Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

całe goowno, a nie dystans;)

Dystans całkowity:10374.13 km (w terenie 1494.58 km; 14.41%)
Czas w ruchu:496:27
Średnia prędkość:20.84 km/h
Maksymalna prędkość:62.70 km/h
Suma podjazdów:22998 m
Maks. tętno maksymalne:189 (166 %)
Maks. tętno średnie:162 (138 %)
Suma kalorii:236662 kcal
Liczba aktywności:250
Średnio na aktywność:41.50 km i 1h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
50.25 km 0.00 km teren
02:04 h 24.31 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max:171 ( 89%)
HR avg:134 ( 69%)
Podjazdy: 26 m
Kalorie: 876 kcal

Taka sobotnia dwu(rowe)rurka

Sobota, 22 października 2011 · dodano: 24.10.2011 | Komentarze 13

Zaprowadziłam wreszcie Rockhoppera na serwis, skoro mamy z Faścikiem poszlajać się jeszcze w terenie. I to nie w terenie mazowieckiem. Będzie grubaśnie. Mam takie przeczucie. Zawsze jak zaczynam się ślinić na myśl o rowerowaniu gdzieś DALEGO OD DOMU, A BLIZGO MORZA, to ja już wiem, że będzie grubaśnie.

Zatem rower musi śmigać.

A że słońce zrobiło dziś coś niesamowitego i podkręciło tak zwaną fajerę, to i opaliłam sobie w drodze na Dereniową połowicznie przedramiona oraz łydki, bom przeprosiła się z gatkami na czy-trzwarte, a na górze zakasałam rękawy.

Do domu musiałam niestety wrócić metrem, które prawie obrzygałam w swej chorobie antyspołecznej oraz nienawiści do tłumu, nieświeżych chuchów, pach, wkurwiających nadepnięć, szturchnięć i NAPIERDALANIA przez komórki paru panienek – w całej drodze z Natolina na Wilsona.
Jak ktoś kiedyś spotka w metrze kogoś, kto stoi twarzą do ściany w pierwszym lub ostatnim wagonie, a tyłem do motłochu, to wiedzcie, że coś się dzieje i że to jestem ja.


No i ruszyłam dziś moją kolarzówę, dziewczynkę osiemnastoletnią (!!), z manetkami jeszcze na ramie, założyłam jej zakitrane gdzieś spdy z platformą, które kiedyś ujeżdżał Centurion, nabiłam jakieś siedemset atmosfer w koła, przełożyłam licznik i jeeeeeeedziem, obaczym, czy jest sens kupować cuś lepszego.

Sens jest. Otóż. Jest sens.

Po pierwsze muszę mieć coś mniejszego. A na pewno z krótszym mostkiem. Już po siedmiu kilometrach drętwiały mi paluchi. To raz. Oldskulowe siedzenie jest niewygodne jak kocioł w samym piekle. To dwa. No i... mocno kretyńska to koncepcja – musieć puścić jedną ręką kierę, by zmienić przełożenie. Zwłaszcza, gdy na zegarze mam lekutko ponad pięć dych.
OK., czasem mówię, iż mam chęć umrzeć, ale nie oznacza to, że chcę tego dokonać na rowerze, pod kołami na przykłąd opla vectry, z jakąś NAWET UWAŻAJĄCĄ na mnie i moją osobowość, dzielącą z nimi jezdnię, rodzinką na pokładzie (raczej, gdy mówię, że teraz chcę umrzeć, to mam na myśli zajebisty s… aaaaa nie powiem, niepełnoletni tu zaglądają, Google Analytics tak twierdzi. Tak więc, co mam na myśli, to mam na myśli).

Tak czy siak nie mam chęci zdechnąć z śladami bieżnika na fizysie.

No i jak se tak jeszcze wezmę do tej listy rzeczy do zmodyfikowania w kolarzówie i dołączę hamulce (a tak naprawdę SPOWALNIACZE), to ta krótka wyliczanka mi mówi: idź i kup cuś nowego. A moją dziewczynkę, osiemnastoletnią Kogę Miyatę może kiedyś przerobię na trekinga. Jak mi niespodziewanie jakieś fundusze się uwolnią.

