Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
66.00 km 60.00 km teren
04:19 h 15.29 km/h:
Maks. pr.:54.80 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1244 m
Kalorie: kcal

Dzałorki ŁELKAM TU!

Czwartek, 21 lipca 2011 · dodano: 27.07.2011 | Komentarze 17

Łi ar nał in Dżałorky!

Tytuł daję taki, a nie inszy, dlatego bo ponieważ kaprys mam taki i PISZAM TU I TEDY ku przerażeniu, niestrawności, turbulencjom wdupnym tych, którzy przyłażą i narzekają tylko.

Poza tym nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?

Ano nic.

Środowego wieczora dotarliśmy z Takim Jednym do Beskidu Sądeckiego, a dokładnie do Szczawnicy, gdzie została zakupiona KRZYNKA Kasztelańskiego nie dla ciot (czyli wersja bez pasteryzacji), a już całe DWAJŚCIA minut później zwieźliśmy swe psychopatyczne jestestwa do Jaworek, gdzie stacjonował Goro i jego przyległości rodzinne oraz Rooter w sytuacji podobnej. Dziś myślę, że obaj (wraz z przyległościami rodzinnymi) żałują chwili w której nas zaprosili do Dżałorek. Czyli mnie, pijaka oraz Niewe. Też nieusztywniającego alkoholem kołnierzy.

Czekano na nas z ogniskiem i alkoholem. Czyli z należnymi honorami.

Wiem, to chamskie, ale pominę litościwie ów wieczór środowy, bo ze sportem i kolarstwem wiele wspólnego nie miał. Może jedynie butelki pustoszały w tempie finiszowania Cadela Evansa na wiadomym TdF. Nazajutrzne, poranno-czwartkowe skutki były nietrudne do przewidzenia – dupy posadziliśmy na rowery wczesnym POŁUDNIEM. Ekipa w składzie: Goro (Kierownik Wycieczki), Niewe (Zastępca Kierownika, który dysponuje narzędziem zwanym nawigacją), Rooter (nie wiem, jaką funkcję miał pełnić, ale białe obręcze jego Meridy jasno implikowały, że imć Roo miał pełnić rolę lansiarza) i ja, Gwiazda Bikestatsa, czyli Che; wyruszyła na eksplorację wcale nie pedalskich wzniesień.

Jak się potem okaże, Che daje im radę średnio ciulowo. Marnieńko.

Ale przynajmniej pod względem spożycia fason trzymałam.

Jak już zebraliśmy swoje rozleniwione rzycie na rowery, Goro zatargał nas na tak zwany Śmietnik, długi, acz niekoniecznie sztywny podjazd. Nie wiem, dlaczego zwie się to Śmietnik, wytłumaczenia należy szukać u Kierownika na blogasku. Chyba, że nie wytłumaczy. To wtedy wszyscy nie będziemy wiedzieć.
Niewemu noga podawała, mnie blokowały rozregulowujące się Avidy Elixiry (żeby je tak chudy byk zagarnął pod siebie i wydymał!), Goro dzielnie doganiał, a Rooter… No cóż. Rooter – no już nie będę taka wredna – kręcił swoje. Był z nami jeszcze starszy synowiec Gora, Kacper, ale dał nam fory i, rzuciwszy, że z leszczami nie kręci, zawinął do chaty:).

W zasadzie to tak. Powinnam zaczekać przynajmniej na wpisy Niewe, bo miał GiePeeSa i nie tyle jest w posiadaniu profilu trasy, co śladu trasy. A ja już nie pamiętam, gdzie jeździliśmy pierwszego dnia. Kolejne wypady też już mi się pierdylą.
O gównianym liczniku Sigmy (DTS), który co i rusz sygnał gubił, nawet nie będę tu pisać, bo od samego składania przeze mnie liter spłonie samoczynnie, pomiot szatański.

Ale będę brnąć. Najwyżej się zedytuje:).

Wjechaliśmy na ten tak zwany Śmietnik – po 10 kilometrowym podjeździe.

