Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
19.30 km 19.30 km teren
02:55 h 6.62 km/h:
Maks. pr.:44.40 km/h
Temperatura:2.0
HR max:155 ( 80%)
HR avg:113 ( 58%)
Podjazdy:882 m
Kalorie: 1396 kcal

Słowacki szlabanT czyli nowa jakość, czyli górex dej trzeci i niestety de last łan.

Poniedziałek, 14 listopada 2011 · dodano: 21.11.2011 | Komentarze 14

Gdzie tu pojeździć? I to na legalu? Tak żeby było jak się należy się, a zatem zacnie? I żeby się nie powtarzało?

SłowaNcja. Tylko tam!

Czasu mieliśmy mało, bo tego dnia - trzeciego - musielim wracać. Niektórzy na dzień trzeci mają zadanie zmartwychwstania, inni trzeciego dnia dopiero trzeźwieją, jeszcze inni trzeciego dnia odkrywają, że jest środa i czas przygotować się do weekendu, czyli uczcić małą sobotę. Czyli się nachlać.

No różne są koncepcje.
Moja była taka, że muszę nazajutrz do roboty i dziwnym trafem pokryła się z tym, co miał w planach Niewe.

Ale że nie jesteśmy małe fiutki, postanowiliśmy ten dzień spożytkować należycie. Czyli rowerowo. Bez najmniejszego losowania palcem po mapie ustalilim, że Dolina Białej Wody to będzie właśnie to, o co chodzi w tym życiu, wszechświecie i całej kurna reszcie tego kultu maczo, skórzanych kurtek, rolexów, amortyzowanych kadilaków, ZAPIEKANEK i mąki nie z pierwowo sorta.
O to bowiem się rozchodzi.

No i wybralim się. Ja Tatrzańską Łomnicę znałam wcześniej z imprezy (lutowej chyba) Red Bulla „Zjazd Na Krechę”, ale wtedy był śnieg, ja nie miałam roweru, zdupytaktrochę.

Teraz mogłam se choć z rowerem pomarzyć, że może kiedyś, łans apone tajm:D

W miarę, jakeśmy zmierzali w tamte stranice samochodem, oczom naszym ukazywał się las masywów górskich. Co bardziej przytkani wizualnie (ja) powtarzali (bo są jednocześnie lekko zdebileni): O JAAAAAAAAAAAAAAA.
Na przemian z:
ALE JEDZIEMY.

Zanim jednak wniknęliśmy w SłowaNcję, napotkaliśmy – jeszcze pod Zakopcem – stacjonującą w rowie białą skodę. Aż zawróciliśmy, ku spełnionym nadziejom Czecha, który tężę skodą stoczył się do rowu (o ile pamiętam, zeznał, że auto DOSTAŁO SUWA, co, mówiąc nam, kreślił ręką gest sygnalizujący poślizg). Wstępny rzut okiem pozwolił osądzić, że wyciąganie skodziny jest chorym pomysłem, ale mocno zszokowany Czech się uparł. Niewe nie kłócił się, rzucił się na pomoc, skoro taka była wola czeska.

Mam wrażenie, że więcej szkód se narobił tym całym chceniem wyciągnięcia fury z rowu.

Przebiegła mnię przez łeb taka refleksja, że warto było rano ślimaczyć się kapinkę przy pakowaniu, inaczej mielibyśmy pana Czecha na masce. Choć ja nie mam nic przeciwko Czechom, oczywiście.

Pan Czech w szoku się zmył do jakiegoś nadjechanego samochodu, słowem do nas nie pisnął, ani że dzięki za chęci, ani, że „achuj z takim waszym wyciąganiem”, ani „chodźcie na piwo, ja już przed jazdą się nagrzałem, nie bądźcie gorsi”. Nic. Po prostu dał dyla.

No to my też.

Tym bardziej, że ja słyszałam popiskiwanie gór, które nas nawoływały. Rowerów, które już chciały wyskoczyć z bagażnika. Moich nóg. I w ogóle. Cały bajkstats zresztą piszczał, żebyśmy już pojeździli, żeby potem było, co poczytać.

No to na parkingu zaparczylim, wsprzęglilim sprzęty iiiiii zaczęliśmy od podjazdu. Bez żadnej rozgrzewki. Niektórzy wdrapali się kawałek pod górę i… musieli się wrócić po bidon (i ZAPIEKANKI) . Ja powinnam mieć kapkę mniejsze przewyższenie. Bo ja o swoim bidonie pamiętałam:D.

