Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2012

Dystans całkowity:958.15 km (w terenie 34.50 km; 3.60%)
Czas w ruchu:49:30
Średnia prędkość:19.36 km/h
Maksymalna prędkość:49.60 km/h
Suma podjazdów:846 m
Maks. tętno maksymalne:181 (92 %)
Maks. tętno średnie:157 (80 %)
Suma kalorii:25283 kcal
Liczba aktywności:26
Średnio na aktywność:36.85 km i 1h 54m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
36.46 km 0.00 km teren
01:55 h 19.02 km/h:
Maks. pr.:33.69 km/h
Temperatura:-16.0
HR max:170 ( 86%)
HR avg:144 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1005 kcal

Jak ktoś ma dedlajn, to na rowerze nie pojeździ [z młodego archeo]

Poniedziałek, 6 lutego 2012 · dodano: 17.02.2012 | Komentarze 18

Ja mam tych dedlajnów SZEJSET, czyli – podług logiki – nie pojeżdżę na rowerach sześciuset? Jakoś tak.

Nie będę się tu pruła, jak zimno, bo jest zimno i nie ma co nad tym się modlić. Jasne, można się dziwić, że w lutym. Kto to widział? Pierwsze słyszę.
Wręcz dziwne. Ja bym z tego materiał zrobiła. Anomalia pogodowe, czy coś.

Pocinałam wieczorem do domu, Nowym Światem i gonił mnię inny ROWERZYZDA. Krótko gonił, bo zaraz odbił w Chmielną, ale pozdrowienie sobie SZCZELILIŚMY.

Drugie namaszczenie rowerowe w rodzaju BĄDŹŻE POZDROWIONA, otrzymałam pod mostem Gdańskim od innego, uszczelnionego po samiuśkie oczy bajkera. Miło.
Milej. Najmilej [sprawdzam stopniowanie przymiotników, czy mi działa na klawiaturze ten przycisk:D]

I co? Nic. Ciągle każdy PACZY współczująco na dziewczynkę z zamarzniętymi łezkami. Żeby oni wiedzieli, jak JA im współczuję. Jakbym miała stać na przystanku i uprawiać ten aerobik, albo, nie wiem, to stepowanie na mrozie, w oczekiwaniu na autobus, to senkju. Za cięęęężkie – umówmy się – pieniąse.

Dodaję ów zaległy wpis w Dzień Kota, półtora tygodnia później, więc song będzie z kotem:D



Któren to kot jest zajebczy [pije bro]:D


Dane wyjazdu:
20.85 km 0.00 km teren
00:57 h 21.95 km/h:
Maks. pr.:30.64 km/h
Temperatura:-20.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:145 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 412 kcal

Dwajścia. Kilo. Plus dwa. Razem dwajścia kilo dwa [wpis z archiwów:D]

Niedziela, 5 lutego 2012 · dodano: 17.02.2012 | Komentarze 8

Ten dzień przywitałam trenażerem. Niestety. Potem przywitałam ten dzień, tę niedzielę zerknięciem na termomierz i zoczeniem minus dwudziestu.

No to by wypadało zrobić ze dwadzieścia kilo, prawda?

Na zewnątrz, a nie w środku. Zaraz po tym, jak w środku.

Kiedyś trafiłam na wpis kolesia, który zrobił wpis trenażerowy, oczywiście zliczył z niego kilometry, a potem napisał: mroźno i wietrznie, do tego sypie śnieg.

No ja ebie.

Zwracam honor, jeśli ma trenażero-symulator. I mu nawala wiatr w ryj, sypie na niego, ślizga się, wywala na oblodzonej śmieszce rowerowej. Albo jeśli kręci na tym trenażerze NA BALKONIE.
Ale tak? Że się tak grzecznie i racjonalnie nawet zapytam, a także ku popieprzeniu serc tych, którym przeszkadza moje słownictwo: po chuj mi te wieści pogodowe?
Ale wolnoć Tomku, w jego podświadomku. Nie skomentowałam, ino zamknęłam kartę i wyszłam. Jak z kibla jakiegoś. ]

Do czego zachęcam i tu - nie pasi Ci, teleportuj się tam, gdzie wszystko będzie po Twojej myśli światopoglądowej.

