Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
53.83 km 15.47 km teren
02:49 h 19.11 km/h:
Maks. pr.:33.80 km/h
Temperatura:3.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy:412 m
Kalorie: 1354 kcal

Znowu cwaj wpisen, ale co rzetelność, to rzetelność:D

Sobota, 7 stycznia 2012 · dodano: 07.01.2012 | Komentarze 2

Ależ różne uczucia mną WSTRZĄCHAJĄ, jak mam wstać w weekend o poranku, o brzasku, o dnieniu, o świcie (odpowiednie podkreślić). Jak mi się wtedy wyć chce! Nawet wtedy, jak wybieram się na moją rundę do Jabłonny. Naprawdę, nawet WTEDY. Jasne, że potem wsiadam na rower i jest zajebiście (extra, wypas, super, miodzio-lodzio – odpowiednie skreślić), ale zanim do tego dojdzie, to…

Szkurwa, jak ja cierpię!

I niby się zbieram, niby się ogarniam, ubieram te cholerne trykoty, zakładam pulsak na kierę, pakuję nerę-saszetę, ale tak naprawdę to się strasznie BŹDZIĄGWIĘ.

Potrafię i godzinę tak się ogarniać. Nienawidzę tego.

Potem oczywiście zapylam z tętnem zawałowym, żeby zdążyć.

Ale dojeżdżam, widzę Wojtka, widzę ekipę, czuję pot na plecach i uwielbiam to. I potem uwielbiam te podjazdy, te zjazdy, te mokre liście i tę jazdę w kółko (jak twierdzą niektórzy;)). Nawet jestem w stanie polubić tę dżebaną frustrację, gdy chcę podjechać, a nie mogę, bo w całej mojej bystrości, moim rozgarnięciu, przyjeżdżam na rundę na slickach (z myślą, że A JAKOŚ TO BĘDZIE, JAK BĘDZIE TAK BĘDZIE), które to w liściach buksują. I gdy za pierwszym razem mi nie idzie, wkurwiam się, dokańczam rundę, zaczynam drugą pętlę, wkurwiona zaciskam zęby, przesuwam dupę na siodełku, przyginam się do kiery, strasznie przeklinam i w końcu mi się udaje. Znowu przeklinam, ale tym razem z samozadowolenia.
- No to jeszcze raz. Jeszcze raz – se planuję. I jadę od nowa.
I tym razem to spierdaczam.
No to znowu. I znowu przeklinam, przesuwam dupę, przyginam klatę, znowu mi się udaje, znowu przeklinam, tym razem z ukontentowania.

Rachunek jest prosty – idzie mi co druga runda.

Szkoda, że wszyscy mnie dziś opuścili, pojechali se wcześniej (a może to ja byłam po prostu dłużej) nikt świadkiem nie był, wiem zatem to ino ja. Ale. Matkę oszukam, ojca oszukam, życie oszukam, ale siebie nie oszukam.

Natury też nie oszukam. Czyli głodu. Łomatkozsynemidwomabliźniakami.

WOŁU bym zeżarła. Jak niektórzy tu;).

Uwielbiam tenże kawałek i od rana mi gro i hucy we w słuchafonach:



Nom.


Komentarze
CheEvara
| 09:10 niedziela, 8 stycznia 2012 | linkuj Jeśli zima będzie wyglądała tak zajebiście, jak wygląda, górka będzie już co tydzień;)
Ksiegowy
| 08:26 niedziela, 8 stycznia 2012 | linkuj Znowu na Jabłonowskiej góreczce?:D
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa wyodw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]