Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

NA trening

Dystans całkowity:4583.25 km (w terenie 420.25 km; 9.17%)
Czas w ruchu:210:04
Średnia prędkość:21.82 km/h
Maksymalna prędkość:51.60 km/h
Suma podjazdów:11127 m
Maks. tętno maksymalne:182 (99 %)
Maks. tętno średnie:174 (88 %)
Suma kalorii:123846 kcal
Liczba aktywności:69
Średnio na aktywność:66.42 km i 3h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
46.55 km 0.00 km teren
02:24 h 19.40 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:-4.0
HR max:164 ( 83%)
HR avg:145 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 930 kcal

Wyrobię się z wpisem w cztery minuty?:D

Czwartek, 26 stycznia 2012 · dodano: 01.02.2012 | Komentarze 14

Se zrobiłam wczoraj SIŁĘ!

A dziś se szczelyłam siłownię.

Wczorajszej SIŁY zrobionej na trenażerze NIE WPISUJĘ tu, bo taka z tego wycieczka rowerowa, jak z koziego zada Predator.

Spalę Bajkstats zaraz po tym, jak umieszczę tu wpis z kilometrami z trenażera. Zresztą – jak W OGÓLE zrobię wpis trenażerowy, też spalę Bajkstats. Wielka mi atrakcja dla klikającego, przeczytać o WYCIECZCE NA TRENAŻERZE.
I o.
No cóż. Nową-starą arbajtownię mam bliżej, zdecydowanie bliżej. Mokotowska SZTRASE STRIT. Centrum, nie? A stojaka ani pół. Tylko znaki drogowe, latarnie. Czemu ze wszystkim to jest taka jebana praca u podstaw?
Czemu muszę guglać oferty stojakowe, podstawiać pod nos, prosić?

Otwieram katalog Lyreco i szukam kieszonkowej hekatomby. Zewsząd sygnały, że bez roz-ebania systemu nie obędzie się.

Ale, ale. Jest nadzieja. Mój Pan Ciągle Ulubiony Prezes Z APS Polska i jego firma Good Taste obsłużą w tym roku kateringowo MAZOVIĘ. Żegnaj gówniany wyrobie makaronopodobny polany syfem oliwopodobnym.
Wreszcie nie będzie lipy.
Coś jednak się w tym świecie zmienia.


Dane wyjazdu:
39.18 km 0.00 km teren
02:11 h 17.95 km/h:
Maks. pr.:32.80 km/h
Temperatura:-3.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 867 kcal

No sorry, ale się kurna nie rozosiemnastnię

Wtorek, 24 stycznia 2012 · dodano: 27.01.2012 | Komentarze 11

Nie mam czasu, choć raczej mogłabym napisać, że czas nie ma mnie. Mam za to w związku z tym wkurwa, a wkurw ma mnie. Myślałam, że jak już wrócę do roboty, to się lepiej zorganizuję, ale teraz okazuje się, że nie mam na to czasu.

Na pewno organizacja czasu to wymysł tych najbrzydszych feministek.

Wiem przeto i zaprawdę, że Wasze życie bez moich wpisów jest smutne jak chory chomik (lub też chomy chorik), no ale sorry, nie zbawię całego świata. Tym bardziej, że wkurwił mnie premier i w ogóle nie najlepiej dzieje się w Nowej Zelandii, żółwiom nie smakują ekskluzywne glony. Nie mogę się przez to skupić.

Odliczam dni do mrozów, jedynej słusznej wersji zimy.

A no i w sumie cofnęłabym to, co napisałabym o panach odśnieżaczach, a wszystko to przez jednego wyjątkowego – se tak szurałam rowerem na siłownię, gdy panowie SZAFLINGOWALI. A jak już mnię dojrzeli, jeden wstrzymał roboty, pokazał mi wielkopańskim gestem odśnieżony dukcik, wyrzekł:

MADMŁAZEL

i dał znać, że mogę śmiało sobie tędy śmignąć.
Mojżesz, który zobaczył rozstępujące się przed sobą Morze Czerwone wyglądałby wówczas przy mnie jak york przy hienie. Co najmniej.
Cieszę się, że służby wiedzą, KTO TAKI będzie po tym odśnieżonym stąpał. W Jeleniej… yyy… w Jasnej. W Jasnej Warszawie.

O, właśnie blukonekt zapalił mię się na zielono, a to oznacza, że ten wpis wrzucę pewnie za lat około 36. Raczej wyślę osłem do Blase’a. Szybciej dotrze niż mię się z powrotem zamruga na TURKUSOWO. Zamruga ta blukonektowa kurwa.

