Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
31.12 km 0.00 km teren
01:37 h 19.25 km/h:
Maks. pr.:39.89 km/h
Temperatura:1.0
HR max:181 ( 92%)
HR avg:157 ( 80%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1077 kcal

Debiucik na szpinningu, taki legalny. I tradżediczny jednocześnie:)

Czwartek, 16 lutego 2012 · dodano: 01.03.2012 | Komentarze 10

Wpis dedykuję wszystkim, którzy mnie nie znają i nienawidzą oraz tym, którzy mnie nienawidzą, bo mnie znają:D Ucieszycie się prawem Che-schadenfreude:D

Bo tu masakra goniła masakrę.

Startu instruktorskiego (na legalu, bo wcześniej prowadziło się kilka zajęć bez papieru) to ja udanego nie miałam. Wzięli mnię bowiem z zaskoczenia. W południe mnię wydzwoniono, że istnieje zapotrzebowanie na zastępstwo na spinningu.

JACIE! BIORĘ! – wyrzekłam.

Miały być dwie godziny pod rząd, to uczyniłam odpowiedni zestaw muzy, jak mnię na szkolonku poczuczono. Na godzinę siły i godzinkę wytrzymałości. Zgrałam to wsjo na pendrajwena, wylazłam rychło z pracy i Centurionem udałam się do dom po rzeczy – UDAŁAM SIĘ to bardzo dużo powiedziane, bo na TYM napędzie można powiedzieć, że powlokłam się do domu, obijając sobie zęby, krocze, kolana, wszystko, co w zasadzie może zostać skrzywdzone przez schędożony, sfatygowany napęd.

Ponieważ ów szpining miał odbyć się w fajtnesklabie na Stegnach, tam, gdzie rok temu wkurwiałam się na ochroniarzy, którym przeszkadzało parkowanie roweru przy klubie, a argumentowali to wyczerpującym BO NIE, uznałam, że Specem nie pojadę, bo nie będę z kutasem kłócić się po to, żeby na koniec tej pyskówki zostawić rower na zewnątrz.
A Centurionem to kurwa chyba nie zdążę? TYM zepsiutym Centurionem.

Szybko obliczyłam pierwiastek z dojazdu rowerem, dołożyłam potęgę pragnienia bycia chociaż kwadrans przed zajęciami, żeby se salę przygotować, przekalkulowałam, ile zarobię na czysto, jeśli pojadę taksą i… zamówiłam taksę.

A co ja się kurwa osłuchałam w tej taksówce, to jezuńciu tralaluńciu.
Można by se darować raczenie klienta historiami rodzinnymi, kłótniami, rozpierduchą biznesową i całym przekrojem swojego życia, o którym się człowiek wyraża -oględnie mówiąc - gorzko.

W tej samej taksie se uprzytomniłam, że ja właściwie nie wiem, czy sprzęt grający szpinningowy ma wejście usb.

Dzwonię upewniająco do menadżerki. – Yyyy, nie wiem, nie chcę ci skłamać, ale raczej płyty… - usłyszałam.

- Panie taksiarzu, wracamy na chatę po kompa, będę nagrywać mjuzik! – zadecydowałam, nie chcąc ryzykować tego, że muszę liczyć na cud i że na koniec GDZIEŚ se wetknę tego pendrajwa, aż rozlegnie się muzyka.

No i na samym wracaniu się do chaty straciłam kwadransik. A w taksie udało mi się nagrać płytę sztuk jeden na nieco ponad godzinę zajęć. Padli bateryje w laptoku.

CZY JA KURRRRWA ZAWSZE MUSZĘ ODGRYWAĆ WIELKĄ IMPROWIZACJĘ?? – zawarczałam sama do siebie, po czym…
UTKNĘLIŚMY W MEEEEEGAKORKU na Wisłostradzie. Mecz Legia vs. Wisła na Łazienkowskiej, nie?

Na zajęcia wpadłam dziesięć minut po czasie i od wejścia czułam się jak odrzucony przeszczep. I ja się tym ludziom nie dziwię. No.

Mało Wam Che-fakapów?
Idziem z koksem daley.

Podłączam się spiesznie do kabelków i okazuje się, że nie działa mi mikrofon. Sala na trzy rzędy rowerów, które SZUMIĄ przy pedałowaniu, do tego daję czadu z muzyką, wszak na pierwszą godzinę muzę mam, a ja muszę DRZEĆ RYJA, co daje niewiele, bo i tak mnie nie słychać.

No to dżajko, będzie pantomima. Podjazd pokazać łatwo. Podniesienie dupy z siodła też. Zmianę uchwytu na kierze również. Przyspieszenia nieco ciężej. Mimo całych swoich zdolności teatrzykowych musiałam wspomóc się DARCIEM RYJA, czego i tak nikt nie słyszał.

