Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
52.91 km 32.00 km teren
02:35 h 20.48 km/h:
Maks. pr.:33.61 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 91%)
HR avg:144 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2129 kcal

No i o. Po formie!;)

Środa, 5 czerwca 2013 · dodano: 27.06.2013 | Komentarze 1

,,To co mam, to co mam…
… to do PRANIA…
Tego mi nie zabierze nikt!”


A tak se nuciłam przed wyjściem na rower.
Wrzucałam bowiem do pralki usyfione sprzątaniem w garażu odzieżowe imponderabilia.



A Wam teraz powiem, co się okazało podczas tego sprzątania.

ZNALAZŁAM jeden z moich rowerów! Fulla znalazłam!

No dobra, to też powiem, jak wyglądało sprzątanie w garażu. Przestawiliśmy rzeczy z miejsca A do miejsca Ą. Dość zatem blisko położonego, ale wystarczyło, żeby rower znaleźć.

Dobrze, że go znalazłam, bo parę dni później zadzwoni do mnie izka i zaproponuje mi tysiączek za przejechanie się nim;).


Jak już z tego roweru zdmuchnęłam pyłek z piłowanej w garażu płyty o-es-be (nie powiem, kto zrobił zajebiste podium na zawody w Jabłonnie!), pomyślałam, że ja też chcę mieć miękko na korzeniach.

Niniejszym OBAMY: Niewe i ja pojechali do Kampinosu na fullinach.

Z grubsza plan na ten przelot był prosty. Ponieważ po wczoraj Niewe powinien dziś odpocząć, tym bardziej, że w sobotę katuje się na Bike Oriencie, mnie mój full w tym wydaniu bardzo pasował.

Nie zapsierdalamy dziś – pisnęłam błagalnie, dobrze wiedząc, że na FSR-ze mogę orać maksymalnie DWAJŚCIA OSIEM na godzinę.

Drugi plan był taki, że unikamy wody i błota. Ma być lajtowo.

I było. Tyle że ja snułam się gdzieś daleko za Niewe. Gdyż zaczęłam umierać na odcinku pleców. Od punktu „Łopatki” do punktu „Zakończenie Pleców Szlachetnej Nazwy”.

Z grubsza już po kwadransie byłam człowiekiem, który – jak mówi Niewowe dziecię – UMARNĄŁ.

I po frajdzie było.
No dobra, na korzeniach było fajnie, na zjazdach fajniej, a już na korzenistych podjazdach (które – gdy je robię na sztywniaku – odkrywają moją leszczową naturę) najfajniej. Wszystkie te sekcje przechodziłam OGROMNĄ ręką.

Moje tempo jednakowoż było takie, że mogłam śmiało po drodze wypatrywać grzybków.

I wypaCZyłam mnogo kureczek, któreśmy to w akompaniamencie jęku komarów wydarli z podłoża. Zostawiając te najbardziej mikre, żeby podrosły i czekały na nas następnym razem.

Na tym zakończyłam swoje podobanie się tej wycieczki, bo pogrążyłam się we własnym plecowym bólu i w upokorzeniu niekorzystną do szybkiej jazdy geometrią fulla.
Jednak aż tak bardzo KOPYTA MI NIE WALO, skoro snuję się w terenie daleko za Niewe.
Okazałam się typowym Mazoviakiem, który na płaskim popindala, a w terenie się trzepie i zamula:).

Ale i tak fajnie, że w las wybraliśmy się.

Komary też się cieszyły!


P.S. Wpis Niewe z tej wycieczki jest moooocno inny;)




Komentarze
SCRUBBY
| 12:04 poniedziałek, 8 lipca 2013 | linkuj Okazuje się, że do MTB też trzeba (warto) zrobić BAJKFITTING.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa yprzy
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]