Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
101.70 km 13.67 km teren
04:47 h 21.26 km/h:
Maks. pr.:40.70 km/h
Temperatura:11.0
HR max:173 ( 88%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy:487 m
Kalorie: 2999 kcal

A tym razem rozorałam se łydę:D

Czwartek, 19 kwietnia 2012 · dodano: 20.04.2012 | Komentarze 14

Jestem zwyczajnym chodzącym (a raczej jeżdżącym) zbitkiem chędożonych nieszczęść. Jak nie pizgnę o beton, to złapię gumę, jak nie złapię gumy, to rozwalę amor, jak nie to, to...

No właśnie.

Zaraz do tego przejdę, ale zanim do brzegu, to se troszkie popiszę i popitolę, ku uciesze Waszej niecnej.

Dzień ładnie się zaczął, choć ja rozważam opcję apelowania do Niewe, aby jednak NIE jeździł do pracy rowerem. W poniedział jechaliśmy tugeda i zmoczyło mię/nam dupę/dupy.

Teraz tak samo. Wczoraj sucho – bez Niewe, dziś z Niewe – mokro.
I nie chodzi mi o to, co pomyśleliście na pewno, zboczuchy.

Ponieważ gdyż wiedziałam, że z roboty urwać się wcześniej muszę, bo się treningujemy z Lotosem Airbike'owym oraz trenerem Piątkiem i Paulą na rundzie w Jabłonnie, zrobiłam rano tylko przystanek w chacie na zmianę trykotów na mniej zapiaszczone i bardziej suche i skonstatowawszy, że nowo zalane koło na NOWEJ oponie w Specu NIE TRZYMA POWIETRZA, strzelił mnię chuj i zmusił do pomyślenia, że nie wiem, JAK ja przejadę rundę na Centurionie z moim sławetnym dziurawym amortyzatorem, ale nie zmienił tego, że cały dalszy dzień musiałam spędzić nie na ścigaczu.

Droga do roboty dana mi była już sucha. W sensie, że bryzgało spod kół, ale już na mnię nie padawszy to mokre gówno.

No i tak ŁO.

Wracam se ja zaś z pracy, w sensie, że zmierzam na Jabłonna Town. No i tu mamy ten brzeg, do którego ja, prawda, zmierzać miałam, prawda. Se naginam, przyznam. I przemierzam ulice, morza i oceany.

I kurwa ląduję na PIESZEJ babie, przyczajonej na rowerowym przejeździe, czyli nie tam, gdzie miejsce i przeznaczenie jej.

Miałam wybory trzy: albo w nią edukacyjnie przykurwić (jak zaboli, to potem pomyśli, zanim wlezie), albo dać na czołówkę z innym, wcale nie wolniej poruszającym się rowerzystą, albo ebnąć w słup sygnalizacji świetlnej. W słup już kiedyś pizgnęłam, która to opowieść strasznie Was cieszyła. Doświadczenie owo moje życiowe wykazało, że już raczej nie chcę tego powtarzać. W napiertalającego z przeciwka rowerzystę też wolałam nie wydzwonić (to też już kiedyś przerabiałam), bo co chłopak winien. Wybór był jasny.

Jak jebnęłam o podłoże ja, to aż gruchnęło. Huknęło zaś, jak o podłoże jebnęła baba. Zaczęłam się bać, że się nie podniesie i zamiast do Jabłonny trafię na komendę, gdzie żmudnie – jednym palcem znudzonego dyżurnego zostaną spisane moje zeznania. Kobitka jęczała wcale nie sprośnie, a całkiem boleśnie.

Zalewając się krwią z nogi (jaką miałam dramatyczną strużkę krwi spod kolana do skarpetek! Jak prawdziwy BOHATYR!) pomogłam jej wstać, pozbierać wszystko to, co jej wypadło z portfela (a wypadło jej dokładnie wszystko), zjebałam ją w kilku żołnierskich słowach, mimo wszystko ją przeprosiłam i pouczyłam na przyszłość pytaniem retorycznym, dość niecenzuralnym, dlatego nie zacytuję.

