Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

trening

Dystans całkowity:14785.24 km (w terenie 2792.50 km; 18.89%)
Czas w ruchu:678:23
Średnia prędkość:21.79 km/h
Maksymalna prędkość:63.00 km/h
Suma podjazdów:43280 m
Maks. tętno maksymalne:197 (166 %)
Maks. tętno średnie:175 (138 %)
Suma kalorii:330949 kcal
Liczba aktywności:216
Średnio na aktywność:68.45 km i 3h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
86.43 km 12.56 km teren
03:14 h 26.73 km/h:
Maks. pr.:52.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max:193 (100%)
HR avg:137 ( 71%)
Podjazdy: 76 m
Kalorie: 1265 kcal

No i zepsułam Centuriona

Środa, 18 maja 2011 · dodano: 20.05.2011 | Komentarze 21

Qrwa mać, Hure, Nutte, Querva madre!
Suport umarł, co raczył objawić mię to radosnym SZCZELANIEM Z ŁOŻYSK, a wyładowana empetrucha pomogła mu we wkrwieniu mnie, bo normalnie, z Rejdżami w ucholcach, zlałabym to sikiem modrym (czyli po spożyciu PAŁEREJDA BLU).
A tak to słychałam tego pstrykania.

Wieczorem ścignęłam Karolinę po NAJZAJEBISTSZEJ ścieżke we w Łorsoł, po której mogę jeździć dzięki łasce i uprzejmości obcego17. Zaczyna robić się na niej tłoczno. I najbardziej wpienia mnie, że korzystają z niej lamy na holenderkach, jadące dokładnie półtora kilometra na godzinę i – jak przystało na lamy, dokładnie te z rodziny nie grzeszących kumacją – jadą absolutnie całą szerokością tejże kurde traski, fakin szmakin MAĆ!


Odprowadziłam Karolajnę do centrum i głodna (ja qrna jestem WIECZNIE GŁODNA!!), ale mimo to okrężną drogą pojechałam do domu. Gdzie wykręciłam skur-suport-wensona i utopiłam w Brunonie (uwielbiam jego zapach:D), w nadziei, że to nie zjechane łożyska, a po prostu syf, piasek, kawałki pizzy, żarcia dla chomików i wyliniałych pająków. Się zobaczy. Czeka mnie parę dni katorgi na fullu. Tfu! LANSU!! Lubię tooooo:D

Trudno. JAKOŚ TO PRZEŻYJĘ:D

Nie znam się na żywotności suportów, ale miał prawo odmówić posługi po zrobieniu ponad ośmiu tysia kilometrów?

Dane wyjazdu:
61.49 km 0.00 km teren
02:38 h 23.35 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max:172 ( 89%)
HR avg:138 ( 71%)
Podjazdy: 35 m
Kalorie: 873 kcal

Serwus. Trzy wozy buraków żem przerzucił.

Wtorek, 17 maja 2011 · dodano: 20.05.2011 | Komentarze 1

Obiecałam exocetowi piosenkę o Specjalu wypitym nad morzem, niekoniecznie machając nóżką na molo. I zarzucam.



Mam fazę na muzykę hiszpańską, a to niechybnie oznacza, że MUSZĘ w tym roku dokończyć moją wyprawę espaniolską z 2009 roku. Poza tym rano obudziło mnie brzęczenie muchy, co też na pewno oznacza MUS powrotu do Iberlandu. Nie wspomnę już o tym, że oznacza to także, że muszę kupić sobie jeszcze jeden rower.

Już widzę bogacza na wielbłądzie w moim królestwie niebieskim.

Chociaż korci mnie też Gruzja.

Ale jak posłucham tego:

&feature=related

to jednak raczej HISZPANIA.

Dane wyjazdu:
60.50 km 0.00 km teren
02:41 h 22.55 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:10.0
HR max:178 ( 92%)
HR avg:143 ( 74%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: 1109 kcal

Ja chcę na wakacje!!!!

Poniedziałek, 16 maja 2011 · dodano: 19.05.2011 | Komentarze 8

Gdy jechałam w niedzielę maraton, dostałam se sesesmana: „ZJUTUBUJ sobie La Pegatinę!”
Dojechałam w poniedział rano do roboty i zamiast najpierw odpalić bajkstatsa, żeby ogarnąć panujący na nim zapierdol, odpaliłam jutjuba.

