Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

trening

Dystans całkowity:14785.24 km (w terenie 2792.50 km; 18.89%)
Czas w ruchu:678:23
Średnia prędkość:21.79 km/h
Maksymalna prędkość:63.00 km/h
Suma podjazdów:43280 m
Maks. tętno maksymalne:197 (166 %)
Maks. tętno średnie:175 (138 %)
Suma kalorii:330949 kcal
Liczba aktywności:216
Średnio na aktywność:68.45 km i 3h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
43.46 km 10.00 km teren
02:16 h 19.17 km/h:
Maks. pr.:44.60 km/h
Temperatura:22.0
HR max:185 ( 94%)
HR avg:175 ( 89%)
Podjazdy:214 m
Kalorie: 1377 kcal

Nowy sprawdzian, nowe możliwości. Jakby się dało.

Poniedziałek, 13 sierpnia 2012 · dodano: 30.08.2012 | Komentarze 2

Nie wszystko złoto, co... na zębach świeci, że sobie tak pozwolę krotochwilnie z nowoczesnego przysłowia Wam wyjechać, jak z czachy jakiejś.

Nie każdy test wydolnościowy robiony przez fachowców to cud, miód i orzeszki ziemne. Tak Wam zagaję.

Ja na przykład prawdopodobnie zyskałam na takim nietanim teście źle rozpisane zakresy tętna, w związku z czem kariera sportowa od jakiegoś czasu idzie mi jak mniej więcej po zastygającej smole.

Naradziliśmy się zatem z Wojciem, że wracamy to the roots i testy robimy sobie sami.

Znalazłam się więc w poniedziałek rano (weekend kapinkę mi zginął gdzieś w czeluściach pamięci, co urodziny, to urodziny;)) w Dżabłonnie, na mojej LAWLI rundzie, gdzie ja se strzelałam dwa dwupętlowe sprawdziany, a Niewe zapisywał moje zeznania.

A sprawdzian to ja jadę o tak O! © CheEvara



Po tym wszystkim już w Warszawie przypomniało mi się, że ustawiałam się gdzieś na jakiś wywiad, co bardzo konweniowało z tym, że Niewe podrzucił mię do roboty. Na bicyklu z Jabłonny bym nieszczególnie zdążyła.

Na wywiadzie zaś usłyszałam od dwóch śpiewających młodzieńców, że mam OSZAŁAMIAJĄCE TRYKOTY, co zaprogramowało mnie wesołością na resztę dnia.

Powiedzmy.


Dane wyjazdu:
90.49 km 31.80 km teren
03:56 h 23.01 km/h:
Maks. pr.:46.20 km/h
Temperatura:26.0
HR max:179 ( 91%)
HR avg:141 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2838 kcal

I dobry trening poleciał w przysłowiowy kosmos, w dupę go mać!

Środa, 1 sierpnia 2012 · dodano: 27.08.2012 | Komentarze 12

Jeśli ktoś zamierza przychrzanić się do przysłowiowego kosmosu, spieszę poinformować, że jest całe mnóstwo przysłów o kosmosie.

Na przykład: Lepszy kosmos w garści niż zatkana rynna na dachu.

Albo: Dobrymi chęciami kosmos jest wybrukowany.

Lub też: Kosmos kosmosowi kosmosa nie wykosmosa.

Mogłabym te przykłady kosmosi... yyyy. MNOŻYĆ! Mogłabym je mnożyć, ale nie o tym rzecz.

Rzecz jest o tym, jak dać się wydymać przez urządzenie firmy Garmę.

Wstępnie chciałam Wam udzielić katechezy, jak NIE dać się wydymać, ale szybko owo NIE wy...bakspejsowałam, bo ja przecież temu Garmęnu dałam się wydymać.

Otóż bowiem.

Trening podjazdów dziś dziergałam. Fajny był. I straszniem z niego kontenta była. I z tego, że rozgrzewkę zrobiłam należną. I że podjazdów komplet zrobiłam. Oraz że rozjazd po wszystkim był, na co zazwyczaj osobowości mej już nie styka.

A i wytrzymałość całą wytrzymałam.

Zaś szkoda, że nie mogie ja radości tej nijak spożytkować, bo ten dżebany Garmę raczył zapisać mi z tego wszystkiego zaledwie kilometraż i czas.

