Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

nocna jazda też;)

Dystans całkowity:7982.37 km (w terenie 510.93 km; 6.40%)
Czas w ruchu:368:44
Średnia prędkość:21.65 km/h
Maksymalna prędkość:53.40 km/h
Suma podjazdów:9548 m
Maks. tętno maksymalne:190 (98 %)
Maks. tętno średnie:165 (85 %)
Suma kalorii:176167 kcal
Liczba aktywności:119
Średnio na aktywność:67.08 km i 3h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
25.26 km 0.00 km teren
01:14 h 20.48 km/h:
Maks. pr.:32.94 km/h
Temperatura:2.0
HR max:174 ( 88%)
HR avg:145 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 596 kcal

Gno-jów-ka

Piątek, 17 lutego 2012 · dodano: 02.03.2012 | Komentarze 0

I szlam oraz breja. Jeszcze rano był względny pikuś i to coś, co zalegało tu i tam, w miarę, przy użyciu odrobiny wyobraźni, mogłoby przypominać śnieg. Nadal naginam ulicami, bo z kolei nie styknęło mnię imaginacji, by zobaczyć, że istnieją przejezdne śmieszki rowerowe.

Dodatkowym utrudnieniem jest af kors napęd Centka, któremu przyznaję Złoty Hormon za dodatkowe zastrzyki z adrenaliny. Jak se SZCZELAŁ na DDR-ach, było OK i miałko, bez emocji, wręcz nudno. Ale na przykład na światłach, z których usiłuję ruszyć, a za mną sznur aut, a w tych autach wilcy jakieś? Trochę groza.


No i o ile rano, można było jeszcze mówić o śniegu, to w toku nawalającego przez dzień cały syfu z nieba, mokrego, bezbarwnego, wszystko spłynęło i pociekło. I dzięki temu prawdziwy syf zrobił się wieczorem. Już na Placu Konstytucji (a to tylko niecałe 2 km od pracy mojej) miałam Jangcy w butach i Nil w spodniach.

I o ile generalnie nie marudzę, bo zima jest zima i tak dalej, tak tym razem pokurwiłam sobie pod nosem, zaklinając, aby pewna, prawdziwa pora roku, bez tych stanów POMIĘDZY, tych obłych, mokrych przejściówek jęła NAKURWIAĆ.

Nie godzi się bowiem, bym ja dokonała takiego marnego dystansu [celowa zła deklinacja służy mi tu za środek artystyczny i serdecznie oraz uprzejmie APELUJĘ o nieprzypierdalanie się].

No bo... pokaż kolarzu, co masz w kilometrażu, nie?


Dane wyjazdu:
41.94 km 0.00 km teren
02:12 h 19.06 km/h:
Maks. pr.:30.35 km/h
Temperatura:-3.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:147 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1321 kcal

Ballantines Day, aha, aha

Wtorek, 14 lutego 2012 · dodano: 01.03.2012 | Komentarze 4

Ponieważ był to dzień miłości, także do pedałów, cyklistów, masonów i czarnych, którzy jedzą w kiblu, bo są czarni, panowie ochraniacze udostępnili mi w ciepłej piwniczce firmy miejsce na rower. Jest to o tyle plus dodatni, że nie upierdalam sobie miejsca okołobiurkowego. A to istotne jest w czasach złagodzenia zlodowacenia. Czyli CIAPY, jak to się zowie na Podkarpaciu na przykład.

Ja przyjęłam na to nazwę „JEBANA ODWILŻ” i myślę, że wystarczająco oddaje, w czym rzecz.

To raz.

Dwa to w ramach dnia miłości wieczorową porą pojechałam na siłownię, której szczerze nienawidzę. Po drodze, na rondzie Żaba, na wiadukcie kolejowym zoczyłam wywieszone naprześcieradłowe wyznanie kogoś, kto dziękował komuś za trzysta ileś dni razem – nie wiem dokładnie, ile, bo prześcieradło INO FIZGAŁO na wietrze i zaginało się akurat kurna w tym rogu, gdzie była liczba. Do dziś nie mogę zdzierżyć tego, że nie wiem, ILE.

I właśnie na okoliczność tego, tej rozpaczy i niewiedzy zakończyłam ten dzień tak, aby tytuł odnosił się jakoś do treści. ALKOHOLEM.





