Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2012

Dystans całkowity:1446.31 km (w terenie 430.95 km; 29.80%)
Czas w ruchu:71:15
Średnia prędkość:20.30 km/h
Maksymalna prędkość:63.64 km/h
Suma podjazdów:9908 m
Maks. tętno maksymalne:182 (99 %)
Maks. tętno średnie:174 (88 %)
Suma kalorii:45477 kcal
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:57.85 km i 2h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
34.91 km 25.00 km teren
03:15 h 10.74 km/h:
Maks. pr.:56.80 km/h
Temperatura:26.0
HR max:155 ( 79%)
HR avg:117 ( 59%)
Podjazdy:1174 m
Kalorie: 1827 kcal

Ten język jest manichejską kłodą kapitalizmu!

Czwartek, 5 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 16


ŁO I ŁO.

Teoretycznie takiej zaległościowej dupy, jaka mi urosła, ogarnąć się nie da.

No bo jak, bo kiedy, bo, szkurwa, HAŁ?? HAŁ żyć?

Ale nie jesteśmy małymi fiutkami i się nie poddajemy. Będą wpisy i mam nadzieję, że nie puste. Na pewno będą zaś lakoniczne, bo...


bo chuja tam pamiętam, co ja jeździłam i gdzie i kiedy i po KE.

A odczyty z Garmina – po francusku GARMĘNA – całe hovno mi przypominają.

Postaram się coś z tym zrobić, acz priorytety mam na razie inne i one na przykład mi mówią, że nadganianie z wpisami będzie CHĘDOGO trudne, po angielsku DIFIKALT.



Ale ten dzień pamiętam, bo wespół z Airbike'owymi Misiaczkami zrobiliśmy se tripik w okolicach Stronia Śląskiego, do którego tośmy się o brzasku-dnieniu-świcie wybrali.

I mam nawet zdjęcia, a to już jest poważka.

A że zdjęcia są jakości marnej, jakbym je widłami robiła, a nie komórą, to wpis ów ma jedynie wartość symboliczną.

A do Stronia przybylim na maraton, żeby nie było, że to taka czysto wycieczkowa fanaberia. I kaprys guwernantki jakiś.

W Stroniu zaś było tak [celowo nie przeKRANcam!]:

Ten język jest językiem tytułowym i on ma otworzyć oczy niedowiarkom! © CheEvara




Na dwa dni przed maratonem właściwym wybyliśmy z Misiaczkami z kwatery, żeby i zaznać trochę upału, i pojeździć, i zeksplorować trasę wyścigu, i o.

I to na przykład był kawałek owej trasy – uwaga, zdjęcie za mgłą celowe, w oddali słychać samolot i strzały!

W Stroniu było GÓRZYŹDZIE:) © CheEvara



Ponieważ nie pamiętam, gdzie to, oprócz tego, że w górach, napiszę, że... JEDZIEMY SE! © CheEvara



O, nawet było BŁODNIŹDZIE! © CheEvara


Taki jeden Bartek nawigował i znaleźliśmy się, może nie w dupie, ale w patykach i chaszczach:) © CheEvara


Coś mi mówi, że zanim to wymalowano, mogło być całkiem przaśnie;) © CheEvara



Potem był pit stop w Międzygórzu, gdzieśmy biesiadowali, czego efekty widać, prawda:) © CheEvara



Gdy ja i Misiaczek oglądałyśmy wodospad, Bartka doglądała prężąca się sierść:) © CheEvara



Na koniec jeszcze tylko szybkie odwiedziny tamy i okolic i wracamy do bazy;) © CheEvara



A w bazie czeka na nas... Tygrys!;) © CheEvara



Sorry Boys, ale muszę być oszczędna w zeznaniach. I tak cieszta się, że wpisy będą:)

A widokowo to Stronie Śl., Międzygórze i okolice urywają dekielka od dupy. No i wszędzie dużo kotów. Lubię koty:).

Wpisy też lubię. Lubienie też lubię. I też lubię też:)



Dane wyjazdu:
70.05 km 23.90 km teren
03:13 h 21.78 km/h:
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:149 ( 76%)
Podjazdy:583 m
Kalorie: 2330 kcal

Bydło też ma wakacje

Środa, 4 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 15

I ofiarą tego padam ja. Na rundzie.

Na którą to wybieram się na ostatnią w tym BPSie (liczę na bardzo kreatywne rozwinięcie tego skrótu), SYMULANCJĘ.

Tym razem nie spotkałam nikoguśko z Erbajków. Oni symulowali wczoraj (i raczej nie sądzę, żeby to oni zostawili taki chlew, jaki zastałam. Tu początek wakacji musiała świętować cała zbydlęcona kompania), ja dostałam jeden dzień kompensacji gratis.

