Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

pierd motyla, czyli mniej niż 50

Dystans całkowity:6371.20 km (w terenie 1049.92 km; 16.48%)
Czas w ruchu:307:53
Średnia prędkość:20.58 km/h
Maksymalna prędkość:62.70 km/h
Suma podjazdów:18683 m
Maks. tętno maksymalne:188 (166 %)
Maks. tętno średnie:175 (138 %)
Suma kalorii:151062 kcal
Liczba aktywności:180
Średnio na aktywność:35.40 km i 1h 43m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
28.44 km 0.00 km teren
01:13 h 23.38 km/h:
Maks. pr.:48.50 km/h
Temperatura:28.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:142 ( 73%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: 536 kcal

Rockhopper do panów dochtorów odstawion

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 7

Po niedzielnej kąpieli w szydłowieckim guanie, wyścigówka musiała zostać obmacana przez chłopaków. Tradycyjnie Czarny zapowiedział, że nawet nie dotknie tego roweru, bo nie rozumie niszczenia sprzętu w wyścigu o pieluchę przyszytą nawet i złotą linką do gaci kolarskich.

Zresztą Czarny szkolił się tego dnia w Shimano, być może w zakresie wylewania wody z suportu i rower na serwis przyjęli sprzedawcy. Szacowany koszt serwisy jak widać:

Nie wypłacę się chiba nigdy:D © CheEvara


Zagrałam w totka:)

Do domu od chłopaków musiałam wrócić KOMUNIKACJĄ MIEJSKĄ. Armagiedon jakiś. Dwa razy miałam chęć wyrzygać się.

Nie dziwne zatem, że w domu założyłam świeże obciski i polazłam posłuchać jęków Centurionowego suportu. Zaraza jakaś z tym suportem.

Dane wyjazdu:
33.80 km 0.00 km teren
01:19 h 25.67 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max:166 ( 86%)
HR avg:137 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 529 kcal

Nocne batmanów liczenie

Wtorek, 12 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 2

Nieujechana po dniu na fullu, przesiadłam się jeszcze na Centka i koło godziny 22 pojechałam se zliczyć ilość sztuk (:D) baranów bez świateł.

Jest przełom. Zdecydowanie więcej napotkałam ŚWIATŁYCH bajkerów.
Choć TAK CZY SIAK jako pieprzony malkontent muszę odnotować mnogość jełopów, którym się wydaje, że rozkurwiają fluorescencję dla szatana i że sami z siebie świecą niczem gwiazda zaranna posmarowana balsamem z brokatem.



Aaaaale. Walić to. 106 km jednego dnia cieszy mnie wielce.

Dane wyjazdu:
45.67 km 0.00 km teren
02:07 h 21.58 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:142 ( 73%)
Podjazdy: 24 m
Kalorie: 906 kcal

Burza odpowiada za alkoholizm Polaków. Polaków portret własny.

Piątek, 8 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 11

Do roboty se pocięłam w upale i skwarze (JAKAŻ TO KURNA ODMIANA!!) na wyścigówce. Po robocie pragnęłam na Dereniowej usłyszeć kilkanaście totalnie pozbawionych sarkazmu i ironii zdań o odchudzonym rowerze, lekkich kołach, i takie tam.

Tak, wybierałam się na serwis do Czarnego.
Po Szczytnie trzy szpryszki wymagały dokręcenia, samam se zrobiła to na tyle, by koło nie hulało między klockami, ale konieczna była profi CENTRANCJA.

No i nastąpiła ona.

Gderanie nastąpiło też.

Doprawdy, dla samych tych złośliwości uwielbiam tam przyjeżdżać.

Po to, aby usłyszeć od schodów "SIEMA, RYSA!", zasadniczo też lubię się tam wybrać.


Z AirBike wróciłam z Czarnym. On jechał na fullu jakieś zawrotne 2,5 km/h, a ja przez to heblowałam. Całą drogę. Żeby utrzymać tempo.
Nie jest prawdą, że klocki zajechałam w późniejszym Szydłowcu. Klocki zeżarł powrót z Marcinem.


Nad chatą tegoż zebrały się chmury najczarniejsze z czarnych. Czarniejsze niż wnętrze kota. Niż noc ciemna, bezgwiezdna. Odpuściliśmy koncepcję rowerowania, za to poleźliśmy na parking, bo cuś w motosajklu Marcina nie stykało. A konkretnie smarowanie łańcucha. Z radością asystowałam przy procesie Marcinowego główkowania, co jest nie halo. Moje pomysły użycia takich TYPOWO MOTOCYKLOWYCH narzędzi jak pompka rowerowa i strzykawka znalazły uznanie.

