcia się w górę, a nie zjeżdżania. Bo jak zjeżdżałam, to... - ja wiem? - na pełniutkiej kurewce. Nabieram nieśmiałego wrażenia, że właściwie nie powinnam posiadać hampli żadnych, bo i tak wszystkie doprowadzam do stanu potocznie nazywanego „a na chuj mi ten kaktuuus?”

Robiłam w trykoty na każdym co szybszym zjeździe – niniejszym obwieszczam.

Jeszcze nie wie, że będzie łatał:) © CheEvara



Ale warto było wjechać na górę, choćby po to, żeby rozpocząć epokę świadkowania pękającym permanentnie Misiaczkowym gumom. Chociażby. Na jednym ze zjazdów Bartek po raz pierwszy podczas tego wypadu złowił snejka. Gdy on się łatał (po raz pierwszy), ja napawałam się jego widokiem i tym, że to ja nie mam tutaj hamulców, a zatem nie zajmuję sobie głowy takimi pizdrykami jak zmiana DYNTKI.

Mówiłam, że będzie łatał?;) © CheEvara




Jakem się już ponapawała, wjechaliśmy na przełęcz, gdzie spotkaliśmy kota-górala, żwawo gderającego do nas o tym, co jadł, co by zjadł i o tym, że po tym co-by-zjedzeniu dałby komu w mordę. Najchętniej temu, co mu się zasadza na jego upatrzoną kociczkę.
I mówię ci, Che, jak mnie tak wpienili! Myślałem, że nie ZWYCZYMIĘ! © CheEvara




No i o.

Fajnie było.

Lubię takie górskie ułamańce:) © CheEvara



Dystans krótaskowy, ale trochę do zrobienia mieliśmy jeszcze z rowerami. Zwłaszcza Bartek, który jeszcze nie wiedział, że się zobowiązał obtoknąć hamulce me.

I jeszcze nie wiedział, że to i tak na cały chuj;).


Dane wyjazdu:
79.14 km 9.60 km teren
03:36 h 21.98 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:24.0
HR max:157 (%)
HR avg:129 ( 65%)
Podjazdy:363 m
Kalorie: 2992 kcal

Aaaaa bo zaraz jadę w góry

Czwartek, 2 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 0

W sensie, że jechałam, bo kiedy wpis czyniony, a z kiedy on to dwie różne sprawy jak konik i konik na biegunach.

Bym napisała coś więcej, ale gówno/hovno (wersja dla Czechów) pamiętam i kojarzę. Z mapki wynika, że zawitałam też na Bródno Town. I tu przechytrzam (przechytrzywuję, a nawet robię te dwie rzeczy naraz) system, gdyż z mapy Garmęna nie wynika, że zawitałam do Pani Matki, która obżarła mi lodówkę z całego zapasu Monte, a ja wiem, że zajechałam do Pani Matki (która, obżreć, Monte, lodówka, zapas).

No i zażyłam trochę terenu.

Jakbym wiedziała, że w Ustroniu mię to nie wyjdzie:D


Dane wyjazdu:
90.49 km 31.80 km teren
03:56 h 23.01 km/h:
Maks. pr.:46.20 km/h
Temperatura:26.0
HR max:179 ( 91%)
HR avg:141 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2838 kcal

I dobry trening poleciał w przysłowiowy kosmos, w dupę go mać!

Środa, 1 sierpnia 2012 · dodano: 27.08.2012 | Komentarze 12

Jeśli ktoś zamierza przychrzanić się do przysłowiowego kosmosu, spieszę poinformować, że jest całe mnóstwo przysłów o kosmosie.

Na przykład: Lepszy kosmos w garści niż zatkana rynna na dachu.

Albo: Dobrymi chęciami kosmos jest wybrukowany.

Lub też: Kosmos kosmosowi kosmosa nie wykosmosa.

Mogłabym te przykłady kosmosi... yyyy. MNOŻYĆ! Mogłabym je mnożyć, ale nie o tym rzecz.

Rzecz jest o tym, jak dać się wydymać przez urządzenie firmy Garmę.

Wstępnie chciałam Wam udzielić katechezy, jak NIE dać się wydymać, ale szybko owo NIE wy...bakspejsowałam, bo ja przecież temu Garmęnu dałam się wydymać.

Otóż bowiem.

Trening podjazdów dziś dziergałam. Fajny był. I straszniem z niego kontenta była. I z tego, że rozgrzewkę zrobiłam należną. I że podjazdów komplet zrobiłam. Oraz że rozjazd po wszystkim był, na co zazwyczaj osobowości mej już nie styka.

A i wytrzymałość całą wytrzymałam.

Zaś szkoda, że nie mogie ja radości tej nijak spożytkować, bo ten dżebany Garmę raczył zapisać mi z tego wszystkiego zaledwie kilometraż i czas.

Zaś nie mam ani wysokości, ani czasów poszczególnych zakresów, ani dupa blada jej królewskiej maci!

Verfluchte Scheiße!

Że sobie tak obcojęzycznie wulgarnę.


Zaś jednakowoż kilometrów wyszło mi po mojemu. Ale i tak myślę, czy aby się nie zirytować.