Zapieprzanie na szosie jest super, ale zupełnie odwrotne mam uczucia na myśl o jebanych dziurach w pieprzonych stołecznych asfaltach. Jak kuźwa w Rumunii.


Dane wyjazdu:
58.31 km 0.00 km teren
02:47 h 20.95 km/h:
Maks. pr.:39.40 km/h
Temperatura:6.0
HR max:166 ( 86%)
HR avg:140 ( 72%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: 1019 kcal

Prawdziwa kobieta z niczego zrobi sałatkę i awanturę

Piątek, 21 października 2011 · dodano: 24.10.2011 | Komentarze 18

Nie przeszkadza mi, że zimno, że pizga, że kurna upał żelżał jakby. Zelżał. Ale coraz bardziej rozumiem małe dzieci, które czekając na to, aż ich starzy w końcu zarzucą na siebie pulower, spodnium, paltot (świetne określenia, zwłaszcza PALTOT), drą ryje w wózkach ubrane w siedemset warstw jakichś tam body, na to bluzeczki, na to CWETERKI, na to kurteczka i w końcu kożuch i finalnie jakiś tam kombinezon.

Pogoda naprawdę mnie nie wpierdacza, bo ja wręcz strzygę dupą, że idę na rower. Ale ubieranie się, żeby wyjść, doprowadza mnie do klinicznego przypadku jasnej kurwi… CY. A potem, stoi se taki ludzik Michelin albo nawet i opity kleszcz i jest zmuszon do paru czynności. Niezaprogramowanych.

Bo samo wdziewanie tylu warstw na się nie jest tak wkierwiające, jak:
a) szukanie już w pełnym rowerowym rynsztunku a to okularów, a to kondona na telefon, a to kluczy – nie ma znaczenia, CZEGO się szuka – zawsze to jest rzecz, która uniemożliwia wyjście w końcu z tego pieprzonego domu w tych miliardach pieprzonych trykotów!
b) strasznie mocno odczuwana potrzeba wyszczania się przed wyjściem, zwłaszcza jeśli wdziało się już na dupę radosny wynalazek zwany spodniami z szelkami. A szelki są zarzucone na pierwszej warstwie góry. A na to mamy jeszcze bluzę i kurtkę. PRZYNAJMNIEJ.
c) zdanie sobie sprawy, że to, co przewalamy, szukając a to okularów, a to kondona na telefon, a to kluczy, jest NIEZAŁOŻONYM POD WŁASNE CYCE paskiem od pulsometru. Sytuacja jest dramatyczna w przypadku osób, które nie potrafią już jeździć bez pulsaka.

I do tych wszystkich sytuacji, które mi się przytrafiają – czasem wszystkie jednego dnia – dzisiaj doszło PRZYPOMNIENIE SOBIE (jak już stałam jak ta baryła, sapiąc i dysząc), że może bym wzięła strój APS-owy na wieczorne teamowe zakończonko sezonku w Centrum Olimpijskim, hę?

Wkurw mnie szarpnął szeroki, ale bez teamowych obcisków nie mogę jechać. Teraz tak: zdejmij kask, kurtkę, bluzę, żeby się nie zagotować, sapnij, idź do szafy, namierz trykoty, złóż trykoty, wpakuj do plecaka, zamknij plecak, włóż bluzę, nie, zdejmij bluzę, bo jeszcze obowiązkowe szczanie, gdyż na pewno okaże się pilne, gdy włożę kurtkę; teraz szczanie, po szczaniu włóż bluzę, załóż kurtkę, włóż kask, włóż rękawice, wrrrrróć! Szukaj rękawic, bo oczywiście jestem tajfun i nie mogę wszystkiego desantować z siebie w jednym miejscu, ja się muszę defragmentować i rozpierzchać na całej przestrzeni garsoniery. O, są rękawice, teraz jeszcze tylko kask, znalezienie pingli i mogę jechać.
Jezuńciu.

