Info

Więcej o mnie.


Moje rowery
licznik odwiedzin blog
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Styczeń5 - 42
- 2013, Czerwiec5 - 9
- 2013, Maj10 - 24
- 2013, Kwiecień11 - 44
- 2013, Marzec10 - 43
- 2013, Luty4 - 14
- 2013, Styczeń4 - 33
- 2012, Grudzień3 - 8
- 2012, Listopad10 - 61
- 2012, Październik21 - 204
- 2012, Wrzesień26 - 157
- 2012, Sierpień23 - 128
- 2012, Lipiec25 - 174
- 2012, Czerwiec31 - 356
- 2012, Maj29 - 358
- 2012, Kwiecień30 - 378
- 2012, Marzec30 - 257
- 2012, Luty26 - 225
- 2012, Styczeń31 - 440
- 2011, Grudzień29 - 325
- 2011, Listopad30 - 303
- 2011, Październik30 - 314
- 2011, Wrzesień32 - 521
- 2011, Sierpień40 - 324
- 2011, Lipiec34 - 490
- 2011, Czerwiec33 - 815
- 2011, Maj31 - 636
- 2011, Kwiecień31 - 547
- 2011, Marzec36 - 543
- 2011, Luty38 - 426
- 2011, Styczeń37 - 194
Dane wyjazdu:
31.55 km
0.00 km teren
01:22 h
23.09 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:4.0
HR max:166 ( 84%)
HR avg:126 ( 64%)
Podjazdy: m
Kalorie: 926 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Tak se zagrałam pauzą, jeśli chodzi o wpisy;)
Czwartek, 12 stycznia 2012 · dodano: 16.01.2012 | Komentarze 7
„Do policyjnego aresztu trafił 26-letni mieszkaniec Wałbrzycha. Mężczyzna podpalił sklep, ponieważ nie dostał w nim swoich ulubionych orzeszków”.Chyba załatwię sobie u kolesia widzenie i mu przybiję piątkę oraz pożyczę zapałki od niego. Mam dokładnie tę samą ochotę zrobić to z każdym punktem z tępym sprzedawcą płci obojga za ladą, w którym nie ma nic innego poza tym małym, wkurwiającym właśnie tym, że jest małe, Monte.
I tak kuźwa chodzę od sklepu do sklepu i uporczywie edukuję tych tłumoków, że se mogą sprowadzać to małe wkurwiające swoją malizną Monte, proszę bardzo, droga wolna prawie jak Tybet, ale niech też będzie wersja dla Che do kurtyzany biedy lub też do innej kurwy nędzy.
Potem nic mi nie idzie, jak z rana nawiedzę taki nieudolnie prowadzony GESZEFT.
Nie najeździłam się. Bardziej zniszczyłam się na siłowni. Trafiłam na taką fajną godzinę, że do nikogo nie musiałam przemówić tymi usty w te słowy: weź, zrób se piknik i to wysiadywanie jaj gdzie indziej, bo mam skierowanko na obwodu działanko, a ty mi tu w ofensywie sterczysz.
Zrobiłam zatem swoje, po czym poszłam na rower, z ulgą wielką i radością, że to rower. Że to zewnętrze. Że to jakaś dynamika. Dajnamik, znaczy się. Wolę, jak jest dajnamik.
Dane wyjazdu:
64.46 km
0.00 km teren
03:03 h
21.13 km/h:
Maks. pr.:38.18 km/h
Temperatura:4.0
HR max:166 ( 84%)
HR avg:135 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1368 kcal
Zamieniła Che zakwasy na zakwasy
Środa, 11 stycznia 2012 · dodano: 11.01.2012 | Komentarze 11
Czyli siekierkę na toporek, a kijek na patyk. Urrrrrwaaaaaał nać! Jakem już z siłownią się obsztykała (ale dziwne słowo, jak OBTOKNĄĆ), jakem już pozbyła się tego BOLENIA, to głupia fizda pojszłam pobiegać (nie odwrotnie, nie pobiegłam pochodzić) i co? I zakwasów sto.Doooobra, tak se jojczę, że niby źle, ale jest zaebiaszczo, bo czuję, że jestem dabyl blasta i że najwidoczniej lipy nie było.
