Info

Więcej o mnie.


Moje rowery
licznik odwiedzin blog
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Styczeń5 - 42
- 2013, Czerwiec5 - 9
- 2013, Maj10 - 24
- 2013, Kwiecień11 - 44
- 2013, Marzec10 - 43
- 2013, Luty4 - 14
- 2013, Styczeń4 - 33
- 2012, Grudzień3 - 8
- 2012, Listopad10 - 61
- 2012, Październik21 - 204
- 2012, Wrzesień26 - 157
- 2012, Sierpień23 - 128
- 2012, Lipiec25 - 174
- 2012, Czerwiec31 - 356
- 2012, Maj29 - 358
- 2012, Kwiecień30 - 378
- 2012, Marzec30 - 257
- 2012, Luty26 - 225
- 2012, Styczeń31 - 440
- 2011, Grudzień29 - 325
- 2011, Listopad30 - 303
- 2011, Październik30 - 314
- 2011, Wrzesień32 - 521
- 2011, Sierpień40 - 324
- 2011, Lipiec34 - 490
- 2011, Czerwiec33 - 815
- 2011, Maj31 - 636
- 2011, Kwiecień31 - 547
- 2011, Marzec36 - 543
- 2011, Luty38 - 426
- 2011, Styczeń37 - 194
Dane wyjazdu:
57.41 km
0.00 km teren
02:43 h
21.13 km/h:
Maks. pr.:34.34 km/h
Temperatura:3.0
HR max:174 ( 87%)
HR avg:143 ( 72%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: 1125 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Jak jest?
Czwartek, 17 marca 2011 · dodano: 18.03.2011 | Komentarze 32
Doooooooobrze jest!Oczywiście pomijając drobniutkie szczegóły, jak ten, że NADAL qrva nie Spec nie dotarł (a miał być wczoraj, już na tip top), z którego to powodu oko ze złości mi lata. Nie lubię, jak coś MA być, a nie jest. A może inaczej: nie lubię, jak coś idzie nie po mojej dyktatorskiej myśli.
Anyway. O ile rano do pracy miałam pod taki pioruński wiatr, że wydawało mi się, iż nigdy kurna do tej roboty nie dotrę i tak samo było z popołudniowym docieraniem na spinning, tak już do domu to miałam milutkie, radosne, lekkie ziuuuuuuuu!;) No takie, że zębów z radości w paszczęce nie chowałam. Jest kurna jednak jakaś sprawiedliwość dziejowa. No dobra, może nie jest zawsze, ale BYWA.
Na spinie jedna godzina super (z Kingą na prowadzeniu, polecam laskę, bo nie ma mięTkiej gry!), ale druga... Dziewczę prowadziło pierwszy raz, miało ściągę, co i kiedy zapodać. Okkkkk, rozumiem, że się uczy, że stresik, ale kurna, nie lubię, jak ktoś ściemnia. Bo już jak instruktor mówi, że obciążenie w górę, a sam tylko jedzie łapami po gałce, żeby zamarkować ruch, to mnie już i witki opadają i rzęsy i sut... no wszystko mi opada. A w momencie, gdy dziewczę powiedziało (po ośmiokrotnym podkręceniu obciążenia), że MAMY JUŻ BARDZO CIĘŻKO, a sama nożynami przebierała jak po płaskim, to ja już chciałam pisać do jakiegoś Trybunału w Hadze. Po co taki teatrzyk, no po co?
[czas: 2:07, HR max: 189, HR avg: 144, kcal: 1087]
Śnił mi się niedzielny maraton. Tyle, że biegłam. OBOK roweru. I tylko ja miałam rower, wszyscy inni po prostu biegli. Sprawdziłam w senniku: biec obok roweru na maratonie ROWEROWYM, gdzie inni są jednak bez rowerów – na pudle stanąć w najbliższym maratonie.