Dziś wieczorem realizowałam się wychowawczo, wykonując usługę doglądania Szimołna, synowca moich sąsiaduńciów. Jeśli wszystkie dzieci tak bezproblemowo chodzą spać, to ja se machnę ze czwórkę takich. To dziecko samo se znalazło kangurka, z którym ma zamiar dziś zasnąć, samo se tego kangurka wrzuciło do wyra, samo se do tego wyra wejszlo i bez mojego nieszczerego pitolenia i lulania, zasnęło se.

Zapomniałam zapytać, czy mogę se skopiować tego dziedzica, bo poza aktem spania też jest śmieszny. A zapomniałam spytać, bo za usługę wieczornego doglądania Szimołna dostałam całą torbę Monte i raczej skoncentrowałam się na opanowaniu chorobliwego ślinotoku.

Czy jest ktoś, komu nie zryłam jeszcze czaszki moimi Monte-wpisami? Bo wydawało mi się, że moi sąsiedzi są bezpiecznie odizolowani od mojego wirtualnego bytu. A tu proszę, stąd czerpią wiedzę o Che.


Dane wyjazdu:
42.24 km 0.00 km teren
02:13 h 19.06 km/h:
Maks. pr.:30.40 km/h
Temperatura:-1.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:133 ( 67%)
Podjazdy: m
Kalorie: 922 kcal

Tak jakbym w ogóle nie jeździła

Czwartek, 19 stycznia 2012 · dodano: 21.01.2012 | Komentarze 8

Se myślę, że muszę iść do jakiegoś ryb… WRRRÓĆ! Do WĘDKARSKIEGO. Kupię ze cztery haczyki, po czym je nasmaruję oliwą, najlepiej andaluzyjską (tam mi najbardziej smakowała), posypię pieprzem cayenne, bo Che lubić ostre i zjem je. A jak już trafią do mojego żołądka, to zacznę, nie wiem, fikać capoeirę, skakać na batucie, coś będę musiała wymyślić, żeby te haczyki, przynajmniej dwa, przebiły mi po jednym płucu i jakoś przytrzymały we w moim wspaniałym, bogatym (bywa, że mocno nieuprzejmym, wiem z pewnych źródeł) wnętrzu wspomniane płuca, które – mam wrażenie – po kawałku wypluwam z każdym zarzężeniem. A jak wypluję już wszystko i się zmienię?? Hyyyyyy!?!

Dolegliwość z powyższym związana jest taka, że jakbym się na zewnętrzny, a zatem normalny rower nie ubrała, trochę na modłę KOŁO GŁOWY WKOŁO, KOŁO DUPY GOŁO, to i tak mi daje po gardle tak, że wracam do domu i nawet nie mogę pokurwić, bo nie mam wokalu. To jeszcze nie jest tak straszne, jak to, że – to będzie straszne, wrażliwi zamknąć oczy – marzę o HERBACIE (a znajdzie się taka dla wybrednych w moim domu), a nie o zimnym piwku. Ja i herbata. Kurwa. To jak ja i, nie wiem, szoping. Albo jak ja i zjebane rozmówki o błyszczykach, torebkach. Albo jak ja i papierosy. Jak ja i Monte Drink.

Mniej więcej tak mam się NORMALNIE do herbaty.

Przy czym, znamienne jest, że ja po prostu wiem, iż jak chce mię się herbaty (kiedyś, jak jeszcze używałam nóg do czegoś innego niż pedałowanie i na przykład spacerowałam z takim moim najnajnajulubieńszym kumpluńciem i czułam, że wpadam w objęcia tej suki grypy, wyznałam kumpluńciowi, że przyjdę do domu i JEBNĘ sobie herbatkę z cytrynką i miodkiem), to znaczy, że jak nic, gil ciągnął się będzie.

Ale. Ale. Wracam z tego roweru, chce mi się tej herbaty i se ją JEBIĘ i przez pół godziny tak mnie telepie, że mam palący dylemat, czy lepiej, żebym tę gorącą herbatę wypiła, czy może raczej warto się nią zwyczajnie oblać . I po czym (na razie sprawdziłam tylko jeden wariant, ten pierwszy) wreszcie odzyskuję swój słowiczy trel i w końcu nie telepię się jak kurza dupa na wietrze.

O, ale się rozpisałam, a w sumie chodziło mi tylko o to, że podczas jazdy tak chrycham, że w sumie staje się to mało przyjemne. Przy tym takim ostatnim zarzężeniu w serii kaszlu siła odrzutu jest taka, jakbym śmignęła właśnie w dół na tym fajnym zdradzieckim zjeździe na rundzie w Jabłonnie.

