Info
Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
licznik odwiedzin blog
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Styczeń5 - 42
- 2013, Czerwiec5 - 9
- 2013, Maj10 - 24
- 2013, Kwiecień11 - 44
- 2013, Marzec10 - 43
- 2013, Luty4 - 14
- 2013, Styczeń4 - 33
- 2012, Grudzień3 - 8
- 2012, Listopad10 - 61
- 2012, Październik21 - 204
- 2012, Wrzesień26 - 157
- 2012, Sierpień23 - 128
- 2012, Lipiec25 - 174
- 2012, Czerwiec31 - 356
- 2012, Maj29 - 358
- 2012, Kwiecień30 - 378
- 2012, Marzec30 - 257
- 2012, Luty26 - 225
- 2012, Styczeń31 - 440
- 2011, Grudzień29 - 325
- 2011, Listopad30 - 303
- 2011, Październik30 - 314
- 2011, Wrzesień32 - 521
- 2011, Sierpień40 - 324
- 2011, Lipiec34 - 490
- 2011, Czerwiec33 - 815
- 2011, Maj31 - 636
- 2011, Kwiecień31 - 547
- 2011, Marzec36 - 543
- 2011, Luty38 - 426
- 2011, Styczeń37 - 194
Wpisy archiwalne w kategorii
zwykły trip do lub z pracy
Dystans całkowity: | 19495.35 km (w terenie 1188.78 km; 6.10%) |
Czas w ruchu: | 906:46 |
Średnia prędkość: | 21.37 km/h |
Maksymalna prędkość: | 103.70 km/h |
Suma podjazdów: | 34423 m |
Maks. tętno maksymalne: | 193 (166 %) |
Maks. tętno średnie: | 175 (138 %) |
Suma kalorii: | 422939 kcal |
Liczba aktywności: | 348 |
Średnio na aktywność: | 56.02 km i 2h 37m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
86.52 km
7.00 km teren
03:57 h
21.90 km/h:
Maks. pr.:46.31 km/h
Temperatura:-6.0
HR max:177 ( 90%)
HR avg:141 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1644 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
W Dzień Kobiet możesz se uszkodzić nogę
Czwartek, 8 marca 2012 · dodano: 21.03.2012 | Komentarze 13
Możesz też zaznać wkurwa i zelżyć kogoś na przejeździe rowerowym, uprzywilejowanym dla cię zielonym światłem. Zelżenie polega na tym, że doganiasz gościa, który nadużywa swojej zielonej strzałki, ale jednocześnie niedoużywa mózgu, doganiasz go na jego czerwonym świetle, uświadamiasz w kilku żołnierskich, powiedzmy, że uprzejmych, słowach, konstatujesz, że nie dość, że jest tłusty jak locha, to jeszcze ślepy jak kret i w poczuciu tego, że jesteś zwykłym chamem, ale chamem z uczuciem ulgi pocinasz dalej.Czemu nie ma tygodnia bez wkurwa na bezmózgich samochodziarzy, no czemu?
Możesz też prawie zgubić czujnik prędkości Suunto, stosunkowo nietani, a wszystko dzięki poprzecieranym TRYTYTKOM. W porę się zorientowałam, że mi coś hula po szpryszkach i że tylko chwila dzieli mnie od wyskoczenia z dwóch Jagiełłów za nowy szpej.
Po robocie śmignęłam na Dewajtis, a raczej na tamtejsą trasę rowerową nadwisłową, gdzie zwykle szczelam mój, jak już kiedyś nadmieniłam – niekoniecznie ulubiony – trening. Mam se tam taką pętlę, która mi idealnie wchodzi w ZAŁOŻENIA treningowe, napiertalam ją okrągłą godzinę i mam przy tym chęć albo się zrzygać, albo umrzeć. Tym razem jednak wiem, że dziś, tego dnia czeka mnie nagroda. Robiąc trzy ostatnie okrążenia wyczuwam, jak nieopodal, por Rurą leje się dla mnie świeżuśki izobronik, sponsorowany przez Niewe i Radzia:)
Piękny jest świat:).
