Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
106.54 km 57.00 km teren
05:19 h 20.04 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max:164 ( 85%)
HR avg:116 ( 60%)
Podjazdy:427 m
Kalorie: 1544 kcal

Ale za to po Euku, ale za to po Euku…

Niedziela, 14 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 4

... pojeździć jak najbardziej chce się:).

Choć strasznie demotywujące jest obudzenie się rano i ujrzenie na pierwszym planie zachęcająco reanimacyjnego piwa.

Acz wreszcie rozwiązałam zagadkę wszechśw… yyy… wszechEłku. Mianowicie ustaliłam, co robią dzwony kościelne w niedzielę o 6 rano w tymże mieście.

NAPIERDALAJĄ.

Tak, mili państwo. Nie robią absolutnie nic innego.

Może był to sygnał, że należałoby wstać i zrobić:
- pomaratonowy rozjazd
- poranną tempówkę
- po czym zasnąć znów

Do następnego napierdalania dzwonów kościelnych.

No i o.

Jak już z Niewe ustaliliśmy dnia poprzedniego, zamierzaliśmy zrobić sobie przyjemną, stukilometrową trasę po okolicach Ełku, po czym zajeżdżamy do Olecka, gdzie przecież byliśmy umówieni z Pawłem mtbxc.

Niewe, jak to Niewe, określił na mapie trasę. Zostawiłam mu to do ogarnięcia, bo ja innych map niż mapy Peru nie poważam. Wszak nawet na wyprawę po Hiszpanii zabrałam mapę Peru. Zawsze to jakaś mapa. Góry wyglądają jak góry, cieki wodne jak cieki wodne. Lasy jak lasy. A że cała reszta LEKKO się nie zgadza… Mniejsza o to;)

No i wyruszyliśmy my. Najpierw na wielce kolarskie śniadanie (jajcówka i NALEŚNIKI Z CZEKOLADĄ I ORZECHAMI:)), a potem już w teren i to taki, by nie dublować trasy wczorajszego maratonu. Czyli zamiast uderzać na zachód od Ełku, ruszyliśmy na wschód, w stronę jeziora Selmęt Wielki. Które objechaliśmy, czyniąc po drodze kilka strategicznych przystanków, najpierw na podziwianie cudów natury:

Piknie tu! © CheEvara


Potem na gaszenie pragnienia, w końcu żaden szanujący się kolarz nie może dopuścić do odwodnienia własnego organizmu:

Cuś słabo widać buteleczki;) © CheEvara



Poza tym nazwa wsi nas urzekła (Sypitki), a że nie mogliśmy znaleźć nikogo do wybitki, zmuszeni byliśmy skłonić się ku wy… tfi! Sypitce!:)
Choć pod sklepem, gdzie Łomżę nabyliśmy, towarzystwo chętne do wysprzęglenia w ryj by się znalazło.
Jak w miejscowości Bieda, w której jeden mój znajomy był przejazdem, po czym zeznał mi, iż przyjaciół tam nie poznał, za to dostał w łeb za wymądrzanie się.

Oczywiście bardzo żałowaliśmy, że nabyliśmy po jednym piwku, bo jedno to w sumie obraza majestatu i jakby podrażnienie żmiji za krótkim kijem. O tej żmiji, o:

Po pierwsze ostrzegać! © CheEvara


Sława Obcego sięgnęła nawet Mazur, ostrzega się przed nim w tutejszych lasach. Poza tym Niewe zawsze mówił, że nie ma foty z Obcym. No to ma:

Obcy przyjechał na Mazury;) © CheEvara



No i właśnie takimi okolicznościami przyrody, pięknymi szuterkami, lekutkimi wzniesieniami dojechaliśmy do Olecka. Które fajne jest, bo tam się rowerzystów szanuje:

To kurna LUBIĘ TO! © CheEvara



Tam na plaży dorwaliśmy wesołą ekipę Gerappową, zeżarliśmy nawet względny bigos, oczywiście wypiliśmy po piwku i przysiedliśmy się natenczas do dziewczyn, które przyjechały na Mazury celem wystawiania średniowiecznych inscenizacji, w ramach czego rycerze na legalu mogli brzuchacić dziewki z czworaków. Jak te podróże kurna kształcą.

Z zamiarem zawinięcia już w stronę Ełku, bo – jak łatwo się domyślić – mtbxc nawet nie zadzwonił, żeby choć odwołać ustawkę, poszliśmy na plażę, do rowerów. I równie łatwo się domyślić, jak ta próba zawinięcia do Ełku zakończyła się.

- Jeszcze po jednym? – zapytał Niewe
- Nieeee, ja już nie dam rady – powiedziała Che.
- To idę – odrzekł na to Niewe.

No i wypiliśmy jeszcze po jednym.

A potem już pojechaliśmy do Ełku, trochę terenem, trochę wąziutkimi, przeuroczymi, bo pustymi asfaltami:

Tak to ja mogie po szosie się wozić;) © CheEvara



Pod bursę zajechaliśmy zajebiście z siebie zadowoleni, w ogóle nieschetani, a nawet z poczuciem niedosytu i niedojeżdżenia, choć ze stukniętą stówką na licznikach.

Choć przez całą trasę znów najebałam się przy redukowaniu przełożeń tym moim nadgarstkiem. Ortezap-srorteza.

Aby ten dzień zaliczyć do zajebistych w pełni, poszliśmy zepsuć wieczór Gerappom. Skoro nie mogliśmy spieprzyć wolnego Pawłowi, ktoś ofiarą musiał paść.

No i tym razem do taksówki trafiliśmy sami.


Komentarze
mtbxc
| 15:10 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj W jednym wpisie tyle razy. Wow! Jakże fantastycznie. Hehheh. Ktoś mnie miał z fejsa wyrzucić i co?
Niewe
| 10:24 poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | linkuj Mi się nic dzisiaj nie chce.
Wiadomo, poniedziałek.
CheEvara
| 07:52 poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | linkuj Nie chce mi się czytać Twojego komentarza, tak jak Tobie nie chce się logować:P
ktoś | 07:49 poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | linkuj nie chce mi się czytać całości, ale pewnie dobra :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa gener
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]