Zasadniczo to wczorajsze bieganie było alternatywą dla treningu roweirowego, ale moje życie towarzyskie spowodowało, że CZAS, KTÓRY mi POZOSTAŁ na trening, nazywał się wieczór, a ponieważ ja tego mojego fachowego pedałowania nie chcę robić po ciemaku, bo wtedy całe gówno widzę na pulsometrze i mnię to stresuje, więc użyłam swoich szkitówi Brooksów.
Zdanie wielokrotnie podrzędnie złożone.
A z bieganiem mam problem taki, że biegnę z tętnem określanym w Movescount jako BARDZO TRUDNE. A nie tak ma to być.
A że wcześniej spędziłam trzy godziny w Airbike’u – w sumie to, nie wiedzieć, czemu, pewnie dlatego, że lubię – to się dzień wziął i skończył, dość bezczelnie przyznam. I jakem wracała po 15-tej, to szarówa mnie zastała. Mnie i Speca, a zatem nas razem bez lampek. No ale. Musiałam pogadać z Wojciem, obgadać BIZNIESY z Mikołajem, naśmiać się z Czarnym i Radziem, no i POCZEKAĆ na opony, co chyba trwało najdłużej. Prawdopodobnie z uwagi na wysokie opory toczenia tych opon:D
A z bieganiem mam problem taki, że biegnę z tętnem określanym w Movescount jako BARDZO TRUDNY. A nie tak ma to być.
Znowu w statystykach BikeStatsa jestem facetem. Już z tym nie walczę:D To piate miejsce mi się tylko nie podoba. Ale nic, idę się wysikać na stojąco i będę z tym żyć.
APDEJT> Znów jestem babą. To chyba przez to sikanie na stojaka (czy na stojak, bo stojak to rzeczownik nieożywiony):D
Kategoria >50 km, nocna jazda też;)
Dane wyjazdu:
37.47 km
0.00 km teren
01:44 h
21.62 km/h:
Maks. pr.:40.85 km/h
Temperatura:3.0
HR max:168 ( 85%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 805 kcal
Straszą tą zimą i straszą. Zima mnie może cy-my-ok-nąć
Wtorek, 10 stycznia 2012 · dodano: 11.01.2012 | Komentarze 12
Minus osiemnaście ma niby kiedyś tam być. Wszystkie pogodyny i pogodynki mówią to tonem takim, jakby zapowiadali przynajmniej stuprocentową podwyżkę akcyzy na alkohol, a to – umówmy się, bo ja lubię się umawiać – armaggedon jest.Się dziś raczej skoncentrowałam na życiu zawodowym i towarzyskim, bo po „pracy” (cudzysłów jest tu wielce słuszny i zamierzony i powinien choć odrobinę oddać, jak bardzo to wszystko jest kurwa IRITEJTED) pomknęliśmy z mojem Jacuniem najulubieńszym, pracującym zwykle na tak zwanej wysuniętej placówce, bo aż z samego boskiego Buska Zdroju, najpierw na szamę, potem na anana kofana do Cafe Filtry. Tam co prawda na kawę czekaliśmy 20 minut, bo panu się o nas zapomniało, a nam się zapomniało o panu, bo tak dobrze się gadało, ale warto było, bo kawę to tam robią taką, że sam Szatan przepłynąłby Ocean Spokojny wypełniony gnojówką TYLKO po to, żeby cmoknąć w usty kogoś, kto kawę jedynie we Filtrach MIĘSZA. Warto było azaliż.
Mnie tylko zawsze wkurw szczela, że wszędzie na mieście kawę z difolta robią na tłustym mleku, ale że wieczór zapowiadał mi się jeszcze siłowniany, to przebolałam to. I nie. Nie chodzi mi DO KOŃCA o tłustość tego mleka. Dla mnie ono smakuje jak taki ciekły smalec. I jak OBRZYDLIWE SELERY.
Wróciłam do domu na przepaking plecaka i nocną wręcz porą udałam się popielęgnować moją tężyznę fizyczną. Kiedyś polubię też część siłownianą, nie tylko tę do- i odjazdową na rowerze:D
Fajne to:
http://www.cgm.pl/permalink,20613.html
jest to fajne.