Dane wyjazdu:
55.19 km 0.00 km teren
03:12 h 17.25 km/h:
Maks. pr.:37.44 km/h
Temperatura:-7.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:143 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1564 kcal

Obliczyłam, że jak zrobię dziś 10 wpisów, to nadgonię z nimi

Poniedziałek, 13 lutego 2012 · dodano: 01.03.2012 | Komentarze 3

A jak zrobię dziś pięć i jutro pięć, to nadgonienie dokona się jutro. Jak dziś trzy, a jutro siedem, to też jutro. I właśnie dlatego nigdy nie zrozumiem matematyki. Wychodzi na to, że 3 = 5 i 7 też = 5. W dupie z takimi wyliczankami.

Ja wolę opcję, że 2+2= Madagaskar i kto mi zabroni tak myśleć? Może tylko Pani Mama. Zasadniczo się słucham. Zwłaszcza jak prosi mnie, żebym MAJĄC KLUCZE do chaty, nie napierdalała dzwonkiem:D
Otwierając jednicześnie drzwi posiadanymi kluczami.

A nie no. Teraz to wyszło, że się nie słucham. Jeden pies.
Dwa jest dwa, plus jest plus, a Madagaskar to nie Kontiki.

Poniedział, którego dotyczy wpis, był mroźny oraz za siedmioma rzekami, za dwiema górami i zbliżał mnię do pierdolnięcia Specem w rów jakiś. Czy ja we wszystkich rowerach (hue, hue, zaznaczam tu swoje burżujstwo, prawda) muszę mieć zryte napędy NARAZ JEDNOCZEŚNIE? Czy ja na przykład nie mogłabym dla starczej spokojności choć raz doświadczyć tego, że na tym świecie nie tylko chodzi o przerzutki? A na przykład o czyste sumienie?

Bardzo bym prosiła.

Teledyskowo podoba mi się to:






Dane wyjazdu:
44.28 km 0.00 km teren
02:19 h 19.11 km/h:
Maks. pr.:36.87 km/h
Temperatura:-14.0
HR max:162 ( 82%)
HR avg:141 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1484 kcal

Słuchafoneiro, trenażeiro i Wiktoroweiro. O!

Sobota, 11 lutego 2012 · dodano: 20.02.2012 | Komentarze 14

A było to tak.
Pomknęłam nasmarować taśmę. W pracy.
Tak, w sobotę.

Po tak zwanej trasie odebrałam wreszcie moje wielkie służbowe słuchafony. Skoro mam pomagać młodym i zdolnym robić kariery… to niech ja dobrze słyszę, że fałszują na nucie z krzyżykiem.

Jak te laski od Kłins Af De Porket. Choć one akurat fałszowały na bemolu.
Albo po wizycie w Bemolu. Jakoś tak.

A potem miałam w planach wyprawę do oczekujących mnię Radzia i Niewe, którzy w dzień robili po lo… JEŹDZILI! Jeździli rozpoznawczo po tym lodzie. Aale aby se na tę przyjemność spotkania z chłopakami pozwolić, zrobiłam zaplanowany trenażeiro i dopiero potem wystartowałam w teren.

Nie przejechałam pięciu kilometrów, gdy zadzwonił do mnię Radziu z propozycją, że po mnie wyjedzie, bo zamarznę.

OCZADZIAŁ??? – se myślę. Tropików nie ma, ale ja wiem, czy mamy jakiś powód do paniki? Do hjustonmamyproblem?

Asieokazuo!

Się okazało to, co Niewe zrelacjonował u siebie na blogu – Radziuńciu złapał gumę i naprawiając ją prawie zamarzł. I jeszcze długo po powrocie do wiktorowskiego (czy wiktoriańskiego?;)) domu złego go CZĘSŁO. Na zasadzie projekcji uznał, że i ja cierpię i prawie umieram z zimna. I że trzeba mnie wyratować.

W tle udzielał się Niewe i wyszło na to, że obaj wyjadą po mnie. SAMOCHODEM, żeby była jasność. No nie dadzą pojeździć, no.

- Dajcie spokój, se przyjadę. Fajnie jest, ciepło mi. – odrzekłam nas ich dictum.

- JAK CI ZMIĘKNIE RURA, TO DZWOŃ – wypalił mi w słuchafona urażony odmową Radzio.
Jadę se zatem. Dobijam na Wrzeciono. Dzwoni mi telefon. ZNOWU.
Tym razem to Niewe.
- I co, namyśliłaś się?

Noszkarwamać! – se myślę. O co im chodzi???

I słyszę w tle Radka: to pojadę po nią.

Za chwilę słyszę Niewe: ja pojadę.
Po czym przemawia Radek: no pojadę, na luzaku.