A nie umiem jeździć bez pingli (tym bardziej, że teraz każdego wieczora nawala mocno mokre i równie mocno białe równie też gówniane gówno), co zatem wyklucza nałożenie kominiary na ryj tak, żeby tenże ryj schować (a jak schowam w wersji z okularami, to wiadomo, co się z nimi dzieje. Para buch), to prawdopodobnie wyleczę się w okolicach lipca.

Na siłowni wreszcie fajnie, bo szczelam SIŁĘ, a zatem jest krótko i mocno.

Plan dosiekania tego wieczora do pięciu dych nie powiódł mię się, bo skorzystałam z sauny, a ta odbiera mi władzę w nogach. Może i jest fajna po siłowni, jak po wszystkim wsiadasz do furki i nic nie musisz. Ale jak trzeba jeszcze dopedałować, to heloooou, nie ma takiej siły, która przekona mięśnie do jazdy.

- JEDŹ, KURRRRWA – musiałam stosować mocno pozytywną motywację.
I jakoś kurrrrrwa dojechałam. Może służby miejskie mają nagrania z monitoringu, bo ja trochę nie wiem, jak mi się to udało. A chętnie bym przeanalizowała. Nie trzeba by było robić klatka po klatce, bo jechałam tak bez życia, że istny BULLET TIME.


Dane wyjazdu:
50.42 km 0.00 km teren
02:39 h 19.03 km/h:
Maks. pr.:30.18 km/h
Temperatura:-8.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:139 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1510 kcal

Do robo na Złotą, i na siłownię, nie na Złotą

Wtorek, 17 stycznia 2012 · dodano: 17.01.2012 | Komentarze 15

Czasem mam straszną ochotę sieknąć taki tytuł. Że se nie jechałam dla przyjemności, a se jechałam gdzieś, po coś, na coś (tu na Złotą). Oto dziś jest dzień, który dał nam Pan, w którym - w dniu, nie w Panie - zrobimy wpis z tytułem docelowym.

Jakżesz pięknie słonecznie i suchutko! Okrutnie jestem z tym skohabitowana, darzę taką wersję zimy uczuciem gorejącym jak piec kaflowy i żelazko z duszą.

Niech mnie tylko ktoś wyjaśni, czy na przykład, jak będę zjeżdżać tym wyasfaltowanym zjazdem dla rowerzystów z Mostu Gdańskiego, który teraz zieje żywym lodem, i jak się nań wypierdolę i złamię nogę, to czy se mogę skarżyć miasto za to, że ZABRAKŁO chęci na posypanie tego czemś?

No bo jak u mnie pod kamienicą będzie ŹLIZGO i komuś się giczoła boleśnie obsunie, to przylezie do nas i będzie gruba afera. Tak?

Interesuje mnie też ta szalona fantazja w odśnieżaniu. Tu trasa odgarnięta, zaraz jednak przechodzi w trasę, która została totalnie zawalona hałdami śniegu. To zależy od budżetu dzielnicy? Od dekagramów mózgu, jakie przypadają na tych, którzy wydają dyspozycję odśnieżenia tego i owego? Czy to chodzi o pana Gienka, co to siedzi se w kabinie spychacza i se spycha, po prostu, NIE PATRZAJĄC, po prostu se spycha lepiej, bo ma szeroką giembe spychary, a jak nie ma, to se spycha wąsko. Czyli spycha gorzej.

Tak se tylko luźno rozmyślam.
I tak jeżdżę TAMTĘDYK, gdzie zasypane, bo przynajmniej ludzie tamtędy nie łażą.
MESZTÓW im szkoda.

A już najbardziej fascynują mnie niejako dramatycznie porzucone na drogach rowerowych, gdzie zakwitł dorodny lód, opakowania po kilogramie soli kuchennej. Widziałam takich torebek cztery i zawsze na DDRze, Najwidoczniej, jak se człowiek sam nie poysypie, to... SIĘ WYRYPIE! Hahahaha!

Kurwa mać.
Ciemnogród cywilizacyjny.


Dane wyjazdu:
64.89 km 5.64 km teren
03:14 h 20.07 km/h:
Maks. pr.:33.09 km/h
Temperatura:3.0
HR max:165 ( 84%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1283 kcal

Jak się okazuje, de last dej łiwałt snoł.