Zaś nie mam ani wysokości, ani czasów poszczególnych zakresów, ani dupa blada jej królewskiej maci!

Verfluchte Scheiße!

Że sobie tak obcojęzycznie wulgarnę.


Zaś jednakowoż kilometrów wyszło mi po mojemu. Ale i tak myślę, czy aby się nie zirytować.


Dane wyjazdu:
52.67 km 45.00 km teren
02:55 h 18.06 km/h:
Maks. pr.:51.90 km/h
Temperatura:35.0
HR max:182 ( 92%)
HR avg:159 ( 81%)
Podjazdy:707 m
Kalorie: 2053 kcal

Mazovia-niespodzianka, czyli jeden wielki Sjupraaaaajśl!

Niedziela, 29 lipca 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 4

Niewe u siebie napisał, że do tegoż maratonu przygotował się inaczej.
Ja troszkę nazwałabym to PRZYGOTOWANIEM SIĘ W OGÓLE, ale niechaj mu będzie;).

Mua zaś do tego wyścigu przygotowałam się w ogóle.
Bo mianowicie wczorajszo-wieczorny rowerów ogarning pozwolił ustalić, że w hamulcu mym przednim nie mam... hamulca (bo ma oczy) po prostu. Ani klocków. A tłoczki gdzieś tam samopas samograj samo.... samosąd, kurna w sumie.

Niewe był mnię poratował swoimi XT, a ja w tym czasie doglądałam rosnącego (za przeproszeniem) w piekarniku (za przeproszeniem) ciasta kolarskiego. Role życiowe nam się powoli krystalizują;).


Pojechalim do tego Sjuprajśla. Wziąwszy Radka z nami na miejsce Obcego, który do dziś (a mamy drugą, a zatem zaawansowaną połowę sierpnia) nie potwierdził, że z nami jednak jedzie. I tak nie wiemy, za każdym nadchodzącym weekendem, czy jechać do tego Supraśla, no bo głupio, nie? Obiecalim, że go zabierzemy, to czekamy).

Enyłej.

KlimatyzNcja w samochodzie to ZUO. Przez duże Zy, duże U oraz duże O. Jedziemy se całą drogę w chłodku po to, żeby na miejscu, po WYSIĄŚCIU powiedzieć (chórem, wszyscy razem w jednym tempie):
O, kurwa.

Nie pomogły bukłaki napełnione w domu, a do Sjuprajśla transportowane w lodówce samochodowej. Ciasto kolarskie było pycha i w ogóle, ale w tym skwarze to równie dobrze można było się bilobilem natrzeć w okolicach pęcinek. Efekt podobny.

35 stopni może mnie cmoknąć w okolice pierwszej krzyżowej.

Jak z tamtego roku zapamiętałam, że trasa wiodła głównie po lasach, tak już przed rozjazdem z fitowców zresztą musiałam sobie to odpamiętać.

Jazda w gorącym kisielu nagrzewanym na bieżąco serdecznie mnie pierdoli.

Z przyzwoitości nie skręciłam na fit, bo... NO BO WIADOMO.

Nawet myślałam, żeby to moje przegrzanie organizmu osrać i giga mimo wszystko przejechać, ale gdy na ostatnim bufecie przed decydującym rozjazdem dystansów polałam swój łeb PODGOTOWANĄ wodą, a do picia został już tylko nadpsuty Powerade i to ten najchujowieńszy, niebieski, osrałam osranie przegrzania organizmu.

Na imprezach, gdzie by mi za podium hymn zagrali, to ja mogę się tak upadlać.

A u Zamany wolę skręcić na mega, wrócić do miasteczka zawodów i pójść na piwo (ZIMNE, KURRRRWA, ZIMNE!), po czym napisać do Niewe esemesa. Co z tym esemesem Niewe zrobił, napisał u siebie.


A ja wyprowadzam się do Skandynawii.

Mam nadzieję, że tam nie ma ciepłych, niebieskich pałerejdów.



Dane wyjazdu:
35.70 km 9.87 km teren
01:30 h 23.80 km/h:
Maks. pr.:39.80 km/h
Temperatura:34.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:140 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1023 kcal

O panie na niebiesiech!

