Info

Więcej o mnie.


Moje rowery
licznik odwiedzin blog
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Styczeń5 - 42
- 2013, Czerwiec5 - 9
- 2013, Maj10 - 24
- 2013, Kwiecień11 - 44
- 2013, Marzec10 - 43
- 2013, Luty4 - 14
- 2013, Styczeń4 - 33
- 2012, Grudzień3 - 8
- 2012, Listopad10 - 61
- 2012, Październik21 - 204
- 2012, Wrzesień26 - 157
- 2012, Sierpień23 - 128
- 2012, Lipiec25 - 174
- 2012, Czerwiec31 - 356
- 2012, Maj29 - 358
- 2012, Kwiecień30 - 378
- 2012, Marzec30 - 257
- 2012, Luty26 - 225
- 2012, Styczeń31 - 440
- 2011, Grudzień29 - 325
- 2011, Listopad30 - 303
- 2011, Październik30 - 314
- 2011, Wrzesień32 - 521
- 2011, Sierpień40 - 324
- 2011, Lipiec34 - 490
- 2011, Czerwiec33 - 815
- 2011, Maj31 - 636
- 2011, Kwiecień31 - 547
- 2011, Marzec36 - 543
- 2011, Luty38 - 426
- 2011, Styczeń37 - 194
Dane wyjazdu:
52.14 km
4.30 km teren
02:12 h
23.70 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:3.0
HR max:164 ( 83%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 935 kcal
Dalibóg, wiosna. Niechaj trwa ona, ta wiosna
Czwartek, 15 grudnia 2011 · dodano: 15.12.2011 | Komentarze 10
No ja wiem, obiecałam apdejt z BG Fita, obiecałam Wam, obiecałam Wojtkowi, ale z tym cholernym blusronektem to ja se mogę. Za przeproszeniem fujarą gruchy obijać. Ledwie wpis się chce zamiĘścić, a co dopiero skany z wideorejestrowania Che, jak se najpierw jedzie krzywo, a potem po wszelkich manipulaNcjach z rowerem, jedzie se już JAK TRZA.Chyba pierwszy na moim wyżyciu się na Timołbajlu ucierpi MadżentaMan, Goro. Jeszcze nie wiem, co mu zrobię i dlaczego jemu, skoro nie zajmuje się tą działką, ALE NOSI TO CHOLERNE LOGO NA SUCIE! I właśnie dlatego mu się dostanie.
A dziś co. Dziś wstąpiłam na zaprzyjaźnioną siłownię, gdzie od dawna pielęgnuję swoją tężyznę fizyczną. Byłam tam na szczęście rano, zatem większość lanserów była gdzie indziej, bo ci przyłażą, jak są największe tłumy – żeby się poprężyć i postękać. Ja za siłownią ogólnie nie przepadam, ale zniosę ją, jeśli nikt mi nie będzie wtranżalał się w obwód. Bo najbardziej mnie wkyrwia, jak siądzie mię na przykład na WIEŚLE dziunia i okupuje to WIESŁO też podczas odpoczywania.
Jakież ja wtedy rozpruwanie jej flaków sobie wizualizuję…! Lepiej mi od razu, bo wizualizaNcja to ważna sprawa.
Szczęśliwie dziś nie wtyndalał mię się w kompetencje nikt.
A po południu, choć było już ciemno jak w dupie, jakby to już było wieczorkiem, pomknęłam sobie lekusieńko do Jabłonny na spotkanie z panem treneirem Andrzejem Piątkiem, które Wojtek zorganizował dla swoich podopiecznych. Mnie takie rzeczy jarają, bo raz, że to spooooora ranga i można liczyć na opowieściowe smaczki, a dwa to… co legenda i guru, to legenda i guru.
Z panem Andrzejem wymieniliśmy parę kontrolnych zdań, a raczej tyle zdążyliśmy, poza tym ja na więcej jestem nieśmiała (a i tak raczej mnie nie podkupi Wojtkowi:D), zatem liczę na WIENCY!
Szałowa ta pogoda jest.