Ale nie o tym.
A o tym, że OK, dupa mi zmarzła, linki zamarzły, łzy mi zamarzły, nawet rękawiczki mnie bolały, ale i tak było zaebiście. Bo na zewnętrzu. Co prawda własne tętno chce mnie zabić, własne płuca kurczą się na tym zimnie i zapadają, co skutkuje tym, że – jak mawiała moja babka – BOLI MNIE W SOBIE. Ale jadę, muza mi lata w uchu, zamrażam zęby z zadowolenia, a na każde pytanie o to, czy nie za zimno na rower, odpowiadam pytaniem: a panu/pani jest zimno? I dodaję: Mnie też.

Bo czy ja wyglądam jak jakaś jeżdżąca farelka? Jak ma mi być przy minus ośmiuset?
Tak na logikę?

A to jest całkiem fajny kawałek (z całkiem fajnej płyty - "Odd Soul")



Z całkiem fajnego jutuba


Dane wyjazdu:
41.18 km 0.00 km teren
02:08 h 19.30 km/h:
Maks. pr.:31.08 km/h
Temperatura:-17.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1369 kcal

Piękne zaległości treningowe mi się robią [archeo,eo, eo, eo:D]

Sobota, 4 lutego 2012 · dodano: 15.02.2012 | Komentarze 19

A tak fajnie mi się nie pracowało. I mogłam zrobić wszystko wtedy, na kiedy to było zaplanowane. A tu proszę, jakie przesunięcia. W czwartek robotę skończyłam o 23, w piątek podobnie. Ogłaszam zatem skandalem to, że żadna siłownia nie jest dostosowana do moich potrzeb.

Dziś natomiast upiekło mię się, bo podążyłam do Centrum Olimpijskiego uczynić właśnie zaległą siłownię. I na recepcji poczęstowałam dziewczyny kartą płatniczą zamiast kartą Multisportu.
Krasnoludki, kurwa, podmieniły?? No bo niemożliwe, żeby to mnię się coś pomyliło.
Ja bym na pewno takiego babola nie SZCZELŁA.

Szczęśliwie były urodziny Zdrofitu, to mnię wpuszczono, powiedzmy, że darmoszkowo. I nie musiałam się wracać. Zresztą i tak by mnie niczego to nie nauczyło. Jakem zamotana przyjszła na ten świat, taka prawdopodobnie go opuszczę.

Rozpierdacza mnie mnogość porzuconych samochodów, które postanowiły zastrajkować w mróz. Nie mówię, że nie widziałam nigdy porzuconych rowerów, ale porzucić rower to jak kopnąć szczeniaczka.

Trzeba być ostatnim chujem.

Światło w zapierdoleniowo-pracowym tunelu jest po prostu reflektorem nadjeżdżającego tira z nowym załadunkiem rzeczy do obchędożenia.

No dobra, koniec spamu na dziś!


Dane wyjazdu:
37.48 km 0.00 km teren
01:47 h 21.02 km/h:
Maks. pr.:28.05 km/h
Temperatura:-22.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 866 kcal

Poniosła mnie fantazja przy minus dwudziestu paru [wpis ponownie archiwalny, nie napalać się, że aktualny:D]

Piątek, 3 lutego 2012 · dodano: 15.02.2012 | Komentarze 10

Prawie sobie krzywdę wyrządziłam, próbując odreagować pracowy zapierdol i ślęczenie do oporu wydłużeniem drogi poroboczej. Oszkuuuurrrrwa, przyjechałam prawie bez rąk do domu.

O ile rano było mi względnie ciepło, tak wieczorem sami anieli śpiewali moim łapom pieśni pożegnalne. Się mi zachciało zawinąć na Podleśną i z powrotem do Gdańszczaka i dopiero potem do domu.

Normalnie bym się rozryczała z bólu, ale szkoda mi było własnej japy, głupio bym wyglądała z dwoma soplami przyklejonymi do polików.

Liczyłam na koksownik przy Starzyńskiego, ale rzecz jasna nie robił. Wtedy, kiedy akurat ja – wyjątkowo – chciałam z niego skorzystać.
Zatem w domu ponownie pokochałam herbatę, prawie jak kucyk kucyka w bajkach dla sześcioletnich dziewczynek.

Ale i tak złego słowa na mróz nie powiem. To jest zima, a nie jakaś opowiastka dla ciot, dla których minus dziewięć to katastrofa. Ma być tak zimno, że nawet mróz zamarznie (i że wymrozi się z ludzi całe to smutne skurwysyństwo).