:D:D
Tak, sama ten sennik pisałam! :D
Mjuzik na dziś:
;)
Kategoria zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
46.66 km
0.00 km teren
02:09 h
21.70 km/h:
Maks. pr.:36.54 km/h
Temperatura:4.0
HR max:171 ( 86%)
HR avg:138 ( 69%)
Podjazdy: 37 m
Kalorie: 818 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
To tak aby rowerzysta wziął i docenił
Środa, 16 marca 2011 · dodano: 17.03.2011 | Komentarze 17
Bo innej opcji nie widzę. Ten wiatr na sto procent ma wyłącznie wartość edukacyjną, nie ma w nim ani ćwierci złośliwości, haka w smak bajkerom, patyka w szpryszki, piachu w ślizgu TEŻ NIE! Na pewno to chodzi o to, żebyśmy sobie nie wyobrażali, że nam się należy, dla nas będzie miło i że kurde manetka, będzie ŁATWO. On, ten pan wiatr jest po to, żebyśmy potem, gdy ten ucichnie i nastanie pogoda piękna (jak nie przymierzając, lelyja), docenili ją i przywitali z honorami pełnymi.I otóż nachetałam się jak kulawy koń wystawiony na Wielką Pardubicką, zarówno w drodze do jak i z pracy. Chwilami tak mnie rzucało na boki, że mogłabym o tym napisać dytyramb. Albo w najmniej oczekiwanym momencie zejść z roweru, położyć się obok niego i wykonać rozpaczliwe rozdzieranie trykotów na własnym tułowiu.
Ale OK. Niech sobie wieje dziś. I jutro też niech napiernicza. W sobotę? W sobotę też względnie mogę na to przystać. Ale w Mrozach w niedzielę to ma być z tym już spokój. Do ścigania się pod wiatr podchodzę bowiem z takim samym entuzjazmem jak przeciętny osobnik do wyrywania zęba bez znieczulenia. Senkju wery macz, DOPRAWDY.
P.S. Jak tu się filmiki Youtubowe wstawia, bo bym nie tylko piosenkę pana Koracza (który tak się akurat składa, że jest z nami na sali) zapodała, ale też zindoktrynowała Was muzycznie?;)
Kategoria zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
46.87 km
0.00 km teren
02:04 h
22.68 km/h:
Maks. pr.:49.85 km/h
Temperatura:4.0
HR max:178 ( 89%)
HR avg:128 ( 64%)
Podjazdy:115 m
Kalorie: 746 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Zmarzłam, znowu kurde zmarzłam!
Wtorek, 15 marca 2011 · dodano: 16.03.2011 | Komentarze 8
O ile jeszcze rano przyfikałam z odkrytymi łokciami do pracy, to już z powrotem nie było tak krotochwilnie. Wmordęwind sprawił, że jesienne rękawiczki nie wydoliły i musiałam po pracy odpuścić sobie nadkładkę w kilometrach. Nie dałam rady i zawinęłam do jamy chama, ogrzać gnaty.Ale jakże mile mnie Centurion zaskoczył – prędkość (w porównaniu do poniedziałkowego turlanka na Specu) podskoczyła mi o 15 km/h. Jasne, trochę pomógł wiatr w zad, ale też nóżka śmielej podawała niż na fullu.
Ciągle kurde nie wiem, czy Spec-Ścigacz dojedzie do mnie przed mrozowskim maratonem.
Kategoria zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
57.87 km
0.00 km teren
02:53 h
20.07 km/h:
Maks. pr.:44.25 km/h
Temperatura:6.0
HR max:157 ( 79%)
HR avg:133 ( 67%)
Podjazdy: 36 m
Kalorie: 989 kcal
Poniedziałkowy full. Bayer full:D
Poniedziałek, 14 marca 2011 · dodano: 16.03.2011 | Komentarze 7
Po niedzielnym taplaniu w szlamie, czarnoziemie, brei i błocie, postanowiłam dać Centurionowi odpocząć i poturlałam się Speckiem do pracy. Rzymianin jakoś lepiej znosi ostatnio moje przesiadanie się na fulla, nie grymasi, może dlatego, że usłyszał, jak kilkakrotnie zapewniałam towarzystwo swoje, że Centurion zawsze będzie dla mnie tym pierwszym, najważniejszym, najukochańszym rowerem. I żyjemy sobie w harmonii. Ja go sumiennie myję, smaruję, on odwdzięcza mi się szatańskim odejściem na starcie.Ciągle się docieramy:D
A fullik... Też rower bajka, choć po moich wskazaniach z pulsaka widać, że to zupełnie inny tryb jazdy. Choć można pocisnąć na tych oponkach. Jak się chce, af kors. Mnie jednak najbardziej bawi, gdy naród idący przede mną słyszy mnie już z odległości dwudziestu metrów i rozstępuje się niczym Morze Czerwone przed wiadomo kim. Bo buczę jak przyzwoity tranzystor!
