Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
41.23 km 0.00 km teren
02:05 h 19.79 km/h:
Maks. pr.:46.40 km/h
Temperatura:-2.0
HR max:166 ( 84%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy:201 m
Kalorie: 975 kcal

Takie świętowanie to ja rozumiem

Niedziela, 25 grudnia 2011 · dodano: 29.12.2011 | Komentarze 30

Jedyna słuszna decyzja to była. Zabrać ze sobą na Święta rower. Wczoraj, czyli w wergilię lub też w wigilię odpoczęłam, na rower nie wyjszłam, nie było tak zwanego czasu, nie podejrzewałam się, że raz, że przyznam się do tego, że będę potrzebowała odsapnąć (test wydolnościowy mnie skatował psychicznie), a dwa, że to wcielę w życie. Korciło mnie BARDZO dojechać na moją wiochę z dworca Rzeszowa rowerem, ale. Uparli się, że mnie odbiorą. No dobra.

Odpuściłam jazdę w wigilię też dlatego, że spałam może w sumie trzy godziny (pana autobusa miałam o piątej rano, a wstać na niego musiałam najpóźniej o 3:30), a wiadomo, że jak się ma konieczność wstania rano, to się człowiek wybiera spać jak najpóźniej i do tego jeszcze do ostatniej chwili nie może zasnąć. Skutek tego był taki, że… o, matko, jak ja się CHUJOWO czułam!

Pan KEROWCA autobusu zobaczywszy mój pakunek wyrzekł jedynie:
A CO TO, ŻYRAFA??
Nie, kurwa , czołg wiozę. Skompresowany w rar-ze. A to jeszcze spakowałam w ZIPie. Czyli w dużym trytycie.

Słuchejta – oficjalnie tego nie powiedziałam, ale potrzebowałam luźnego dnia, bez żadnego sportu. Zatem, uznajmy, że jestem leniwa locha i to właśnie dlatego nie ruszyłam się na rower W MOJE IMIENINY, małe fiutki.

Dziś zaś wszystko stało mi naprzeciw. W tym przychylnym naprzeciw, czyli frontem do klienta. Pogoda to raz. Leżący tu śnieg (hurrey!) zaczął topnieć (kyrwa, niestety), ale było w miarę sucho. Wiało jak sam skurwenson, ale jak wsiadłam na rower, jak już poczułam te podjazdy w nogach, to nawet na ten jebany wiatr się cieszyłam.

NIECH ŻYJE MASŁO! (niech żyje!)

Obadałam mapę w taczfonie, bo jakoś nie przyszło mi do głowy nabyć analogową, posłuchałam wuja, Dylem zwanego, gdzie i jak jest luźno, gdzie jest pod górę, gdzie się wypłaszcza, oraz o której obiad i mając w głowie zarysowany wstępny plan, żegnana rodzinnym niezrozumieniem (nie chce siedzieć przy stole. Nie chce żreć. Zimno. A ona idzie. GUPIA jakaś, albo co najmniej DZIWNA), ruszyłam se, by zza winkla zmierzyć się z pierwszym sztywnym podjazdem.

Pojechałam bowiem na Siedleczkę (cały czas jednak mówi mi się w myślach, że na Siedleczki, takie Siedleczki-Manieczki). Znak drogowy oznajmił mnię jedenaście procent nachylenia. Fok jeh.

Jeszcze w Sieteszy obfociłam staaaare, bielone wapnem chaty, które strasznie mnie jarają (może dlatego, że jara mnie słowo SIEŃ) , tu wrzucam tylko kilka zdjęć, ale telefon mam nimi zapchany. Uwielbiam te małe okienka, krzywe dachy, walące się drzwi i NA PEWNO sień ze skrzypiącą podłogą. Chętnie bym wlazła do takiego domku, dała się ugościć jakimś tłuuuustym żurem, napoić bimbrem i posłuchać, jak to DRZEWIEJ bywało.

