Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
82.91 km 0.00 km teren
04:14 h 19.59 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy:1095 m
Kalorie: 2426 kcal

Podkarpacie, że o ja cie!

Czwartek, 28 marca 2013 · dodano: 26.04.2013 | Komentarze 2

Pilili, pieklili się, uległam. Rodzinka życzyła se uwidzieć mój przykry gębonson, więc razem z Niewe, osobnikiem o o wiele mniej przykrym gębonsonie wyruszyliśmy w okolice Łańcuta.

Z rowerami rzecz jasna.

Tam pojedliśmy, popiliśmy i naśmialiśmy się. Można powiedzieć, że komplet. Aby doczynić do wyjazdu-ideału wybyliśmy na rowery. Trochę śladami mymi, trochę nową trasą.

Głównie asfaltami, które – nawet te najmarniejsze – utrzymane były niemal wzorowo:

Czarniutki asfalt, jak przystało na kalendarzową wiosnę:) © CheEvara



Całe 16 kilometrów od domu napotkaliśmy tego oto osobnika:

Ja to widzę, że jest między nami uczucie! © CheEvara



Najpierw okrążył nas z osiem razy, nie dając się nawet pogłaskać, ale prezentując swoje zapadłe boki. W końcu dał się przekonać i wystawił pysk do głaskania.

Ja jak zwykle w takiej sytuacji popadłam w dół, stupor i Żuławy Wiślane. Porzucić? Nigdy w życiu. Uwiązać? Kurwa, swoje już pewnie przeszedł.

Zadzwoniłam do wuja, u któregośmy gościli i próbowałam mu tego psiora sprzedać.
Przez telefon tenże wuj mój asertywnym się okazał, więc ja popadłam w jeszcze większy dół, jeszcze większy stupor i tak dalej.

Względem zwierzątek jestem miękka jak uprana w Perwolu beretka (z antenką).

Uradziliśmy z Niewe, że na parę godzin zainstalujemy psiura na sznurku u jakiegoś gospodarza, a w domu się Dyla, czyli wuja mego, jakoś urobi.

JAKOŚ to bardzo precyzyjny plan.

Słabo zatem szło mi trzymanie się go, więc spadła mi motywacja, chęć do jazdy i radość z tego, że tu pagórowato i że wreszcie można poorać.

No kurwa, ciąglem widziała, jak ten pies rzucał się na tym sznurku, gdyśmy odjeżdżali, obiecując gospodarzowi, że wieczorem sierściucha zabieramy.

Na przyszłość kupię sobie kieszonkowe widły i se takimi wydłubię oczy w podobnych okolicznościach.


Ale pojeździliśmy. Całkiem ładnie. Na przykład przekraczając San bujaną kładką:

Kładka dla niejadka:) © CheEvara


I niektórych zniosło na AMENT:

Dezercja kolarza © CheEvara



A jeść coś trzeba:

A ja chwilowo psa zamieniłam na dwa koty. Zryte w koci sposób oczywiście © CheEvara



Pies ochrzczony Bikerem finalnie zamieszkał u Dyla:

Póki co ma zadatki na strasznego wandala. I erotomana;) A nie wygląda! © CheEvara




Uffffff.

Więcej zdjęć i inne spojrzenie na tę historię ŁO TU.





Komentarze
CheEvara
| 08:34 sobota, 27 kwietnia 2013 | linkuj W koszalińskiem mówi się KURÓW
;)
surf-removed
| 22:37 piątek, 26 kwietnia 2013 | linkuj Dylu jest wporzo, biker mu kury przypilnuje.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa rodku
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]