No i niezmiennie rozczula mnie to, co się robi na rzęsach. Sople na kasku też ajm lowin yt!


Dane wyjazdu:
35.19 km 0.00 km teren
01:49 h 19.37 km/h:
Maks. pr.:27.84 km/h
Temperatura:-18.0
HR max:165 ( 84%)
HR avg:142 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 859 kcal

I nie trzeba hekatomby, wystarczy mróz! [to też wpis archiwalny!:D]

Czwartek, 2 lutego 2012 · dodano: 15.02.2012 | Komentarze 14

Nooo tak COŚ mi się wydawało po wyjściu z roboty wczoraj i powróceniu do domu na rowerze, który caaaały wtorek przestał na zewnątrz, że jedzie mię się koorevsko ciężko.

A jak ma mi się jechać, skoro wszystko, co na ogół jest lepkie, półstałe, teraz pozamarzało i ledwie pozwala się kręcić? Kołom na ten przykład. Smar w piastach na przykład.

Wzięłam se do serca lamenty Masłowira z Airbike, że przecie on te zajebane piasty będzie serwisował i bym okazała litość (oraz admonicję i serwilizm – nie uwłaczając) i z rańca zaparkowałam zziębniętego Centuriona w siedzibie, na MAKATAŁSKA STRIT. W sensie na redakcji. Blisko mnie, żebym go mogła czule MIŹNĄĆ tu i tam.

Mizianie tu i tam jest fajne.

Ocieplacze na kolana też są fajne. Moje to raczej ochraniacze, takie puszki żółwiowo-nindżowe, ale funkcję swą wypełniają. Ochraniają, ocieplając. Zarazem. Fajnie.

Innymi słowy WYJMNĘŁAM je. By użyć.

Ustosunkowując się do tytułu, to mróz pięknie odmienia ludzi. Nie napotkałam ani pół takiego samochodu, który by się nie zatrzymał przede mną, chcącą pokonać drogę w poprzek, na przykład na jakimś eleganckim przejeździe rowerowym.

Przepuściło mnię dziś wszystko. I wczoraj też.

Mogłam choć raz poczuć się jak Mojżesz. Tak mi się wszystko dziś pięknie rozstępowało.

I żaden z panów OCHRANIACZY słowem nie pisnął na taszczenie roweru do mojej jamy chama.

Zatem trwaj mrozie, jesteś piękny;)

To też jest piękne!



W sensie choreo, bo muza trochę nuży pod koniec.


Dane wyjazdu:
32.76 km 0.00 km teren
01:33 h 21.14 km/h:
Maks. pr.:34.64 km/h
Temperatura:-14.0
HR max:160 ( 81%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy: m
Kalorie: 788 kcal

No nareszcie jest! Przyjszedł! Pan Mróz! [wpis archiwalny:D]

Środa, 1 lutego 2012 · dodano: 15.02.2012 | Komentarze 5

Genialnością istną są zamarznięte rzęsy. Te kropelki od chuchania. Fajnie się tym lodem samobiczuje człowiek po własnym fizysie.

Zboczeńców proszę o zaprzestanie komentarzy na temat powyższego zdania. Apeluję o spokój, zmiłowanie, pokój na ziemi i przedpokój na Marsie.

Zanim dałam sobie oblepić te naoczne okolice, strzeliłam se trenażer. Wpis nieuwzględniający kilometry niby na nim PRZEJECHANE dedykuję wszystkim tym, którzy z tego wpisy robią. To prawie tak samo ciekawe jak książka Krzysztofa Ibisza o tym, jak urodził się stary, by potem w młodości łomotać łbem kretyńsko w reklamie Head & Shouders.

Głupi ten David Fincher, że zrobił film o Benjaminie Buttonie z Bradem Pittem, nie poczekawszy na tak zjawiskową postać jak Kristof Ajbisz.

No ale enyłej. Póki co przy minus piętnastu nie ma tragedii z dłońmi i stopami. Trochę, ale tylko troszeczkę! posługi odmawia mi napęd i linki (cięlinki, jak tłumaczy w komentarzach irmig), ale dżeneralnie jest fajnie. Jest suchutko i świeci słońce.

A jak komuś nie pasuje, to niech idzie się wytarzać w zatopionych w żółtym śniegu psich kupach.