Finał tego taki, że pod sinym kolanem (z poprzedniego tygodnia) mam siniora na łydzie plus małe rozoranko, jak sądzę po spdzie, bo na pedale ślady krwi zostali.

Łokieć też poprawiłam.

Niezrażona zupełnie tym (można powiedzieć, że może nie dzień jak co dzień, ale tydzień jak co tydzień) kontynuowałam podróż do Jabłonny. Przebiłam się na terenową ściechę rowerową i kurcgalopkiem pocięłam w stronę Niewe. TAK, Niewe. Gdyż miał mi na trasie towarzyszyć. Znaczy się, w drodze do Jabłonna Town, bo jak wyznał, sama runda go jebie.

Zjechaliśmy się przy moście Grota i mijając debili na duktach rowerowych wzdłuż Modlińskiej dotarliśmy do celu.

W oczekiwaniu na ERBAJKÓW i Piątka oraz Gorycką , wypiliśmy z Niewuńciem na rundzie piweczko na spółeczkę. Gdym zdecydowała, że kurna stygnę i ja jebię, ile czekać można, zawinęliśmy się w stronę GCKiS, gdzie formowała się grupka właściwa. No bo lepiej jechać, niż stać i nie jechać. Oczywiście w połowie drogi najechali z przeciwka ERBAJKI i ja do nich dołączyłam, a Niewe, którego to ta runda jebie, pojechał na zupę, cokolwiek miał, mówiąc to, na myśli.

A na rundzie.

Okazało się to, com ja wiedziała. Centurion ze swoimi slickami nie nadaje się tam w ogóle. Centurion ze swym amorem nie nadaje się tam tym bardziej. Zwłaszcza, że cwaniaczki ERBAJKOWE z jednego zjazdu zrobili schodo-zjazd i ja wiedziałam, że nie mam tam czego szukać z tym moim sitkiem zamiast widelca.

Zjechać zjazd zjechawszy, ale na cudzym rowerze.

A mój UKUOCHANY Trener to jest naprawdę ROZBRAJAJĄCY.

Opiernicza mnie, że się wywalam, że nie uważam, że nie odpoczywam, że to źle, tamto nie tak, ale jak mu mówię, że na Centku nie chcę zjechać, bo chcę mieć jeszcze czynną klawiaturę i że takie niepołamane ręce też by mi się w tym sezonie przydały, to mi mówi, CO?

DAWAJ, EWCIA, DASZ RADĘ! NO CO TY, ZJEDZIESZ PRZECIEŻ!

Ja wiem, mówił jak prawdziwy trener. Motywacja i w ogóle. Ale jak ja potem będę jeść? To miękkie z chleba mam se ze środka WYCIAMKIWAĆ?

Chyba, że potem już tylko dieta Monte-piwna. To chętnie, ale chcę mieć to na piśmie.

Wystarczy, że raz już, całkiem niedawno, w papę w autobusie dostałam i na tej fali uzębienie mi się zubożyło. Resztę bym chciała ocalić. Tak jakby.

Anyway.

Paula na rundzie zapierdalała. Dodam, że na obciążonym siedmiokilogramowym ciężarkiem rowerze, Andrzejowi Piątkowi runda się spodobała, zapodał kilka wskazówek, gdzie podkopać i co wydobyć, żeby było jeszcze fajniej, no i tak o.

A ja jestem jak zwykle fizda, bo jak włączę stop w Garminie, to już nie pamiętam, żeby wcisnąć start, tak?

Do domu wróciłam nocą ciemną, kawałek z Wojciem, który trening nakazał mię już odpuścić. I tak trochę dziś przemierzyłam – rzekł był.

Na koniec jest i Paula, i łydka:

To Paula. Nie mylić z moją łydką. © CheEvara



Fota z telefonu, tak więc średnia, nieprawdaż. Albo Paula za szybko zjeżdżała...