Jak mi się tam spieszyło! Jakże bardzo przestał smakować mi ubogi izotonik z bidonu!
Trzymając się nakazanej strefy (mam zadatki na zawodnika albo na leszcza, jeszcze nie zdecydowałam, co wybiorę), dojechałam pod Rurę, gdzie chłopaki-krzyżaki czekali na mua. Został mi udzielony dniokobietowo tulipan sztuk jeden, którego w ramach wszystkich prawideł florystycznych umieściliśmy w szklanicy pełnej Królewskiego. Niewe gdzieś ma fotę tej nowoczesnej sztuki pielęgnowania roślin.
Świat jest piękny:).
Chłopaki w atmosferze owego święta i piwa (na jedno wychodzi) snuli plany zorganizowania kameralnego i cholernie trudnego maratonu (nie znam osoby, która zaliczy wszystkie punkty kontrolne i zdoła przyjechać na metę;)), izobronki mnożyły się na stole, w Radku jął budzić się coraz większy dzik, wobec czego stwierdzilliśmy, że czas się zbierać. Nie dlatego, że nam coś nie smakuje. Nie dlatego, że nam w takim towarzystwie źle.
Nie, nie, nie.
Dlatego, że pod Rurą znajdował się jeszcze jeden tulipan, konkretnie niemal uduszony w plecaku Radka („ciepło mu tam”) dla Dżulii, którą Radziu miał PO TRASIE cmoknąć, dniokobietowo we wukadce.
No to ruszamy [celowo zmieniam używany czas dla dynamizacji opowieści;)].
Z Radka robi się prawdziwy demon. Hamuje, zarzuca kołem, kołuje zarzutem, kopie napotykane kosze na śmieci i prawdopodobnie testuje twardość butów oraz napięcie sprężyny w pedale, no robi wszystko, czego sztuka nudnej jazdy na rowerze zakazuje.
Ku mojemu zaniepokojeniu rozstajemy się na Woli, Radek jedzie zrównać swoje namiary geograficzne z namiarami wukadki, która wiezie Dżuli, my jedziemy do Domu Złego.
Mnie potem całą drogę siedzi w głowie, jak ten szajbus dotarł tam, gdzie miał.
Pewną osobę za Lipkowem podkusza jazda do domu pożarówką. Tak ładnie sunęliśmy asfaltami, że musieliśmy to spierdolić. Pożarówka w Kampinosie jest podmarznięta, nas na niej rzuca, zatem prędkości rozwijamy żadne.
A mnie w wiosennych Foxowych rękawiczkach kostnieją łapy, pieką też uszy (bez rękawiczek) i dociera do mnie, że jest pan mrozik.
I bardzo dobrze, że jest.
Bo
Jedziemy mooooże 23 km/h. Max 24. Zatem nikt nie kozaczy, nie fika, nie zgrywa giero... NIE ZGRYWA RADKA. Może jednak trzeba było? Może trzeba było wypić więcej?
Bo.
Na zmrożonej, wyżłobionej koleinie Niewe wykurwia takiego kujawiaka, że ja wstrzymuję w mojej zajebistej klatce (uwaga, zdanie zawiera lokowanie produktu) oddech. Próbuję ogarnąć, co się stało i JAK, na miłość boga (wstawcie sobie tego, który Wam pasuje) się stało. Mija dobra chwila, jak Niewe przemawia do mnie i równie dobra chwila, jak ja wreszcie wypuszczam powietrze.
- Kurwa, mój kciuk – słyszę.
Kciuk? Ky-ciuk??? - se myślę, podświetlając lampiczką (Cat Eye – uwaga, zdanie zawiera lokowanie produktu) Niewowe kolano, radośnie odkryte przez rozdarte spodnie.
