Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
117.15 km 0.00 km teren
04:45 h 24.66 km/h:
Maks. pr.:61.70 km/h
Temperatura:24.0
HR max:172 ( 87%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy:1623 m
Kalorie: 3325 kcal

Stawiam na stówki. W Świętokrzyskiem!

Niedziela, 10 czerwca 2012 · dodano: 14.06.2012 | Komentarze 14

Wczoraj było krótko, więc dziś dla odmiany powinno być długo. Czyli tak jak Che lubi to (i klika, że lubi to) najbardziej.

Ponieważ jestem zajebista, dostałam najdłuższy trening do zrobienia. Cztery i pół godziny w pedałach. Biorąc pod uwagę lokalizaNcję, z tego mogłoby wyjść coś zajebistego. Tylko.

Ale żeby było jeszcze bardziej ZAJEBIŹDZIE, miałam przesiąść się na slicki. Nie wiem, jak Wojciu, ale jak ja mam w perspektywien zmianę kapci w Specu, to chce mi się wyć łamane na gryźć łamane na rzucać kurwami. Zagadałam nawet do Hardkorowego Koksa, czy nie mógłby wpadać czasem i mi te opony zmieniać, bo ja takiej siły w RENCACH nie posiadam.

By Cię tak poszturchał Torres albo inny byk, Ty gościu, coś mi te obręcze wsadził!(on sam wie kto!)

I chyba tym – rzyganiem, gryzieniem i rzucaniem – dość obficie emanuję, bo Wojciu sam zmienił mię ogumienie (na moje pytanie, czy mnie już może nienawidzi, powiedział tylko ODEJDŹ STĄD, z czego wnioskuję, że chyba nie jest źle. Albo jest, ale ja będę uporczywie wyciągać pozytywy jak ten ksiądz z „Jabłka Adama”).

Wychodzę ci ja z domku, a tam mnie już obchędażają! © CheEvara


Ja po wszystkim, jak już się Wojciu napracował porównywalnie do majtka na statku, bardzo mądrze rzuciłam rower w najbardziej nasłonecznione miejsce w całym województwie świętokrzyskim, dzięki czemu chwilę przed naszym teamowym ruszeniem na trening usłyszałam donośne PSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSS.

I chuj całe bombki wziął i potraktował z dubeltówki.

Tym razem Wojciu zmienił mi dętkie JUŻ BEZ TYCH DWÓCH SŁÓW wcześniej cytowanych. To musi być miłość;)

Badam dętkę i stwierdzam na głos, że jestem poebana © CheEvara


Żeby nie było, że tylko stoję i paCZĘ, trzymam wężyk. Albo wężykowi. © CheEvara


Potem była już tylko krótka odprawa z mapą w roli głównej, przypomnienie, co kto ile i jak ma do przejechania, cyknęliśmy se na koniec zdjęcie, na wypadek gdyby ktoś miał z trasy nie wrócić (a bo to wiadomo, co tym świętokrzyskim, ukrytym w chaszczach, ale dekonspirującym się swym zapachem DYMARKOM szczeli do gło... do kominów??) i ruszylim.

Nie mieliśmy mapy okolic, a tylko mapę Kazachstanu. W sumie zawsze to jakaś mapa;) © CheEvara



Pożegnalne zdjęcie, bo wiedzieliśmy, że gdzieś po krzakach czyhają wygłodniałe DYMARKI © CheEvara




Na etapie z Baszowic do Nowej Słupii testowaliśmy jazdę w peletonie, a potem każdy już mógł sypać swoje z obostrzeniem, że wszelkie podjazdy w strefie CZECIEJ, a dwa główne – na Święty Krzyż i do Świętej Katarzyny - we w czwartej.

Chyba uczynię z tego mojego karaczanego roweru i wzrostu ZNAK FIRMOWY! © CheEvara



Pierwsze dymarki i pewnie nawet GOŁOBORZA czekały na nas tam! © CheEvara


Podjazd pod Św. Krzyż zrobiliśmy względnie razem, znaczy się, może niekoniecznie obok siebie, ale w niedalekich odstępach, a jakeśmy już wjechali, ja jakoś mocno nieprzytomnie nie cyknęłam se zdjęcia z panoramą (w stylu „Ja z panoramą na Świętym” czy też „Krzyż i ja w Panoramie”), ale co mym oczom się ukazało należy do mua.