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), NA trening, pierd motyla, czyli mniej niż 50, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
73.28 km
6.40 km teren
03:19 h
22.09 km/h:
Maks. pr.:42.90 km/h
Temperatura:4.0
HR max:157 ( 80%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1345 kcal
W sumie to ostatni dzień względnego luzu
Poniedziałek, 9 stycznia 2012 · dodano: 09.01.2012 | Komentarze 6
Chociaż na tym całym moim wolnym miałam zajęć tyle, że wydawało mi się, iż zatranżalam do roboty. Jutro zatranżalam już na serio i nawet SZCZYGĘ odwłokiem. Z radości. Bo przestanę się BŹDZIĄGWIĆ, skoro gdzieś będę musiała dotrzeć na czas.Z całego procesu wybierania się na rower najbardziej nienawidzę UBIERANIA SIĘ. Oesu, ile ja zbędnych operacji wykonuję, zanim wylezę, zanim naciągnę te RAJTUZY. Żoze Mórinio uznałby to za klasyczny trening. Tak się przy tym męczę.
Mimo że jestem mistrzem w świata w takim właśnie snuciu się, to mam jednak fana z Finlandii (na moim Movescount). Z radością dowiem się, jak brzmi CHE JEST ZAJE po fińsku.
Jak brzmi powyższe w formie bełkotu po spożyciu Finlandii już wiem:).
Przy okazji dziś snułam się też na rowerze. 28km/h to maks, co potrafiłam zmłócić moimi obolałymi szkitami. Nawet nie podjęłam wyzwania jakiegoś NocnegoRowerowca, który mi śmignął obok na Nowym Świecie. Ja wtedy już sobie umierałam przy 65.-tym kaemie.
A tymczasem można się pościgać. A raczej się sprawdzić.
Info jest tu i tu. To jak?
Kategoria >50 km, nocna jazda też;)
Dane wyjazdu:
85.80 km
11.00 km teren
04:01 h
21.36 km/h:
Maks. pr.:39.40 km/h
Temperatura:5.0
HR max:174 ( 88%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1647 kcal
Treningunciu tralaluńciu
Niedziela, 8 stycznia 2012 · dodano: 09.01.2012 | Komentarze 4
I nie tylko. Ale pierwsze tego dnia wyjście na rower było po to, żeby się zsiekać, skatować, wedle planu af kors.Jak wychodzę, to już na samą myśl mnie nogi bolą. Postękujemy razem ze Speckiem. Ale tylko zwieramy się na odcinku dupa-siodło, już jest dobrze. I se śpiewamy:
JESZCZE BYM NIE KOŃCZYŁ, JESZCZE BYM POTAŃCZYŁ!
Jak to niektórzy piszą, ZAŁOŻENIA zrealizowałam co do złotówki.
Swoją drogą, nie wiem, co mnie dziś o poranku skłoniło do życia, a raczej do niejebnięcia sobie w głowę po tym, jak wesołym i radosnym sobotnim wieczorem przyszło mi do głowy zapoznać się z filmem „Biutiful” Iñárritu. Bożesztymój, nic tylko dołączyć. I coś sobie zrobić, niekoniecznie wyszukanego.
Na szczęście mamy Hustinę Kołolczyk, po naszemu Dżastinę Kołolczyk, a po stołecznemu Justynę Kowalczyk. Aż chce się żyć, jak tylko człowiek zobaczy, jak dojebuje NA GÓRCE tej schorowanej Norweżce.
No i proszę ja Was, GILSTATS: idzie już trzeci tydzień [strasznie lubię czasownik IDZIE w odniesieniu do jednostek czasu. Również podoba mi się: a BĘDZIE TO już z trzeci dzień!].