I nawet się sprawdziły. Smarowanie naprawiono.

- Możemy iść po piwo – padło ze strony Czarnego. Spojrzeliśmy w czarne niebo i choć wiedziałam, że gdzieś tam po Wawie kręcą się na rowerach Niewe i GorOpis linkao, wybrałam piwo. Bo trzy sekundy później z nieba nie tyle SPADŁ, co JEBNĄŁ deszcz.


Ulewa i wilki jakieś!

Zanim wbiliśmy do sklepu, już miałam mokre buty. Powrót ze sklepu był o wiele bardziej dramatyczny. Ani ja, ani Marcin nie mieliśmy na sobie pół suchej rzeczy.

Po pierwszej burzy przyszła druga, po drugiej trzecia. I tak samo rzecz miała się z piwem. Kolejność zachowalim należną.

No i więcej nie dzwonię do Niewe, bo jak dzwonię do Niewe, to straszne rzeczy się wtedy wydarzają. Okrutne ZUOOOOOOOOO się wtedy WYRZANDZA.

Dane wyjazdu:
49.87 km 0.00 km teren
02:14 h 22.33 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max:176 ( 91%)
HR avg:152 ( 79%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: 971 kcal

Oł Dżiz, jak dziwnie

Czwartek, 7 lipca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 16

Wyjazd do pracy bez konieczności nastawiania się na doszczętne zmoknięcie już trzy sekudny po wyjściu z domu jawił mi się jako akcja NIEMOŻLIWACJA.

Anbeliwybol, doprawdy.

- Gdzieś jest haczyk. Na pewno jest – myślałam se podejrzliwie, spoglądając w niebo. Zachmurzone oczywiście, jak sam uj.. I Centurion też spoglądał. Wszak od czterech dni mokliśmy jak za karę jakąś. A tu nagle porankiem czwartkowym może nie od razu przyszło SONCE, ale przynajmniej odeszły te kurwy chmury. Przez które już naprawdę wpadałam w depresję. Kupiłam nawet we wtorek litr wódki, z którą zamierzałam zamknąć się w piwnicy i nie wychodzić do momentu poprawy pogody.
Jak ten pijak przed barem w tym dowcipie
STAĆ NA DESZCZU I MOKNĄĆ CZY WEJŚĆ DO ŚRODKA I SIĘ ZALAĆ?

Byłam bliska pokłonieniu się koncepcji drugiej.

A po robocie to dopiero zdziwienie mnie sieknęło. Ale umówmy się – to słońce wylazło TYLKO DLATEGO, że ciemne szkiełka (które ZAWSZE wożę ze sobą, naprawdę ZAWSZE) zostawiłam w domu.


Nawet nieźle się ugrzałam pocinając do domu. Centurionem, który błaga o zlitowanie się. Już niedługo, kotku, już niedługo!
A właśnie.
Ma ktoś amortyzator do oddania?:D
Teraz przy każdym krawężniku dostaję po ryju czymś białym z lewej goleni (chcę myśleć, że to jest tylko syf uliczny pomieszany z olejem pomieszanym z Brunoxem, a nie OWOC zemsty któregoś z niedoszłych byłych).
A nagdarstki od jazdy na sztywniaku mam jak stary reumatyk, który dodatkowo moczył się 17 lat we wodzie. Zimnej Wodzie.
Ma ktoś?

Dane wyjazdu:
39.63 km 0.00 km teren
01:30 h 26.42 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max:177 ( 92%)
HR avg:144 ( 75%)
Podjazdy: 28 m
Kalorie: 639 kcal

No to zaliczyłam czołówkie...

Czwartek, 7 lipca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 6

W kolesia. Na rowerze. Maj fot. Moja bardzo wielka fot. W zasadzie stało się to takim migusiem, że aż nie wiem, dlaczego to zrobiłam, ale domniemywam, iż:
a) rozglądałam się, czy z lewa ani z prawa nie jebnie mnie tramwaj
b) po czym ZERKŁAM prosto i już nie było czasu odbić gdziekolwiek, bo centralnie przyładowałam w innego bajkera.

Summa summarum lepiej w kolesia niż centralnie w tramwaj.

Nie wiem, jakie straty poniósł on, ale mnie wypięło się przednie koło, mam uwalony lewy nadgarstek (wyrośnięta gula nie może chyba oznaczać nic sympatycznego?) i tradycyjnie rozorane lewe kolano (nie ma na nim już miejsca na nowe blizny. Po prostu stare blizny są nawozem pod nowe. Kwintesencja kobiecości.).