A to łydka. I moim oczom ukazuje się SINIOR:) © CheEvara



Co by nie mówić, wywaliłam się przez kogoś, ok, ale i tak jestem ciotą:D



Komentarze
CheEvara
| 09:18 wtorek, 24 kwietnia 2012 | linkuj To dobrze, że to powierdziłeś, do wczoraj mój wpis nie był wiarygodny :)
Niewe
| 10:37 poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | linkuj Ja ze swojej strony chciałbym tylko potwierdzić, że runda mnie jebie. A właściwie to ja ją pie... :)
CheEvara
| 18:28 niedziela, 22 kwietnia 2012 | linkuj Jakie skojarzenie! Zapewne marzysz o rozpoczęciu sezonu grillowego :D
k4r3l
| 22:34 sobota, 21 kwietnia 2012 | linkuj A na zdjęciu wygląda to jakby Ci kiełbasa z grilla spadła rzazem z keczupem na łydę:)
CheEvara
| 20:51 sobota, 21 kwietnia 2012 | linkuj Po co mi dzwonek, jak mam własny gębofon i wydawany przezeń okrzyk ostrzegawszy wybrzmiewający dźwięczne ''SPIERRRRDALAAAAAJJJJ!!'' ??;)
Rodman
| 12:55 sobota, 21 kwietnia 2012 | linkuj niezły Łyd i Ud ;-)
polecam zmianę piasty tył na DT 240 ;-P lub taniej - dzwonek za 5 zeta ;-)
no Kaczorek Gumowany może być za dychę ;-)
doda szyku !
Tomcio
| 11:10 sobota, 21 kwietnia 2012 | linkuj Wiem, że plan jest na Giga. Ale jak Ci w końcu udyndoli nózię, to z jedną na Giga może być ciężko.
CheEvara
| 07:09 sobota, 21 kwietnia 2012 | linkuj quartez, teraz polecę sponsorską reklamą: na zamazane okulary najlepszy SZPRAJ Muc-Offa!:D:D

Tomcio, plan jest na giga, coby kontynuować to Twoje uwielbianie:D
Tomcio
| 22:04 piątek, 20 kwietnia 2012 | linkuj Nie wierzę, że znowu przypierdzieliłaś :(
Pamiętaj, że o ile ja Cię uwielbiawszy i bez nóżki i bez rąsi, z półtonową nadwagą, o tyle bez wspomnianej nósi może być ciężko na giga. Z jedną nóżką na mega będziesz musiała się przestawić.
Ksiegowy
| 21:14 piątek, 20 kwietnia 2012 | linkuj Ładny łyd! Znów byłaś nie-ło-po-dal i nie widziały cię oczy me. Ja tylko nocami snuje się po mieście z pozamazywanymi okularami...;P
CheEvara
| 20:37 piątek, 20 kwietnia 2012 | linkuj klosiu, im dalej w sezon, tym więcej obrażeń, ewidentnie;) Śmieszy mnie jednakowoż to, że rozwalam się w normalnej pomiastowej jeździe, a nie na rundzie, ani nie na maratonie:D
P.S. Czytaj, czytaj;)

tomekoko, nie, ale to wygłodniałe stadko zadało mi wczoraj 48 pytań (każdy członek stada po kolei, po kilka razy) ''CO CI SIĘ STAŁOOOO??'':D Byłam bliska ochujenia:D

limit, nie za bardzo wierzę w powodzenie misji edukacyjnej i mojego, i Twojego przejazdu, bo mam wrażenie, że CIA mrozi gdzieś całe tabuny kretynów, po czym wystawia ich w nieznanych mi jeszcze algorytmach na ulice:D
limit
| 19:48 piątek, 20 kwietnia 2012 | linkuj Dobrze, że przeciwnikowi pokazałaś, gdzie nie ma stać. Szkoda tylko, że kosztem krwi własnej. Toć, ani chybi, przeciwnik nie wart był jednej jej kropli.
Wczoraj też jakiegoś niepełnosprytnego wystraszyłem na ścieżce rowerowej. Kolega Doms mówił, że wystraszony na 5m w trawę z miejsca skoczył. Szkoda, że tego nie widziałem. Ale należało mu się.
klosiu
| 16:01 piątek, 20 kwietnia 2012 | linkuj No ładnie Ewcia :).
Mało się odzywam, ale czytam, czytam! I coraz bardziej się nie mogę doczekać następnego odcinka, hehe. Im dalej w sezon tym lepiej.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tazrz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]