Piątek, 13 stycznia 2012 · dodano: 16.01.2012 | Komentarze 16

A jaki widowiskowy de last dej!

O taki, o:
Jak to teraz sieciuchy piszą: TAKIE TAM nad Wisłą:D © CheEvara


Zdjęcie (a raczej ZDJENCIE) rozmazane, ale dziś bojkotuję poprawność, zwłaszcza że jestem mało uprzejma. Jak się OKAZAUO. Takie mam flow, że ZDJENCIE ma być rozmazane.

Ponieważ sporo rzeczy robię zdalnie, w sensie pracy i chałtur, sterczę indahaus jakieś określone X czasu. Dzięki niepowtarzalnej usłudze blukonekt spędzam tego czasu x razy y, gdzie igrek jest współczynnikiem mojego wkurwienia, bo wszystko tu otwiera mi się jakby na za rok. Dlategóż wyjście na rower połączyłam z wieczornym wyjściem na spinning (z którego nie wpisuję, kurwa, kilometrów, bo to jakby niepoliczalne jest raczej, co?) i napawałam się jeszcze świecącym słońcem, a jakem już ze spinnu wracała, to i uroczo zachodzącym, co widać, na załączonym obrazku.

Kto by uwierzył (zwłaszcza w stolicy, której idzie nie poznać, gdyby nie napisy:D), że po takim słońcu przylezie tak zwany opad i będzie miał zamiar sprawić, że mój intelektualny penis osiągnie tak zwany stalaktyt, czyli zwis.
Nic nie mówię, ale sezon na ŁAP SZPADL chyba się otwiera. A tak mi się świetnie dziś kręciło! A tak było suchutko!


Dane wyjazdu:
31.55 km 0.00 km teren
01:22 h 23.09 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:4.0
HR max:166 ( 84%)
HR avg:126 ( 64%)
Podjazdy: m
Kalorie: 926 kcal

Tak se zagrałam pauzą, jeśli chodzi o wpisy;)

Czwartek, 12 stycznia 2012 · dodano: 16.01.2012 | Komentarze 7

„Do policyjnego aresztu trafił 26-letni mieszkaniec Wałbrzycha. Mężczyzna podpalił sklep, ponieważ nie dostał w nim swoich ulubionych orzeszków”.

Chyba załatwię sobie u kolesia widzenie i mu przybiję piątkę oraz pożyczę zapałki od niego. Mam dokładnie tę samą ochotę zrobić to z każdym punktem z tępym sprzedawcą płci obojga za ladą, w którym nie ma nic innego poza tym małym, wkurwiającym właśnie tym, że jest małe, Monte.

I tak kuźwa chodzę od sklepu do sklepu i uporczywie edukuję tych tłumoków, że se mogą sprowadzać to małe wkurwiające swoją malizną Monte, proszę bardzo, droga wolna prawie jak Tybet, ale niech też będzie wersja dla Che do kurtyzany biedy lub też do innej kurwy nędzy.

Potem nic mi nie idzie, jak z rana nawiedzę taki nieudolnie prowadzony GESZEFT.
Nie najeździłam się. Bardziej zniszczyłam się na siłowni. Trafiłam na taką fajną godzinę, że do nikogo nie musiałam przemówić tymi usty w te słowy: weź, zrób se piknik i to wysiadywanie jaj gdzie indziej, bo mam skierowanko na obwodu działanko, a ty mi tu w ofensywie sterczysz.
Zrobiłam zatem swoje, po czym poszłam na rower, z ulgą wielką i radością, że to rower. Że to zewnętrze. Że to jakaś dynamika. Dajnamik, znaczy się. Wolę, jak jest dajnamik.


Dane wyjazdu:
37.47 km 0.00 km teren
01:44 h 21.62 km/h:
Maks. pr.:40.85 km/h
Temperatura:3.0
HR max:168 ( 85%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 805 kcal

Straszą tą zimą i straszą. Zima mnie może cy-my-ok-nąć

Wtorek, 10 stycznia 2012 · dodano: 11.01.2012 | Komentarze 12

Minus osiemnaście ma niby kiedyś tam być. Wszystkie pogodyny i pogodynki mówią to tonem takim, jakby zapowiadali przynajmniej stuprocentową podwyżkę akcyzy na alkohol, a to – umówmy się, bo ja lubię się umawiać – armaggedon jest.