I od rana słucham, ryj mi się szczerzy, bujam się, tupię nóżką, wierzgam na boki i do środka kolankami, łepetyna lata mi jak samochodowe pieski stawiane przy tylnej szybie. I se wspominam najzajebczejsze wakacje we w mojem życiu, kiedyśmy z Centurionem przemierzyli niecałe trzy tysie hiszpańskich kaemów.

Bo La Pegatina śpiewa se po hiszpańsku.

I ja se właśnie wszystko przypomniałam.
Barcelońskich ulicznych grajków, imprezowych Brazylijczyków poznanych w gorrrącej Tarragonie, picie do rana wina z Baskiem, który zamieszkał w Almerii, wielka patelnia paelli wyżarta w podwalencjańskim El Saler z najpiękniejszym facetem na świecie, setki poznanych prześwietnych ludzi i wszystko to właśnie w rytmie TAKIEJ muzyki.

Idę walnąć łbem o jakiś zbrojony beton.

Tym bardziej, że jest i piosenka o Monte!



FOK.

Dane wyjazdu:
41.30 km 0.00 km teren
02:06 h 19.67 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max:175 ( 91%)
HR avg:140 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 912 kcal

Doliczam se kolejny dzień wolny, lajlajlaj:D

Sobota, 14 maja 2011 · dodano: 19.05.2011 | Komentarze 3

Za sobotę, w którą musiałam spełnić obowiązek zawodowy. Trwał co prawda piętnaście minut, czyli kwadrans, czyli jedną czwartą godziny, czyli tajming potrzebny na wyżłopanie dwóch piw lub też wychłeptanie kawy latte z półlitrowego kubasa. Ale czy to ważne, ile trwał? Mogłam wtedy jechać sobie szlaczkiem, albo podjechać nad Wisłę, by tam na śmierdzącym jej brzegu rozłożyć se kocyk i doopalić to, co na co dzień skrywam pod rękawem koszulki kolarskiej bądź nogawką spodenek, też kolarskich:D

A musiałam zrobić dżob.

A potem przybyłam do domu. Gdyż należało WZGLĘDNIE ogarnąć bordello bum bum, aby zmieścili się w nim: SZANOWNY mój Brat Fascik, jego świta z Naftokoru i ich przepięknej maści bicykle. Obrzydliwie lekkie, dodam.

Uczyniłam też zakupsony, zupełnie obco czując się sama ze sobą, gdy obojętnie mijałam lodówki z piwem.

Zdążyłam nawet pojechać do Decathlonu po koks, czyli po żele.

Udało mi się też nawet zrobić kolację. Fascik i jego świta orzekli, że smaczną.

Posiedzielim, pogadaliśmy, OBŚMIALIŚMY SIĘ i należało pójść w kimę. Łatwe to nie było, gdyż wszyscy odczuwali towarzyski niedosyt i czuli się nienagadani.

A wszyscy oni mają tak NIEPRZYZWOICIE lekkie rowery, że, choć NIE OKAZAŁAM tego, to rękaw zmoczyłam łzą rzewną:D
Chcieli mnie zniszczyć psychicznie. Chyba.


[ALE TO SIĘ ZMIENI(A). Ten rower, ta waga, BĘDZIE MOC!;)]



No i spłakałam się:

&feature=related

choć akurat tutaj to ze śmiechu:D.

Dane wyjazdu:
60.14 km 0.00 km teren
02:34 h 23.43 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max:177 ( 92%)
HR avg:144 ( 75%)
Podjazdy: 51 m
Kalorie: 1126 kcal

Wiem, że najlepiej jest zignorować

Czwartek, 12 maja 2011 · dodano: 17.05.2011 | Komentarze 37

Ale jak mnie wkurwia taki mandzioł, to nawet ja, grafoman (wersja dla Niewe: grafomanKA) opisać nie umiem.

No i dokarmiam trolla © CheEvara


Ja jebię.

Dane wyjazdu:
58.50 km 0.00 km teren
02:18 h 25.43 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max:180 ( 93%)
HR avg:148 ( 77%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: 1102 kcal

Rzęzi(ło) i pstryka(ło)

Wtorek, 10 maja 2011 · dodano: 17.05.2011 | Komentarze 12

No to rozkręciłam. Ale zanim rozkręciłam wyjęłam sztycę, wylizałam, w środku rurę podsiodłową też wypolerowałam w Centurionie, bo JA PIÓRKUJĘ pryskało i pryskało. A gdy TO nic nie dało, rozkręciłam kierownicę, mostek i tam też wymlaskałam. Potem podsmarowałam tu i ówdzie.