Chłopaczyna zaś zarzekał się, że nic mu nie jest. No, ja – zanim odjechałam z miejsca zdarzenia – też tak myślałam. A potem okazało się, że nie mogę zrzucić przedniej przerzutki (wyrośnięta gula nie może chyba oznaczać nic sympatycznego?) i że z kolana cieknie mi nic innego jak jucha.


A najśmieszniejsze jest to, że wyklinam ciumy jeżdżace z prawa do lewa i bez użycia którejkolwiek z półkul, nawet tej trzeciej, a sama zachowałam się podręcznikowo.

Być może zamroczyło mnie TAK przez to, że po raz pierwszy od pięciu dni NIE NAKURWIAŁ DESZCZ.

A to naprawdę potrafi zdezorientować.

Dane wyjazdu:
32.00 km 0.00 km teren
01:36 h 20.00 km/h:
Maks. pr.:40.50 km/h
Temperatura:21.0
HR max:164 ( 85%)
HR avg:128 ( 66%)
Podjazdy: 28 m
Kalorie: 309 kcal

Jest południe i ciągle pada. Jak skur...kawodna

Niedziela, 3 lipca 2011 · dodano: 12.07.2011 | Komentarze 2

- Cześć Maleńka, co robisz? I dlaczego sama i czy mogę Ci potowarzyszyć? - usłyszałam ZNÓW RANO w słuchawce taczfołna mego dotykowego (są taczfołny NIEDOTYKOWE, wiem, bo taki ma Niewe). Tym razem zapytowywała Karolina, moja druga mazowiecka rowerowa Żona. I nie, nie prosiła mnie o sprawdzenie, czy zamknęła koty swojej warszawskiej klamki, ani nie prosiła o podlanie nakarmienia.

ONA PO PROSTU WPROSIŁA SIĘ DO MNIE I PRZYJECHAŁA 40 MINUT PÓŹNIEJ Z PIWEM.

Gud Gerl:)

Zanim przybyła, ja już wyleczyłam się z kaca dwoma Kasztelańskimi, uprowadzonymi sąsiadowi z lodówki przy okazji karmienia jego kota pod jego nieobecność. Nieobecność sąsiada, nie kota.

Szkodliwość społeczna takiego uprowadzenia piwa ZNIKOMA. Wręcz nawet odwrotnie. Ja wyraźnie słyszałam z mojej hacjendy, jak te piwka przywołują mnie z sąsiedzkiej lodówki. Nie mogłam nie zlitować się:).

Karolina zastała mnie przy procesie lizania Speca wyścigowego, któregom ujebała dzień wcześniej jadąc prywatne najpierw swoje Solo, potem z Niewe Duo, a dystansowe Quatro:D

Spożywając przywiezione przez Karolę piwko, wyczyściłam też fulla. Którym to, błyszczącym się jak wylizane jajęta, wybrałam się późnym wieczorem na kontrolny erałnd trop po mieście, jak już przestało nakurwiać z nieba to mokre gówno NIE WIEM, KTÓRY DZIEŃ Z KOLEI JUŻ.

Dane wyjazdu:
48.40 km 0.00 km teren
02:10 h 22.34 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:17.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:140 ( 72%)
Podjazdy: 22 m
Kalorie: 953 kcal

Jechać to DWAJŚCIA SZTERY HA?

Piątek, 1 lipca 2011 · dodano: 12.07.2011 | Komentarze 3

Żem siedziała i myślała dzień cały. Wyjście z pracy mocno po 21 zweryfikowało mój plan pokozaczenia na dobowym maratonie. Bo i ani pożyczyć konkretne oświetlenie ani kupić se stejki na dzień cały.

A jakem przeczytała, że pętlę skracają o pięć kaemów i wynosić ma ona 11, to pomyślałam, że chyba niechętnie.

Jadąc do dżoba zmokłam, wracając zmokłam. Tak dla odmiany.

Dane wyjazdu:
45.62 km 0.00 km teren
02:05 h 21.90 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max:179 ( 93%)
HR avg:149 ( 77%)
Podjazdy: 31 m
Kalorie: 874 kcal

No to kto...

