Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

>50 km

Dystans całkowity:26501.69 km (w terenie 4247.79 km; 16.03%)
Czas w ruchu:1265:01
Średnia prędkość:20.95 km/h
Maksymalna prędkość:1297.00 km/h
Suma podjazdów:62118 m
Maks. tętno maksymalne:196 (166 %)
Maks. tętno średnie:171 (127 %)
Suma kalorii:612046 kcal
Liczba aktywności:382
Średnio na aktywność:69.38 km i 3h 18m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
66.31 km 0.00 km teren
02:42 h 24.56 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: kcal

Tiry na tory, szyny na zęby

Sobota, 15 października 2011 · dodano: 21.10.2011 | Komentarze 6

Ehhhhhhhhhhhhhhh, nie tak miało być. Miałam się uczyć zjeżdżania razem z chłopakami dh-wcami, ale z racji tego, że zyskałam na ryju żelaznego cuś, co uniemożliwiło mi założenie kasku, odpuściłam. No podjeżdżać bez helmeta mogie. Zjeżdżać wolę nie.
Acz aż CZĘSŁO mnię, że mnię tam nie było.
Tak mnię częsło, że TAK CZY SIAK pojechała-sem-ja na rower. Opracowałam nowatorską konstrukcję zapięcia kasku kompatybilnego z żelaznym cuś i się udałam. Na małą słoneczną traskie.

Lubię, jak teraz milion wpisów na BS zawiera zdziwione/wściekłe pogodowe ZIMNO! Brrr! Dlaczego zimno?

Sama nie wiem. Może jesień? Może połowa października? Czy nie? Bo jeśli tak, to faktycznie zimno. Tylko ciągle nie wiem, JAK TO JEST MOŻLIWE. Że w październiku. Że zimno. Napiszę do pogromców mitów, do zwyczajnych niezwyczajnych, do JAK TO KUŹWA JEST ZROBIONE, ŻE JEST ZIMNO W PAŹDZIERNIKU. Ponoć ma być taki program w jesiennej ramówce. To może oni pomogą to ustalić.


Dane wyjazdu:
68.44 km 0.00 km teren
03:23 h 20.23 km/h:
Maks. pr.:36.60 km/h
Temperatura:9.0
HR max:172 ( 89%)
HR avg:134 ( 69%)
Podjazdy: 31 m
Kalorie: 1421 kcal

I na dzisiaj mię styka.

Piątek, 14 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 17

Zew rowerowy poczułam, jak już wyczerpałam wenę i napisałam tyle z mojego pewnego literackiego zobowiązania, na ile wystarczyło chęci, dobrego humoru, wspomnień i jeszcze raz chęci.
I zdrowia. Ale o tym publicznie nie napiszę.

I tak jestem zdziwiona, że przysiadłam, by zobowiązanie wypełnić. Ale.
Musiałam iść na rower. Znowu strzeliłam se TAKOM MOJOM traskie z Bródna na Bielany przez Bemowo, Ochotę na Mokotów, Kabaty i do domu i takim smutkiem mi powiało. Spośród napotkanych trzydziestu (i tak ich sporo) cyklistów, tylko sześciu było pro. Zazwyczaj jesień weryfikuje, kto rower kocha, a kto jest zwykłą miękką psitą.

Otrzymane za dżeneralkę rękawiczki może i są za duże o dwa rozmiary, ale zimno blokują. Jesiennych chyba już nie ma co kupować? Szkoda, bo upatrzyłam sobie takie zajebcze Foxowe. Ktoś chętny zrobić mi niepraktyczny prezent? Przyda się na wiosnę.

Nowi FF są nieciency:



Mlaskkk


Dane wyjazdu:
58.64 km 0.00 km teren
03:04 h 19.12 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:10.0
HR max:170 ( 88%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: 18 m
Kalorie: 1254 kcal

To nadganiam!

Czwartek, 13 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 0

Wichry wieją, wiatry szumią, ci umieją, tamci UMIĄ. Noż kurna znowu halny? Znowu sirocco? Znowu mam mieć pod górkę?? We w dzień od pracy wolny?
Asiewybraaaaam fullem na KEN do AirBike, do Marcina konkretnie, bo chyba przerosło go odpowiedzenie mi na proste pytanie zadane raniuśko na gtalku. A potrzebowałam wiedzieć już. O ile dróżkę TAM miałam mieszaną, to z powrotem miałam GŁÓWNIE pod wiatr. Skatowałam się przeraźliwie. Przy okazji też zaliczyłam deszcz w słońcu, grad w słońcu, pełne słońce i znów grad. Wszystko podczas pięciu kilometrów przejechanych Puławską.
Nareszcie dowiedziałam się, co czują nowożeńcy, jak im tym ryżem po gębach sypią. Kłuło trochę.