Się dziś raczej skoncentrowałam na życiu zawodowym i towarzyskim, bo po „pracy” (cudzysłów jest tu wielce słuszny i zamierzony i powinien choć odrobinę oddać, jak bardzo to wszystko jest kurwa IRITEJTED) pomknęliśmy z mojem Jacuniem najulubieńszym, pracującym zwykle na tak zwanej wysuniętej placówce, bo aż z samego boskiego Buska Zdroju, najpierw na szamę, potem na anana kofana do Cafe Filtry. Tam co prawda na kawę czekaliśmy 20 minut, bo panu się o nas zapomniało, a nam się zapomniało o panu, bo tak dobrze się gadało, ale warto było, bo kawę to tam robią taką, że sam Szatan przepłynąłby Ocean Spokojny wypełniony gnojówką TYLKO po to, żeby cmoknąć w usty kogoś, kto kawę jedynie we Filtrach MIĘSZA. Warto było azaliż.

Mnie tylko zawsze wkurw szczela, że wszędzie na mieście kawę z difolta robią na tłustym mleku, ale że wieczór zapowiadał mi się jeszcze siłowniany, to przebolałam to. I nie. Nie chodzi mi DO KOŃCA o tłustość tego mleka. Dla mnie ono smakuje jak taki ciekły smalec. I jak OBRZYDLIWE SELERY.


Wróciłam do domu na przepaking plecaka i nocną wręcz porą udałam się popielęgnować moją tężyznę fizyczną. Kiedyś polubię też część siłownianą, nie tylko tę do- i odjazdową na rowerze:D

Fajne to:

http://www.cgm.pl/permalink,20613.html

jest to fajne.


Dane wyjazdu:
16.50 km 0.00 km teren
00:43 h 23.02 km/h:
Maks. pr.:31.60 km/h
Temperatura:3.0
HR max:153 ( 78%)
HR avg:121 ( 61%)
Podjazdy: m
Kalorie: 412 kcal

No i fytnes klap

Sobota, 7 stycznia 2012 · dodano: 07.01.2012 | Komentarze 17

Uruchomiłam Centka, odwróciwszy mu wcześniej mostek, co by ujemny był, jak w Specu, se MNIEY WIENCY odmierzyłam krawieckiem centymetrem odległości w-specowe, przesunęłam to i owo w Centku i o. Pognałam, bo w planie było.

Co prawda, zakwasy mam po środzie takie, że chodzę jak Quasimodo, ewentualnie Urban, który sam siebie określił chujem na kaczych nogach, ale żyję nadzieją, że kiedyś mi to minie, a póki co udaję, że tego nie ma.

Kiepsko udaję;)

A to właśnie jest Fuks, czyli Farciarz, który ostatecznie został jednak Bonusem:

A to właśnie Farciarz vel Fuks, vel Bonus © CheEvara


No przepikny jest;):

Se bonus odpoczywa po biegowym spacerze © CheEvara


Ponoć to pies BIEGOWY, nie umie po prostu spacerować. Kurde, przydałby mi się. Na pewno nie zataczałby takich chorych kręgów jak ja przez moją bladą orientację w terenie. Raczej znałby łej tu hołm.


Pobiegłabym jutro z tymi, którzy policzą się z cukrzycą. 5 km to jest cztery razy mniej, niż ja robię błądząc:D.


Dane wyjazdu:
16.64 km 0.00 km teren
00:42 h 23.77 km/h:
Maks. pr.:33.65 km/h
Temperatura:5.0
HR max:164 ( 83%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 512 kcal

Znowu Centim, znowu na bajceps;)

Środa, 4 stycznia 2012 · dodano: 04.01.2012 | Komentarze 5

Powoli (wraz z ustępowaniem zakwasów, czyli odwrotnie proporcjonalnie) dociera do mnie, jaka to kurna harówka, taki trening uzupełniający i takie – że się tak wyrażę – zaawansowane sportostwo:D. Prawiem obrzygała najbliższą okolicę przy trzecim obwodzie. W sensie, że na siłowni.

Jak ja się cieszyłam, kiedy po wszystkiem lazłam do roweru, żeby se popedałować.
Inna mua refleksja jest taka, że teraz to se mogę trenować i fikać i w ogóle skupić się na treningu, mogę, bo do pracy nie latam. Ale poza moimi możliwościami IMAGINACYJNYMI leży fakt, jak ja se to wszystko poukładam, jak już do roboty polezę. A gdzie tu miejsce na mój niewinny alkoholizm?:D Jak żyć, panie premierze (panie trenerze:D)? JAK ŻYĆ?

Znowu jutro będą mnie boleć nie tylko włosy, ale też buty;).

Tak mi dziś plumkają słuchafony:



A teraz wskakuję na Specka, paaaaaaa!:D