Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
105.68 km 40.00 km teren
06:26 h 16.43 km/h:
Maks. pr.:53.30 km/h
Temperatura:20.0
HR max:172 ( 87%)
HR avg:136 ( 69%)
Podjazdy:1958 m
Kalorie: 4373 kcal

Ponieważ jestem chora, jadę

Sobota, 6 października 2012 · dodano: 29.10.2012 | Komentarze 4

Na Odyseję. Dżurajską.

Tak to już jest, że jak Che raz złapie gila, to tenże trzyma się jej jak pijany płotu. Niestabilnie i chwiejnie, ale z uporem i konsekwencją.

Wiedziałam, że do Nowego Dworu Mazowieckiego na finał Mazovii nie bardzo mam po co jechać, bo ani stanięcie na miejscu za wąskim podium nie jest mi w smak, ani też turlanie się po kartoflach i wysypisku śmieci nie jest tym, co mnie w pedałowaniu cieszy.

A że Bikeholicy rozpętali na południu dwudniową imprezę orientacyjną, zechcieliśmy z Niewe namieszać jej w wynikach i wszędzie.

Między innymi w nazwie teamu (zdecydowaliśmy, że startujemy jako team), bo z debilnym rechotem przyjęliśmy, że w formularzu rejestracji w rubryce z poleceniem „Wpisz nazwę drużyny” wpisaliśmy „Wpisz nazwę drużyny” i z taką nazwologią udaliśmy się do Krzeszowic pod Krakowem. Bo tam działy się te harce.

Ja czułam wszystko inne poza mocą, co zapalczywie oznajmiałam Niewemu, który to mi nie wierzył.

W każdym razie na rowerze nie byłam w czwartek oraz nie byłam też w piątek, dzięki czemu mogłam poczuć tę niemoc, zwłaszcza w sferze nóg i w zakresie motywacji.

Jak ja nie siedzę na rowerze przez dwa dni, to jest to już dla mnie przepaść kondycyjna. Ajmsiory.


Nocleg podjęliśmy w szkole, w tej samej sali do tego samego języka niemieckiego, co frakcja skierniewicka, z którą tośmy częściowo spotkali się w McDonaldzie (Syla & theli) lub też w korku (chrisEM, bartman & Kasia). Wszystko to w tej samej Częstochowie. Było to zatem przeznaczenie i nie mogliśmy spędzić po takim wieczorze nocy osobno przecież.

Jak już narysowaliśmy na tablicy w tejże sali (dlaczego Word z automatu zmienia mi pierwszą literę w słowie „sali” na dużą??) same sprośności – oczywiście w pornojęzyku – wybyliśmy na podbój Krzeszowic, by opróżnić je z zapasu piwa oraz zaznać najpodlejszych zapiekanek w mieście. Jak już się nażarliśmy i wstępnie nastukaliśmy, wróciliśmy do szkoły, gdzie raźno zintegrowaliśmy się także z amigą oraz djk71. Przynajmniej pamiętam tyle, że zaczęliśmy integrację. Na czym ją skończyłam, jak i czy z godnością, niestety nawet nie podejmuję się przypomnienia sobie. Mam nadzieję, że zachowywałam się należycie i z wszelkimi honorami.

Przeto mogliśmy doprowadzić się do stanów ogródkowych (ja konsekwentnie zamieniam się w selera, milczącego, patrzącego tępo w dal selera), że start nazajutrz miał być o 10. Fajnie. Przed startem mieliśmy więc okazję wysłuchać lekcji niemieckiego w wykonaniu Kasi, siostry barta, przy czym bawiliśmy się setnie.

Ponieważ ja nie jestem od nawigacji, tylko od wygłupiacji, nie będę opisywać, które punkty dziergaliśmy i w jakim stylu, bo zrobił to Niewe już dawno temu. Poza tym nie pamiętam;). Ja tylko wspomnę, że na początek wybraliśmy sobie punkt, do którego droga wiodła upierdliwym podjazdowo asfaltem. Jak dla kogoś, kto zmaga się ze skrzyżowaniem grypy z kacem oraz kryzysem kondycji nie jest to szczególnie dobry start.

Nie wiem, gdzie to, ale chyba na początku i przed kopalnią;) © CheEvara


Ale widoki, jakich zaznaliśmy chwilę później, zrekompensowały nam zadyszkę i pulsowy galop.

Tu w przeszłości było przedszkole. A może dopiero będzie? Rozważam. © CheEvara


Co ja sobie zapamiętam to na pewno gleba Niewego, wśród brzózek, którymi próbowaliśmy ominąć piachy dawnej pustyni. Niewe myślał, że jedna taka brzózka jest mniej pewna siebie i że ugnie się pod jego niebotycznym urokiem osobistym, a ta… A ta niestety nie. Jak Niewe pergolnął o nią, to tylko zmienił kierunek jazdy. Wraz z rowerem.