A podjazd zaczął się o tak:

Nowa jakość, oczywiście nie polska © CheEvara


Ciekawe, czy w drugą stronę jest tak samo wygięty:) © CheEvara


Tu jeszcze nie wiem, co nas czeka, ale jakby przeczuwam:D © CheEvara


Ponieważ zaplanowaliśmy sobie wszystko bardzo niedokładnie, czyli w ogóle, podjęliśmy podjazd od razu na Białe Pleso, które okazało się po kilku radosnych kilometrach NIEZDOBYWALNE Z SIODŁA. Obok siodła tak. Z rowerem na plecach i owszem. Z plecami na rowerze też. Bywało i owszem, że można było przejechać 15 metrów, po czym z ziemi wyrastały narzutowe głazy, które to (tępe cioty) nie wiedziały, KTO PO NICH STĄPA i nie ustępowały. No i znowu trzeba było zad z siodła zsadzić. A potem było już tak, że w ogóle nie było szansy zad na siodło posadzić.

To akurat jest względnie lajtowy odcinek, chyba jeszcze gdzieś na dole;) © CheEvara


Jeśli my, wiedząc, no mając już ten obraz, że coś jest absolutnie niepodjeżdżalne, napieramy mimo wszystko, to wy wiedzcie, że macie do czynienia z TROGLODYTAMI. Umysłowymi.

Nie są to Kolorki na jęzorki, ale też lód:) © CheEvara


Albowiem gdyż. Ponieważ zaplanowaliśmy sobie wszystko bardzo niedokładnie, czyli w ogóle, nie wiedzieliśmy, co nam da to PODEJŚCIE pod Białe Pleso. I czy czerwony szlak, który stamtąd prowadził do Zelenego, nie będzie dokładnie tak samo GŁAZIZDY. Ale twardo brnęliśmy OBOK SIODŁA na Białe. Po to, bym JA, która to przecież jestem DEMOTYWUJĄCA, na cały kilometr przed końcem tej chorej wędrówki (chorej, ale jednakowoż twardej i bezkompromisowej) powiedzieć sobie w głowie:

CZYŚ TY, CHE, DO RESZTY JUŻ OCHUJAŁA POD WIECZÓR NA TYM POŁUDNIU??

Po czym przekazałam Niewemu rozwinięcie słowne tego skrótu myślowego. Że jest godzina taka i taka, my idziemy, a nie jeździmy, nie wiemy, co będzie na czerwonym i po jakiż kurwens nam te rowery, bajceps robimy, nosząc je, czy co??

Tu moja głopota przestała przerastać głupotę Niewe;) © CheEvara


Choć jestem DEMOTYWUJĄCA, przyznano mi rację. Najgłośniej rację przyznałam sobie ja sama, potem Niewe mi przyznał, Buka, która błyskała oczami zza wyłysiałych konarów tez przyznała. No to odwrót. Kamienie, a raczej głazy okazały się nie tylko niepodjeżdżalne, ale też niezjeżdżalne. No dobra. Jak ktoś nie ma zębów, kolan, łokci i głowy do urwania, pewnie by napierał w dół, pozbawiając się przy najbliższym błyskającym złym zezem kamulcu także szyi i miednicy.
Ja wolałam ze wszystkimi – za przeproszeniem – członkami wrócić do stolicy.

I tu już schodzimy - bez Buki, burzy śnieżnej, niedźwiedzia i Niemców © CheEvara


Zleźliśmy w dół ku rozwidleniu, gdzie nadszedł leśny ekshibicjonista przebrany za słowackiego leśnika, który to nie tylko był zboczeńcem, ale jeszcze pokierował nas na szlak na Zelene Pleso. Skutecznie pokierował. Szlak też usiany był kamieniami, które rozmiarami – w porównaniu do tamtych jebanych meteorów – raczej stanowiły miał. Były też sypkie, kłótliwe i kłopotliwe, ale pomagały w pracy nad techniką, nad balansem ciała, co mam nadzieję, Wojtek uzna mi za trening, jako i wczorajszy podjazd pod Murowaniec (zjazd kurna zresztą także;)).

Tu przynajmniej da się siedzieć na kon... yyy... rowerze:) © CheEvara


Im byliśmy wyżej, tym częściej kamulce scalał lód, powstały chyba od parującego potoku. Praw fizyki pan nie zmienisz, nie bądź pan głąb. W końcu zrobiło się tak, że o kamieniach zapomnieli wszyscy i mieliśmy przed sobą odcinki: czystolodowe, lodowe z pokrywą śnieżną, szutrowe z wypełnionymi lodem koleinami, no bajka.