A. Muszę jeszcze zabić tych budowlańców, którzy mię na MOIM WOLNYM nakyrwiają za ścianą młotem i wiertarą od siódmey rano.
Kategoria >50 km
Dane wyjazdu:
57.20 km
0.00 km teren
02:16 h
25.24 km/h:
Maks. pr.:47.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:134 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 996 kcal
Nocne Polaków rozmowy
Środa, 14 grudnia 2011 · dodano: 14.12.2011 | Komentarze 11
Żesz ja pierdaczam.Taka prawda, że jak pada, to leje. I że jak już się coś jebie, to epicko.
Jedyne, na co udało się mię zdobyć dziś, to el treningo baj Wojtek Marcjoniak, którego – rzecz jasna – KUOOOOOCHAM. Udało mię się zdobyć nań porą dopiero wieczorową, kiedy to już cud niepamięci się po tym pięknym słońcu święcił.
Ale uczyniłam, co mię zalecono, spotkałam też przy tejże okazji chrabu, który tym razem nie przepuścił (okazji) i choć ciął w stronę inną niż moja, zawrócił, dogonił i się zintrodusował. Chłop żywemu nie przepuści.
BARDZO MIĘ PRZYJEMNIE!
Spotkałam też mojego Pana Prezesa Najulubieńszego, a raczej to on mnię zoczył, śmigając Wizłozdradą. Wstrzymał swe mechaniczne kucyki i w ten sposób wyrwał mnię z trybu treningowego. Bo oczywiście zatrzymałam się na plotki. Taki to ja jestem kyrwa profesjonalista.
Ale dżeneralnie jestem zadowolona.
Boooooooooooooolą mnie nogi!! I to akurat też lubię.
Kategoria nocna jazda też;), trening
Dane wyjazdu:
54.60 km
0.00 km teren
02:19 h
23.57 km/h:
Maks. pr.:49.40 km/h
Temperatura:8.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:140 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1071 kcal
Wkoorv
Wtorek, 13 grudnia 2011 · dodano: 14.12.2011 | Komentarze 1
Serio.Rzekłam
Dane wyjazdu:
56.60 km
0.00 km teren
02:24 h
23.58 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:4.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:136 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1066 kcal
Będzie rzeź i to wcale nie na niewiniątkach
Poniedziałek, 12 grudnia 2011 · dodano: 13.12.2011 | Komentarze 16
Nie wiem, kogo trzeba zabić, skopać, wysmarować kocią kupą, lżyć publicznie przez pięć dni ciągiem, KOGO u tych łoperatorów Madżenta sieci, żeby ten posrany blukonekt, po któregom tyle jeździła, ZACZĄŁ KyRWA MyĆ DZIAŁAĆ, jak król zasięgu przykazał.Gdzieś czytałam o gościu, który kupił BC, ten mu nie hulał, zareklamował tę posraną usługę, nie wykorzystywał pakietu – bo zasięgu miał tyle, co ja ziaren kaszy perłowej w bucie, a bulić musiał. I nie, nie za zassane gigamajty, czy inne bajty. Bulił za to, iż – wtedy jeszcze – Era jest gotowa świadczyć takąż usługę. Zajebiście. Aż mi lepiej, że madżenta sieć jest gotowa zrobić mi dobrze. Naprawdę.
Czytam żale niektórych, że gdzie ten śnieg, a ja wam powiem, że mam w dupie śnieg, on tam właśnie jest. Zapamiętajcie se, że miejsce śniegu jest w górach i tam ten śnieg wygląda jak śnieg, a nie ta pieprzona gnojówka, która psychodelicznie oblepia wszystko W MIEŚCIE. Mnię jak najbardziej odpowiada ten plusik, to słońce. Po śnieg se pojadę do Szklarskiej. Jak ta góra do Mahometa.
Co tam panie po BiDżiFicie? Ano dłuuuuuugo mnie tak nogi nie bolały jak teraz. Nie ma zatem lipy.
Dla odmiany wszyscy mnie dziś chcieli rozjechać. Na święta podaruj Polakowi choć ćwierć kilo mózgu. Chuje.