Poprzemawiali się tak na przemian, w końcu nie zdzierżyłam.
- No dobra, kuźwa. Przyjedź(cie) – zgodziłam się dla świętego spokoju. Bo co, ujadę następne pięć kilo i znowu zadzwonią?

Już poza moją wiedza stanęło na tym, że zziębnięty Radzio zawinął się do siebie, a po mnie przybył Niewe. Z Łąki Łan na pokładzie. A więc i taki będzie song. A że już linkowałam wszystkie moje ulubione łąkiłanowe, zapodaję mniej ulubiony, ale jednakowoż poważany za jego zrytość.

O:


Jakie to jest durne!:D

A w ogóle to…
CO KIC!
TO KLOC!


Dane wyjazdu:
45.16 km 0.00 km teren
02:18 h 19.63 km/h:
Maks. pr.:34.80 km/h
Temperatura:-13.0
HR max:168 ( 85%)
HR avg:142 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1173 kcal

Zrzygacie się kolejnym tego wieczoru wpisem?:D

Czwartek, 9 lutego 2012 · dodano: 17.02.2012 | Komentarze 7

Zupełnie niezgodnie z trenerskimi zaleceniami oraz z ZAŁOŻENIAMI TRENINGOWYMI rano kręciłam do pracy mocno niefrasobliwie w tętnie siły.

Super. Naprawdę super. Nie wiem, czy mam sobie wymienić żyły, czy może serce, czy prościej jednak będzie COŚ zrobić z napędem.

Czy ktoś mi może wyjaśnić, jak to się dzieje, JAK TO SIĘ WYDARZA, że każdego roku centurionowy napęd odmawia mi posługi właśnie wtedy, gdy jest schyłek zimy i czekamy na odwilż, a zatem na gnojówkę na ulicach? I na to, że spłynie na ulicę z poboczy to, co zepchnięte zostało z dróg pługami, a zatem cała ta chemiczna pulpa, od której łańcuch robi się rudy.

Porke, HORHE?
Dlaczego akurat wtedy? Dlaczego wtedy zostaje mi blat i z tyłu ten jeden pizdryk zębatkowy, ta najmniejsza tarcza?

Jedyną osobą, która mogłaby odczuć satysfakcję z tego mojego pocinania w strefie siły byłby…

Niiiie. NIE WOJTEK. Nie mój ukuochany pan trener.
Tu czeka mnie raczej zjebka, jak sądzę.

Zadowolony ze mnie byłby sam Robert Burneika.
Jemu moja SIŁA! by się spodobała. Na czym jednakowoż nieszczególnie mi zależy.

A w ogóle to tym razem mnie wy-ten-piździło-tego.
Nakułwiający wiatł spławił, że w dłodze do łobo musiałam nawiedzić trzy miejsca, żeby się ogrzać: aptekę (tu nawet pani złobiła mi heŁbatkę;)), spożywczak, bank (wzięto mnie za łowełową kułiełkę, przedłożywszy mi DOKUMENTY DO ZABRANIA). Inaczej nie dałabym łady. Łęce by mi odpadły.

Sorry, ale pisząc powyższe zdanie, żułam mięsko. Ry mi się wyłączyło.
;)

Ponieważ zrobiłam tego dnia SIŁĘ! na rowerze, odpuściłam siłownię. A tak naprawdę odpuściłam dlatego, iż opuściłam zakład pracy stanowczo zbyt późno. Marzy mi się całodobowa siłownia. Albo doba trzydziestogodzinna i wtedy całodobowa siłownia też. Bo czemu nie?


O, dziś rano czułam się właśnie tak, jakby ktoś żarł moje trzewia. Nawet dobrze strzeliłam, bo pani żre serce:




Czyli zupełnie w temacie.


Dane wyjazdu:
43.18 km 0.00 km teren
02:04 h 20.89 km/h:
Maks. pr.:28.17 km/h
Temperatura:-17.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:148 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1569 kcal

A podobno w nocy...

Wtorek, 7 lutego 2012 · dodano: 17.02.2012 | Komentarze 3

… ktoś na Szczęśliwicach użył koksownika i rozpalił se na nim grill:D Pomysłowość ludzka (chyba, że to był Lucjan, to wtedy pomysłowość lucka) nie ma granic. Ewidentnie to był ktoś bliski mojemu sercu i ktoś znający twórczość Jana Niezbendnego. Słuchał kawałka „Letni grill” i załkał, obejrzawszy prognozę na następne dni mówiącą, iż mrozu jeszcze będzie trochę, potem odwilży hektolitry i… I o. I se upiekł kiełbaskę, czy co tam właśnie wyniósł z Wierzejek. Z tego żalu wyniósł.