Kategoria zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
28.50 km
0.00 km teren
01:11 h
24.08 km/h:
Maks. pr.:35.80 km/h
Temperatura:7.0
HR max:141 ( 71%)
HR avg:119 ( 60%)
Podjazdy: 31 m
Kalorie: 668 kcal
Wieczorno-niedzielny lansik na Specku
Niedziela, 13 marca 2011 · dodano: 15.03.2011 | Komentarze 11
Kontrolny, wieczorny bujaning po mieście, miał być drugi dzień testowania Karoliny, ale musiała odpuścić z przyczyn wyższych, więc wyszło na to, że samotnie posłucham buczenia swoich potworów. Choć było już po zachodzie słońca, ja ciągle wystawiałam na widok publiczny odkryte łydki i przedramiona tyż!trasa: Bródno-Solec-Centrum-Mokotów-Stegny i powrót tymi samymi dzielnicami, ale górą.
Ale do wieczornego czyszczenia Centuriona musiałam sobie otworzyć piwo.
Kategoria pierd motyla, czyli mniej niż 50
Dane wyjazdu:
116.00 km
36.00 km teren
07:34 h
15.33 km/h:
Maks. pr.:46.36 km/h
Temperatura:12.0
HR max:158 ( 79%)
HR avg:133 ( 67%)
Podjazdy: 68 m
Kalorie: 1919 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Niedzielne kąpiele w bagnie
Niedziela, 13 marca 2011 · dodano: 15.03.2011 | Komentarze 14
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Wylazłam ja z domu po siódmej i już o tej porze Pan Słońce dawał do pieca tak, że mogłam zdjąć nogawki i wystawić łydy do podgrzania. O SIÓDMEJ RANO!! Ciągle w to nie wierzę!UWIELBIAM ODKRYTE ŁYDENCJE!!
Pogoniłam znów w stronę Łomianek, pościgać się z kumplem, w czym pomógł nam napotkany kolarz. Próbowaliśmy go WZIĄĆ, ale kuuuuurde, przewaga szosy nad emtebe jest bezlitosna. No serce nie sługa, szwagier nie rodzina, a piwo nie wódka. Ale waga jest waga.
Zrobiliśmy swoje i ja zgodnie z planem pojechałam w kampinoskie krzaki, a kumpel na dyżur domowy dziedzica osobistego wystawić na słońce. KTO MA LEPIEJ??
Do KPN wjechałam w Łomiankach ulicą Wiślaną, dalej Kampinoską, a potem, już w lesie przeprowadziłam jedną wielką spontaniczną dywersję i jedyne, co mnie prowadziło, to słońce. Olewałam kolory szlaków i jechałam tak, jak mi się zachciało. Ot, kaprys. No i najważniesze – tam, gdzie było pod górkę. Niestety Kampinos nie jest tak wymagający pod względem podjazdów (taaaak, wiem, że nie od parady jest tam OOŚ Karpaty), jak MPK, ale zdarzył się o taki, kóremu razem z Centurionem nie daliśmy rady. Nie zmieliłam przerzuty i zamiast wspięcia na wzniesienie była gleba na korzeniach.
Tradycyjnie już GPS w komórce odmówił posługi – dzieje się tak zawsze wtedy, gdy MILIARD osób właśnie przypomina sobie o moim istnieniu i dzwoni do mnie. Jadąc w krzaki, zawsze wyciszam komórę i nie słyszę dzwonienia, więc ten miliard ludzi należy jeszcze przemnożyć przez przynajmniej trzy kolejne próby dobicia się do mnie. Więc tracka KURRRRRNA znowu nie mam.
Podłoże w KPN rozmokłe, niektóre dróżki jeszcze pozalewane, ale największa masakra jest w drodze od Palmir do Truskawia. Ożesz, w CO JA SIĘ TAM WPAKOWAŁAM, to do teraz nie wiem, jak to się stawszy. Na kołach zebrałam tyle błota, że korona widelca już je zbierała, a hamulce doszły do siebie dopiero po wieczornym myciu roweru. A Sidiki... Najprościej byłoby poczekać, aż błoto zechcnie się na tych butach, a potem po prostu je zeskrobać. Bo czyszczenie ich mokrą szmatką po prostu rozmazywało breję.