I symulaNcji trochę mniej, Wojciu uwzględnił moje STARCZE cierpienia związane z jebanym upałem i skrócił. Szkoda, że nie jest władny obniżyć tę pokurwioną temperaturę:)

Co kurwa z tego jednak skrócenia, jak na początku ostatniego okrążenia zaliczyłam gumę, bo jakieś bydło żarło, piło i flaszki po wszystkim rozjebało?

W jakąż ja demotywaNcję wpadłam. I choć dętkie zmieniałam – według Garmęna – w strefie drugiej, to zdążyłam tak ostygnąć, tak się wkurwić, że nie dosypałam do końca.
Ośmiu minut mi zabrakło, a ufajdałam się mokrą rundową ziemią tak, że jeszcze mi wstyd.

I niniejszym wkurwiona na siebie powróciłam do domu, zastanawiając się, czy ZDANŻĘ, CZY NIE ZDANŻĘ:

Ten serial "Czarne chmury" to kręcili na Bródnie? © CheEvara



A w drodze do Jabło wyrywał mnię inny rowerzysta. No uśmiechał się. Odnotowuję, gdyż w moim wieku to nie takie już codzienne:D



Dane wyjazdu:
42.08 km 7.90 km teren
02:05 h 20.20 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max:154 ( 78%)
HR avg:124 ( 63%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1256 kcal

I tak to się właśnie kończy

Wtorek, 3 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 8

Jak ja mam zaległości. A mam je takie, że gówno pamiętam, co ja pedaliłam. Z kilometrażu oraz trasy wynika, że ino do robo i NAZAD, co by się nawet zgadzało, wziąwszy pod uwagę to, że od czwartku fajrant w pracy, więc wstecz to ja mogę tylko w niej zap…yyy… kiblować.

Na terenowej ścieżynie mokro. I pusto. Czyli jak się wydłuża, bo idzie burza, to wszyscy siedzą na dupach.

A i ja pomykam do chaty, żeby zrobić sobie chłodnik. W cholerę dużo chłodnika. Tyle, że do czwartku nie zdążę go zeżreć. Bo będę miała też w cholerę dużo arbuza, a ten całkiem udanie konkuruje z różową zupą:).

Dystans zaś ciotowaty.

A ja chcę jeszcze raz z Niewe na Mazury!


Dane wyjazdu:
19.71 km 0.00 km teren
00:56 h 21.12 km/h:
Maks. pr.:28.80 km/h
Temperatura:24.0
HR max:133 ( 67%)
HR avg:113 ( 57%)
Podjazdy: m
Kalorie: 433 kcal

A co jeśli rower to rower, ale nie jedzie, ino płynie?

Poniedziałek, 2 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 29

Bo ja nie wiem, czy wpisywać kilometry, czy może wręcz mile?

W temacie planów zesrania się, o czym nadmieniłam na końcu wpisu poprzedniego, mogę jedynie zapowiedzieć, że niezbyt pamiętam, ile tychże planów było.

Chyba jednakowoż dużo.

Mieliśmy – tak mi się kojarzy – wyjechać względnie rano, żebym ja jeszcze mogła zajrzeć do roboty. Bo nie, żebym nie ufała, ale sprawdzić wolę.

Inny plan mówił, że wyjeżdżamy później, bo chcemy jeszcze pojeździć. I kichać na robotę, jutro sprawdzę.

Jeszcze inny mówił, że a skoro to względnie blisko Wawy, to posiedźmy jeszcze dziś, a jutro rano pojedziemy prosto do roboty. Żeby sprawdzić.

Skończyło się na tym:

Dalej nie wiem, wpisywać kaemy z tego roweru wodnego??;) © CheEvara


Czyli na wodnej kompensacji.

Znaczy się nie wiem, czy to była kompensacja, bo Garmina nie wzięłam (a ciekawam, jakby wyglądał ślad tejże wycieczki wszelako ROWEROWEJ), a poza tym trochę ze mnie kapało. Czyli zaś wysiłek jakiś popełniłam.

Ale było fajnie, nawet może pokuszę się o stwierdzenie – i tu dla Was ciekawostka – że zajebiście.

Obserwowaliśmy z Niewe taflę jeziora, przeganialiśmy z niej kaczki wodne, napotykaliśmy aligatory, chwytaliśmy za RŁAMPL i nim sterowaliśmy (ja oczywiście odwrotnie skręcałam, ale jestem tylko dziewczyną, więc mi wolno!), pedałowaliśmy w rytmie reggae oraz w tempie pociągu do Ostrołęki (tutu tu tu, tutu tu tu – tak na oko w takim) – robiliśmy wszystkie możliwe nawodne rowerowo czynności, żeby tylko nie dopuścić do siebie myśl, że naprawdę trzeba wracać.

Może niekoniecznie już do roboty, ale ja na przykład na siłownię.