A gdy się wypogodziło, zawinęłam jeszcze nadprogramową pętelkę po to, żeby pod samym domem zmoknąć JAK TO JA.


Dane wyjazdu:
63.62 km 0.00 km teren
02:56 h 21.69 km/h:
Maks. pr.:39.40 km/h
Temperatura:8.0
HR max:173 ( 90%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: 31 m
Kalorie: 1213 kcal

Jeszcze parę wpisów i nadgonię, naprawdę nadgonię!

Środa, 12 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 4

Wreszcie się kuźwa wyspałam. Wreszcie miałam dzień wolny po tym pięciodniowym zajebie nad zajebami w pracy. Jak przystało na dzień wolny miałam do załatwienia tyle rzeczy, że bardziej się schetałam niż w dzień pracą wypełniony, w tym konowała od zapalonego stożka oraz cieci, którzy nacmokali się nad pękającymi ścianami w mojej garsonierze. Po wpływem budowy w bezpośrednim sąsiedztwie.

I se na rower dopiero wieczorową porą wybyłam. Pani Mama zobaczyła moje gołe łydki i nagadała się o tym, że zimno mi będzie, że zmarznę.
PRZY KUŹWA OŚMIU STOPNIACH??
Ani nie zmarzłam. Wręcz nawet w dupsko dostałam, tak se sama, o. Zatem strużki potu popłynęły we wszelakich rowkach. A jakie pustki rowerowe! Fiu, fiu! Jak nic, obniżki w sklepach zaraz będą.

A ja chyba se trenażer kupię, Znając moje uwielbienie dla porannego wstawania, nie nakręcę się zanadto w terenie zimową porą. Tyle co w drodze do i z pracy. Mam nadzieję, że nową będę miała jeszcze dalej niż tę do tej pory.

Może bym kuźwa zaprowadziła Rockhoppera do chłopaków na „konserwę”, co? Wolne mam w końcu. Ale aż się wzdrygam na samą myśl, na samą perspektywę powrotu do domu metrem. I autobusem. Ponoć w Airbike mają usługę zabrania roweru z domu klienta, nie moglibvście tak panowie, do mnie? Kawą poczęstuję, chleba z pajęczyną zagniotę, powidła otworzę. To jak?


Dane wyjazdu:
54.61 km 0.00 km teren
02:27 h 22.29 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:12.0
HR max:169 ( 88%)
HR avg:136 ( 70%)
Podjazdy: 22 m
Kalorie: 1010 kcal

Nie ma co mnie reskjować. Ja już nie żyję:D

Wtorek, 11 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 10

Umyj w niedzielę rower, ufajdaj go w poniedziałek wieczorem, we wtorek zapomnij ogarnąć łańcuch i jedź w zgrzytaniu do roboty.

Nie o to jednak się we w tym wpisie rozchodzi, a o stan zwany zakwasem. Ja myślałam, że już mało rzeczy ma prawo mnie boleć, chyba, że wpierdol na mieście dostanę, to i owszem (co się niebawem okaże, że to wykrakałam:D). Dobrze, że w robocie mam windę, to nie musiałam tyłem się wdrapywać po schodach na drugie piętro.

Enyłej. Z bieganiem mam odwrotnie niż z rowerem. Nie zamierzam biegać sama. Nie polubię samotnego biegania. Zwłaszcza przez pierwszy tydzień wracania do tuptania.

I na pewno nie porzucę roweru na rzecz TYLKO biegania. Nie, kuźwa, nie!


Dane wyjazdu:
59.74 km 0.00 km teren
02:23 h 25.07 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:13.0
HR max:171 ( 89%)
HR avg:140 ( 72%)
Podjazdy: 24 m
Kalorie: 1012 kcal

Zmokła rzyć

Poniedziałek, 10 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 5

Pustkami świeci rowerowa Warszawa, przynajmniej w tych godzinach, kiedy ja naginam do roboty, której już nie mam, ale nie będę tłumaczyć tego, bo znam tylko jedną osobę, która nie umie zakumać okresu wypowiedzenia.