Oraz do miliarda ludzi, którzy tam byli i modlili się pewnie o zdrowie (ci z „Titanica” wiedzą już, że to sprawa drugorzędna, zdrowie im dopisywało, ale szczęście niezbyt), a którzy dostali się tu, na górę, bardzo rekreacyjnie napierdalając samochodem.

Jakby naprawdę nie można było na modły swojej dupy przetransportować jak jaskiniowcy na nogach. Całe dwa kilometry.

Na zjeździe Wojtas rozdzielił ekipę. On i młodzicy wrócili do bazy, a ja z Krzychem pobimbrowaliśmy przez łąki, przez pola na tę swoją wytrzymałość. Tyle, że asfaltami. Cięcie trasy razem dało mi tylko taki obraz, że jak wiozę się na kole, to hovno wychodzi z mojego wyCZymywania i zamiast treningu robię LA KOMPENSASJĄ, a nie o to panu dyrektorowi sportowemu Wojciowi się rozchodziwszy.

Musiałam zatem robić za pilota, przecinać powietrze i torować drogę.
Co zresztą nie uważam za złe, bo nie lubię jechać z tyłu i z opóźnieniem reagować np. na dziury w drodze. Zazwyczaj reaguję już wpadaniem w nie i donośnym SZKURWA.

Więc dobrze wszelako wyszło.

Posiadaliśmy z Krzychem bardzo chujowieńką mapę, której dokładność oscylowała w granicach DO DWÓCH KILOMETRÓW, co tyle samo razy wyniosło nas na manowce i musielim się wracać. Przez to w zadanym czasie zrobiłam tylko półtorej pętli (w tym po raz drugi Święty Krzyż, u podnóża którego Krzysiek odbił do bazy, bo swoje już kończył), zamiast dwóch.


Ale, ale. My się katowaliśmy, a tymczasem w chacie…

Podczas gdy jedni testowali wytrzymałość dup na rowerach, inni chorowali i uczyli się © CheEvara


A jeszcze inni robili w powietrzu tulupy i kręcili aksele! © CheEvara



Tylko że… KTO MIAŁ LEPIEJ? Raczej mua!

Gdyż widoki urywały dupsko, bo pogoda tegoż dnia miała moc rozdziawiania ludzkich paszczy. Opaliłam se odnóża i na nowo odbiłam se okulary na twarzy, acz to akurat nijak ma się do widoków – w sensie tych fajnych i wartych paczenia. Niekiedy panoramy prawie zwalały mnie z siodła, a na zjazdach musiałam się pilnować, żeby lampić się przed się, a nie gdzieś w bok. Piknie, ja Wam powiem.

No i te przewyższenia. Wreszcie czułam, że nie rzeźbię treningu tak o, tylko mam coś z tego jeszcze extra.

Chyba się kuźwa przeprowadzę.

Wróciłam do bazy, po trasie spotykając Michała, który nawiedził jakąś swoją rodzinkę przy okazji. Zrobiłam szybki NAPRAWDĘ NIEZBĘDNY kąping i wreszcie mogłam opierdolić coś innego niż słodkie mordozlepy, którymi ratowałam się po drodze. Pani Ania z naszej mety gotuje tak, że...

CHYBA SIĘ KUŹWA PRZEPROWADZĘ.

Potem trza było już zebrać się w drogę, spakować rowery:


Łowca opon lub też gum;) © CheEvara


powydurniać się:

Dla usprawnienia pakowania rowerów, sztyce trza było se wsadzić w doope;) © CheEvara




Zanim koła wylądowały w busie, Damian zbudował z nich CHYBA batyskaf © CheEvara



i wyczochrać sierściuchy, łącznie z trzema świeżymi na świecie kocurami, pardą, SZKODNIKAMI.

Takimi dwoma, o:

Coś knują SMOLUCHY;) © CheEvara


I jeszcze jednym, który brykał, brykał i aż się wybrykał – do tego stopnia, że zasypiał, próbując tłuc jeszcze swojego brata, smolucha numer jeden. Ładny był całkiem:


A ja tu go jeszcze staram się podjudzać i ożywić;) © CheEvara



Chwilę później spierniczył w kątek i CYWAŁ sobie © CheEvara



Kontrolnie jeszcze łypał, co jest grane. Dymarki nie oszczędzają kotów) © CheEvara



Inna sierść wczoraj taka potulna, dziś zapozowała wdzięki swe wszystkie:

Koty zryte, pies pieprznięty... Chyba się kurna przeprowadzę! © CheEvara



No i tak se nostalgicznie na koniec wrzucę:

Na koniec posłaliśmy CMOKI Baszowicom i pojechalim! © CheEvara


I WYBYLIM.