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 14

Bloga się mię zachciało założyć. I jeszcze go pisać. I potem go jakoś aktualizować (tu się proszę nie rozbrykiwać i nie zagalopowywać).
Albowiem.
Z aktualnościami wpis z ostatniej soboty lipca ma tyle wspólnego co ja z Belwederem. Poza tym drobnym didaskalium, że obok czasem przejeżdżam, czego zaś nie można powiedzieć o wpisie z ostatniej soboty. Nie sądzę, żeby TAMTĘDYK przejeżdżał (czy też przejeżdżywał albo nawet robił te dwie rzeczy na raz)


Ta ostatnia sobooooootaaaaa oznaczała dla mnię nadobnej i wiotkiej wprowadzenie przed nazajutrznym maratonem w Supraaaa(j)ślu, a że zmieniły mi się lokalowe okoliczności flory (lub też floty) i fauny (albo i sauny), wprowadzonko czyniłam u wrót Kampinosu (info dla Niewe: KampinosA, jeśli ma oczy).

Wszystko przebiegło nader git, a standardy tegoż git wyznaczył krótki czas treningu. Powyżej CZYdziestu CZEch stopni odmawiam posługi w zakresie aktywności fizycznej dłużej niż to konieczne. Chętnie za to poleżę niczym flanelowa ściera na komodzie (porzucona przez nieferasobliwą, cierpiącą na sen napadowy służącą).

Coś mi mówi, że taka flanelowa szmatka też nie przepada za zagotowanym w bidonie izotonikiem.




Dane wyjazdu:
76.10 km 14.60 km teren
03:23 h 22.49 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:29.0
HR max:178 ( 90%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy:301 m
Kalorie: 2263 kcal

Fajny trening dziś mi się przytrafił!

Czwartek, 26 lipca 2012 · dodano: 07.08.2012 | Komentarze 11

I nawet chyba wyszedł.

Acz to się nie mieści w pale, żeby trenować w takim upale.

Choć stwierdzam, że lepiej w południe niż po 17, do której to wszystkie ulice zdążą już się solidnie nagrzać i ową parówą emanować.

Potem przybyłam na Muranów, by wyglądać jak Flip lub Flap. Przy Karolajnie, która nabyła sobie mieszczucha z koszyczkiem i pomyka tym (na ramie ma wypisane TOTAL SPORT!:D:D) wylaszczona do pracy.

Bardzo zaiście świetnie musiałyśmy prezentować się razem. Ja w trykotach, Karolajna w kiecce.

Na szczęście mam tylko fotę Karolajny w kiecce:

Pańcia z koszyczkiem, a i PAZNOKĆ jest!;) © CheEvara



Widoku swego oszczędzę.

Po co macie umierać z zazdrości:D

I tak se razem – ja rzężąc z hamulca, Karola skrzypiąc z okolic koszyczka, pojechałyśmy na żarcie, żeby JEŚĆ ZUPĘ.

Bardzo skutecznie przegonił mnie z centrum widok przedburzowy i odprowadziwszy Żonę niemal pod wrota, czmychnęłam w swoje strony, umknąwszy burzy skutecznie.

A tu taki wiu, na którym burza grozi palutkiem:

Tu na razie jest burzysko, ale będzie ROZJAŚNISKO!:D © CheEvara




Stąd na szczęście do domu już tylko CZY kilometry. Na oko. Takie półprzymknięte, zaspane. Na taki właściwie jeden zalepialec.


Dane wyjazdu:
91.90 km 35.85 km teren
04:27 h 20.65 km/h:
Maks. pr.:32.30 km/h
Temperatura:27.0
HR max:182 ( 99%)
HR avg:174 ( 88%)
Podjazdy:404 m
Kalorie: 2737 kcal

No to sprawdźmy się! Kto podniesie rękawicę i opuści gacie?

Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 3

Potuptałam SRANA do Dżabłonny. Na teścik. Popaczeć, w jakim miejscu jestem z formą i dlaczegóż w tak chujowieńkim.