Tu też W MIARĘ da się jechać © CheEvara


W jednym z pierwszych jęzorów takiego minilodowca nie popisałam się techniką, ani balansem, ani rozumem, czyli krótko mówiąc PIZGNĘŁAM O LÓD, jak ten fortepian Szopena o bruk. Miałam wrażenie, że jakem wydzwoniła kolanem, tak budynek schroniska, do którego zmierzaliśmy aż podskoczył, po czym – jak w kreskówkach – opadał po kolei: piwniczka, budynek właściwy, dach, komin, dymek z komina. Że gdzieś na świecie, komuś w chacie aż zrobiło się pęknięcie na suficie, a na jednym oceanie spotkały się kursy dwóch tankowców.

Tak pizgnęłam o ten lód. Dorodny baniak, który przywiozłam ze sobą na kolanie, będę hodować jeszcze półtora tygodnia.

Teraz spróbujcie se wyobrazić Che podejmującą próby wstania o jednej nodze z lodu, a w oddali potok, Buka i wilcy! I kuguary (gdzieś w Afryce). Wstałam.
Bez łaski kuguarów, tych z Afryki oczywiście.

Tu już człapię, bo wiem, jak boli kozaczenie:) © CheEvara


Nagrodą za me cierpienie był widok, jaki mnie czekał za zakrętem:

Panie Bucku, jesteś wielki w swej wielkości! © CheEvara


Mnie do tej pory ta fota urywa tyłek, rozkłada mnie nierzeczywistość tych gór i wrażenie tego, jakby zostały sklejone ze sobą dwie połówki zdjęcia.

Potem człowiek podjechał bliżej i zobaczył, że Zelene Pleso jest naprawdę zelene:

Od schroniska tylko huczało. To generator. Pan sam se prąd wytwarzał. © CheEvara


A gdyby tak się rzucić, dla tak zwanej ochłody... :) © CheEvara



Jaki mnie zachwyt ścisnął w miejsce, gdzie normalni, uczuciowi ludzie mają serce (dwa przedsionki, dwie komory). Jaki mnie smutek ogarnął na myśl, że jesteśmy w takiej dupie czasowej, że nie mamy chwili na herbatę (wina już nigdy temu niewdzięcznikowi nie zaproponuję!).

Zaliczylim, co mielim do podjechania (częściowo podejścia), do zmierzchu tak zwanego zostało nam niewiele ponad godzinę, a tu jeszcze trzeba zjechać (częściowo zejść), a jak jeszcze trafi się jakiś defekt…

Nie, nie proponuję wina.

Obserwujący nas – ewidentnie – z chaty gospodarz schroniska, wyszedł do nas, proponując coś gorącego (co firma, to firma!), ale musieliśmy podziękować. I wracać. Najpierw schodząc, potem – mając już za sobą SEKCJĘ lodowiska – zjeżdżając. Znowu po kamieniach, znowu nas wytłukło, aż musieliśmy zrobić przerwę. Bo Niewe pod sobą usłyszał

BDGIĄĄĄĄĄĄGGGG!

A potem

PSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSS

Oto nastąpiła awaria, na którą woleliśmy zostawić sobie zapas czasowy. Jakiś kamul zmielił się był pod oponą, ta przyszczypała dętkę i o, efekt był taki:

Złapać gumora w takich okolicznościach przyrody to żadna potwarz:) © CheEvara


A dziura taka:

Jaka to musi być łatka!!!:D © CheEvara


Pamiętajcie, że zawsze mogło być gorzej. Mogło to na przykład przydarzyć się mnie. I oczywiście piszę to z wrodzonego chamstwa, sekutnicowości, małej złośliwości, ale nie tylko – bo gdybym ja zmieliła swoim tjublesem kamor, to by było po jeździe. I bym dymała w dół kurcgalopkiem, znowu obok siodła. A trochę tego dymania jeszcze nam zostało.

Niewe szybko się załatał i mogliśmy zjeżdżać. I zjechalim. Już nie usłyszawszy ponownego BDGIĄĄĄĄĄGGG. Na szczęście.

Potem już tylko szybki przebiering na parkingu, wsiad w furę, krótki przystanek na paszę:

Mniam, mlask, mlask, mhhhhhmmmmm;) © CheEvara


i ujęcie z Topvarkiem. Zeżartej z łakomstwa Marlenki nie zdążyłam sfocić.