Jakeśmy przekroczyli Radom, naszym oczom – na szczęście przez szyby – ukazała się ściana deszczu, co tylko spotęgowało niechcenie wracania. W Baszowicach słońce PIEKŁO i o deszczu tego dnia nie pomyślałby największy miejscowy pesymista. A nam w busie przeciekał szyberdach z tego wszystkiego.

Z racji tego, że ja bardzo nieśmiała jestem, przez całą dostołeczną drogę nie zapytałam Wojcia, gdzie mnie wywali i do końca żyłam w przekonaniu, że wysadzi mnie (nie, nie pod ambasadą) tam, skąd mnie pobrał i że mój powrót stamtąd ustanowi nową kategorię w moim życiu, a będzie się zwał Najbardziej Mokrymi Czterema Kilometrami w drodze nach hause. Lękałam się jedynie o elektronikę targaną w plecaku, dupa wyschnie i większej afery nie będzie, ale gadżety mogą się nie podnieść z tego ciosu na trajektorii ich życia.

Sięokazałoże! Nic takiego miejsca mieć nie będzie.

Wujeczek Wojteczek zajechał na Bródno Town i mnię tam zdesantował. No tak, jakbym zalała lapka, to chuj by CZASŁ filmiki, któreśmy wczoraj na objeździe trasy MP nacykali.

Cwany gapa!;)

Fajnie w tym świętokrzyskiem!



Komentarze
Chrabu | 09:38 wtorek, 19 czerwca 2012 | linkuj Oprócz papierowej mapy Kazachstanu należy ją wgrać do Garmina i problemów z nawigacją nie ma. Pod warunkiem, że jest się w Kazachstanie. :)
Niewe
| 10:01 sobota, 16 czerwca 2012 | linkuj Podejmij po 22:00 :P
CheEvara
| 08:26 sobota, 16 czerwca 2012 | linkuj maratonka, ja Ci dam ZMARNOWANE! :P

Niewe, ponieważ mogą zaglądać tu dzieci, nie podejmę dyskursu o długim i grubym :D
Niewe
| 06:09 sobota, 16 czerwca 2012 | linkuj Reasumując ten przydługi wywód: rozmiar MA znaczenie :)
maratonka
| 21:13 piątek, 15 czerwca 2012 | linkuj Kolejne zmarnowane minuty. I to jeszcze na czytanie komentarzy. Jednym okiem paczyłam na zdjęcia, drugim czytałam, więc suma summarum niewiele pamiętam, ale zryte koty i pieprznięty pies to miejsce gdzie i ja bym się odnalazła! A małe jest piękne, przynajmniej zawsze mnie tak kłamią, więc i Ty uwierz w to kłamstwo. Piękna CHE :D
CheEvara
| 08:05 piątek, 15 czerwca 2012 | linkuj A krew nie woda, kuźwa! I majtki nie pokrzywa, a budzik nie sanki!
Booooo rozwód z Tobą WEZNE! ;)
CheEvara
| 08:00 piątek, 15 czerwca 2012 | linkuj Chciałam, jakeś był we Wawie, aleś się zmył bez zapowiedzi i Che nie upiwszy. Kurwa mać!:D
CheEvara
| 07:54 piątek, 15 czerwca 2012 | linkuj Ty mię tu niezamacuj, tylko wpadaj zmienić mi łopony! :D
CheEvara
| 07:11 piątek, 15 czerwca 2012 | linkuj Niewe, Kazachstan się sprrawdził - wrócilim!
A w Białymstoku leją po ryju, wolę nie ryzykować.

Toomp, ja tam nie przyjechałam na wycieczkę:P
Se przyjadę na wycieczkę, a nie na trening, to se pojadę tak jak se będę chciała:P
Niewe
| 06:33 piątek, 15 czerwca 2012 | linkuj Trzeba było szepnąć słówko, że jest problem z mapami. Pożyczył bym wam globus Białegostoku. Nie jest może idealny na te okolice, ale chyba i tak lepszy niż mapa Kazachstanu.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ajaje
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]