Podświetlam i oczom mym ukazuje się... Nie, nie Nokia (uwaga, wpis zawiera wiecie co wiecie czego). Ukazuje mi się płat skóromięsa, który stracił integralność z resztą kolana, otworzył się jak okienko, by zaprezentować światu łękotkę i inne skarby. Na chwilę zrobiło mi się błogo, ale zobaczyłam lekkie oszołomienie na twarzy Niewe i stwierdziłam, że jak ktoś ma tu być w szoku, to lepiej, żebym nie była to ja.
Proponuję wobec tego, żebyśmy przeszli ten brakujący (i niemały) dystans z buta, jednak ujemna temperatura sprawia, że jucha nie sika z kolana, mam nawet wrażenie, że znieczula to siedlisko bólu, dzięki czemu Niewe wsiada na rower i powoli kuśtykamy, pedałując, do domu.
Nie wiem już, ile telefonów wykonałam, ile miałam pomysłów, jak to załatwić, a dodam, że pomysłów niekoniecznie realnych, bo doświadczenia to ja wielkiego nie mam. Z państwową służbą zdrowia mam tyle do czynienia, co z produktem krajowym brutto Trynidadu i Tobago i totalnie nie posiadam pojęcia, od czego zacząć i gdzie jechać. I czym, bo przecież nie po piwie samochodem.
Szczęśliwie przyszedł mi do głowy Rooter, to którego dzwonię porą nieodpowiednią i który kwadrans później prowadzi do- i zeszpitalny dyliżans. Jesteś, Człowieniu, de best Człowień in da łorld!
Co działo się na oddziale, napisał u siebie Niewe, ja tylko dodam, że po powrocie do domu złego piliśmy z Rooterem za zdrowie Niewe, które teraz jest mu bardzo potrzebne. Piliśmy do samiuśkiego rana (o 6:30 otwierałam rooterowi bramę i sprzedawałam cmoka dziękczynnego) i do samego wykończenia zapasów.
Nie wiem, czy pomogło, ale przynajmniej próbowaliśmy:)
A kciuk bolał dlatego, że jakimś fantazyjnym, nieodgadnionym sposobem, Niewe ma pokruszoną kość paliczka. Pod samym paznokciem.
Przez jazdę z prędkością marną. Nie ogarniam tego.
Jeździ się bowiem Istebne, jakieś Dżałorki, zjeżdża z kamienistego Murowańca, a sprawność traci się na płaskim odcinku Kampinosu. Przekorne, nie? Przekorne.
Kategoria >50 km, NA trening, nocna jazda też;), trening, we w towarzystwie, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
76.25 km
3.50 km teren
02:54 h
26.29 km/h:
Maks. pr.:53.33 km/h
Temperatura:5.0
HR max:177 ( 90%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1483 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
A żebym to ja kurna pamiętała!
Środa, 7 marca 2012 · dodano: 21.03.2012 | Komentarze 0
Na pewno był trening. Na pewno szurałam do i z pracy. Na pewno na rowerze. Na sto procent z dobrą muzą w ucholcach.Nowy Mesajah jest fajny, a jak! Bym na jakąś koncertową potupaję polazła;)
A nawet pojechałabym na bajsiklu, jak Mesa...DŻACH na okładce:)
Kategoria >50 km, nocna jazda też;), trening, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
57.12 km
3.40 km teren
02:29 h
23.00 km/h:
Maks. pr.:43.41 km/h
Temperatura:5.0
HR max:160 ( 81%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1430 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Żeby mi to było po raz przedostatni
Wtorek, 6 marca 2012 · dodano: 20.03.2012 | Komentarze 20
Jakoś tak się dziwnie płyty ziemskie układają, że jak mnie nachodzi na jęczenie i wkierwianie się na wszystko, że trenażer, że pod wiatr, że inne tanie wymówki, to wtedy wychodzę z domu o takiej godzinie, że napotykam chłopaka, który niedomaga z powodu choroby Heinego Medina, ma powykręcane dokładnie wszystko i kuśtyka. I napotykam na niego na szczęście, bo przez to do mojej pustej pały nadchodzi opamiętanie, przestaję skwierczeć, a moja koncentracja dotyczy starania, by jadąc dalej przed siebie wypatrzeć jakieś rosnące przy DDRze większych rozmiarów drzewo, którym będę mogła skosić swój debilny łeb.Nie narzekamy, kurwa mać, jak naprawdę nie mamy ku temu powodów.