Dane wyjazdu:
106.56 km
13.40 km teren
05:42 h
18.69 km/h:
Maks. pr.:41.80 km/h
Temperatura:5.0
HR max:175 ( 89%)
HR avg:140 ( 71%)
Podjazdy:208 m
Kalorie: 2188 kcal
Runda srunda, ale stówka jest!:)
Niedziela, 11 grudnia 2011 · dodano: 12.12.2011 | Komentarze 6
Ależ mnie ta Jabłonna wkurwiła. Pojechałam ja tam. Zgodnie z zaleceniem Wojtka, który najpierw namawiał mnie na wspólny jeździng, a wybierał się nań o – kurna, ja pierniczę, w życiu! - siódmej rano, ale potem stwierdził, że lepiej, żebym pojechała na rundę, gdzie zawsze na starym, krótkim mostku wyrywało mi na podjazdach kierę do góry. Miałam ja zaten sprawdzić moje nowe wspomożenie.A pogoda była, paaaaaanie! Staaaaaary, wiesz, co się DZIE-E! Jak drut była!
No to wybyłam.
Pierwsze kółko zrobiłam jak ostatnia fizda. Raz, że skróciłam ją o połowę, dwa, że nie wszystko podjechałam. Zaklęłam najsiarczyściej jak umiałam.
Drugą rundę też skróciłam, ale nie aż o tyle, wszystko jednakowoż dlatego, że wiatr pozasypywał mię listowiem ściechy i całe nic* widziałam. Ani jeden podjazd nie wyrwał mnie z roweru.
Trzecie podejście potraktowałam ambicjonalnie, tym bardziej, że zbliżała się godzina ustawki z Niewe, Gorem i rooterem. Skupiłam się (najlepiej jak umiałam) i przejechałam wszystko z trzema pieprzonymi błędami, ale to akurat zwalam na slicki, do których jabłonowska glyna się lepy.
Długość (obojętnie czego, ale w tym przypadku mostka;)) ma jednak znaczenie.
Niemniej jednak wyjechałam z lasu wkurwiona. Miało być bezbłędnie. A ja zapylałam tę rundę jakaś zdekoncentrowana. NIEPOCZESZCZONA, A NAWET POCZESZCZAŁA.
Plan spotkania się z trzema wcale nieanonimowymi chlorami nie mówił nic o godzinie zjechania się na Bródnie – dostałam tylko info, że trzej, za przeproszeniem, JEŹDŹCY wybywają od Niewe o 13:15. Sprytne. W razie, gdyby po drodze zdarzyły im się przystanki.
Ja już o 15 wiedziałam, że pierwszy przystanek na pewno zdarzył im się w Wiktorowie. Zdążyłam zatem wrócić z Jabłonny do domu, zmienić rękawiczki z Foxowych na Shimanowskie (czytaj: z jesiennych na zimowe), zmienić onuce na cieplejsze, wciągnąć banańca i z ociąganiem wybyć z domu. Pod tak zwaną rurę, gdzie rooter (albo i roorer) zażyczył se piwka.
Chłopaków zastałam przy grzańcu (Niewe i rooter) i przy normalnym bro, dla facetów (Goro). Sama też wzięłam se to niepedalskie;).
Posiedzielim, obgadalim, pośmialim, zrobilim bardachie (jak zwykle) i rozdzieliliśmy się. Rooter pomknął na schaboszczaka na Bródno, Niewe, Goruńcio (tralaluńcio) i mua odprowadzić Goruńcia na Bemowo.
Nie pamiętam, kiedy sieknęłam ostatnio stówkę. Nie mogę zatem powiedzieć, od jakiego czasu jest to pierwsza moja stówka. Boję się, że to pierwsza jesienna.
Ale Pane Trenere kazali, to Che pojechali.