Paczam na mapkie, skąd się klika na Che-blogaska i widzę Alicante i już spieszę pozdrowić moją najukochańszą hiszpańską żonę, która kiedyś uratowała mnie od pustynnej burzy, jakem przemierzała Centurionem Hiszpanię i już prawie kitrałam się na plażę, żeby rozbić bazę, nocny obóz, a tu sami anieli zesłali mi Agatę. Oraz jej wielkie mieszkanie, wielką lodówkę i wieeeeelkie serce. MUAAAAAH!:)
Dane wyjazdu:
16.50 km
0.00 km teren
00:43 h
23.02 km/h:
Maks. pr.:31.60 km/h
Temperatura:3.0
HR max:153 ( 78%)
HR avg:121 ( 61%)
Podjazdy: m
Kalorie: 412 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
No i fytnes klap
Sobota, 7 stycznia 2012 · dodano: 07.01.2012 | Komentarze 17
Uruchomiłam Centka, odwróciwszy mu wcześniej mostek, co by ujemny był, jak w Specu, se MNIEY WIENCY odmierzyłam krawieckiem centymetrem odległości w-specowe, przesunęłam to i owo w Centku i o. Pognałam, bo w planie było.Co prawda, zakwasy mam po środzie takie, że chodzę jak Quasimodo, ewentualnie Urban, który sam siebie określił chujem na kaczych nogach, ale żyję nadzieją, że kiedyś mi to minie, a póki co udaję, że tego nie ma.
Kiepsko udaję;)
A to właśnie jest Fuks, czyli Farciarz, który ostatecznie został jednak Bonusem:

A to właśnie Farciarz vel Fuks, vel Bonus© CheEvara
No przepikny jest;):

Se bonus odpoczywa po biegowym spacerze© CheEvara
Ponoć to pies BIEGOWY, nie umie po prostu spacerować. Kurde, przydałby mi się. Na pewno nie zataczałby takich chorych kręgów jak ja przez moją bladą orientację w terenie. Raczej znałby łej tu hołm.
Pobiegłabym jutro z tymi, którzy policzą się z cukrzycą. 5 km to jest cztery razy mniej, niż ja robię błądząc:D.
Kategoria NA trening, całe goowno, a nie dystans;)
Dane wyjazdu:
53.83 km
15.47 km teren
02:49 h
19.11 km/h:
Maks. pr.:33.80 km/h
Temperatura:3.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy:412 m
Kalorie: 1354 kcal
Znowu cwaj wpisen, ale co rzetelność, to rzetelność:D
Sobota, 7 stycznia 2012 · dodano: 07.01.2012 | Komentarze 2
Ależ różne uczucia mną WSTRZĄCHAJĄ, jak mam wstać w weekend o poranku, o brzasku, o dnieniu, o świcie (odpowiednie podkreślić). Jak mi się wtedy wyć chce! Nawet wtedy, jak wybieram się na moją rundę do Jabłonny. Naprawdę, nawet WTEDY. Jasne, że potem wsiadam na rower i jest zajebiście (extra, wypas, super, miodzio-lodzio – odpowiednie skreślić), ale zanim do tego dojdzie, to…Szkurwa, jak ja cierpię!
I niby się zbieram, niby się ogarniam, ubieram te cholerne trykoty, zakładam pulsak na kierę, pakuję nerę-saszetę, ale tak naprawdę to się strasznie BŹDZIĄGWIĘ.
Potrafię i godzinę tak się ogarniać. Nienawidzę tego.
Potem oczywiście zapylam z tętnem zawałowym, żeby zdążyć.
Ale dojeżdżam, widzę Wojtka, widzę ekipę, czuję pot na plecach i uwielbiam to. I potem uwielbiam te podjazdy, te zjazdy, te mokre liście i tę jazdę w kółko (jak twierdzą niektórzy;)). Nawet jestem w stanie polubić tę dżebaną frustrację, gdy chcę podjechać, a nie mogę, bo w całej mojej bystrości, moim rozgarnięciu, przyjeżdżam na rundę na slickach (z myślą, że A JAKOŚ TO BĘDZIE, JAK BĘDZIE TAK BĘDZIE), które to w liściach buksują. I gdy za pierwszym razem mi nie idzie, wkurwiam się, dokańczam rundę, zaczynam drugą pętlę, wkurwiona zaciskam zęby, przesuwam dupę na siodełku, przyginam się do kiery, strasznie przeklinam i w końcu mi się udaje. Znowu przeklinam, ale tym razem z samozadowolenia.