A spotkanko APS-owe bardzo przyjemne (kto LAJKNĄŁ APS na fejsbuku, se nawet foty może podejrzeć), krótki trening na stacjonarkach w Centrowo-Olimpijskim Zdroficie, potem wyżera, PRESĘTY i niesmak po tym, jak z całej siedmioosobowej ekipy tylko trójka zdecydowała się przedłużyć wieczór o ciąg dalszy. Ma się rozumieć, że partycypowałam w tym dziele następującego po sportowym spotkaniu zniszczenia (się).


Dane wyjazdu:
56.43 km 0.00 km teren
02:37 h 21.57 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:7.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:143 ( 74%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: 991 kcal

Zamienię zeszyt A4 na Audi, najchętniej ten sam model

Czwartek, 20 października 2011 · dodano: 24.10.2011 | Komentarze 11

Żebym tak choć kawałek miała dziś z wiatrem w zad. Choć kilometr. O milę (nawet i księżycowego światła) nawet nie śmiem prosić. Prawiem płucotchawki wypluła i te… no… prątki. Za którymś wepchniętym z powrotem mi do oskrzeli wyziewem, który w zamiarze miał być profesjonalnym kolarskim wydechem, rzekłam w stronę wiatru (czyli tak naprawdę dookoła siebie): ty kurwo!, marząc o tym, żeby te słowa jakoś w cudowny sposób nabrały mocy sprawczej i obok huku implozji i przybyłego za jej pomocą dżina z lampy, albo wielkiego nietoperza, albo CHOCIAŻ premiera Iraku pojawiła się możliwość, by szanowny wiatr ułożył dziób w ciup i pocałował mnie w dupę.
Sprawnie to wszystko ujęłam w jednym zdaniu, co? Się umie.


Dane wyjazdu:
54.44 km 0.00 km teren
02:09 h 25.32 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:8.0
HR max:167 ( 86%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: 20 m
Kalorie: 762 kcal

Nie ma nic łatwiejszego od skomplikowania sobie życia

Środa, 19 października 2011 · dodano: 21.10.2011 | Komentarze 37

Tak se czytam o tych paraliżach komunikacyjnych i nie mogę, a wręcz nie chcę INACZEJ myśleć jak o frajerni o tych, co to NAGLE teraz od świata odcięci na dwa lata i kurwią, że metro, że zamknięta Prażka, że nieszczęście, że skandal.

Jakbyście nie zgrywali cwaniaków, ważnych panów, którym się czapka z krokodylkiem z łba obsunie w chwili, gdy wsiądziecie na rower, żeby nie stać jak te chuje w korkach, to by i skandalu, i masakry, i korków nie było.

Och, och, ach, ach, jak mnie uszczęśliwia widok tych wszystkich wściekłych ryjów, gdy im sobie lawiruję między furami. I se mogę rano wstać lewą nogą, obudzona najpierw z lewego oka, zaatakowana brakomagnezowym tikiem w lewej brewce, ale wychodzę na rower i choć zaczynam pedałować z lewej nogi, to gdy widzę, jak ważniacy w furach (SPIESZĄCY SIĘ DO PRACY, OCZYWIŚCIE) korzenie zapuszczają już na Odrowąża, od razu świat robi się taki jakiś piękniejszy.

Chyba napiszę pismo, żeby rozryć tę Warszawę jakoś jeszcze bardziej. Będę miała zagwarantowany dobry humor wiekuiście.


Dane wyjazdu:
54.87 km 0.00 km teren
01:58 h 27.90 km/h:
Maks. pr.:37.00 km/h
Temperatura:9.0
HR max:175 ( 91%)
HR avg:159 ( 82%)
Podjazdy: 28 m
Kalorie: 890 kcal

Cyrkowy niedźwiedź Wasyl, przed wejściem na rowerek, podciąga sierść do kolan.