* gówno
Dane wyjazdu:
59.58 km
0.00 km teren
03:03 h
19.53 km/h:
Maks. pr.:47.80 km/h
Temperatura:4.0
HR max:173 ( 88%)
HR avg:134 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1424 kcal
To się kurna nazałatwiałam
Sobota, 10 grudnia 2011 · dodano: 12.12.2011 | Komentarze 2
Tomski mnię zagajał od piątku o wspólne rowerowanie w sobotę w MPK, ale kategorycznie oznajmiłam, że jak będzie padać, to ni kuta, nigdzie nie jadę. Miałam dosyć caaaaaałotygodniowego moknięcia. Naprawdę. Już niemal rzygałam, wychodząc każdego dnia z domu i widząc dyszcz.Dziś jednakowoż nie padało, a nawet przyświeciło cuś, co już mię się wydawało, że se poszło na pół roku w uj, ale że miałam i interwiu o pracę, i musiałam nabyć prezenciocha dla dziecięcia, dla któregom krzesno matko jest, MPK mię nie wyszło, wyszła za to mię jazda po mieście. Co w taki dzień jak sobota jest nawet w miarę przyjemne. Inna sprawa, że gówno załatwiłam. A po prezent pojechałam zbiorkomem do CH Targówek.
Aaaaaaaaa. Se tak jeżdżę po tym BiDżiFicie i przemawiam do bolących ud i bioder, że nie ma lipy. I że ma boleć.
Nie żadne tam qrva kanapeczki.
Skoro boli, to... KUOOOOOCHAM Wojtka Marcjoniaka [czy Wojtek mnie słyszy??]:)
Kategoria >50 km
Dane wyjazdu:
54.64 km
0.00 km teren
02:18 h
23.76 km/h:
Maks. pr.:38.60 km/h
Temperatura:2.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:111 ( 56%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1069 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Miało być na Szpecu, aaaaale
Piątek, 9 grudnia 2011 · dodano: 12.12.2011 | Komentarze 4
Ale kurna tak lało, że ja ziękuję barso. Przeprosiłam Pana Centuriona i Centurionem pomknęłam dopozałatwiać różne pierdy. Pan Centurion ino wyrzekł pod nosem coś na kształt „nieee no, jak ciepło, to jeździ lepszym, peeeeewnie, a jak leci gnojówka z góry, to mną, SUKA”.Pojechałam se na przykład na szlachetną ulycę Pańską, zareklamować blukonekta, który odmówił posługi w zakresie współpracy z mojem kompem. Kompa wzięłam też. Panowie niewiele mi zaradzili poza dobrą radą „pani zrobi se format”, ale uśmiałam się zacnie. Bo se obczajają mojego lapa, lap tak zwanym tyłem ustawiony do mnie, pan jeden do drugiego szepcze „tyyyy, ale tego nie szukaj w zdjęciach...” na zmianę z „weź zgraj te filmy, o te z katalogu xxx”.
Nie pomogli, ale przynajmniej mnie nie wkurwili.
O, a jadąc na tęże Pańską minęłam się z kolegą rowerzystą chrabu na ulicy Ch(r)ałubińskiego. Ani nie wrzeszczał, ani nie doganiał! Acz rozpoznał. Po Centurionie. A mogło dojść do taaaaakiej integracji! Bo otóż z kolegą chrabu mamy wspólnych znajomych sztuk cwaj i jakoś nie wypada tak się nie zapoznać.
A mój Recon w Cencie ma niestandardowy skład, wiecie? Golenie, korona, oringi, sringi, ale też ma fabrykę nabiału w sobie, który tryska, milaczek na moje lico. I ten nabiał się nie kończy, on naprawdę się tam wytwarza. I nie, nie dam se wmówić, że wożę tam małego krasnala, który... aaaa, nie powiem.
Kategoria >50 km
Dane wyjazdu:
57.28 km
0.00 km teren
02:50 h
20.22 km/h:
Maks. pr.:40.60 km/h
Temperatura:1.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:135 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1105 kcal
BG Fit jest git!