A serio, pojechałam, bo moje strefy coś mi nie ten tego pasują i może pora wrócić do korzeni, bo wszystko mi się obsrało, jak zakresy wyliczyli mi fachowcy, którzy biorą za to pieniąSe. Zmusiłam Airbike'owego Matiego do wstania z wyrka, żeby przyjechał mierzyć mi czas i spisywać tętna, a ja se leciałam w trupa te moje sprawdzianowe rundy.

Jak na pierwszynm teście dałam z siebie wszystko, tak na drugim... Kurwa.

Mamy se taki fajny zjazd na rundzie. Wyschodkowany. Z niego normalną pętlę tnie się w prawo i znów w prawo w krzaki. A runda sprawdzianowa jest taka, że się nie trzepiemy, skręcamy w lewo wąskim szlaczkiem i sypiemy, ile kopyta mogą.

No i ja tu trafiłam na kutasa na traktorze. Wiózł na pace wycięte drewno, więc jechał jakieś – na oko – 4 km/h. Nie mogłam go myknąć ani tak, ani śmak, więc summa summarum wielce kontenta byłam z tego, że pierwszy test pojechałam w umarlaka. Bo wlokłam się za nim półtorej minuty do momentu, w którym wyprzedzenie było możliwe.

Cały kurwa rok mógł ciąć do drewno, ale nie, musiał akurat dziś.

Potem już tylko pogadalim z Matim i ja podążyłam w kompensancji zasłużonej do domu.

A potem-potem pojechałam na spotkanie z Niewe. I teraz w sumie mogę napisać, że... OPIS U NIEWE! ;)


Dane wyjazdu:
70.05 km 23.90 km teren
03:13 h 21.78 km/h:
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:149 ( 76%)
Podjazdy:583 m
Kalorie: 2330 kcal

Bydło też ma wakacje

Środa, 4 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 15

I ofiarą tego padam ja. Na rundzie.

Na którą to wybieram się na ostatnią w tym BPSie (liczę na bardzo kreatywne rozwinięcie tego skrótu), SYMULANCJĘ.

Tym razem nie spotkałam nikoguśko z Erbajków. Oni symulowali wczoraj (i raczej nie sądzę, żeby to oni zostawili taki chlew, jaki zastałam. Tu początek wakacji musiała świętować cała zbydlęcona kompania), ja dostałam jeden dzień kompensacji gratis.

I symulaNcji trochę mniej, Wojciu uwzględnił moje STARCZE cierpienia związane z jebanym upałem i skrócił. Szkoda, że nie jest władny obniżyć tę pokurwioną temperaturę:)

Co kurwa z tego jednak skrócenia, jak na początku ostatniego okrążenia zaliczyłam gumę, bo jakieś bydło żarło, piło i flaszki po wszystkim rozjebało?

W jakąż ja demotywaNcję wpadłam. I choć dętkie zmieniałam – według Garmęna – w strefie drugiej, to zdążyłam tak ostygnąć, tak się wkurwić, że nie dosypałam do końca.
Ośmiu minut mi zabrakło, a ufajdałam się mokrą rundową ziemią tak, że jeszcze mi wstyd.

I niniejszym wkurwiona na siebie powróciłam do domu, zastanawiając się, czy ZDANŻĘ, CZY NIE ZDANŻĘ:

Ten serial "Czarne chmury" to kręcili na Bródnie? © CheEvara



A w drodze do Jabło wyrywał mnię inny rowerzysta. No uśmiechał się. Odnotowuję, gdyż w moim wieku to nie takie już codzienne:D



Dane wyjazdu:
62.71 km 40.00 km teren
03:00 h 20.90 km/h:
Maks. pr.:45.80 km/h
Temperatura:27.0
HR max:175 ( 89%)
HR avg:153 ( 78%)
Podjazdy:362 m
Kalorie: 1776 kcal

Ja wiem, straszne to chamstwo, że nie piszę nic

Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 14

I się li jedynie Niewe wysługuję, ale matkonatko, nie mam ja kiedy! Jednakowoż postanowiłam – mimo wcześniejszych chęci ponownego zalinkowania opisu u Niewe z dnia mazurskiego drugiego – naskrybać słów parę, bo sława wymaga.

Moje osobiste zeznania są takie, że wczoraj było świetnie. Zatem dziś nie może być inaczej, tym bardziej, że ja na legalu mogę sypać na granicy śmierci kondycyjnej. A nie... w żadnej tam kurwa kompensacji:).