Od lewej: zła Che, spragniony imć Rooter i Kierownik Goro © CheEvara


Tu ugaszono pragnienie, wysłano SMS o treści „Zjeżdżamy” (w oryginale „Rozkurwiamy zjazd dla Szatana”) i zmieniono wektor, acz zachowano KERUNEK.

Ale o ile podjazd przebiegał jeszcze w słońcu, o tyle sytuacja na szczycie, a konkretnie dwie sekundy po nim, zmieniła się diametralnie. Lunął deszcz. A raczej DESZCZ. Krople deszczu uderzały o wszystkie me członki w sposób bolesny. Zjeżdżaliśmy (w oryginale: „Rozkur... dla Szatana i tak dalej...”) w dramatycznej ulewie. Pierwszy kilometr zjazdu dał przypływ w butach. Następny podarował w nich falę powodziową i w ogóle dość zacne nawilżenie.

Na odpływ z butów i wyższych partii kolarskiej garderoby nie zanosiło się, bo wcale nie przestało napierniczać z nieba, gdy zjechaliśmy do bazy. Nastąpiła wręcz superkompensacja opadu. Goro i Rooter zdecydowali, że zostają INDAHAUS, a dwa debile, czyli reszta składu ekspedycyjnego, czyli Niewe i Che, wpadła do chaty, zmienić rzeczy na odrobinę suchsze (lubię niepoprawne stopniowanie przymiotników:D) i wybyła zmłócić podjazd na Durbaszkę (934 m n.p.m). Wielce błotnisty podjazd. A jak nie błotnisty, to mokro-kamienisty. Były też odcinki potoków z kamieniami na dnie, kamieni nad błotem, błota nad potokami, no... różne takie wariacje. Trafiliśmy nawet na sekcję kałuż ukrytych w trawie. Eh, prawie jak w Szydłowcu:). Prawie, bo mieliśmy też do czynienia z atakiem chmur i mgieł:

Już nie pamiętam, czy one nadchodzą czy ulatują, jak te balony. Ulatują. © CheEvara


Które wstępowały i zstępowały. Zwłaszcza na paśmie łąk po stronie słowackiej, gdy wybieraliśmy się już w dół do Leśnicy. O tu o się zbieramy:

Naszym pararodakom Słowakom pokazujemy jizyk:D © CheEvara


No i te chmury i mgły przychodziły i odchodziły. Dywersja ze strony naszych sąsiadów jak nic. Najboleśniej przekonał się o tym Niewe, którego pizgnął prąd z elektrycznego SŁOWACKIEGO pastucha przy jednym z pastwisk, przez które trzeba było się przedrzeć w poszukiwaniu hiperniezawodnie oznaczonego żółtego szlaku.

Tu zaraz Niewe dostanie wpierdula elektrycznego © CheEvara


Już z daleka widać, że tym krowom źle z wymio... yyyyy... z oczu! TYM KROWOM ŹLE Z OCZU PATRZY! Czwarta od lewej podejrzanie sięga niuchem do trawy, gdzie NA PEWNO ukryty był przełącznik sterujący prądem płynącym w tak zwanym DRUCIE. I tym prądem poczęstowano, zupełnie nieprzyjaźnie, po słowacku, Pana Niewe.

Owocem słowackiej dywersji było też błoto.

Nad jego ilością czuwał na pewno sam Szatan. Który rozkoorviał błoto dla Szatana. |
Zasadniczo.
No ma poczucie humoru.

Co ja mogę więcej dodać. Woda chlupotała nam w butach, tak zwane rowy, czyli wkładki w spodniach wypełniała woda takoż, moja teamowa bluza oblepiona była błotem, piach zgrzytał w zębach, a spod-trawowa maź przejęła władzę nad okularami, przez które – jak w butach – gówno było widać.
Ale dzielnie zjechałam. A przynajmniej zaczęłam:

Sekcja kałuż przykryta trawą:D © CheEvara


A potem trzeba było znów gdzieś podjechać:

Statystycznie było cały czas płasko, skoro trochę pod górę i trochę też w dół;) © CheEvara