Czwartek, 8 grudnia 2011 · dodano: 09.12.2011 | Komentarze 24
Zaprawdę powiadam Wam, KUOOOOOCHAM Wojtka Marcjoniaka! Jak sobie wyliczyłam, ja nawet za trzysta siedem lat nie będę takim profesjonalistą jak Wojtek, którego – gdyby ktoś już zdążył zapomnieć – KUOOOOCHAM.Wyliczyłam też, że w odstępie czasu określonym mocno precyzyjnie jako NIGDY, nie będę miała głowy tak nabitej wiedzą jak Wojtek, którego – gdyby ktoś już zdążył zapomnieć – KUOOOOCHAM.
Jak tylko dostanę od Wojtka – którego ja wiadomo, co – raporty i zrzuty ekranowe z mojej dzisiejszej USTAWIENNEJ, a zatem zbawiennej wizyty w AirBike na KENie, w studio BG Fit, wszystko Wam tu opiszę. Bo warto (między innymi dla – za przeproszeniem – POSIĄŚCIA wiedzy o tym, ile do tej pory Che marnowała energii „dzięki” kiepskiemu ustawieniu swojego ściganta).
No dobra, mogę też przy okazji ogłosić to, co ja wiem od października, a czego niektórzy z Was tylko mogli się domyślać. Zasiliłam (to się okaże w sezonie, bo może być tak, że jestem jednak cienka jak więzienna zupa i tylko przynoszę wstyd teamowi) szeregi ekipy AIRBIKE.PL!
TADAAAAAAAAAMMMMMM!
Zatem zmieniam kolorystykę, obiecuję (zwłaszcza Wojtkowi, mojemu OBECNEMU trenerowi, któremu El Możan mój najulubieńszy współczuje pracy z takim BETONEM TRENINGOWYM jak ja), że zrobię wszystko, żeby „odpłacić się” za okazane zaufanie i wiarę we mnie;).
Wojtek tej wiary posiada pokładów w liczbie pt. W CHOLERĘ I NIE WIADOMO, SKĄD.
To dziwne, ale cholernie miłe.
Po dzisiejszej kilkugodzinnej manipulacji przy mnie i przy moim Szpecu nie będę już siedzieć na koniu. Przesiadam się na stałe na mojego NOWO USTAWIONEGO ściganta, na którym dokładnie widać, że rozmiar JEDNAK MA ZNACZENIE!
Proszę ładnie sprawdzać tę notkę w okolicach weekendu, bowiem uzupełnię ją o opis, fotki i skany i w ogóle o wszystkie bajery z dzisiejszego BG Fit-a. Zresztą poinformuję, że nastąpił apgrejd. Poinformuję, jak wyschnę, bo zmokła mi dziś cała Che w drodze do AIRBIKE. A także zmokła w drodze powrotnej. Czyli z AIRBIKE. 57 kilometrów w permenentnym siąpiącym szicie. Toż to karwa jest istny Londyn.
Aaaaaaaaaaa! KUOOOOOCHAM Wojtka Marcjoniaka!
Kategoria >50 km, całe goowno, a nie dystans;)
Dane wyjazdu:
71.26 km
6.60 km teren
03:41 h
19.35 km/h:
Maks. pr.:42.40 km/h
Temperatura:2.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:128 ( 65%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1303 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Katecheza o tym, jak nie być taką fizdą jak Che
Środa, 7 grudnia 2011 · dodano: 09.12.2011 | Komentarze 11
Chciałam Państwu cuś opowiedzieć. Przy okazji pastwiąc się nad sobą samą, czego wstęp do tej noteczki w ogóle nie zapowiada. Słuchajcie zatem, bo zaprawdę powiadam Wam.Che jest idealna, o czym oczywiście wiemy wszyscy, ale podkreślę to z całą mocą. Ale Che jest idealna tylko wtedy, gdy otoczenie i okoliczności spełniają następujące warunki:
- wokół Che nie dzieje się atmosfera centrum handlowego,
- Che nigdzie się nie spieszy,
- Che nie wychodzi z pracy o porach zbliżonych do ludzkich, bo jak wychodzi, to gubi się jak, nie przymierzając, ciotka w Czechach,
- wiele – jak zakupy sprzętowo-rowerowe – idzie po Che myśli,
I the last one:
- Che MYŚLI
Dziś wszystko to oraz koniunkcja Saturna do Media Markt - koniunkcja w opozycji do Uranu (złóż), bo to ważne – sprawiły, że Che zdała egzamin na największą pierdołę. Która, jak wiadomo, w konkursie na największą pierdołę zajęłaby drugie miejsce, bo taka z niej pierdoła.