Środa, 29 czerwca 2011 · dodano: 30.06.2011 | Komentarze 64

... z Was zechce zaplusować, zapracować sobie na wspólny z CheEvarą seans zajadania się Monte, zachlewania się Kasztelańskim, a nawet debilny konwersejszen o Nietzschem i niczem (póki co w bliżej nieokreślonym terminie, ale jadnakowoż pewnym stuprocentowo)? A zaplusować i zapracować se można łatwiuśko - stawiając się we w najbliższy weekend w Wieliszewie - który jadę znienawidzieć poprzez pokonanie kilkudziesięciu pętli dobowej Mazovii - i podać choć dwa razy na trasie bidon, ewentualnie ręcznik do otarcia błota z Che-Ryja, lub po prostu wrzasnąć coś motywującego swym gębofonem.
Dats enaf. Wiency nie cza zrobić nic.

Bo Sudocrem mogą podawać mi jednakowoż wyłącznie zaufani pipole. Nie myślałam jeszcze, kto mi go będzie - za przeproszeniem - aplikował. Ale jak się namyślę, to ten ktuś na pewno się dowie. W końcu mam czarny pas w poniżaniu. Wszelakoż:)

Dane wyjazdu:
47.40 km 0.00 km teren
01:54 h 24.95 km/h:
Maks. pr.:40.50 km/h
Temperatura:23.0
HR max:156 ( 81%)
HR avg:133 ( 69%)
Podjazdy: 21 m
Kalorie: 749 kcal

Będzie pan zadowolonyyyyy:D

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · dodano: 07.07.2011 | Komentarze 19

Z racji tegoż, iż Panią Mamę goszczę, wychodzę do roboty, ja pierdzielę PÓŹNO jak cholera, a po robocie PRUJĘ do chaty szybciej niż Cavendish. W mojem tak zwanem domostwie telewizji nie posiadam – w sumie szkoda, TeFaueN podałby mi na tacy gotowy pogląd, a tak to muszę główkować – i myślę, a nawet wyrzut sumienia mnie trzącha, że Pani Mama pod moją nieobecność kapkę się nudzi. To zapier*niczam jak dzikus do domu, żeby swoją błaznowatą osobą zapewnić jej rozrywkę i zrekompensować wszystko.

Co prawda pod mod domem wyrosła mi niebagatelna konkurencja w używaniu słów brzydkich i obrzydliwych, bo na miejsce starej sympatycznej kamienicy wyrasta osiedle wielorodzinne (które jestem w stanie zaakceptować tylko w wypadku, gdy na parterze otworzą tam sklep Dwajścia Sztery Ha) i panowie DŻENTELMENI, którzy opiekują się ową budową, wymieniają się od rana doświadczeniami budowlanymi. Pani Mama od rana zatem uczestniczy w kursie gwary branżowej:
- Gdzieżeś ty ku*wo wjechał TO KOPARKO?!
- Je*bnij się w łeb inżynierze pier*dolony!
I NAJLEPSZE:
To jest ku*rwa zaprawa SEMI DRAJ??

Czyli proszzzzzz. Nie tylko z gwarO Pani Mama się zapoznaje, ale też z techniką mieszania zaprawy.

Żałuję, że sama nie mogę być na tym odsłuchu.

Przygazowałam do domu i miałam jeszcze plan wyskoczyć na rower jakoś po 23. Ale sen mnie zmożył. Karygodny dystans zatem. Nawet pięć dych nie weszło.

A w temacie budowlańców:



"Balkon jest dobrze, budynek osiada":D

Dane wyjazdu:
38.21 km 0.00 km teren
01:42 h 22.48 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:19.0
HR max:165 ( 85%)
HR avg:140 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 620 kcal

A wieczorem, po Mazovii...

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 06.07.2011 | Komentarze 2

Jakeśmy już z chłopakami do domów wrócili, jak mnie już Pani Mama przyjacielsko szturchnęła w ziobro i tym swoim „NAWET NIEŹLE” pocieszyła (dotarło do mnie, że wreszcie wiem po kim, jestem tak oszczędna w sadzeniu komplementów i pochwał:)), biorąc do ręki pucharro i stawiając w w gronie wcześniej zwiezionych, jak już się nażarłam, naodpisywałam na miliard esemesów, znowu nażarłam i znowu naodpisywałam, ogarnęłam Pani Mamie plejs do spania, to o godzinie 22 pojechałam se dokręcić brakujące kaemy, których nie zaliczyłam z racji niepojechania Giga.

Nieniepokojona przez nikogo (późny wieczór to genialna pora na jazdę po mieście, rly), schetałam się jazdą na pełny FAJER, lekko wkurwiona, że PAŁER przybył iście rychło w czas, powróciłam na karimaty łono.

A PAŁER przybył, bo słuchałam tegoż



Korci mnie jeździć z muzyką na maratonie:D

Ale z muzą nie usłyszę... WSKAKUJ NA KOŁO!
Prawda? :)




Jest pierdolnięcież.