Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
18.65 km 12.00 km teren
01:29 h 12.57 km/h:
Maks. pr.:37.20 km/h
Temperatura:19.0
HR max:162 ( 82%)
HR avg:116 ( 59%)
Podjazdy:536 m
Kalorie: 754 kcal

Dziś też za wiele nie napstrykalim, pedałami oczywiście

Niedziela, 5 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 7

Najsamwpierw oświadczam, że ja ZBIERAM SIĘ NA ROWER w kwadrans.

No bo co trzeba więcej zrobić niż umyć ryj, zęby, zeżreć, znowu umyćzęby, w międzyczasie żarcia ubrać obciski, nalać treści do bukłaka, założyć toto na plecy, kask na łeb i wyjść?

Nic.

A no widzicie.
A ja mogłabym jeszcze zabić.

Ale ale.

Od brzegu.

Na 7:30 powstała pomysła na pobudkę po to, żeby o ósmej wyturlać się na rowery. I strzelić całodniową wycieczkę, może stówcynę? Skoro góry, wszystko względnie podjeżdżalne... Aż korci!

Problem w tym, że zaczęliśmy od grzebania się. A potem od puszczających na dętkach łatek. Wielokrotnie.

I nie mówię o sobie.

Bo sobie, czyli ja siedziałam se w kasku (dla wywołania większego napięcia), pinglach, rękawiczkach, butach i CZEKAŁAM. Gotowa ku wpięciu się w pedały, ku przygodzie!

Czekałam, aż Misiaki będą po dobrej godzinie od wstanięcia z wyra względnie gotowi do wyjścia.

Jestem następna w kolejce do beatyfikacji i żadne tam uzdrawianie ślepaków niech nie waży się być większą kartą przetargową!

Niezależnie od beatyfikacji jednak.
Nie dam się obudzić nigdy więcej z takim wyprzedzeniem.



Zaś wycieczka nie wyszła w ogóle, bo rozpadał się pieprzony deszcz. LA-Ł! Nakurwiało z nieba tak, jak to tęcza robi całą sobą kolorami. I tam, gdzieśmy się wdrapali, nie zanosiło się na to, że przestanie, że się – jak to mówią – PRZETRZE. Mieliśmy dylematy jak ten pijak na deszczu: stać na zewnątrz i moknąć, czy wejść do środka i się zalać?

Zjechaliśmy stelepani zimnem, skonfundowani, niekontenci i zarządziliśmy, że spadamy w takim razie do stolicy.

A jakeśmy pakowali samochód, wylazło słońce. Goń się, ty cieciu mandaryński!


Jedno co dobre, tośmy wczoraj doznali koncertu... Kaśki Groniec w GÓRKACH WIELKICH. Z szacunkiem przyznaję, że jest przyjemnie artystycznie... pierdolnięta.


Mam lekkie wrażenie, że coś mię z tym Ustroniem nie po trasie.



Komentarze
Savil
| 12:02 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj Mam tam gdzieś w swoich wpisach zdjęcia, choćby z Masy Powstańczej, gdzie moje wypustki są ciut niekompatybilne z koszulką ;)
CheEvara
| 11:09 czwartek, 30 sierpnia 2012 | linkuj WYPUSTKI, powiadasz...:D
Dawaj foty!:)
Savil
| 21:59 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj Podziwiam kwadrans. Mnie samo jedzenie zajmuje więcej ^^'' Ale bo to trzeba wyjąć masło z lodówki, pójść do wc, wrócić, zrobić sobie ze 4 kanapki i zjeść [albo jajecznicę, albo co tam mi zostało i nie ucieka], zrobić kawę i wypić, umyć różne wypustki i zęby, ubrać się i dopiero wychodzić. ^^
CheEvara
| 10:26 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj Weź, bo to źle świadczy o mnie!:D
Niewe
| 10:21 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj Ja nic nie myślę. Jestem bezmyślnym jełopem, który myśli o niczym ;)
CheEvara
| 10:19 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj Myślisz, że to wszystko przeze mnie? :D
Niewe
| 09:11 środa, 29 sierpnia 2012 | linkuj Więcej tam nie pojedziesz!! ;)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa obser
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]