Niestety alternatywnej trasy nie było, a może ja po prostu ciulowo znam KPN. Przez kilometr walczyłam jadąc LASEM. Całe gówno to dało. Niech za info o moim tempie wystarczy fakt, że dogonił mnie gość, tuptający z kijkami do nordica.
Wyjechałam z lasu na Radiową, wyglądając jak yeti z tymi ubłoconymi łydkami. Mijający mnie rowerzyści najpierw standardowo i jakby odruchowo machali, ale dopiero, gdy namierzyli moje upierniczone nogi, prezentowali w szczerym brechcie całą własną galerię zębową.
Przez Bemowo i Żoliborz wróciłam do domu oskrobać się z czarnoziemów i zrobić przesiadkę na Speca. Chciałam przeciągnąć Karolinę przez miacho jeszcze na Las Kabacki, ale coś jej wypadło i mogła tylko dobić do Świętokrzyskiego i tam przekazać mi... SAŁATKĘ od jej najlepszej Pani Mamy:D
Azaliż piękna to była niedziela!
Kategoria piękna stówka
Dane wyjazdu:
34.00 km
0.00 km teren
02:12 h
15.45 km/h:
Maks. pr.:36.55 km/h
Temperatura:6.0
HR max:154 ( 77%)
HR avg:122 ( 61%)
Podjazdy: 29 m
Kalorie: 742 kcal
Sobota miała być inna cz. II
Sobota, 12 marca 2011 · dodano: 15.03.2011 | Komentarze 0
No i pojechałam ja swoim PAPAMOBILE - nabijam się, że Spec na tych swoich grubaśnych oponach to taki papieżowóz, bo jadę nim nie więcej niż 25 km/h, macham do motłochu łaskawą dłonią, dupy nie podnoszę, bo damper tłumi wszystko - odprowadzić Karolę. Pod domem poinformowałam ją, ile zrobiła kilosów i jak usłyszała, że 60, prawie zszokowana spadła z Wheelera. Bo planowała, że jej początek sezonu to będzie po prostu powrót z Bródna na odebranym rowerze i póki co to styka.TO SIĘ CHYBA DZIEWCZYNA LEKKO ZDZIWIŁA.
Sama jednak przyznała, że taka jazda poza Warszawą to zupełnie inna bajka, nawet terenem (,,oooooooo, asfalcik, dróóóóóżka, jak milutko'' - wymruczała, gdy z krzaków nadkanałkowych wyskoczyłyśmy na drogę w Nieporęcie:D), bo nie ma tego wkurzającego, cochwilowego zatrzymywania się na światłach.
Odstawiłam dziewczyninę pod dom i pojechałam swoim papieżowozem dalej. Jazda nim jest taka JESZCZETROCHOWA. Niby już zjeżdżam do domu, ale... A! zrobię jeszcze pętelkę. A! Jeszcze trochę pokręcę!