Miałam trening do zrobienia. NA WYJEŹDZIE. Na wolnym. Imaginujcie sobie to! Ciężko takiej Che jest wyzwolić się z okowów myśli odpoczynkowej i wyjść na rower niekoniecznie krajoznawczo. A koniecznie zapierdalawczo.

Z pierwszej części treningu pamiętam niewiele. Jedynie cieknący po plecach pot, moje przednie koło, chęć zrzygania się z powodu upału i tempa na kierownicę oraz chwilę, kiedy nie było rady. Musiałam przerwać to zapierdalanie, bo Pan Pęcherz tak chciał. Dziękuję mu niniejszym, mogłam przerwać umieranko.

Z pierwszej części tego tripu są nawet zdjęcia. I dobrze, że są. Bo ja widziałam przed sobą albo czarną płachtę albo czarną płachtę. To jadziem z fotorelaNcją:


Dokładnie tu sprawdzam, czy aby na pewno dobrze jedziem i czy aby na pewno prosto, a nie aby na pewno w prawo:

Znajdź Che na tym obrazku. Niekumatym Niewe dorysuje strzałki:) © CheEvara



I mimo że sprawdzałam, to zabrnęliśmy:

Ale w sumie dobrze, bo ja lubię takie klimaty © CheEvara


Niewe też lubi, więc foci. Ja lubię, że Niewe lubi i że Niewe foci:)

Jak już sytuacja się wyklarowała, mój pęcherz był wysikany, trzeba było – jak to mówią – KONTYNUOWAĆ DALEJ wyścig:

Tam w oddali sypię ja i palą mnie nogi © CheEvara



Mua – z NIEWYCZYMANIA upału – wyścig swój symulujący skończyłam kapkię wcześniej. Cała ja odmówiłam sobie samej dalszej posługi, przynajmniej w zakresie trenowania. Ta sama cała ja zażądała jedzenia i picia, niekoniecznie w tejże kolejności.

No to o:

I po wszystkim trafiliśmy do raju, choć nie wiem, czy to nie była pułapka:D © CheEvara


Pułapka dlatego, że to, co nam udostępniono w grubym szkle, było świeże, bezczelnie niepasteryzowane, rozkosznie mętne i bestialsko dostępne w kilku wariantach. Tu zaczynamy:

Albo i nawet w sumie kończymy! © CheEvara



Widzieliście kiedyś Che szczęśliwszą?

Jest super, jest super, więc o co ci chodzi:) © CheEvara



Wtranżoliliśmy przegenialne pierogi z DŻAGODAMI (z boru Ługanie, żeby była jasność), wypiliśmy jeszcze niepoliczalną liczbę kolejek tej zasadzkowej świeżyzny i zakochawszy się w piwie ŚLIWKOWYM uznaliśmy, że czas, by pełne żołądki wreszcie mogły znacząco podnieść uroki okolicznych landszaftów:

Dostaliśmy wersję śliwkową piwa na wynos i poszliśmy w ŚNIARDWĄ DAAAAAAL! © CheEvara



Trudno powiedzieć, o czym myślę, ale chyba po prostu siedzę:) © CheEvara



A tymczasem Niewe nie dopuszczał do odwodnienia organizmu – acz rozsądniej byłoby napisać: do ODPIWNIENIA:

Jedni siedzą i myślą, inni pływają i NASIĄKAJĄ;) © CheEvara



Ciężko było się zebrać, ale i warto było. Choćby dla takich okoliczności:

Po czym należało powrócić na Ublika łono. Piękne ono! © CheEvara



Jeszcze tego wieczoru plan na jutro posrał się, jak to plan, acz całkiem na korzyść się posrał. Aha! Jeszcze nie wiem, czy opis u mnie, czy u Niewe!


Dane wyjazdu:
78.83 km 30.59 km teren
04:37 h 17.08 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:26.0
HR max:177 ( 90%)
HR avg:151 ( 77%)
Podjazdy:850 m
Kalorie: 2855 kcal

O tym, jak mi brakuje

Czwartek, 28 czerwca 2012 · dodano: 04.07.2012 | Komentarze 20

ZAPIERNICZANIA, konkretnie. O tym, że mam go mało, świadczy GARMĘ oraz le tętno. I pamięć mięśniowa ulokowana w mojej własnej grubej dupie. No bo jak tylko doznam pod sobą ścigacza, dopracowa kompensaNJcja ULATA w niebyt, chce mi się ścigać, pulsy skaczą, pot po dupie cieknie, że o.