Nie myślcie sobie jednak, że Niewe wjechał tu pierwszy i dlatego robi mi kompromitujące foto. Ta fota, jak wiele innych, na których ja na przykład schodzę zamiast zjechać, jest pozowana, uzgodniona (przynajmniej jednogłośnie:D) i nie ma w sobie nic ze spontaniczności. Zatem zdjęcie powyżej przedstawia sytuację, w której przyjechałam na górkę PIERWSZA, poczekałam na Niewe (jak w Szydłowcu CZTERDZIEŚCI MINUT) i nakazałam mu (na innym blogu znajdziecie wersję, że ubłagałam) zrobić mi zdjęcie, jak to ja dzielnie i żwawo podjeżdżam.

I TEGO KURDE BĘDĘ SIĘ TRZYMAĆ! Jak Niki Lauda zakrętów, a urzędnik stołka. I Turcy Konstantynopola. Tyle że ci ostatni to trzymali się do pewnego czasu.

W Lesnicy u przesympatycznego pana z budki z piwem (Smadny Mnich) oraz z mapami, wypiliśmy ożywczego Browera i dowiedzieliśmy się, że aby zeżreć wyprażany syr trza zjechać w dół. ASFALTEM.

O matko jedyna, przy minus dwudziestu w Polsce nie było mi tak zimno jak tu, na tym zjeździe. Nie wiem jak Niewe, bo wypruł do przodu, ale ja DARŁAM RYJA z zimna. Mokre trykoty, prawie 5 dych na gubiącej sygnał DZIWCE SIGMIE i panujące w powietrzu nędzne może 18 stopni – kombinacja tych trzech wszeteczeństw (zajebiste słowo) jest w stanie zniszczyć Che.
Na tyle, że w knajpie Holica zamówiłam GORĄCĄ KAWĘ, a nie piwo.

A syr był taki sobie.

Trzeba było wracać. Bo jak się wygląda o tak:

Mam nadzieję, że prezes APSu nie dostrzeże błota na logo:) © CheEvara


to ani nie jest ani ciepło, ani sucho.
ALE ZAWSZE NA CZAS.

Do Dżałorek wrócilim traską wzdłuż Dunajca, przez Czerwony Klasztor.

Płynie sobie DUNAJC, nurt tej rzeki kręty, gdzież temu DUNAJCU do pięknej Parsęty?:) © CheEvara


A na bazie,w Dżałorkach czekała KRZYNKA Kasztelańskiego. I podziw w oczach towarzyszących Goru i Rooteru dam, że taki mały karakan jak ja, spożywa tyle, ile spożyła.

Będę twardo wierzyć w to, że to podziw był.

No dobra, może i podziw graniczący z osłupieniem, które graniczy ze zgrozą, które sąsiaduje z...
niesmakiem?:D
Sama już nie wiem:)

Ciąg dalszy BĘDZIE!:)

Aaaaaa mapki będą, jak Dobry Pan Niewe mnię je udostępni.


I wtedy też poprawię czas i średnią, bo się okazało, że pulsak nie zapisał mi sesyi z tego dnia. FOK.
Kategoria >50 km, krajoznawczo



Komentarze
CheEvara
| 09:24 poniedziałek, 1 sierpnia 2011 | linkuj Taaaaaaaa, WuJekG, pewnie teraz chlipiesz w rękaw, poduszkę, onuce i w pulower, że Cię taki najazd na zajazd ominął:P:P:P
WuJekG
| 17:39 piątek, 29 lipca 2011 | linkuj Matko z Córką!! Ja to miałem nosa, żeby akurat z domu wyjechać skoro się to małe tornado na moje okolic zwaliło. Cudem uniknął pewnie rozjechania (bo w Małych P-nach bywam regularnie 'służbowo' :P)
CheEvara
| 09:41 piątek, 29 lipca 2011 | linkuj siwy, jak już Ci napisałam. Technicznie Estem leszcz bagienny:D