I tym sposobem wyszedł mi tripik: Bródno, Starówka, Centrum, Mokotów, Wilanów, Sadyba i powrót wzdłuż Wisły do Mostu Gdańskiego, a tu już na Bródno. Przez Targówek :D
Kategoria pierd motyla, czyli mniej niż 50
Dane wyjazdu:
86.00 km
13.00 km teren
04:24 h
19.55 km/h:
Maks. pr.:38.90 km/h
Temperatura:10.0
HR max:169 ( 85%)
HR avg:120 ( 60%)
Podjazdy: 70 m
Kalorie: 1343 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Sobota miała być inna cz. I
Sobota, 12 marca 2011 · dodano: 15.03.2011 | Komentarze 12
Ale i tak udało mi się stówkę trzasnąć, więc nie psioczę i nie narzekam. Rano zebrałam się na trening z kumplem do CHORYCH Łomianek - na ósmą rano!!! - co oznaczało, że musiałam wstać o jakiejś poronionej – jak na sobotę – godzinie. Ale odbiór tego faktu był dzięki PIĘĘĘĘĘĘKNEJ pogodzie jakby łatwiejszy. Pokręciliśmy ścigając się jak dwoje durnych dzieciaków, w dwie godziny wypociłam zapas toksyn z całego miesiąca i mogłam wracać w stronę Warszawy. Kumpela cisnęła mnie, że chce odebrać rower, który zimował u mnie czas jakiś (Wheelerek, którym jeździłam, gdy Centurionowi po dzwonie odpadła korba) i choć miałam w planach jedynie przelotkę przez Wawę i niewstępowanie do domu, to jednak nie miałam serca uniemożliwić lasce dostęp do roweru. Nie w taką pogodę i nie wtedy, gdy wylizany, wycyckany czekał na zabranie. Wydzwoniłam więc Karolę, ta przybyła do mnie w rowerowym rynsztunku tramwajem, ja zrobiłam szybki przebiering i oznajmiłam, że jedziemy do innej laski i to nad Zegrze. I pojechałyśmy.Tempo było... no... NIE MOJE. Było takie jakie ma ktoś, kto caaaaaałą zimę nie zaznał roweru. I o ile Karola jeszcze dawała radę na asfalcie, to w momencie, gdy zjechałyśmy na dróżkę terenową wzdłuż Kanałku Żerańskiego, średnia spadła nam do wskazań niegodnych cytowań. Ja jestem wyrozumiała, cierpliwa, ale miałam też z tyłu łba natrętną myśl, że Wiolka tam czeka na nas nad Zegrzem i kwitnie razem ze swoim Canondalem. W końcu dotarłyśmy, Karolina zmachana terenem, ja wciąż w jego ogromnym niedosycie.

Dwie laski, jeden Canondale. A Che cyka fotę© CheEvara
Z godziny czternastej zrobiła się wczesna siedemnasta i po PÓŁ GODZINY postoju i szybkiego pogadania z Wiolką trzeba było się zabierać z powrotem (a ja miałam taki nieśmiały plan, że jeszcze forty w Beniaminowie zaliczę!!). W myślach obstawiałam, czy Karolina wybierze rower, czy powrót Z nim, ale w autobusie. W Nieporęcie zeżarłyśmy jeszcze pizzę i po ciemaku już – jebaną Płochocińską, żeby było szybciej – parodią jej pobocza, które jak na złość było jeszcze dziurawe, wróciłyśmy do mnie na Bródno. Tu już byłam pewna, że Karola wskoczy w tramwaj, ale krótki odpoczyn u mnie podładował jej akumulatory, ja chciałam jeszcze pokręcić, więc zapowiedziałam, że odprowadzę ją NA FULLU do chaty, do centrum i tym sposobem dobiję do setki, do której brakowało mi jakichś piętnastu ka-emów.
I dlatego ten wpis rozbijam na dwie części, bo sobota była dwurowerowa. Nie umiem tylko zdecydować, na którym rowerze bardziej mi się micha cieszyła!
A Zegrze ciągle jeszcze skute lodem!
Kategoria >50 km
Dane wyjazdu:
60.50 km
0.00 km teren
02:49 h
21.48 km/h:
Maks. pr.:43.36 km/h
Temperatura:6.0
HR max:166 ( 83%)
HR avg:141 ( 71%)
Podjazdy: 25 m
Kalorie: 954 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Piątkowe integracyjne kręcenie po Łorsoł
Piątek, 11 marca 2011 · dodano: 14.03.2011 | Komentarze 13
Czyli WKOŃCOWE (od zwrotu „w końcu”) przejście na inny wymiar trzech rowerowych czubów (będziem musieli zapałki, a może nawet zapalniczki ciągnąć, które z nas jest największym świrusem, bo merytoryczna dyskusja nic tu nie rozstrzygnie): Izka na swoim Mbike'u, Siwy-zgr na Specu i Che, czyli mua, na Centurionie.Siwy przybył ze Zgierza (mówi, że pociągiem, ale ja mu nie wierzę, bo na pewno na Specu), Izka prosto ze spinningu, a ja z roboty. Święta Trójca ustawiła się pod Kinem Femina, żeby Izka mogła uzupełnić węgle po treningu (miałam nie wspominać, że w Maku, ale sama to zrobiła u siebie na blogasku, więc...:D) i stamtąd nadwiślańskim bulwarem urody przecudnej pojechaliśmy polansić się i poniekąd też zdobyć Kopiec Powstania. Po drodze napotkaliśmy bajkera z awarią, czyli kapciochem, złapanym gumofilcem, lub też PINCHĄ, jak to mówią nasi hiszpańscy amigos do bicicletas. Pierwsza myśl, jaka mi wpadła do łba była taka, że kurna, jak ja nie złapię flaczora, to ściągnę kogoś, kto dostąpił tego zaszczytu i ten ktoś oczywiście nie będzie posiadał ani połowy zapasowej dętki, ani też ćwierci pompki. Ani też łyżek i umiejętności. Zaofiarowaliśmy pomoc, ja zabrałam się do zdejmowania opony (własnymi ręcyma i ŁYŻKYMA, ale okazało się, że el wentil napotkanego bajkera pozbawiony był łebka, który gdzieś po drodze musiał panu uciec, co dziwne jest, bo jakoś dojechał na tym rowerze, a i posiadał plastikową nakrętkę. Siwy chciał nawet oddać gościowi swoją dęciochę, ale nastąpiła niezgodność rozmiarów (kolo miał rawki wyłącznie pod prestę). Musiał więc chłopaczyna dotuptać do autobusu.