Zapamiętam to dlatego, że strasznie się uśmiałam. Co Schadenfreude, do Schadenfreude;).

Na pewno też zapamiętam, że nie ma co lekceważyć Jury (po angielsku Dżury, po amerykańsku Dżiury). Może i nie wspinaliśmy się po parę godzin, mozolnie młynkując, ale podjeżdżaliśmy co chwilę. Dokładnie chwilę po zjeździe, bo o interwały tu nietrudno.

Tam w oddali ja widzę kadzie. Z piwem kadzie:) © CheEvara


Ubaw Niewe, kiedym podczas odpoczynkowo-popasowego przystanku poszła na zakupy, też mi nie umknie długo z głowy. No bo tak. Choć mieliśmy zapasy żeli, słodkich batonów, a nawet profesjonalny blok czekoladowy, produkcji mej własnej, tymi o małymi ręcyma zagnieciony, to jednak na przykład ja doznawałam na samą myśl, że mam zjeść coś słodkiego, tak zwanego refluksu. No i nasze zakupy wyglądały tak, że najpierw do sklepu wlazł Niewe, kupił starą dobrą bułę oraz starą dobrą parówę, plus piweczko. Dla siebie, bo ja wyjątkowo chęci nie posiadałam.

Ale jak to już bywa, kiedy w butelce zaczyna przeważać powietrze, mnie zachciewa się dołączyć do konsumpcji. Tym, co w butelczynie się ostało, nie byłam całkiem zadowolona i uznałam, że nabędę malucha, czyli piweczko nieduże. Na dwa grzdyle.

Taki rozmiar zadeklarowawszy wlazłam do sklepu, po czym wyszłam z niego z Żubrem 0,66 l.
Do dziś słyszę, jak Niewe się z tego chichra.
;)

Zajebistą pogodę też zapamiętam, prawdopodobnie na zasadzie kontrastu, bowiem drugiego dnia Odysei dostaniemy w dupę. Naprawdę MOKRYM porem.

Tu chyba płaczę nad bolącym plecem. Czy jakoś tak;) © CheEvara


Dla mnie wszelako – przyznam bez ogródek się do pewnej niedoskonałości, bo poza tym jestem piekna, zajebista i bogata – orientowe wyścigi nie stanowią cymesu. Raz, że ja nie umiem się skoncentrować i co chwila coś mnie rozkojarza, zwłaszcza mój własny, durny łeb i przebiegające przez niego coś, co normalnie nazwano by myślami. A jak wiadomo dekoncentracja to nic fajnego wtedy, kiedy trzeba mierzyć, odliczać, pilnować, PACZEĆ. Dwa – to ja podczas jazdy nie widzę na mapie absolutnie nic, mienią mi się te posrane pizdryko-szlako-drogi, wkurwia mnie to, tracę wątek i przestaję wierzyć, że to przez to, iż ów mapnik mam za nisko, a zaczynam myśleć, że to zwyczajnie nie moja bajka. Trzy – ja naprawdę zawsze wybiorę odwrotnie, czyli na pewno nie to, co mi szemrze do ucha intuicja.

Tak więc zupełnie się do tego nie nadaję. Stwierdzam.

A poza tym, w tym roku mam wszystko, co nie jest związane z zajebistą formą. Czyli mam brak nogi, brak szybkości, brak mocy, brak weny. Więc tylko Niewe spowalniam.


Niemniej jednak. Ponieważ każda porażka jest nawozem sukcesu, zupełnie nas nie zraża, że na 10 drużyn jesteśmy siódmi. Na tę okoliczność i pod to konto udajemy się po wszystkim w miacho, żeby znów móc pogadać z innymi warzywami, na początku dzielnie udającymi normalnych ludzi:D



Komentarze
Niewe
| 09:30 wtorek, 30 października 2012 | linkuj A krzyż musi zostać!
Usunięty!
CheEvara
| 08:29 wtorek, 30 października 2012 | linkuj Śnieg ma syndrom Pszczółki Mai i gdzieś jest, lecz nie wiadomo, gdzie :D
Oraz - jako rzecze Niewe - w niedalekiej przyszłości. Tuż obok krzyża.
Niewe
| 07:18 wtorek, 30 października 2012 | linkuj W niedalekiej przyszłości :P
viatrak
| 15:34 poniedziałek, 29 października 2012 | linkuj a gdzie śnieg?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa woscs
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]