Po tych paru dniach przymusowego spoczynku, dziś miałam symulować na rundzie. I se symulowałam niczego nieświadoma. Podjeżdżałam i zjeżdżałam TOM RUNDOM, tą samą, na której parę dni później Danielo wykopał o:

Mówiłam, że trenowanie jest NIEBEZBIEDŻNE © CheEvara



Ja mówiłam, że źle się skończy komplikowanie prostych zjazdów!;)
Bo Danielo szukał zjazdów, korzeni, a wziął i wykopał bombę.
Ewidentnie z taką bombą jest jak z hiszpańską inkwizycją.


A wczoraj Erbajki usypały sobie na rundzie dropa, ale przylazła jakaś niedopchana baba i zażądała zniszczenia owego. Drop był niepocieszony. Erbajki też, a bomba leżała sobie przyczajona i ukryta w chaszczach, jak nieprzymierzając, latryna jakaś:).

W każdym razie. Uchetałam się wzorcowo, po wszystkim koszulkę można było przeciągać przez wielką prasę, a uzyskanymi w ten sposób płynami nawodnić pola ryżowe całej południowej Tajlandii. Chędogo czyli.

I tak se myślę o 29-erze, bo zanim podeszłam do symulaNcji, KARNĘŁAM się na danielowej testówce Speca. Krowa straszna (no bo rozmiar Daniela, nie mój), ale podjeżdża imponująco.

Także... Wy, ciule z Lotto, UTRAFCIE wreszcie w moje numery!


Dane wyjazdu:
82.66 km 17.67 km teren
04:32 h 18.23 km/h:
Maks. pr.:39.60 km/h
Temperatura:21.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:150 ( 76%)
Podjazdy:273 m
Kalorie: 2647 kcal

Jedni psują, a ja symuluję

Środa, 20 czerwca 2012 · dodano: 26.06.2012 | Komentarze 12

Zasadniczo nigdy nie udaję;), a tym razem tak wypadło, że mam to uczynić.

I teraz mam udawać yyyy ten… no… WYŚCIG.

Najbardziej poprawnie by to było uczynić na trenażerze – mając i filmik z przejazdu trasy MP, i ówczesny wykres z Garmęna, ale ja trenażer schowałam tak, żeby nie mieć ochoty, siły i nawet krztyny determinacji, by go szukać i wyjąć.
Nie tyle ubłagałam Wojtka, bym symulować mogła na rundzie, co jakby stało się to samoistnie.

Pojechałam więc. A tam lotosowe KULARZE. Względnie po cywilu. I psują.

Taki ładny, prosty i zwykły zjazd był! A oni wzięli i o!

Iiiiiii jak ja teraz tu na mieszczuchu zjadę?:D © CheEvara



Szkodnik szkodzi;) ©



Lub też PACZĄ, jak inni psują:

A inny opiera się o łopatę, pewnie, by ją złamać ©



POPACZYŁAM chwilę i ja, w tak zwanym międzyczasie przedzwonił Wojteczek i mua – chcąc, nie chcąc – pojechałam udawać.

A te świnie przerwały swoją robotę, se siadły na górce – w ogóle zlazła się ta Erbajkowa szarańcza – i mi przeszkadzały! I tylko pytali, ile mi zostało. I krzyczeli jakieś sprośne rzeczy!

Koledzy, kurwa, z klubu!:)

Pełnych dwóch godzin nakazanych nie zrobiłam, bo na ostatniej rundzie wywalałam się jak pijaczek niecelujący już ręką w płot. No i nowu ŻEM prawie zgubiła Garmina w piachu.

Dołączyłam po wszystkim do chłopaków, ale zanim mogłam nawiązać z nimi transmisję, musiałam dłuuuuuuuuuuuugo leżeć w mrówkach i szyszkach.

Straszne było to udawanie.
Moja jaskra analna odnośnie aktualnie posiadanej przeze mnie formy tylko się pogłębiła.