Poniedziałek, 17 października 2011 · dodano: 21.10.2011 | Komentarze 15

Co jest z tą jesienią, że tak powera brak? No jedzie mi się jakby pod górę caaaaaaaaaały czas. Ja wiem, że roztrenowanie, pierdy srerdy, po sezonie, ale żeby AŻ TAK?
Jednakowoż w swoim małym, CheEvarowym maniakalnym rozumku, wciąż będę twierdzić, że z tym całym roztrenowaniem jest jak z przesądem o jaszczurce w studni – że niby oznacza to, że woda w takiej studni jest BANKOWO czysta i zdrowa. Mnie jednakowoż się tak nie wydaje.
No bo nie sądzę, żeby jaszczurki wychodziły z tych studzien, żeby skorzystać z szaletu miejskiego.
Takżetego, BUJDA, AŻ FURCZY, małe fiutki!;)


Dane wyjazdu:
36.88 km 0.00 km teren
01:31 h 24.32 km/h:
Maks. pr.:38.50 km/h
Temperatura:10.0
HR max:169 ( 88%)
HR avg:146 ( 76%)
Podjazdy: 17 m
Kalorie: 728 kcal

Zdejm swetr

Niedziela, 16 października 2011 · dodano: 21.10.2011 | Komentarze 13

Od Łomianek (czyli zakończonka sezonku w Łomiankach, lub też zakończenia sezonu w ŁOMIANACH) minęło tygodni dwa, a mój Rockhopper jak nie zaprowadzon do serwisu, tak se sterczy w domu. A tu tak: zwarzyło się mliko w oponie przedniej, manetkie mam upierniczoną – myślałam, że jak tak zostawię ten rower, to nastąpi cudowne nareperowanie, ale nieeeeee, nie nastąpiło, a zupełnie nie tego się spodziewałam. A amortyzator po pamiętnym czołowym dzwonie w znak drogowy, o tym o, wymaga należnego przeglądu, no i hamulce nie istnieją, o nie-e, nie-e, nie-ee, nie istnieją, ą, ą, ą. No i nie będą istniały (ły, ły, ły), dopóki nie ruszę dupy do serwisu (u, u, u, u, u, u). A niedziela nie jest od tego, żebym ruszyła dupę do serwisu. Bo raczej żaden normalny mechanik nie ruszy dupy do serwisu też.
Obrałam zatem inny kapeczkie kierunek, ale też słoneczny, też rowerowo.

Bajkerów w wersji pro wymiotło. Serio.
Co zresztą widać w posusze na BeeSie.


Dane wyjazdu:
66.31 km 0.00 km teren
02:42 h 24.56 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: kcal

Tiry na tory, szyny na zęby

Sobota, 15 października 2011 · dodano: 21.10.2011 | Komentarze 6

Ehhhhhhhhhhhhhhh, nie tak miało być. Miałam się uczyć zjeżdżania razem z chłopakami dh-wcami, ale z racji tego, że zyskałam na ryju żelaznego cuś, co uniemożliwiło mi założenie kasku, odpuściłam. No podjeżdżać bez helmeta mogie. Zjeżdżać wolę nie.
Acz aż CZĘSŁO mnię, że mnię tam nie było.
Tak mnię częsło, że TAK CZY SIAK pojechała-sem-ja na rower. Opracowałam nowatorską konstrukcję zapięcia kasku kompatybilnego z żelaznym cuś i się udałam. Na małą słoneczną traskie.

Lubię, jak teraz milion wpisów na BS zawiera zdziwione/wściekłe pogodowe ZIMNO! Brrr! Dlaczego zimno?

Sama nie wiem. Może jesień? Może połowa października? Czy nie? Bo jeśli tak, to faktycznie zimno. Tylko ciągle nie wiem, JAK TO JEST MOŻLIWE. Że w październiku. Że zimno. Napiszę do pogromców mitów, do zwyczajnych niezwyczajnych, do JAK TO KUŹWA JEST ZROBIONE, ŻE JEST ZIMNO W PAŹDZIERNIKU. Ponoć ma być taki program w jesiennej ramówce. To może oni pomogą to ustalić.


