Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
103.80 km 36.00 km teren
05:26 h 19.10 km/h:
Maks. pr.:34.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:120 ( 62%)
Podjazdy: 27 m
Kalorie: 1608 kcal

Niektóre policjanty to się na niczem nie znają! O!

Niedziela, 4 września 2011 · dodano: 06.09.2011 | Komentarze 6

No bo przy tak zwanym Rondzie tak zwanego Starzyńskiego se biegnie dróżka rowerowa. Okala sobie ładnie to rondko, będąc zbudowaną z uroczej różowiutkiej kostki bauma. W pewnym jednak momencie trza z niej wypaść na przejścio-przejazd, czyli zamienić bezpieczną dróżkę na asfalt. By go przekroczyć. Jest to najchujowszy manewr, bo tam ośmiu MOŻE na dziesięciu kierowców blachosmrodów się zatrzyma, żeby pojeba rowerzystę przepuścić, niech se jedzie. No ale po radiowozie to spodziewam się (naiwnie) zachowania raczej pro.

NIC BARDZIEJ DEBILNIE NAIWNEGO, jak już nadmieniłam.

Prowadzony przez spasionego policyjnego Andżeja radiowóz zatrzymał się zderzakiem prawie na moim spd-zie. A z wnętrza samochodu i jednicześnie z wnętrza spasionego Andżejowego węcioła (bebzuna, brzychola, kałduna) dobyło się sapiące:
- NO CHYBA SIĘ PRZEPROWADZA ROWER PRZEZ PRZEJŚCIE, NIE??

A ja co? Niewiele myśląc, wrzasnęłam:
- A WŁAŚNIE ŻE NIE!

I usunąwszy się z asfaltu, sprzed radiowozu zatrzymałam się, znów na różowej kostce bauma, tyle, że po drugiej stronie nieprzyjaznego asfaltu. Zatrzymałam się, bo i Andżej chciał najwidoczniej porozmawiać.
Całą scenkę zepsuły dwa czynniki.
Siedząca obok niego Bożenka oraz Andżeja wielki brzuch zaklinowany pod kierownicą, który nie pozwolił Andżejowi SZYBKO wyleźć z fury, a widać było, że dążył do zwarcia. Bożenka powiedziała Andżejowi, że właśnie, że tu se można przejechać, a brzuch zaklinowany pod kierownicą Bożence przytaknął.

A ja co? Znowu niewiele myśląc, popukałam się w czoło. W sensie, że na zasadzie projekcji – bo choć popukałam się w moje własne czoło, to miałam na myśli Andżejowe karampukostwo i głupotę. A nie własne karampukostwo i własną głupotę.

Kocham niedzielne poranki, kiedy cały nasz katolicki naród jeszcze żuje opłatek zwany komunią i potem wylewa się na ulicę ze swoim postępowym, otwartym na świat myśleniem.

Oczywiście – dla własnej pewności objechałam chwilę później to rondo z perspektywy samochodu, bo może to ja interpretuję prawo pod siebie i to, co wydawało mi się przejazdem też, jest tylko przejściem i Andżej ma rację. Ale nieeeeeeee. Nie, bucu jeden ty!

Tam, bucu jeden ty, JEST przejazd dla tych pojebów rowerzystów. Mówią o tym znaki pionowe, mówią też poziome.

Taka nawet odrobinę podkurwiona pojechałam przed siebie, Dżagielońską w stronę Kanałku, bo przyszło mi do głowy, że odwiedzę se w Radzyminie Wiolkę. No i tak nie unosząc leniwie i wygodnicko dupy doturlałam się do Wajolety. Wajoleta przebrała się w odzież wierzchnio-trykotnią i razem ze mua powróciła do Warszawy. Do swojej hacjendy prywatnej. Kusiła mnie co prawda piwem, ale gdy wyrzekła slowo CARLSBERG, ja dostałam epilepsji i zaliczyłam mikrosekundowe przejście na drugą stronę mocy, po czym ODMÓWIŁAM.

Wtem zadzwonił Niewe, że ma plan.

Niewe, który ma plan jest tak przewidywalnym zjawiskiem jak ja, która odmawiam piwa.

Plan Niewe opierał się o Gora, który ścigał się tego dnia w Tłuszczu na Polandbike'u w swoich biskupich, teamowych fatałaszkach. Mieliśmy z tymże Gorem gdzieś się spotkać i se pojeździć.
Goro, na którego się czeka jest równie przewidywalny, co Niewe, który ma plan, który opiera się o Gora. I to o Gora w biskupim wydaniu.

Spotkałam się z Niewe na moście w Kobiałce i jęliśmy jechać, tym samym czekając na sygnał od Gora.

Czekanie, jadąc jest fajne, ale czekanie jedzac i pijąc jest nawet fajniejsze.
Tym samym znaleźliśmy się w Krogulcu przy Modlińskiej. Na żarciu i piciu.

Nie było tam Kasztelańskiego, ale Carlsberga też nie, więc śmiało można było pić.

Dużo piliśmy. No bo i długo ma Gora czekaliśmy. Niektórzy zdążyli nie tylko wypić dwa piwa, ale i wszamać dwa dania.

Nie patrzcie na mnie, ja wypiłam dwa, zjadłam raz.

Po udanej konsumpcji, acz z poczuciem niedosytu ruszyliśmy zadki. Było już ładnie po siedemnastej, a Gora wciąż nie było widać. Przypominam, że ścigał się w Tłuszczu. Oddalonym od Warszawy o 40 km.

Ale w końcu nadjechał. Z ekipą swoją. Ekipę tę rozparcelowaliśmy, zabierając Maćka (też ubranego w Ti-mołbajl, ale nie dla biszopów) i pojechaliśmy sobie na Bemowo. Już niemal tradycyjnie. Do Bemola. Na piwo. Napić się.

Znaczy się, chłopaki ŻŁOPALI, ja piłam (a raczej opijałam Niewego). Przy okazji tej świat po raz kolejny wydał się mały, bo nadjechał jakiś Fullista, dosiadł się do nas, a tu okazało się, że ja i on znamy tych samych ludzi, ten sam sklep rowerowy, tego samego właściciela tego sklepu.

Pierdnij, kuźwa, a będzie o tym wiedział nawet twój nienarodzony syn.


A potem już standardowo. Wypite, wstane i pojechane. Nuda:)


Komentarze
CheEvara
| 09:43 środa, 7 września 2011 | linkuj Ja nie zostałam zaproszona:P
Bawcie się dobrze, a ja sobie dziś idę na nowego Almodovara :D
izka
| 07:01 środa, 7 września 2011 | linkuj Jego terminarza ? A ty gdzie ?
CheEvara
| 13:11 wtorek, 6 września 2011 | linkuj Ja nie wiem. Koksujesz pewnie:D
Niewe
| 13:10 wtorek, 6 września 2011 | linkuj A wcześniej jeszcze z Violką.
Ale co? Ja nie dam rady? :)
CheEvara
| 13:09 wtorek, 6 września 2011 | linkuj Jutro to masz przecież romans z Izką. JA mam pilnować Twojego terminarza schadzek??:D:D
Niewe
| 13:07 wtorek, 6 września 2011 | linkuj A jutro znowu :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa alasi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]