Najwsampierw ZMOKŁAM. Dziwnie wydarza się tak, że nie siąpi dopóki nie wynurzam nosa z chaty. Jak tylko we tak zwanych ODRZWIACH po stronie zewnętrznej zacznie wystawać koło, potem reszta roweru i reszta Che, z nieba następuje opad. Ustaje mniej więcej trzy, no może pięć metrów przed moim miejscem docelowym.
Tak już jest, z tym się nie dyskutuje, tak jak nie dyskutuje się z tym, że mamy prawe i lewe oko.
ZMOKŁAM, gdyż jechałam, a jechałam do biura, gdziem miała podjąć przesyłkę, a w niej niu amor, o modelu konkretnym. W zasadzie tylko po to bimbrowałam, MOKNĄC do pracy. Gdym odebrała już przesyłkę, okazało się, że: a) produkt się zgadza, bo zamówiłam amor i przyjechał amor, b) gadżet w postaci manetki JEST, c) amor jest podejrzanie inny, ale to ciągle amor, d) amor jest amor, ale model się KYRYWA nie zgadza.
Spełniliśmy zatem punkt czwarty naszego kryterium.
Daley.
Wyjszłam, pierdolnąwszy pięścią w stół, z pracy, zła, ale wstępnie umówiona. Umówiona na KENie w AirBike, a potem wstępnie umówiona na wstępne umówienie się z Niewe na telefon, a nawet i na jazdę. Łatwo się zatem domyślić, że omówimy teraz punkt drugi. Czyli Che się spieszy.
Che przestaje też myśleć i zamiast osrać dziś tak zwane sprawunki, bo się spieszy, Che wybiera się na sprawunki. Udaje się do centrum handlowego, czego normalnie nie robi (chyba, że w programie tygodnia jest osiąganie ZEN poprzez spacery z bazooką w najbardziej zaludnionych arteriach miasta), ale udaje się, bo w tejże galerii jest sklep Salomon, a w nim gadżety Suunto. Idzie tam. Nawiązując sympatyczną pogawędkę ze sprzedawcą, jak się okazuje – również rowerzystą, ale uziemionym przez skurwysyńskiego taksówkarza, który w planie na osiągnięcie ZEN miał niegdyś rozjebać jakiegoś rowerzystę, Che dokonuje udanie zakupów i myśli se:
A! Skoro tu już jestem, to jeszcze słuchafony se kupię, bo te, które mam rozje…yyyyy… te, które mam przeszły upgrade do wersji dla osób niesłyszących na jedno ucho, a zatem zostały profesjonalnie wyciszone w jednej słuchawce.
Pojszłam zatem do sklepu z żelazkami i słuchafonami, kupiłam słuchawki i
wkurwiona na przedświąteczny ludzki zajob CZEM PRĘDZEJ się wybrałam do wyjścia.
Przy rowerze – już po założeniu wszystkich liczników, pulsaków, świateł, odpięciu roweru, okazało się, iż moje rękawiczki też przeszły upgrade, tyle że do wersji dla osób jednoręcznych.
Gdzieś KYRYVA posiałam jedną.
A zatem przyczepiam na nowo rower, odpinam wszystkie liczniki, pulsaki, światełka, bombki choinkowe, łańcuchy, girlandy i SZPICE i wracam. W sklepie ze słuchafonami pani nic nie wie o rękawiczce, natomiast w ramach rekompensaty wydaje mi… SŁUCHAWKI, za które przyzwoicie chwilę wcześniej zapłaciłam, a które dobrotliwie zostawiłam.
Przed oczami zwizualizowałam sobie Che, która mierzy do mnie z bazooki i cedzi przez zęby: TY PAŁO.