Poprzestałam na tym i pojechałam ustrzelić WRESZCIE N A ZEWNĄTRZ mój może niekoniecznie najbardziej ulubiony trening, ale po krótkiej, orzeźwiającej refleksji, którą macie w akapicie powyżej, zrobiłam go zadziwiająco chętnie.
I niech se wieje. Jeszcze niedawno pod Centrum Olimpijskie ZIMĄ zajeżdżali jacyś kosmici, zostawiali ślady na znak swojej obecności i zupełnie nadaremno, bo na chuj robienie śladów, jak i tak nikt zimą z istnienie rowerzy..., tfu, kurna! kosmitów nie wierzy. Jakby się wierzyło, odśnieżyłoby im się parking dla rowe... tfu, kurna! lądowisko dla latających spodków.
Do zobaczenia za rok, panie śniegu na parkingu dla rowerów pod obiektem sportowym© CheEvara
Ale.
NIE NARZEKAMY.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=QWdG2DKVWvY#!
No.
Kategoria >50 km, nocna jazda też;), trening, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
44.63 km
0.00 km teren
01:57 h
22.89 km/h:
Maks. pr.:38.84 km/h
Temperatura:4.0
HR max:170 ( 86%)
HR avg:142 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 974 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Dobrze, że jak cuś zapominam, to mogę się wrócić po to rowerem
Poniedziałek, 5 marca 2012 · dodano: 20.03.2012 | Komentarze 6
Bo z buta to SZCZELIŁABY mię lekka kjurwica.A ja po całym mocno zorganizowanym dniu – w moim przypadku mocne zorganizowanie to wstanie z wyra tylko 10 minut po tym, jak na dźwięk budzika wyrzekam poirytowene "szkurrrwa, już?” - wybrałam się wieczorem na siłownię po to, żeby 5 km od chaty zrobić sobie pamięciowy skan plecaka i zorientować się, że butów, to ja nie spakowałam na pewno.
I gdybym ja miała cofać się do tyłu (to nie jest błąd, a raczej wzmocnienie siły wyrazu słowa i dokładne zobrazowanie tego cofania się) po te buty jakimś komunikantem miejskim, to dziękuję, trening umieszczam sobie dokładnie tam, gdzie u dołu pleców zaczyna się taki rowek sarkazmu i kontestacji.
Dzięki całej tej operacji CAFANIA SIĘ z siłowni wyszłam ostatnia, prawie wyproszona (a i czułam się jak wypatroszona).
Zasadniczo z tego dnia naukę mam dla Was taką, że miejcie ajs szeroko ołpen, jeśli nie chcecie zginąć. Na styku Bielan i Żoliborza grasują pudła i to nie jest śmieszne:
Uwaga na kartony na Bielanach!© CheEvara
No. Słońce załadowało się na dłużej, a radochę z niego potęguje we mua coś, co se wzięłam i odgrzałam. O to:
Zamiennie z Mamą Selitą.
Dane wyjazdu:
38.66 km
0.00 km teren
01:45 h
22.09 km/h:
Maks. pr.:49.74 km/h
Temperatura:4.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:118 ( 60%)
Podjazdy: m
Kalorie: 724 kcal
Rower:
Piosenkę pana Koracza O WIOŚNIE bym chciała najchętniej usłyszeć
Piątek, 2 marca 2012 · dodano: 14.03.2012 | Komentarze 2
Bo porzuciłam zimówkie-kurtkie i se życzę, by to wystarczyło jako forma zaklęcia rzeczywistości. Ponieważ wpis o drugim marca robię niemal dwa tygodnie później, mogę śmiało post-prorokować, że wystarczyło w ilości PRAWIE. Też dobrze. Zawsze mogły wrócić mrozy, a ja nie lubię przepraszać cuś, czym chwilę wcześniej wzgardziłam. W tym wypadku kurtkę.A tu pojawiła się krótka zajawka, demo, wręcz trailer wiosny i ja się przywiązuję do myśli, że to już.