Profi bajkerzy mają chyba istne roztrenowanie, dlatego teraz pedałują w ogromnej większości RayBany na mieszczuchach, z szyjami owiniętymi szalikami z Croppa.

Ja zaś zanabyłam buty do biegania i wrócę do tuptania. Mam lęki, bo kolana rozpierniczyłam właśnie bieganiem, ale do biegania mam takie towarzystwo, że nie śmiem odmówić.

I ponieważ nie mogę biegać po twardym, a miękkie w mieście jest osrane jak pawiania klatka, podymałam wieczorem w okolice Lasu Kabackiego, zaparkowałam rower, zmieniłam buty i przejęłam mojego towarzysza. To był kuźwa truuuuuudny powrót do tego, co mnie kiedyś jarało. Zmokłam, zmarzłam i jeszcze musiałam stamtąd wrócić na Bródno. Trudno. Tródno;).

Spodziewam się, że jutro nawet powieki będą mnie bolały.
Ale pod Glacę (ZNOOOOOOOOOOOOOWU:D:D) biega się dobrze:

&feature=related

Siriusli:)


Dane wyjazdu:
51.59 km 0.00 km teren
02:21 h 21.95 km/h:
Maks. pr.:39.60 km/h
Temperatura:12.0
HR max:169 ( 88%)
HR avg:134 ( 69%)
Podjazdy: 27 m
Kalorie: 983 kcal

Co to siem dziejem to niem wiem!

Niedziela, 9 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 3

Maaaaaało pojeździłam. Taki Jeden regenerował się po preharpie, a ja dopisywałam do swojej czarnej listy piwnej jebane Tyskie, którym bardzo źle zakończyłam wczorajsze wyjście. Jak można było popełnić taki debilny akt i po tych wszystkich cudach czeskiego browarnictwa, wypić to gówno? Samam se SZCZAŁ w stopę zafundowała.

Trochę zatem byłam nieważka na jakąkolwiek większą wyrypę rowerową. I pojeździłam tyle co nie ja. Od tych cholernych Dębek mam zajebczy okres roztrenowania i niezbyt mi się to podoba.

Podoba mi się natomiast to, że wylizałam Centuriona (Centurionu??;)). Stęskniłam się za takim seansem w Brunoxie, Muc-Offie i w lateksowych rękawiczkach;).


APDEJT NA SPESZLI ŻYCZENIE!


ALE TO JE DOBRE!:D:D


Dane wyjazdu:
66.00 km 0.00 km teren
02:48 h 23.57 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:14.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:136 ( 70%)
Podjazdy: 34 m
Kalorie: 1058 kcal

Jestem, jestem, nadrabiam, nadrabiam!:) !:)

Sobota, 8 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 2

O jak ja potrzebowałam takiego dnia, że nigdzie nie zapierniczam, nic nie muszę napisać, se mogę rano wypić spokojnie kawę, zeżreć jajecznicę z Panią Mamą, oglądając przy tym Alfa:D
Włączył mi się też straszny sprzątacz – zatem najwidoczniej, jak jestem trzeźwa, to strasznie dziwne rzeczy robię – i jakem już ogarnęła tę moją garsonierę, a słońce przedarło się przez poranne mleko na niebiesiech, polazłam se na rower. Trzasnęłam se traskie taką moją, a nawet TAKOM MOJOM, finalnie zmarzłszy, bo to już podwieczorek był, upał zelżał i o.

A po wszystkiem pojechałam do kumpli, też na rowerze, też zmarzłszy, bo to upał zelżał był i przez tych kumpli, już przebrana za dziewczynę dałam się wyciągnąć na pyyyyyyyyyyyyyywooooooo do Czeskiej Baszty, po czym polskim browarnym szczochom mówimy stanowcze NIE, KyRWA!

Moja samokontrola była silna na tyle, by móc zginać podkowy do momentu, gdyśmy – wiedzeni zajebistymi wspomnieniami – przemieścili się do Gniazda Piratów, gdzie kiedyś Wojciu dwóm wielkim drągalom opowiadał kawał o żołnierzu i niedźwiedziu, w którym to kawale mnie pojawia się do samiuśkich napisów końcowych, ani niedźwiedź, ani żołnierz;) – w tym to Gnieździe polewali syfne Tyskie, którego spożyłam dwa łyki, splunęłam, charchnęłam, wrzasnęłam Kurwa Mać!, po czym zaklęłam szpetnie i odmówiłam dalszej konsumpcji.