Kurna, to się nazywa chata © CheEvara


Stara chatyna na górce © CheEvara


A ta jest nawet zamieszkana! © CheEvara


Zobaczyłam ten domek i poczułam się zaproszona na bimberek © CheEvara


Taką chałupę se właśnie kupię. I będę palić w piecu kaflowym. I zalegnę na wersalce, która będzie skrzypieć, będzie się zapadać, ale będzie okrutnie bezczelnie wygodna.

Odprowadzana niedowierzającymi spojrzeniami wracających ze-e mszy ludzi (kosmita! W kasku! W jakichś takich ubraniach dla tych… no… PEDERASTÓW!) z Siedleczki skręciłam na Kańczugę, gdziem doznała rozczarowania, bo mię się wypłaszczyło. I jakby ten wicher zaczął być bardziej wkurwiający. Powzięłam prostą decyzję. No to ziu na Łańcu

t (chciałam, żeby się zarymowało).

O tam o, fajnie białO!:) © CheEvara



Dyl mię namawiał na to, żeby podjechać Husów, bo warto, gdyż droga jednocześnie i równiutka i pusta, nikt tędy raczej do ŚFAGRA nie będzie jechał, wstępnie i uprzednio najebany u teścia lub świekry (zajebiste słowo), a podjazd długi (cętkowany nie, ale kręty i owszem). No to i tam wylądowałam. Zawróciwszy wcześniej do Sieteszy, tuż obok pozostałości zespołu pałacowo-parkowego, odrestaurowanego i należącego do tej samej matrony, która posiada centrum handlowe w Rzeszowie. Sam pałacyk jest niedostępny, bo własność prywatna, ale przed posesją pozostawiono oryginalny kawałek muru. Szkoda tylko, że aby się do niego dostać, trzeba nauczyć się latać ponad ogrodzeniem.

No to srał was pies, jak to się mawia na Podkarpaciu. Jadę na Husów. Prawdą jest, co Dyl rzekł. Jest odjazdowo PODJAZDOWO. Mijają mnie może dwa samochody i robią to tak, że o mało nie lądują w rowie po lewej stronie drogi. Nie no, chłopaki, po co tak się poświęcać, przywykłam do prób zabójstwa.

Niby niewinnie równo...;) © CheEvara


Ten się nie odważył, ale czaił się mocno © CheEvara


Po prawej mam zajebczy las, korci mnie, żeby wbić się w teren, ale raz, że nie mam mapy (klasyka), dwa, że pada mi telefon, a razem z nim giepees, trzy – kompletnie nie posiadam orientacji i tylko wjadę w krzaki, a przestanę nawet czaić, skąd w nie wjechałam, olewam więc teren i jadę w górę, korzystając z niesamowitej okazji na wysprzęglenie w ryj dwóm napierdalającym za mną szczekliwym kundlom. Moja miłość do zwierzątek kończy się po około dwóch minutach od momentu, kiedy taki mały posraniec zaczyna za mną biec, ujadając wrzaskliwie i nawiązując kontakt z moimi butami. Pierwszy strzał z spd-a ledwie zasrańca obszedł, dopiero drugi kop uruchamił jego pogmatwane zwoje.

Ale dzięki sierściuchowi nie zauważyłam, że kończę właśnie podjazd i znajduję się na tak zwanym szczycie, skąd rozciąga mię się zacny widok na ośnieżone pogórze rzeszowskie.

Trochę zimy, trochę industrialu © CheEvara


W oddali rezerwat Husówka © CheEvara


Moja fantazja w pstrykaniu fot TACZFONEM skutkuje tym, że pada mię bateryja, a wraz z nią i nagrywana mapa i w ogóle mapa, no i kontakt z moim zdalnym Wisławskim, czyli Dylem, do którego mogłabym W RAZIE CO (jak to się mówi) zadryndać.