I pojechałam do roboty CIĄGLE TRZESZCZĄC I PRYSKAJĄC.
Zgłośniłam empetrójkę w słuchafonach z nowym solowym Pablopavo oraz starym featuringowym Habakukiem, zaklęłam szpetnie i pojechałam.

A zanim wyszłam z roboty rozkręciłam sztycę, siodło, znowu przeprowadziłam operację lizaniowo-mlaskaniową.

I już bez dodatkowego bitu ze strony PODDUPIA mogłam porozkoszować się nową Sedativą. A potem znowu Habakukiem.



o tym o właśnie;)

Dane wyjazdu:
52.36 km 9.54 km teren
02:08 h 24.54 km/h:
Maks. pr.:51.50 km/h
Temperatura:11.0
HR max:177 ( 92%)
HR avg:142 ( 73%)
Podjazdy: 24 m
Kalorie: 987 kcal

Jak ja lubię tak wszystko na wariata

Piątek, 6 maja 2011 · dodano: 12.05.2011 | Komentarze 14

Zapowiadał się ciężki piątek, bo a to w sobotę maraton w Wejherowie, na który zdecydowałam się pojechać dzięki exocetowi, a to w niedzielę materiał foto do zrobienia w Gdańsku. I na wszystko to należało DOJECHAĆ.
O właśnie, przypomniałam sobie, że do puli pierdyliarda dni składających się na mój zaległy urlop muszę doliczyć niedzielę, w którą przecież pracowałam. Co też skwapliwie uczynię. Znaczy się DOLICZĘ SE.

Już. Doliczyłam.
Jak mówię, że coś zrobię, to to robię.
Czasem jednak zajmuje mi to chwilę. Na przykład sześć tygodni.

Ale nie o tym.

Miałam ruszać z fotograferem od razu po robocie, ale okazało się, że nie zabrałam wszystkich rzeczy ze sobą i pojechałam po arbajcie curyk nach hałze, co oczywiście ucieszyło mnie, bo plan zwany „minimum pięć dyszek dziennie” został wykonan. No i wstydziłabym się tu zrobić wpis z kilometrażem rzędu 21 km. Na ten przykład.

Popowrotnie z pracy ponownie zeksplorowałam tę fajną nadwiślańską ścieżkę, po której POZWOLYŁ mi jeździć obcy17 i wtedy to odkryłam, że ma ona jedną, ale to silną wadę.

Jebane robaki, które pikują w sam środek giemby* rowerzysty. A nie, przepraszam. Jebany tryliard robaków.

Bleeeeh.

I taka wstępnie najedzona dobiłam do domu, co by spakować mandżur i zrobić szczęśliwej drogi już czas.



* giemba to według mojej licealnej biologicy otwór, w którym ektoderma łączy się z endodermą.

Dane wyjazdu:
57.64 km 0.00 km teren
02:46 h 20.83 km/h:
Maks. pr.:56.00 km/h
Temperatura:14.0
HR max:179 ( 93%)
HR avg:149 ( 77%)
Podjazdy: 38 m
Kalorie: 1238 kcal

Muszę kupić sobie jeszcze jeden rower

Czwartek, 5 maja 2011 · dodano: 11.05.2011 | Komentarze 21

No bo tak. Jak oddam Centka na serwis, to teraz, w miesiącach tak zwanego szczytu, jego renowacja, reanimacja i resuscytacja, a być może nawet i restrukturyzacja potrwa dobry tydzień. I to po znajomości oraz wyłącznie dzięki temu, że jestem zajebista, co zamierzam mocno w najbliższym czasie gloryfikować.

Czyli nie mam czym jeździć. Bo:
a) Rockhopper jest nie od wożenia mojego zadu do pracy
b) Na fullu nie jestem w stanie zrobić nawet 80% treningu, który zazwyczaj robię, jadąc do pracy.

Jak nic, muszę mieć jeszcze jeden rower. Tym bardziej, że rano spadła mi szklanka. Co – wszyscy wiedzą przecie, a poza tym tak pisze/jest napisane w księdze wietnamskich przysłów i powiedzeń z doliny Mekongu – oznacza oczywiście, że muszę mieć jeszcze jeden rower.