Niestety też późniejsze Kasztelańskie też mi nie posmakowało.

Pojeździłam zaś na szczęście tyle samo, co popiłam. Surfując na spienionym styku nocy i dnia;).

Będę Was katować tym Glacą!
A co!



Co a!


Dane wyjazdu:
50.84 km 0.00 km teren
02:21 h 21.63 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:19.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: 21 m
Kalorie: 988 kcal

Wiejskie BANDYTY, normalnie BANDITIERKA

Czwartek, 6 października 2011 · dodano: 11.10.2011 | Komentarze 9

Se przyjechałam do roboty z wylanym w plecaku serkiem wiejskim. Co za wieśniak z tego sera. Tak więc miałam ufajdane wnętrze plecaka, to ufajdanie wyciekło mi na spodenki, więc jechałam se do roboty z malowniczo białą dupą. A spodenki wstępnie były czarne.

Dobrze, że to nie Monte się zmarnowało;) I nie o kolorystykę mi chodzi, a o marnowanie dóbr i cudów przetwórstwa spożywczego.

I znowu tyrałam w robocie – której już oficjalnie nie mam, czego mors nie umie zrozumieć, ale czego spodziewać się po gościu, który pije Cio(n)te Drink – do ujebanego późna i normalnie miałam lęki, że z tego zjebania i wyeksploatowania mózgowego wypierniczę się w coś, albo czegoś nie zauważę i to coś wpierniczy się we mnie. Jak na przykład jakaś kompania serków wiejskich. A bo to wiadomo z nimi?

Jestem se teraz na etapie katowania tego projektu, a ten kawałek ma niezłe szanse na wyciszenie mnie i uspokojenie mojej wkurwionej platformy emocjonalnej:

&feature=related

Tak.


Dane wyjazdu:
61.84 km 0.00 km teren
02:54 h 21.32 km/h:
Maks. pr.:34.50 km/h
Temperatura:23.0
HR max:167 ( 86%)
HR avg:134 ( 69%)
Podjazdy: 24 m
Kalorie: 1187 kcal

Już mnie nie reskjujcie:)

Wtorek, 4 października 2011 · dodano: 07.10.2011 | Komentarze 2

Deczko giry bolą mnie mniej, a żeby bolały jeszcze mniej, wsiadłam se na fulla. I już dwa kilometry od domu czułam, że jednak trzeba było wziąć Centuriona. Tego łatwiej rozbujać.
I nie korci tak wskakiwać na wszystko, co się NAPATACZA po drodze. A wskakiwanie na wszystko, co się NAPATACZA po drodze, mając zapalenie tego stożka (czemu ja se wizualizuję, że on wygląda jak ostrosłup?) – to znaczy się, ja mam zapalenie tego stożka, a nie wszystko, co mi się NAPATACZA po drodze – nie jest najmądrzejsze i raczej nie ma wiele wspólnego z rekonwalescencją.

No ale.

W pracy odwiedził mnie Radziu, który sprezentował mi nowy komplecik lampek rowerowych. Znaczy się, tak naprawdę mi je oddał, ale inne niż te, które ja mu pożyczyłam po maratonie w NDMie. Moje nawet zabrał do Dębek, żeby tam dokonać aktu ODDANIA, ale okazało się, że je gdzieś posiał w tych Dębkach (a wyjął je, by mi je oddać) i teraz zmuszon był oddać mi swoje. Dostałam zatem nówki-sztuczki:). Pogadaliśmy też o epickich Dębkach, pouzupełnialiśmy swoje wspomnienia, bo przecie na pewno nie pamiętamy wszystkiego i wszystkiego tego samego, zatem przerwę w pracy, której już oficjalnie nie mam, ale jednak mam i nawet w niej chędogo zapierdalam, spędziłam se najfajniej jak się da. No i jeszcze przytuliłam lampki:).

A po robocie udałam się do Airbike, po drodze, przy Kopie Cwila spotkałam Zetinho, ale to on mnie w tych ciemnościach rozpoznał, nie ja jego, ja tylko zarejestrowałam zarysy fajnego lachona na rowerze. I rzeczywiście okazał się fajny, bo mnie rozpoznał;). Ciął już do chaty, ale że ja to ja, ta fajna Che, zdecydował się podjechać do chłopaków ze mną, tam na mnie poczekać i razem ze mną wrócić, pozwalając się odprowadzić prawie pod sam dom, co jest już jakby naszą nową świecką ekstra tradycją;).