Na czuja zatem – gdy docieram do tak zwanego rozstaju dróg (gdzie przydrożny… a nie, to będzie jutro), zjeżdżam w dół, bo skorom podjechała, to i muszę zjechać do mojej wiochy. W Markowej wbijam jeszcze na przykościelny cmentarz, wiedziona znakiem, że do grobu rodziny Ulmów to właśnie TĘDYK. Dyl mi cuś napomknął o tym, że Hitlerowcy rozstrzelali całą rodzinę (rodzice + piątka dzieci plus szóste w brzuchu) za przechowywanie Żydów. Przed cmentarzem zagajam jakąś starszą panią, czy może mnie tam, do mogiły doholować i trafiam w dziesionę. Starsza pani jest krewną tamtej zabitej rodziny, zatem opowiada mi DOSŁOWNIE wszystko. Oprowadza nawet po mogiłach innych zamordowanych Polaków, którym przyszło do głowy ryzykować życie ukrywaniem Żydów.

Na koniec jeszcze pokazuje mi grób wujka, bezpośredniego świadka egzekucji wykonanej na Ulmach, któremu Niemcy nakazali wykopać dwa groby – dla Ulmów i dla siebie. Nie bardzo zrozumiałam, jakim cudem ocalał, ale prawdopodobnie dlatego, że miał nieść wieść po wsi, że ratowanie Żydów po prostu nie kalkuluje się.

Dziękuję kobietce i spylam na Sietesz, gdzie jeszcze zajeżdżam do źródełka Św. Antoniego (tego z Padwy). „Wieść gminna niosła, że tymi polami przed setkami lat przechadzał się święty Antoni. Chciało mu się pić i usiadł na jednym z kamieni. Uderzył laską i wytrysła z niego woda” [zbicie słów ‘laska’ i ‘wytrysła’ strasznie mnie zaniepokoiło;)]. Tak mówi oficjalne info, acz mój zgryźliwy wujek stwierdził, że ów święty normalnie nigdy dupy nigdy do Europy nie ruszał, a tu nagle, proszę, bęc, se pojechał do Sieteszy…:D

Oto i i źródełko. Po Antonim ani śladu, nie wyszedł z chlebem © CheEvara


Mogę uznać, że to cud i moje nawiedzenie tego miejsca niosło za sobą skutki magiczne. Nie wiem bowiem, SKĄD Dyl wiedział, ale w drzwiach zostałam powitana piwkiem.

No jak nic cud.



Komentarze
CheEvara
| 17:40 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj Skajp jest dla... aaaaa no to się zgadza wszystko. Powodzenia w powożeniu i odmrażaniu. Obyś tylko nie przesadził:D
mors
| 14:18 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj Jeszcze są widełki, zwykły licznik i potrójne (wagowo) siodło. Prawie jak na konia...
Możemy zsynchronizować Skype`a, no ale blue-ciot-konekt pewnie Ci nie pociągnie. ;p
Co do meritum: idę odmrażać konia ;D:D
CheEvara
| 14:01 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj Chyba dwa i ĆWIERĆ roweru :P
Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że koło+pedały+sztyca to jest połowa normalnego roweru:P

To o której to zebranie w sieni? Bo zaczęłabym zegarek synchronizować:D
mors
| 13:58 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj Da się wstawić tylko małą, ale w tym przypadku to się akurat zgrywa. ;D;D
Jest tam też dużo wiecznego chłodu = zawsze zimne piwo i Monte ;p
Poza tym stoi tam 2 i PÓŁ roweru. ;))
CheEvara
| 13:46 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj :D Jeśli w tej SIENI stoi wersalka, taka wersalka z moich marzeń, tooooo nie biorę odpowiedzialności za to, co przyjdzie mi do głowy:D:D
mors
| 13:45 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj xD
Mors lubi ganki. ;p O ile są gustowne.. np. takie przed igloo. ;D:D:D
Natomiast mors POSIADA SIEŃ!
I już wiadomo, o czym tym razem będzie śnić ewita. ;D
CheEvara
| 09:51 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj Powiedziałby mu to na GANKU ;)
Niewe
| 09:46 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj Ten Mors jest prawdziwym trendsetterem, jakby powiedział Obcy17 ;)
CheEvara
| 09:40 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj A sień jest dżezzi.
Jakby powiedział mors ;)
Niewe
| 09:36 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj Bo ganki są passe.
Jakby powiedział Mors ;)
CheEvara
| 09:33 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj No właśnie! Nie ma tam żadnego GANKA:)
Zresztą, ja mam hopla na punkcie sieni, ganki, garnki, garniaki mnie walą-ą-ą-ą:)
Niewe
| 09:19 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj Nie mogę się nie wtrącić. Żadna z tych chat na zdjęciach nie ma ganku. Mają tylko sień.
Sorry.
mrozin
| 09:00 piątek, 30 grudnia 2011 | linkuj takie chaty mają nie tylko sień ale y GANEK ;)
CheEvara
| 23:06 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj mors, NIC NIE ROZUMIESZ.
I takim nierozumiejącym pozostaniesz, bo ani myślę tłumaczyć:D