Ja tylko chciałabym zobaczyć, czego użył jako kratki grillowej. Standardowej kratki nie spodziewam się po kimś tak kreatywnym.

Brakuje mi takiego szaleństwa w moim życiu:D

I właśnie w ramach tego braku zabrałam Jacuniunia mojego, kolegę redakcyjnego do Airbike. Ja jechałam się obkupić, Jacuniuniu obkupić i kółeczka naprawić. Tam się nawyzłośliwiałam z chłopakami, nauśmiechałam do Wojtka i mogłam uznać dzień za udany. Jak i Dżackowe kółeczka za zrobione.

Wieczorem jeszcze tylko siłownia oraz spotkanie narowerowego Janka, który mnie doganiał, doganiał, doganiał, acz jakoś tak bez przekonania, aż w końcu dogonił i na bazie tego dogonienia odholował pode same DŻWI (są ludzie, którzy mówią bardzo wyraźnie DŻWI).

Choć nie jestem przekonana, czy to było wtedy, bo z tych zaległości już mi się wszystko POMAKLASIŁO:D

A z muzycznej beczki to jak ci panowie tak będą grać na Openerze jak tutaj:



a będą grać, bo przyjadą, to ja proszę Państwa, cały ten koncert spędzę jak nastolata. Bez T-shirta.


Dane wyjazdu:
35.19 km 0.00 km teren
01:49 h 19.37 km/h:
Maks. pr.:27.84 km/h
Temperatura:-18.0
HR max:165 ( 84%)
HR avg:142 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 859 kcal

I nie trzeba hekatomby, wystarczy mróz! [to też wpis archiwalny!:D]

Czwartek, 2 lutego 2012 · dodano: 15.02.2012 | Komentarze 14

Nooo tak COŚ mi się wydawało po wyjściu z roboty wczoraj i powróceniu do domu na rowerze, który caaaały wtorek przestał na zewnątrz, że jedzie mię się koorevsko ciężko.

A jak ma mi się jechać, skoro wszystko, co na ogół jest lepkie, półstałe, teraz pozamarzało i ledwie pozwala się kręcić? Kołom na ten przykład. Smar w piastach na przykład.

Wzięłam se do serca lamenty Masłowira z Airbike, że przecie on te zajebane piasty będzie serwisował i bym okazała litość (oraz admonicję i serwilizm – nie uwłaczając) i z rańca zaparkowałam zziębniętego Centuriona w siedzibie, na MAKATAŁSKA STRIT. W sensie na redakcji. Blisko mnie, żebym go mogła czule MIŹNĄĆ tu i tam.

Mizianie tu i tam jest fajne.

Ocieplacze na kolana też są fajne. Moje to raczej ochraniacze, takie puszki żółwiowo-nindżowe, ale funkcję swą wypełniają. Ochraniają, ocieplając. Zarazem. Fajnie.

Innymi słowy WYJMNĘŁAM je. By użyć.

Ustosunkowując się do tytułu, to mróz pięknie odmienia ludzi. Nie napotkałam ani pół takiego samochodu, który by się nie zatrzymał przede mną, chcącą pokonać drogę w poprzek, na przykład na jakimś eleganckim przejeździe rowerowym.

Przepuściło mnię dziś wszystko. I wczoraj też.

Mogłam choć raz poczuć się jak Mojżesz. Tak mi się wszystko dziś pięknie rozstępowało.

I żaden z panów OCHRANIACZY słowem nie pisnął na taszczenie roweru do mojej jamy chama.

Zatem trwaj mrozie, jesteś piękny;)

To też jest piękne!



W sensie choreo, bo muza trochę nuży pod koniec.


Dane wyjazdu:
36.44 km 0.00 km teren
01:56 h 18.85 km/h:
Maks. pr.:35.80 km/h
Temperatura:-8.0
HR max:165 ( 84%)
HR avg:141 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 965 kcal

Se zainstalowałam czujkę prędkości Suunto i jara mnie to strasznie

Piątek, 27 stycznia 2012 · dodano: 02.02.2012 | Komentarze 23

Musiałam se jakoś zrekompensować to, że jakaś menda ruska zajebała mi czujnik kadencji. Żeby cię tak, kurwozwęko, ogień gołego z łóżka wygonił we w ten mróz, ty cepie.