rooter, nie wiem, co jest nie si, ale Ty od samego zapoznania Che chcesz się z nią bić:D:D Opowiedz mi o tym;)
rooter
| 19:45 czwartek, 28 lipca 2011 | linkuj No nie i jeszcze podlinkowała moje las white koło :D
Jak cię spotkam zrobię ci przejście Odry wałem Pomorskim :)
siwy-zgr
| 17:42 czwartek, 28 lipca 2011 | linkuj PS. A zjazdy to czysta poezja ;)
siwy-zgr
| 17:42 czwartek, 28 lipca 2011 | linkuj To zależy. O ile blokowanie amorów ma sens na gładkich podjazdach, o tyle na technicznych już średnio. Zawieszenie w FSRze jest tak skonstruowane, że najlepiej jest równomiernie mielić na najmniejszej koronce z przodu. Wtedy łańcuch najmniej naciąga wahacz i najmniej pompuje. No i generalnie jazda tylko i wyłącznie na siedząco.
Powiem Ci, że będąc ostatnio w górach podjeżdżałem takie rzeczy, których kiedyś na ht bym nie podjechał, a byłem w dokładnie tych samych miejscach co 2 lata temu.
CheEvara
| 16:12 czwartek, 28 lipca 2011 | linkuj siwy, jak się nie ma techniki, to i przelot ef szesnaście nie pomoże;)
No i przyznam, że mój FSR jest raczej zwierzęciem zjazdowym. Na podjazdach najbardziej wkurwiało mnie każdorazowe blokowanie Z PALCA amorów. Inaczej cała para w pizdu-gwizdek.
siwy-zgr
| 10:47 czwartek, 28 lipca 2011 | linkuj I jak Ci się dupsko na fullu bujało w terenach dla niego stworzonych? :)
kondzios230
| 09:34 czwartek, 28 lipca 2011 | linkuj Od foty miesiąca na tym dziwnym badylu :P
CheEvara
| 09:09 czwartek, 28 lipca 2011 | linkuj azaghal, tu nie ma co zazdrościć, tu TRZA pakować mandżur, rzucić wszystko i spieprzyć, nawet i na Sądecczyznę:D

JPbike, ano teraz, jakem już na Mazowszu, po TAKIM treningu, noga podaje, aż miło. Jednak co góry, to góry.

Niewe, nie wiem, nie znam, zarobiona jestem:D:D

Goro, upór uporem, ale gdybyśmy zostali w domu, to ilość spożytego izobro wzrosłaby znacznie:D

kosmaczu, o szczegóły pytaj samego Niewe. Tym bardziej, że to on wyjawił, co drut mu umażył. A w szczegóły wolę nie wnikać:D:D

kondzios, a od którego momentu zliczasz drugą część wycieczki?:D
kondzios230
| 08:56 czwartek, 28 lipca 2011 | linkuj Druga część wycieczki zdecydowanie dla twardzielek (twardzieli również :D ). Na następny raz w Śląsk wpadaj ;)
kosma100
| 08:44 czwartek, 28 lipca 2011 | linkuj Zaj... wyjazd ;-)
Widoki, podjazdy, zjazdy i zabawa :D
Martwi mnie tylko Niewe...
Niewe z przysmażonym drutem to już nie ten sam Niewe ;-)
Goro
| 19:51 środa, 27 lipca 2011 | linkuj JPbike masz rację. Trasa Golonki szła pod Durbaszkę i dalej granicą do Szczawnicy.
Jako kierownik wycieczki cieszę się, że się podobało ;)
Podziwiałem Was za upór, że w takim deszczu pojechaliście dalej - za ilość spożytego izobronika rownież ;)
Niewe
| 19:10 środa, 27 lipca 2011 | linkuj Mam wrażenie, że drut, który przysmażył mi druta był polski, jak Polski Złoty, czy Koń Polski.
Nie słowacki.
Fajne fotki ;)
JPbike
| 19:01 środa, 27 lipca 2011 | linkuj No to zaliczyłaś golonkowy trening bo ... od razu rozpoznałem tą polankę na fotce ! Dokładnie tamtędy szła trasa Szczawnickiej edycji GG :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zdraz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]