- No to jeszcze raz. Jeszcze raz – se planuję. I jadę od nowa.
I tym razem to spierdaczam.
No to znowu. I znowu przeklinam, przesuwam dupę, przyginam klatę, znowu mi się udaje, znowu przeklinam, tym razem z ukontentowania.
Rachunek jest prosty – idzie mi co druga runda.
Szkoda, że wszyscy mnie dziś opuścili, pojechali se wcześniej (a może to ja byłam po prostu dłużej) nikt świadkiem nie był, wiem zatem to ino ja. Ale. Matkę oszukam, ojca oszukam, życie oszukam, ale siebie nie oszukam.
Natury też nie oszukam. Czyli głodu. Łomatkozsynemidwomabliźniakami.
WOŁU bym zeżarła. Jak niektórzy tu;).
Uwielbiam tenże kawałek i od rana mi gro i hucy we w słuchafonach:
Nom.
Kategoria we w towarzystwie, trening, >50 km
Dane wyjazdu:
48.19 km
15.00 km teren
02:24 h
20.08 km/h:
Maks. pr.:36.40 km/h
Temperatura:6.0
HR max:165 ( 84%)
HR avg:135 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 995 kcal
No. Umyłam rower, mogę pisać
Piątek, 6 stycznia 2012 · dodano: 06.01.2012 | Komentarze 20
Było z czego czyścić, bo Spec utytłał się i wczoraj – podczas towarzyskiej (Goro, Niewe i mua) przejażdżki z kultowego już, legendarnego Bemola do równie sławnego Wiktorowa, i utytłał się dzisiaj, gdyśmy z Gorem, odprowadzani przez Niewe wracali do stolicy (byśmy nie poznali, gdyby nie napisy). Ja miałam zakwasy po środowej siłowni, Goro miał chyba kaca i syndrom jazdy starym Szkotem, czyli swoim mieszczuchem i szczęśliwie dla mnie obstawiał tyły. A Niewe gnał tym cholernym, podmokłym terenem jak dzik jakiś. Łamany na szynszylę, łamane na sarenki.Taka subtelna różnica między chłopakami polega na tym, że Niewemu odwala w terenie, Gorowi na asfalcie.
A ja zakwasy mam i tu, i tu;).
Jakeśmy się z Gorem rozstali (chlip, chlip) w Łomiankach, Niewe przeciągnął moją szlachetną, zakwaszoną postać ZAJEBISTYM zaiste singielkiem, którym to wylecielim na samych Młocinach. I tam też rozstalim się i my (chlip, chlip;))
A jakem rower już oskrobała, wylizała, nasmarowała, to zrobiłam se rundkie, żeby namierzyć, które ogniwko CZABY dosmarować.
I CZABY dosmarować wszystkie.
We w mieście przynajmniej sucho. I taka jakaś romantyczna woń Brunoxa mnie otaczała.
;)
Mniam, mniam
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), we w towarzystwie
Dane wyjazdu:
39.52 km
8.00 km teren
02:08 h
18.53 km/h:
Maks. pr.:37.50 km/h
Temperatura:3.0
HR max:165 ( 84%)
HR avg:100 ( 51%)
Podjazdy: m
Kalorie: 969 kcal
I się zaraz skończy dobre
Czwartek, 5 stycznia 2012 · dodano: 06.01.2012 | Komentarze 9
Robota wzywa. Do roboty będę mieć kaemów mniej, tak więc będę jeździć OBRĘŻNIE, żeby mieć przynajmniej tyle, ile miałam poprzednio.Ale to we wtorek.
Póki co, korzystam i se pozwalam na trenowanie, jak pane trenere przykazali.
Dziś sobie udowodniłam, jaką jestem orientacyjną pamułą. Polazłam pobiegać – zamiast na trening bicyklowy, z uwagi na jeszcze bardziej dramatyczne zakwasy niż ostatnio (to już tak będzie??). Potruchtałam do Lasu Bródnowskiego. Gdzie zgubiłam się dokładnie osiem razy.