Pyyyyyyyyyyyyyyyyyyywaaaaaaaaaaaaa!:) © CheEvara


i niestety powrót.

Było, mili Państwo, przekozacko. Na tęże okazję SIEDZĘ NA KONIU.



Komentarze
CheEvara
| 12:18 wtorek, 22 listopada 2011 | linkuj Obcy, powodzenia :P

ktone, a wpis nie??? :D Pytam, bo zdjęcia robił Niewe, w związku z czym nie mogę przypisać sobie fotograficznej chwały, niech mam zatem choć uciechę z mojej udanej grafomanii!:D

mrozin, no coś Ty:D

hipek, ma uczęszczanym szlaku niedźwiedź może mi skoczyć i OBTOKNĄĆ:). Spotkać się z niem na nieuczęszczanym to dopiero wyzwanie i siekierka (i sprawdzian sprawności:D).

morsa z premedytaNcją ignoruję:D
Hipek
| 09:47 wtorek, 22 listopada 2011 | linkuj Niedźwiedzia to prędzej pod Murowańcem. Tam podobno zaprzyjaźniony jakiś łazi.
mrozin
| 09:41 wtorek, 22 listopada 2011 | linkuj nieobliczalne masz te wpisy:) pozdr.
mors
| 22:22 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj Destrukcyjny wpis.
Dupa urwana, boki porozrywane, kły opadły razem ze szczęką... na szczęście nie tylko u mnie (za wyjątkiem tego trzeciego ;) ).
Mi o tyle ciepło na komorach i przedsionkach, że to motywy z mojej (sub)arktycznej ojczyzny, bez mała. ;)
"Gratuluję" zmarnowanego jeziorka, wymoczki. ;p
Z cennych porad to jeszcze motyw szlabanu. Powinnaś SIEDZIEĆ NA SZLABANIE. ;D
Niewe też, ale pewnie by go złamał. ;))
ktone
| 19:30 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj Zdjęcia super!
obcy17
| 17:52 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj Oczywista, oczywistość iż braki w krenceniu corbamy nadrabiam miną i uszczypliwościami :)))))) to taki camuflage :) W przyszłym sezonie zamieniam się z Niewe na miejsca maratonowe i za pierdołe będę robił ja :)
CheEvara
| 16:03 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj O, obcy, co tam u Ciebie poza tym, że nie jeździsz na rowerze, a tylko się tu nawyzłośliwujesz? :P
obcy17
| 15:23 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj Jak i zadek ciężki to i koło "BDGIĄĄĄĄĄĄGGGG!" zrobi :) Rowerek dziecięcy (za wyjątkiem wywalanek) nie złapal owego "BDGIĄĄĄĄĄĄGGGG!".......
CheEvara
| 13:19 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj Ja nie twierdzę, że na SłowaNcji nie ma zakazów dla rowerzyzdów, twierdzę jeno, że jest ich mniej niż w Tatrach Polskich:). Na pewno słowacki mandat byłby boleśniejszy dla polskiego budżetu:)
surf-removed
| 13:18 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj Jazda na Słowacji, moze też nieśc za sobą przykrą niespodziankę. Bodajże od 2007 r. istnieje prawo pozwalajace na nałożenie pokuty, na bajkera, który porusza się po terenie leśnym (dukty, scieżki, drogi leśne). Jazda w lesie dozwolona jest tylko trasami rowerowymi.
Z ciekawostek jest dolinka w Tatrach Niskich, gdzie po obu stonach potoku są drogi, a każda z nich jest jednokierunkowa, tu też mozna dostać pokutę, za jazdu proti smeru :)
CheEvara
| 12:45 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj klosiu, ja nie wiem, czy to samozaparcie było;). Oczywiście dla dobra opowieści lepiej twierdzić, że tak, i że w ogóle determinacja, wola walki, bla bla bla bla, ale tak naprawdę to my nie leźliśmy tam w górę dla widoków.
DLA NIEDŹWIEDZIA zaś na pewno :)
klosiu
| 12:41 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj Ten szlaban to przebłysk geniuszu. U nas nawet mnie, który pod niejednym szlabanem przechodził, by to do głowy nie przyszło.
Podziwiam samozaparcie, ja bym się po tych kamulcach i lodzie, w wilki jakieś nie pchał ;).
CheEvara
| 12:17 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj No bo jakby USTALILIM, kto tu grafomanką jest :)
Niewe
| 12:16 poniedziałek, 21 listopada 2011 | linkuj Mojej ten wpis się bardzo podobać. Moja zachwycona być :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ajest
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]