Cholera, no.

Nie mam czym jeździć.


AirBike znowu mnie wkurwił. Tym razem kaskiem. Niby mają, a jednak nie mają. Od próby wyjęcia z magazynu tegoż hauera (który według wewewe na magazynie jest i spoczywa), która to próba zakończyła się weryfikacją naoczną sprzedawcy, że jednak na magazynie helmeta nie ma, minął TYDZIEŃ, a według wewewe ciągle ten kask na magazynie jest.

Czego się nie dotknę w kwestii kupowania w AB, to czary, magia i kontiki.

Nowe Beastie Boys podobuje mie sie

&feature=player_embedded#at=82

Poza tym po każdym telefonie do AB mam dokładną ochotę zrobić podobny rozpierdol.

Dane wyjazdu:
66.56 km 0.00 km teren
03:03 h 21.82 km/h:
Maks. pr.:51.50 km/h
Temperatura:8.0
HR max:177 ( 92%)
HR avg:148 ( 77%)
Podjazdy: 43 m
Kalorie: 1449 kcal

O kurna, mam siedem, a raczej SIEDEM zaległych wpisów

Niedziela, 1 maja 2011 · dodano: 10.05.2011 | Komentarze 7

I korci mnie przynajmniej w treści trzech z nich napisać.

JEŹDZIŁAM.

I o.

Ktoś miałby wątpliwości? Jakbym napisała, że nie jeździłam, to by się wszystkie staruszki zleciały na poranne czuwanie w mojej intencji. A pół Be-eSa zapytałoby o moje zdrowie. A tak to te pół Be-eSa pije moje zdrowie. I o to się rozchodzi. Mam nadzieję taką ja. No bo kto, jak nie ja.

Niemniej jednak NIE PAMIĘTAM, gdzie święcił mi się pierwszy maja oraz witał maj, pierwszy maj, u Polaków błogi raaaa-aaaj. W kapowniku wiele wyjaśniająco zapisałam jeno liczby, które widać w praworożnym szarym kwadraciku i ni kuta nie pamiętam, gdzie się szlajałam.

Najwidoczniej mam deżewe lub też deżawu i Alzheimera jednocześnie. Pamiętam, że już to kiedyś zapomniałam.
Kategoria >50 km, trening


Dane wyjazdu:
65.03 km 0.00 km teren
02:38 h 24.69 km/h:
Maks. pr.:54.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max:179 ( 93%)
HR avg:151 ( 78%)
Podjazdy: 55 m
Kalorie: 1191 kcal

No i ch... usteczka wyszła z mojego debiutu u Golonki

Czwartek, 28 kwietnia 2011 · dodano: 29.04.2011 | Komentarze 13

Cieszcie się bajkerki, jedno miejsce na podium zwolniło się. Nie jadę do Złotego Stoku i dopiero teraz mogę spokojnie o tym napisać i to bez używania dynamizatorów werbalnych. Ja chcę zgarnąć kumulację i nie musieć pracować i nie musieć tym samym pytać o kuźwa dzień wolny.

Nawet nie chce mi się wyliczać, ile świrów z BS-a mogłam przy okazji tego wyścigu poznać.

Ja jebię, straszne chamstwo.


A mam taką moc w nogach, że kurna wczorajszą pętlę traso-siekierkowską przemierzyłam z maksymalną prędkością 44 km/h (na płaskim!), minimalną (34,5 km/h). I wiem, że pojechałabym to Golonkowe giga na maksa swoich możliwości. Czuję się na podium. I taka forma mi się zmarnuje.

Oraz ciągle twierdzę, że Centurion jest demonem prędkości.

I tak o.


Warszawiakom polecam wieczorną przejażdżkę na Podzamcze, gdzie trwają próby przed oficjalnym otwarciem multimedialnego parku fontann – woda tryska w rytm muzyki i jest wypaśnie podświetlona. Wygląda to naprawdę światowo i Central Park może nam podeszwy podklejać.

Aż się dziwię, że na Wisłostradzie wieczorami nie pizgły się żadne samochody, bo to wodne widowisko jest tak powalające, że aż nie do uwierzenia jest, że nikt nikomu w zaplecze się nie władował ze zwykłego zagapienia się.

Jest i filmik w tym linku:)