No i ta czujka Suunto wysyła info o dystansie i prędkości do mojego pulsaka, którego liżę z lubością i uwielbieniem i fascynacją, gdyż tylko patrzeć, jak się okaże, że w tych wszystkich swoich funkcjach posiada też opcję łupania orzechów (dostałam ich pięć kilo, a nie mam DJEDA DO NATSÓW) oraz cyklinowania podłogi. Nie potrzebuję na razie, ale kto wie, czy nie trza będzie kiedyś dorobić se.

Wkarwia mnie to, że mam blisko do tej pracy, ale jeszcze bardziej mnię wkarwia, że nie mam czasu nadkładać traski. I niby jadę do roboty na dzień jeden, a wieczorem czuję się jakbym wyszła w piątek i wróciła w niedzielę.

Troszeczkę nie rozumiem tej masy zaproszeń do znajomych, tu, na Bajkstatsie. Mam na myśli tych, którzy ani razu, ani raziczku, nie skalali się choć skomentowaniem któregoś z moich intelektualnych, prawda, wytworów tu. To po co? Kolekcjonerstwu takiemu mówię stanowcze i zdecydowane RACZEJ NIE!:D

Chyba tylko Kraśko i Kurzajewski mnie denerwują bardziej.


Dane wyjazdu:
46.55 km 0.00 km teren
02:24 h 19.40 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:-4.0
HR max:164 ( 83%)
HR avg:145 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 930 kcal

Wyrobię się z wpisem w cztery minuty?:D

Czwartek, 26 stycznia 2012 · dodano: 01.02.2012 | Komentarze 14

Se zrobiłam wczoraj SIŁĘ!

A dziś se szczelyłam siłownię.

Wczorajszej SIŁY zrobionej na trenażerze NIE WPISUJĘ tu, bo taka z tego wycieczka rowerowa, jak z koziego zada Predator.

Spalę Bajkstats zaraz po tym, jak umieszczę tu wpis z kilometrami z trenażera. Zresztą – jak W OGÓLE zrobię wpis trenażerowy, też spalę Bajkstats. Wielka mi atrakcja dla klikającego, przeczytać o WYCIECZCE NA TRENAŻERZE.
I o.
No cóż. Nową-starą arbajtownię mam bliżej, zdecydowanie bliżej. Mokotowska SZTRASE STRIT. Centrum, nie? A stojaka ani pół. Tylko znaki drogowe, latarnie. Czemu ze wszystkim to jest taka jebana praca u podstaw?
Czemu muszę guglać oferty stojakowe, podstawiać pod nos, prosić?

Otwieram katalog Lyreco i szukam kieszonkowej hekatomby. Zewsząd sygnały, że bez roz-ebania systemu nie obędzie się.

Ale, ale. Jest nadzieja. Mój Pan Ciągle Ulubiony Prezes Z APS Polska i jego firma Good Taste obsłużą w tym roku kateringowo MAZOVIĘ. Żegnaj gówniany wyrobie makaronopodobny polany syfem oliwopodobnym.
Wreszcie nie będzie lipy.
Coś jednak się w tym świecie zmienia.


Dane wyjazdu:
69.40 km 0.00 km teren
03:31 h 19.73 km/h:
Maks. pr.:34.80 km/h
Temperatura:-3.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:134 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1958 kcal

O, znalazłam luźnych minut sześć, to se wpisa SZCZELE

Środa, 25 stycznia 2012 · dodano: 31.01.2012 | Komentarze 12

Zaległego dodam. O czymś fajnym , przyznam. No bo se pomknęłam do Airbike’a, korzystając z tego, że wskoczyły mię dwie godziny luzu, że zatęskniłam za Wojtkiem (którego KUOOOOCHAM JA), za chłopakami. Skorzystałam, a zatem sobie czmychnęłam.
Tam tradycyjnie miło, i fajnie, i sympatycznie, i w ogóle zastanawiam się, czy się tam nie przeprowadzić. Może będę mniej ubezwłasnowolniona czasowo niż teraz.

Z tej całej sympatyczności zapomniałam kupić se czujnik kadencji. Mój wczoraj ktoś raczył zajebać spod Centrum Olimpijskiego. Kocham ten kraj.

A teraz biorę dwa tiry, jedną linkę holowniczą i jedną dobę i spróbuję tę ostatnią rozciągnąć. Może wycisnę z godzinę więcej. Zawsze to UNA HORA MAS na rowerze.