Niewe, zabrakło:
a) wyjścia z domu o 9 rano, a nie o 13,
b) mapy w wersji classic
c)tu sobie wstaw sam, co chcesz;)
Niewe
| 22:57 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Fotki ekstra.
Okolica ekstra.
Wycieczka też ekstra.
I wpis ekstra.
Ale ZERO kilometrów w terenie?
Chyba kogoś tam zabrakło ;)
WuJekG
| 22:48 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj :P
mors
| 22:45 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj W podkarpackiem śnieg topnieje przy -2* ??//
Wyjaśnij, to dla mnie ważne. ;))

I czemu tak wszyćko "odkrywałaś" i się gubiłaś, skoro to Twoje własne REJONY??
CheEvara
| 22:32 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj WuDżekDżi, przecie jeżdżę po wiochach. Konkretnie po jednej takiej większej kapkie. Nie czepiaj się :P
CheEvara
| 21:54 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj wiolka, na większe psy trzeba zakładać większe buty:D

petro, no liczyłam na to, że się odezwiesz;) Poza tym przeguglałam przed wyjazdem BS i natrafiłam na Twoją wycieczkę (m.in. do sieteskiego źródełka:)).
WuJekG
| 21:45 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Bo jakby się jeździło po wiochach tak jak mła i wpadało po ciemku na koty co 3 miesiące, to sierściuchy już by nie przeszkadzały.
To jest też dobry trening przed maratonami w dużym peletonie - jakieś fujary próbujące siąść na koło nie zawadzają tylko pcha się maszynę do przodu ;)
Petroslavrz
| 21:45 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Górki nasze podrzeszowskie w świątecznej szacie :)
wiol18a
| 21:39 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj najlepszy z tego wszystkiego jest opis potraktowania sierściuchów :D tez nie cierpie jak za mną lecą i mam ochote zasadzić im strzała...oczywiście zależnie od wielkości sierściucha...:D
CheEvara
| 21:19 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Bosze:D:D A nawet ABASZE:D
P.S. Nie powiem, przynajmniej na forum nie innym jak publiczne :D
WuJekG
| 21:16 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Która to, och która!!!???
http://i1.kwejk.pl/site_media/obrazki/2011/12/e2a5de285be5e505213f084b53e048e9.gif?1325171027
:PPPPP
CheEvara
| 21:07 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Kapuchę to opierdala inna użytkowniczka BS. Bez takich mi tu :P:P
WuJekG
| 20:57 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Ściemniaj dalej panna, ściemniaj. Pozyskałem zdjęcia jak opitalasz schboszczaka w grubej panierce zagryzając kapuchą z drugiego widelca :P

Ale - osobiście popieram. Paliwo na sezon gromadzić trza. :P
CheEvara
| 20:52 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Suunto. Tak zwany TeCzteryDe.
GraLo
| 20:48 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Jaki masz pulsometr?
CheEvara
| 20:36 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Dzwonka to ja opiertoliłam właśnie we wigilię i był to tak zwany OSOŚ:P

Dwa - to w wigilię (czyli moje IMIENINY), sączyłam staropolskim zwyczajem piwko od samego dojechania na wiochę:P
Jakieś jeszcze pytania? :P
WuJekG
| 20:26 czwartek, 29 grudnia 2011 | linkuj Ty, a czemu dzwonka nie masz na kiery??

I się lepiej przyznaj, że schabowe z karpi opierdzielałaś we wigiliję, a nie, że się nie chciało...:P
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa emkre
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]