Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
40.61 km 0.00 km teren
02:00 h 20.30 km/h:
Maks. pr.:41.70 km/h
Temperatura:21.0
HR max:149 ( 76%)
HR avg:121 ( 61%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: 1334 kcal

Kto dwa razy traci, ten trzy razy prawie traci

Środa, 16 maja 2012 · dodano: 23.05.2012 | Komentarze 7

Jak mówi starorzymskie przysłowie.

No bo ja na ten przykład dziś dwa razy traciłam powietrze. W łoponkach. Raz rano, raz po pracy. Co mocno dla mnie niecharakterystyczne, ani razu nie rzuciłam na tę okazję soczystą kurwą z mięsistą macią. No, może rano troszeńkę się zirytowałam, że mi taki fakaposzit zepsuł kompensację (dętkie zmieniałam w drugiej strefie – zapomniałam wyspowiadać się z tego Wojciowi), ale jedyne, czym wyraziłam swoje emocje było – tym razem – starojamajskie określenie, brzmiące:

DŻA DŻEBIE.

Ale se założyłam wylajtowanO DENTKIE do 15-kilogramowego Centuriona, bo taką miałam ze sobą.

I dotarłam do pracy.

Po której namówiłam się z Niewe, że zajadę na Złą Wilydż, testując po trasie (w sumie niekrótkiej) swoją umiejętność jechania MIMO WSZYSTKO (mimo samochodów sznurka na Arkuszowej, mimo kilku PROłsów na rowerach, liczących na rywalizację z Erbajkówką, a potem wkurwiennie cmokających, że Erbajkówka się ślamazarzy, mimo chęci jechania znacznie szybciej i sensowniej) w strefie nakazanej.

Na Bielanach przyuważył mnię sam Niewe, pomykający czterema kółkami do Domu Złego i nawet wydzwonił, proponując podwózkę.
A ja twardo, że nie, że se dojadę.

Tym bardziej, że rower po wczorajszej mokrej jeździe miałam – obrazowo sprawę ujmując – upierdolony jak stół w studio Faktów TVN.

I se jadę. Assejadęęę! I tak młócę szkitkami. I turlam się. Przez Laski, przez Izabelin, przez (I’m horny, horny, horny, horny) Hornówek, w którym to – TADAAAAAAM – łapię drugiego dziś kapciocha.

A że bardzo przytomnie zostawiłam w pracy łatki i łyżki, licząc na to, że przydział pecha na dziś wykorzystałam, ocknęłam się niniejszym w mocno ciemnej dupie.

Miałam za to przy sobie bardzo przydatną pompkę. W zestawieniu z brakiem nowej dętki czy też łatek, jej istnienie w moim plecaku miało na pewno jakiś głęboko ukryty sens.

I co? No gówno.

Memory fajf i jednak przepraszam się z transportem drogowym wyrażonym w samochodzie Niewe.

Ów przybywa, ja rozparcelowuję BRUDNEGO Centka i niniejszym…

ZOSTAWIAM W PIACHU PRZY DRODZE Garmina, który wziął i się wypiął w układzie „Centek odwróconego do góry kołami”.

Żeby było śmieszniej, przedstawiam – już w samochodzie – obawę, że nie zastopowałam Garniaka i że mi zliczy prędkość oraz dystans samochodowy, na co Niewe proponuje zatrzymanie się i uczynienie tego.

A ja co?
Nieeeee, dobra, trudno, pociąg ze Skierniewic też mi naliczył, nie pierwszyzna.


Gdy kilometr pod Domem Zła Niewe robi pitstop, by uzupełnić zapasy płynów, jedynych słusznych, ja wyskakuję z fury, żeby wypiąć tego Garmęna i całkiem bez sensu teraz zaCZymać mu licznik.
A że – jak już uprzedziłam fakty – Garmęna zostawiłam w piachu, uczynić tego nie mogłam.
No bo jak zastopować sprzęt, który leży 10 kilo dalej?
DE-BIL-KA.

Wrócilim na miejsce pozostawienia. Garmę łkał w piachu, dzięki czemu udało się go namierzyć. Strasznie głośno (nie wiem, czy to nie jakaś wada fabryczna). Wydawało mi się, że chlipał coś w rodzaju „ty durna dziwko, zostawiłaś mnie”, ale oczywiście wyparłam to, jak każdą krytykę, która – wszak! – w odniesieniu do mojej osoby jest zawsze nieuzasadniona.
Bo ja wiem, że nołbadi is perfekt, ale to właśnie ja jestem NOŁBADI.

A potem już spędziłam na podjeździe u Niewe radosne dwie godziny na jebaniu się z przebitym kołem. Com założyła zaklejoną dętkę, to powietrze z niej złaziło. Zużyłam 3 łatki Topeaka, udostępnione dzięki uprzejmości Niewe, które – przysięgam uroczyście oraz wobec – odkupię.

Bardzo przytomnie zużyłam te trzy łatki na jednej – jak się po tychże dwóch godzinach jebania się – rozoranej dętce.

Po kolei żużywałam. Za każdym razem orientując się, że jednak powietrze ULATA i że może jest więcej niż jedna HOŁL.

Jeśli chcecie mi gratulować, śmiało możecie to czynić. Zaraz powołam do tego specjalną komisję, przed którą możecie bić pochwalne pokłony, a ta specjalna komisja mi to wszystko przekaże.

Na koniec to Niewe został bohaterem na swoim podjeździe. Do tego, aby łoponka i kółeczko ponownie zaczęły służyć, użył wiertarki i nie pytajcie do czego. To będzie nasza tajemnica.

Idę uspokajać Garniaka, który chyba ma traumę. Strasznie charczy z tego żalu.



Komentarze
CheEvara
| 13:17 środa, 23 maja 2012 | linkuj Przyślij je do mnie, mam doświadczenie w odsyłaniu takich w 3,14zdu:D
chrisEM
| 12:41 środa, 23 maja 2012 | linkuj Batman ;) wszystko czytaj bo będziesz jadł pasztet
chrisEM
| 12:30 środa, 23 maja 2012 | linkuj No miałaś szczęście w nieszczęściu, że Cię Niewe zauważył. Ja miałem szczęście w nieszczęściu, że mnie Niewe nie zauważył. Mógłby się mścić za Uć ;)
CheEvara
| 10:52 środa, 23 maja 2012 | linkuj bartman, cza, bo przeegzaminuję :D

dżanek, Garmę pił już oficjalnie z nami :D
josiv
| 08:59 środa, 23 maja 2012 | linkuj Epopeja jak u Theliego na 12 godzinnych wyścigach :)
A garmin jak był sam bez dozoru przez przypadek nie wybrał się na piwo i pikał bo właśnie wszystko wypił?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa losie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]