A my pomknęliśmy dalej. Pod Kopcem okazało się, że będą drobne problemy ze wspinaczką (Siwy u siebie na blogasku chwali się, że podjechał na zblokowanym zawieszeniu, tatatatatata:P), bo na górę prowadziły drobne schodki. Ja ze swoim umęczonym widelcem nawet nie podejmowałam tematu (a mogłam kurna przyjechać na fullu, mogłam!!) i razem z Izką, krokiem pełnym godności, podprowadziłyśmy dwukółki na górę, skąd zobaczyliśmy las... nie, nie krzyży. Las światełek! Nocna Wawa to najfajniejsza Wawa, IMHO). Widok rozpościerał się bajerancki – z lewej kominy Siekierek, z prawej multikolorowy PKiN w otoczeniu drapaczy chmur i biurowców, w których pewnie niejeden romans właśnie miał się zawiązać, gdy wszyscy już wybyli do domów, a serwis sprzątający jeszcze nie wkroczył do akcji:D.
Pokontemplowaliśmy chwilę, po czym padło hasło: OKĘCIE (Siwy marzyciel:D) i szumiąc oponami oraz heblując nieco zjechaliśmy całą trójcą tymiż schodkami w dół. Lotnisko zdobyliśmy jadąc Wilanowską i Żwirki, podjechaliśmy nieprofesjonalnie od strony wejścia do Hali Odlotów, skąd mogliśmy się przekonać, że najbliższy taras widokowy znajduje się we Wrocławiu (mogliśmy bujnąć się od pętli kuźwa tramwajowej). Tu jednak cyknęliśmy pamiątkowe zdjęcie – z komórki, bo przecież wiadomym jest, że na spotkanie integracyjne NIKT nie zabierze aparatu:

Z Izką na Okęciu, a Siwy po drugiej stronie obiektywu© CheEvara
– i popruliśmy w stronę Bemowa. Przy Moczydle nastąpił rozjazd – Izka & Siwy w lewo, ja w prawo:D.
I jak w zasadzie znacznie bardziej wolę jazdę samotną, tak piątek podobał mię się bardzo i myślę, że będzie to do powtórzenia. Fajne ludzie to fajne ludzie. Aczkolwiek cholernie i wbijająco w kompleksy MŁODE!! :D [,,No to prowadź MAMO – powiedział Siwy i ma za to u mnie żółtą kartkę!:]
Kategoria >50 km
Dane wyjazdu:
20.50 km
0.00 km teren
00:53 h
23.21 km/h:
Maks. pr.:42.56 km/h
Temperatura:4.0
HR max:164 ( 82%)
HR avg:143 ( 72%)
Podjazdy: 36 m
Kalorie: 483 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
A piątek to jednak podzielę na dwa wpisy
Piątek, 11 marca 2011 · dodano: 14.03.2011 | Komentarze 8
A to dlatego, że drugi był długi i nie był zwykło-praco-dotarciowy! ;) Kategoria zwykły trip do lub z pracy