Ponieważ jeździłam krótko, będę też pisać krótko. Notka dla notki, bo kto by kurna pamiętał, co się działo dwa tygi wstecz. Innymi słowy, nie pomnę CO JA JECHAŁAM.
Mój blogas obrasta mchem i paprocią i zaraz stanie się tak, że wpis tu będzie można powitać zwięzłym: CO JA PACZE, NOTA U CHE!
A zima prawdopodobnie wsiadła tu i jedzie do Babilonu:)
Dane wyjazdu:
48.18 km
0.00 km teren
01:57 h
24.71 km/h:
Maks. pr.:48.60 km/h
Temperatura:4.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1134 kcal
Rower:
Mgła sprawcą ogólnoludzkiego ochujenia
Czwartek, 1 marca 2012 · dodano: 13.03.2012 | Komentarze 5
Naprawdę. Mam do roboty kilometrów około 15, a już na czwartym myślałam, że oto jest dzień, w którym ktoś wskoczy na mój stołek, bo ja zwyczajnie do robo cała i zdrowa nie dotrę. A to jakiś kutas wielgus wymusi na mnie pierwszeństwo ze swojej wyraźnej podporządkowanej, a to mi się jakaś franca korpotaksówkowa nagle zatrzyma tuż przed kołem, centralnie, bez krępacji i niefrasobliwie na pasie ruchu, inny chujas włącza lewy migacz, a odwala kichę i skręca z lewego pasa w prawo, noż ja je-bię.Sprawdzam w kalendarzu, w grafiku, w przepowiedniach niejakiego Nabuchodonozora, w horoskopie w „Angorze” i nie! Nigdzie nie napisano, że mam dziś umrzeć.
Dobra, OK, owszem, jadąc do pracy, napotykam wymalowany na jednym z osiedli konkretny nakaz brzmiący: UMRZYJ CHUJU, ale nie biorę go do siebie personalnie, bo po pierwsze, nie mam na to czasu, po drugie, tego dnia, kiedy wszyscy chcieli mnie unicestwić, miasto spowijała mgła, a w nakazie o tym ani słowa, że mam umrzeć w mgłę, co trochę wyklucza mój osobisty koniec świata dnia pierwszego miesiąca trzeciego roku bieżącego.
Po co wam wolność, jak macie te swoje samochody, a potem utykacie w nich w drodze do wolnej pracy, na której to drodze was bez wysiłku opykuję moim kolarzówo-superśmigaczem. Hę?
Kategoria NA trening, nocna jazda też;), pierd motyla, czyli mniej niż 50, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
38.35 km
0.00 km teren
01:44 h
22.12 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:4.0
HR max:179 ( 91%)
HR avg:139 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 761 kcal
Rower:
Bonus Day;)
Środa, 29 lutego 2012 · dodano: 13.03.2012 | Komentarze 4
Na tę okoliczność - tę w tytule - wzięłam i się wyspałam. No dobra, zasadniczo to tylko dlatego, że po wczorajszym treningu korciło UTRZYMAĆ poziom spożycia, jaki sobie narzuciłam na wyjeździe, a zatem korciło zejść do sklepu i ustrzelić choć Łomżę w wersji mini.Aaale. Postanowiłam - nie wiem, czemu, co mi się stało, chwilowa zaćma chyba - oprzeć się owej silnej pokusie i zamiast do sklepu polazłam spać, co poskutkowało tym, że nadprogramowy dzień roku 2012 powitałam wyspana. Choć to mocno ambiwalentne, bo niby 10 godzin, ale jak człowiekowi śni się Jarosław Gowin, to jakie to jest spanie. Na pewno spałam w czwartej strefie.