KO-SZ-MAR.

Na drugą godzinę został mało kto (ja sama jechałam pierwszą niemal całą w czwartej kurwa strefie), ale dojechał Pan Prezesuńcio, Arek, bo go powiadomiłam. To mi się miło zrobiło.

O ile jeszcze miałam nadzieję, że po pierwszej godzinie nie zostanie nikt i przyjdą NOWE ludzie, to przyszczurzę z muzą, którą mam tylko na jedną godzinę, wszak był to dzień jebiącego się dokładnie wszystkiego, i zapuszczę dokładnie to samo, ale nieeee.

No to znalazłam przy odtwarzaczu JAKIEŚ płyciwo, ze złowieszczym tytułem na niej zapisanym, a brzmiącym DANCE i z rzygiem (na samą myśl o tym, jakie to będzie umc umc) podeszłam do tematu odważnie, wręcz brawurowo, że niby kurwa wiem, co robię i to zapuściłam.
Bobie Marleyu, Purplesi, Stonesi, Metallico, Zeppelini, najmocniej Was przepraszam, ale naprawdę nie chciałam. Nie zamierzałam.
MA-SA-KRA.

I tak zakończyła się moja historia z popem katoli… a nie, to nie ta notka. Ze spinningiem. Przynajmniej na ten tydzień.

Jeden, jedyniusieńki plus i to dodatni całego tego ochujałego TŁUSTEGO CZWARTKU był taki, że Arek odwiózł mnie do domu i mogliśmy sobie pogadać dłużej niż zwykle.

Na całej imprezie – po odliczeniu kosztów taksówkowych – zarobiłam 15 złotych.
Mówiłam, że żyłki do biznesów to ja nie mam.

A jeśli chodzi o drugi motyw przewodni tego dnia, to nie połasiłam się na ani jednego gnieciucha, bo inaczej nie można nazwać tego, co wyprawia się i jak profanuje się pączki właśnie w dzień ich święta.

Ale piosenkę zapodam Wam tłustoczwartkową:






Komentarze
CheEvara
| 22:24 piątek, 2 marca 2012 | linkuj Oooooo, jak ja uwielbiam takie chwile, kiedy z czlowieka wychodzi czyściusieńkie szambo, kwintesencja kloaki, niezbyt dobrze przykopanej ziemią, co skutkuje tym, że tu i ówdzie przewija się żuczek kabanojad i mucha gnojówa:)
Uwielbiam takie momenty i wręcz na nie czekam.
Aby zaprezentować Twój poziom, morsie rzeszom, nie wywalam Twojego komentarza jak to zrobił Niewe, u którego na blogu popisałeś się pukaniem w dno od spodu.

Moja prośba - nie wchodź tu więcej, a przynajmniej nie zostawiaj smrodu. Siedź se w swym przeręblu. Tam może coś sobą reprezentujesz. Rzekłam i skończyłam.
mors
| 14:59 piątek, 2 marca 2012 | linkuj zawsze to lepiej, niż być zadufaną hipokrytką.
CheEvara
| 14:03 piątek, 2 marca 2012 | linkuj I będziemy (aj hołp są, że ja) we w Mrozach:)
Goro
| 14:02 piątek, 2 marca 2012 | linkuj no to już nie karmię trola ;)
Fajnie, że już jesteście na miejscu ;)
CheEvara
| 14:02 piątek, 2 marca 2012 | linkuj Z tuńczykiem i orzechami to mi jeszcze nie dyndało :)
Niewe
| 14:01 piątek, 2 marca 2012 | linkuj Seler naciowy, tuńczyk i pokruszone orzechy włoskie. Do tego trochę majonezu, sól i pieprz.
Genialna sałatka, polecam :)
CheEvara
| 13:56 piątek, 2 marca 2012 | linkuj Goro, troll się trollem urodził i taki pozostanie. Dynda mi to selerem, naciowym dokładnie.

Niewe, jeszcze by brakowało, żebym na tym feralnym spinningu z gołą fają w szybę przydzwoniła:D
Niewe
| 07:48 piątek, 2 marca 2012 | linkuj To jest dopiero fakap:
http://www.youtube.com/watch?v=SpMJ3v3pim8&feature=player_embedded
:)
Goro
| 07:31 piątek, 2 marca 2012 | linkuj Ja pierdziele, Mors z całej opowiastki wyjął jedno słowo - krocze !!! Brawo bracie ;)
mors
| 22:16 czwartek, 1 marca 2012 | linkuj O, Che z ludzką twarzą! ;D
I z nieludzko obitym kroczem.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa asiep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]