- Dżebany Blair Witch Prodżekt – mamrotałam wściekła na siebie, tym bardziej, że obsługiwałam mapę w taczfonie. Obsługiwałam i biegłam dokładnie przeciwnie.
I mnie – MNIE! – chłopaki namawiają na orienty. Dalibóg, kuźwa. Zaliczę może jeden punkt (na starcie), a potem wyląduję w innym województwie, jak nic.
- Ty dżebana debilko – wymamrotałam pod swoim adresem dokładnie osiem razy. I tak mi wyszło tego marszobieganio-wracania 19 kilometrów. Przynajmniej wiem, co to Fort Lewicpol. Przynajmniej wiem też, że nowe lacze biegowe Brooksa zezwalają sprać z siebie całe dżebane błoto. Strasznie się ufajdałam.
Przez to błądzenie moje na lajtowy rower polazłam po zaplanowanym czasie. Czekający na mnie Niewe i Goro zostali zmuszeni do kreatywnego wykorzystania tego czasu. Przełożyło się to na wydane w Bemolu PIENIĄSE i na naszą póżniejszą średnią. Chłopaki ulitowali się nad moim wielce spalonym zewłokiem i jechali w tempie rekreacyjnym.
Abym za nimi ZDANŻAŁA. I jakoś zdanżałam, popadając w paroksyzmy zakwaszonego bólu.
Fajne jest to:
&ob=av2e
w rzeczy samej:)
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), we w towarzystwie
Dane wyjazdu:
46.27 km
0.00 km teren
02:19 h
19.97 km/h:
Maks. pr.:41.45 km/h
Temperatura:3.0
HR max:156 ( 79%)
HR avg:121 ( 61%)
Podjazdy: m
Kalorie: 916 kcal
PESENDŻER Andreas Wiatr proszony jest o…
Środa, 4 stycznia 2012 · dodano: 04.01.2012 | Komentarze 27
… o pospierdalanie tam, gdzie nie będzie mi przeszkadzał, mnię wnerwiał, mnię irytował i w ogóle nie będzie mnię nic!Na przykład poleć sobie tam, gdzie jest zima. Mnie pasi to, że będziecie GDZIE indziej niż ja.
Choć – aby być szczerą – dziś, podczas nocnego roweru (teraz każde rowerowanie, które zaczyna się po 17-tej jest nocne) Andreas był spokojny, nie wadził nikomu, DUŁ w plecy… Spozierałam zatem złym okiem, to na prawo, to na lewo, GDZIE jest haczyk? Dokonałam odkrycia, że jest on na bluzie (a bluza na dyskotece, która graaa) oraz tam, gdzie jest krzyż i przemknąwszy moją nocną rundkę, wróciłam sobie do domu.
Miasto jakby wymarłe, ludzie nie lubią, jak im Andreas robi kołtun na głowie. Najwidoczniej.
Wydaje mię się takoż, że ten cały Andreas po prostu zajrzał na siłownię, gdziem dziś pielęgnowała swoją tężyznę fizyczną i widział, co czynię swoim członkom i postanowił więcej mi już nie DOJEBYWAĆ.
Straszną radość sprawiła mi nagle urwana droga dla tych wszystkich ciot w obciskach na wysokości Stadionu Narodowego, jutro przejadę TAMTĘDYK i Wam to udokumentuję, mój taczfonowy aparejt nie radzi sobie najlepiej z nocą. Kolejną uciechę miałam niecały kilometr dalej – tam DDR NAHLE się namalowuje na chodniku i równie NAHLE znika.
A ja widzę już tego ciecia, który to zaordynował. Widzę jego, jego wąs oraz jego seksualny stosunek do wszystkiego: tu się jebnie, tu się pierdolnie… I będzie pan zadowolony! Co? Projekt? Projekt, panie, to se pan zainstaluj w dupie, tu jest rzeczywistość!
Na pewno tak to wygląda. I na pewno gość ma wąsa, na dodatek oblepionego jakimś jebanym gulaszem. Z drugiego dnia Świąt jeszcze.
Łazi to za mną:
No łazi.
Kategoria nocna jazda też;)