Choć nie. Z Gowinem to by była Strefa X (z amerykańska „The Monsters”;))
Po szitowym pogodowo wtorku przyjszła wiekopomna CHWIŁA, w której mogłaby już zaistnieć wiosna. I słońce oraz jakieś małe, latające, ćwierkające obsrańce. Jak BONUS DAY, to na sto procent, na max, max, max;).
Pocinam na tej kolarzówie i cholernie się cieszę, że na te dziurska nie mam jakiegoś wyniunanego Alleza czy Tarmaca. Marzy mi się, ale miejmy litość. Takich dziur nie widzieli nawet zakopiańscy górale od czasu Międzynarodowego Festiwalu Takich Dziur w Montrealu w 1976 roku.
Szkoda tylko, że roboty tyle, że tłuc kilosów nie ma kiedy, nie ma jak.
Jak jeździć, panie premierze? Jak??
Kategoria zwykły trip do lub z pracy, pierd motyla, czyli mniej niż 50, całe goowno, a nie dystans;)
Dane wyjazdu:
66.74 km
0.00 km teren
02:44 h
24.42 km/h:
Maks. pr.:44.66 km/h
Temperatura:-1.0
HR max:181 ( 92%)
HR avg:157 ( 80%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1664 kcal
Rower:
Kolorki na zakwasiorki znów [nie napalajcie się, wpis mocno archeo;)]
Wtorek, 28 lutego 2012 · dodano: 13.03.2012 | Komentarze 6
Powyjazdowe i ponartowe. Ogólnego BOLENIA nabawiłam się od upadków, od wstawania, a raczej napinania mięśni przy próbach SUKCESYWNEGO wstawania, od pizgnięcia na stoku na zjazdówkach, a od tego ostatniego weszłam też w posiadanie sińców w liczbie TRZYSET, ale w największe osłupienie wprawiły mnie BOLENIA pleców i tricepsów – zapewne od nowicjuszowskiego szarpania za orczyk.BTW leżanko pod orczykiem zaliczyłam i leżąc, widziałam już jak te czerwone talerze walą mnie po łbie, takim PAU, PAU, PAU.
No nic. Miałabym jeden ból więcej, o ile bym w ogóle dowiozła głowę po tym strzeleniu z orczyka.
Ponieważ Specka mam zakolcowanego, a zmiana opon to jest coś, do czego podchodzę z takim samym entuzjazmem, jak do rwania zęba, gastroskopii, polskiego komercyjnego kina, zaś Centi w serwisie jeszcze, robotę najechałam Kogą, czyli moją hipsterską kolarzówą. Rano się dało nią jechać, bo – jak wyrzekłam do Niewe: ,,zobacz, gównianą warszawską odwilż przetrwalim w górach – o dnieniu świeciło słońce, po którym to ślad pozostał po południu żaden, a wręcz sypnęło śniegiem, o czym od razu nadworni fejsbukowi sprawozdawcy pospieszyli donieść. Chyba se zamuruję okna, po co mi one, jak o wszystkim przeczytam na fejsie.
Najbardziej jednak krotochwilny okazał się mój Możan najulubieńszy, któren to też na cienieńkich oponkach wybył z chaty, a który to namawiał mnie do wspólnego powrotu z pracy, w ramach towarzyszenia se w niedoli. Wyzwał mnie bowiem w esemesie od ciot, które wystraszyły się śniego-deszczu, jak już se w domu suszyłam gacie, lacze i suty też, do kórych to przemokłam, a może mi zawilgły se strachu, bo parę razy kółeczko mi na ulicy poleciało.
Ja nie z tych, co z rowerem w komunikację wsiądą.
Ale z tych, co wysuszą lacze i pojadą na wąskich oponeczkach na siłownię, bo trza. Aha, aha.