Na którą to pojechałam ŁOWEŁEM lądowym, stąd kilometraż.
Żeby mi się tu żadna kutwa nie pieniła, że se kilometry z wody wpisałam:D



Dane wyjazdu:
62.71 km 40.00 km teren
03:00 h 20.90 km/h:
Maks. pr.:45.80 km/h
Temperatura:27.0
HR max:175 ( 89%)
HR avg:153 ( 78%)
Podjazdy:362 m
Kalorie: 1776 kcal

Ja wiem, straszne to chamstwo, że nie piszę nic

Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 14

I się li jedynie Niewe wysługuję, ale matkonatko, nie mam ja kiedy! Jednakowoż postanowiłam – mimo wcześniejszych chęci ponownego zalinkowania opisu u Niewe z dnia mazurskiego drugiego – naskrybać słów parę, bo sława wymaga.

Moje osobiste zeznania są takie, że wczoraj było świetnie. Zatem dziś nie może być inaczej, tym bardziej, że ja na legalu mogę sypać na granicy śmierci kondycyjnej. A nie... w żadnej tam kurwa kompensacji:).

Miałam trening do zrobienia. NA WYJEŹDZIE. Na wolnym. Imaginujcie sobie to! Ciężko takiej Che jest wyzwolić się z okowów myśli odpoczynkowej i wyjść na rower niekoniecznie krajoznawczo. A koniecznie zapierdalawczo.

Z pierwszej części treningu pamiętam niewiele. Jedynie cieknący po plecach pot, moje przednie koło, chęć zrzygania się z powodu upału i tempa na kierownicę oraz chwilę, kiedy nie było rady. Musiałam przerwać to zapierdalanie, bo Pan Pęcherz tak chciał. Dziękuję mu niniejszym, mogłam przerwać umieranko.

Z pierwszej części tego tripu są nawet zdjęcia. I dobrze, że są. Bo ja widziałam przed sobą albo czarną płachtę albo czarną płachtę. To jadziem z fotorelaNcją:


Dokładnie tu sprawdzam, czy aby na pewno dobrze jedziem i czy aby na pewno prosto, a nie aby na pewno w prawo:

Znajdź Che na tym obrazku. Niekumatym Niewe dorysuje strzałki:) © CheEvara



I mimo że sprawdzałam, to zabrnęliśmy:

Ale w sumie dobrze, bo ja lubię takie klimaty © CheEvara


Niewe też lubi, więc foci. Ja lubię, że Niewe lubi i że Niewe foci:)

Jak już sytuacja się wyklarowała, mój pęcherz był wysikany, trzeba było – jak to mówią – KONTYNUOWAĆ DALEJ wyścig:

Tam w oddali sypię ja i palą mnie nogi © CheEvara



Mua – z NIEWYCZYMANIA upału – wyścig swój symulujący skończyłam kapkię wcześniej. Cała ja odmówiłam sobie samej dalszej posługi, przynajmniej w zakresie trenowania. Ta sama cała ja zażądała jedzenia i picia, niekoniecznie w tejże kolejności.

No to o:

I po wszystkim trafiliśmy do raju, choć nie wiem, czy to nie była pułapka:D © CheEvara


Pułapka dlatego, że to, co nam udostępniono w grubym szkle, było świeże, bezczelnie niepasteryzowane, rozkosznie mętne i bestialsko dostępne w kilku wariantach. Tu zaczynamy:

Albo i nawet w sumie kończymy! © CheEvara



Widzieliście kiedyś Che szczęśliwszą?

Jest super, jest super, więc o co ci chodzi:) © CheEvara



Wtranżoliliśmy przegenialne pierogi z DŻAGODAMI (z boru Ługanie, żeby była jasność), wypiliśmy jeszcze niepoliczalną liczbę kolejek tej zasadzkowej świeżyzny i zakochawszy się w piwie ŚLIWKOWYM uznaliśmy, że czas, by pełne żołądki wreszcie mogły znacząco podnieść uroki okolicznych landszaftów:

Dostaliśmy wersję śliwkową piwa na wynos i poszliśmy w ŚNIARDWĄ DAAAAAAL! © CheEvara



Trudno powiedzieć, o czym myślę, ale chyba po prostu siedzę:) © CheEvara



A tymczasem Niewe nie dopuszczał do odwodnienia organizmu – acz rozsądniej byłoby napisać: do ODPIWNIENIA:

Jedni siedzą i myślą, inni pływają i NASIĄKAJĄ;) © CheEvara



Ciężko było się zebrać, ale i warto było. Choćby dla takich okoliczności:

Po czym należało powrócić na Ublika łono. Piękne ono! © CheEvara



Jeszcze tego wieczoru plan na jutro posrał się, jak to plan, acz całkiem na korzyść się posrał. Aha! Jeszcze nie wiem, czy opis u mnie, czy u Niewe!