Z kretyńskim, krzywym uśmiechem zgarniam słuchawki i idę do Salomona. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie cokolwiek o rękawiczce, na pewno nie pracuje w Salomonie.
Ni Ma.
Proszę zwrócić uwagę na niebywałą kumulację kryteriów: Che nie myśli, Che w centrum handlowym, Che się spieszy. Mimo że wyszła o ludzkiej porze. Czyli Che również się gubi.
Rzucam dorodną kurwą macią i idę do roweru. Odpinam rower, zakładam wszystko to, com zdjęła – chętni, bym wyliczyła ponownie, niech w komentarzach wpiszą miasta – odziałam lewą rękę w ostałą rękawicę, uznałam, że nie mam prawej i schowałam jej kikut w rękaw kurtki i pojechałam na KEN.
Tam wszystko powiodło się. No może poza kwestią myślenia, bo anim nie zaprotestowała, gdy zaproponowano mi BIAŁE rękawiczki. Zapłaciłam, zgarnęłam i pojechałam je ujebać odbryzgami z kałuż, bo przecież cały dzień siąpiło mokre gówno.
Być może dlatego to uczyniłam, gdyż się spieszyłam, acz chyba raczej dlatego, że jestem PAŁĄ.
A potem pojechałam pojeździć z Niewe. I przekonać się o odwiecznych prawach natury, że wszystko, co mokre, kiedyś w końcu zamarznie. Zwłaszcza jeśli pokrywa drogę.
A jeszcze wracając do rękawiczki, żeby było śmieszniej, trzy tygodnie temu, podczas treningu w Jabłonnie zgadałam się z innym dżeneralkowiczem mazoviowym, który też otrzymał żelowe zimowe rękawiczki, że zamienimy się rozmiarami. Ja miałam za duże, on miał za małe. Spisaliśmy protokół wymiany i straszniem zadowolona taką transakcją śmigała se aż to dziś.
To se KYRYVA użyłam.
Kategoria >50 km, nocna jazda też;), zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
50.29 km
3.40 km teren
02:19 h
21.71 km/h:
Maks. pr.:32.66 km/h
Temperatura:2.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1029 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Gdzie są spodnie z tamtych dniiii
Wtorek, 6 grudnia 2011 · dodano: 07.12.2011 | Komentarze 32
Chyba już za późno, żeby z przyczepką śmigać do pracy po rzeczy:D. Zamiast wywozić graty na bieżąco, to ja gromadziłam, gromadziłam, gromadziłam i teraz trza będzie tir chyba wynająć.Pieprzony chomik, który jest na jachcie. Ze mnie pieprzony chomik.
Wczoraj jechałam do dżoba z myślą, że już zamiast tego deszczu wolałabym klasyczny śnieg i dziś w ramach Mikołajek otrzymałam opcję przejściową – deszcz ze śniegiem. Mam wrażenie, że od tego tak zwanego opadu ostrego mam blizny na ryju.
Za śniegiem nie tęsknię, ale jak ma na mnie lecieć jakieś mokre gówno, wolę białe mokre gówno.
Co do opadu to mam uczucia dwubiegunowe. Bawi mnie współczucie, z jakim patrzą na mnie ludzie, ale też wkurwia mnie ich zanik mózgu spowodowany deszczem. Lezą kurwa pod koła, lezą dedeerem, blachosmrodziarze całe gówno widzą, a jak jeszcze połączyć to z tak zwanym świątecznym zajobem, to już zupełny DIZASTER jest.
I tak. Tenże tego. Zepsułam kolejne słuchawki. Myślałam o zlutowaniu kabelków, ale (ja + lutownica) x cierpliwość + precyzja = to się kurwa na tym świecie nie zdarzy nigdy. Nie będę się i nikogo oszukiwać.
A teraz ankieta:
Czy gdyby Che prowadziła zajęcia ze Spinningu – nie pytam o wędkowanie, bo gdybym miała pytać o wędkowanie, to od razu wolałabym wprost zapytać o picie piwa – przyszlibyście, by z pełną świadomością dostać wpierdol? Wpisujcie miasta, wsie, osady i zagrody.
NAMYSAUNTE!