Lajtowy mjuzik, co nie oznacza, że banalny:
&ob=av2e
Kategoria >50 km, NA trening, nocna jazda też;), zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
60.15 km
0.00 km teren
03:14 h
18.60 km/h:
Maks. pr.:33.74 km/h
Temperatura:-1.0
HR max:167 ( 85%)
HR avg:129 ( 65%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1129 kcal
To była dopiero masakra, Panie Tytusie
Wtorek, 21 lutego 2012 · dodano: 05.03.2012 | Komentarze 6
Zaplanowałam sobie zrobienie wymianki. Wymęczyłam zatem dojazd do pracy Centurionem, a potem do Airbike i to był dramat. Jak jeszcze DO pracy dotarłam, młócąc nożynami na najlżejszych przełożeniach, tak PO robocie dojazd na KEN przypominał to jebane staczanie się kamienia temu Syzyfu na twarz wprost. Łańcuch wlokłam prawie pod rowerem, ZLATAŁ on co chwilę z zębatek i niewiele brakowało, żebym a) rozryczała się na środku Ursynowa, b) pizgnęła całym rowerem o któryś słup, c) zabiła gołymi ręcami pierwszą lepszą napotkaną osobęDotarłam do chłopaków wkurwiona jak sto pięćdziesiąt, nie pomogła nawet informacja o tym, że pobiłam rekord wyciągniętego łańcucha. Zostawiłam tę ruinę na wymianę wszystkiego, co pod to się kwalifikuje. Z ulgą, że nie muszę na nim wracać. Wkurw mi żyły rozsadzał.
Ale gdy z góry, ze swojej antresoli odezwał się Wojtas, którego – tak obstawiałam – miało nie być, trochę mi się samopo poprawiło. Na chwilę, bo zaraz potem zebrałam opierdol za jazdy w czwartej strefie. No to ładny mam wieczór:D
Udało mi się jednak Wojtkowi wypunktować powody, dla których WHY i PORKE czwarta strefa, udało się następnie zatem pośmiać i w całkiem CheEvarowym humorze zgarnęłam Speca z kapcioszkami okolcowanymi i pomknęłam do domu. Te kolce, ten Spec i ta Che czekają i odliczają. Jeszcze tylko jutro oglądam te kupska psie, usiane w całej stolicy, a potem baj baj, przebiśniegi, baj Warszawo, witajcie góry.
Powinny być to dwa wpisy, bo dwoma rowerami dzień przejechany, ale pertolę. Nie dam rady produkować się aż tak. Wpis przypisuję Specowi, bo powrót na nim można nazwać JAZDĄ. W przypadku Centka nie ośmieliłabym się.
Kategoria >50 km, nocna jazda też;), zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
36.51 km
0.00 km teren
01:39 h
22.13 km/h:
Maks. pr.:36.90 km/h
Temperatura:-1.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:144 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 844 kcal
No nie NADANŻAM z tymi wpisami i chyba już tak pozostanie [alternatywny tytuł to Zzzzzzzzzz!]
Poniedziałek, 20 lutego 2012 · dodano: 05.03.2012 | Komentarze 0
Korci mnie uzupełniać wpisy od najświeższych, bo naturalnym skutkiem tego będzie, że te najstarsze odbębnię krótkim i treściwym JEŹDZIŁAM.Ale mam TYLKO dwa tygodnie zaległości, jakby to były trzy, to bym się skusiła. Nie ma mięTkiej gry, BICZES.
A póki co lecę oddać Szpecka na serwis, bo zęby na blacie, na średniej i na całej kasecie mogą służyć za igły w szwalniach, kółeczka przerzuty są naprawdę kółeczkami, a nie jakimiś tam zębatkami i w ogóle charczy mi wszystko, co nie powinno. Chłopaki obiecali usługę last minet, zatem jutro też tu będę. Zamienię po prostu rowery, bo Centurion do zrobienia ma dokładnie to samo.
A ślizgawa rano zastała mnie okrutna i zdradziecka. W walącym po gałach piękniutkim słońcu nachodnikowo-naDDRowy lodzik w ogóle nie przypominał siebie. Nóżka parę razy ratowała sytuację. Jak dobrze, że nóżka jest tak blisko.
Do domu powróciłam - staram się nie rzygnąć, pisząc to słowo - metrem.
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), pierd motyla, czyli mniej niż 50, zwykły trip do lub z pracy