Dane wyjazdu:
68.44 km 0.00 km teren
03:23 h 20.23 km/h:
Maks. pr.:36.60 km/h
Temperatura:9.0
HR max:172 ( 89%)
HR avg:134 ( 69%)
Podjazdy: 31 m
Kalorie: 1421 kcal

I na dzisiaj mię styka.

Piątek, 14 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 17

Zew rowerowy poczułam, jak już wyczerpałam wenę i napisałam tyle z mojego pewnego literackiego zobowiązania, na ile wystarczyło chęci, dobrego humoru, wspomnień i jeszcze raz chęci.
I zdrowia. Ale o tym publicznie nie napiszę.

I tak jestem zdziwiona, że przysiadłam, by zobowiązanie wypełnić. Ale.
Musiałam iść na rower. Znowu strzeliłam se TAKOM MOJOM traskie z Bródna na Bielany przez Bemowo, Ochotę na Mokotów, Kabaty i do domu i takim smutkiem mi powiało. Spośród napotkanych trzydziestu (i tak ich sporo) cyklistów, tylko sześciu było pro. Zazwyczaj jesień weryfikuje, kto rower kocha, a kto jest zwykłą miękką psitą.

Otrzymane za dżeneralkę rękawiczki może i są za duże o dwa rozmiary, ale zimno blokują. Jesiennych chyba już nie ma co kupować? Szkoda, bo upatrzyłam sobie takie zajebcze Foxowe. Ktoś chętny zrobić mi niepraktyczny prezent? Przyda się na wiosnę.

Nowi FF są nieciency:



Mlaskkk


Dane wyjazdu:
58.64 km 0.00 km teren
03:04 h 19.12 km/h:
Maks. pr.:34.60 km/h
Temperatura:10.0
HR max:170 ( 88%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: 18 m
Kalorie: 1254 kcal

To nadganiam!

Czwartek, 13 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 0

Wichry wieją, wiatry szumią, ci umieją, tamci UMIĄ. Noż kurna znowu halny? Znowu sirocco? Znowu mam mieć pod górkę?? We w dzień od pracy wolny?
Asiewybraaaaam fullem na KEN do AirBike, do Marcina konkretnie, bo chyba przerosło go odpowiedzenie mi na proste pytanie zadane raniuśko na gtalku. A potrzebowałam wiedzieć już. O ile dróżkę TAM miałam mieszaną, to z powrotem miałam GŁÓWNIE pod wiatr. Skatowałam się przeraźliwie. Przy okazji też zaliczyłam deszcz w słońcu, grad w słońcu, pełne słońce i znów grad. Wszystko podczas pięciu kilometrów przejechanych Puławską.
Nareszcie dowiedziałam się, co czują nowożeńcy, jak im tym ryżem po gębach sypią. Kłuło trochę.

A gdy się wypogodziło, zawinęłam jeszcze nadprogramową pętelkę po to, żeby pod samym domem zmoknąć JAK TO JA.


Dane wyjazdu:
63.62 km 0.00 km teren
02:56 h 21.69 km/h:
Maks. pr.:39.40 km/h
Temperatura:8.0
HR max:173 ( 90%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: 31 m
Kalorie: 1213 kcal

Jeszcze parę wpisów i nadgonię, naprawdę nadgonię!

Środa, 12 października 2011 · dodano: 17.10.2011 | Komentarze 4

Wreszcie się kuźwa wyspałam. Wreszcie miałam dzień wolny po tym pięciodniowym zajebie nad zajebami w pracy. Jak przystało na dzień wolny miałam do załatwienia tyle rzeczy, że bardziej się schetałam niż w dzień pracą wypełniony, w tym konowała od zapalonego stożka oraz cieci, którzy nacmokali się nad pękającymi ścianami w mojej garsonierze. Po wpływem budowy w bezpośrednim sąsiedztwie.

I se na rower dopiero wieczorową porą wybyłam. Pani Mama zobaczyła moje gołe łydki i nagadała się o tym, że zimno mi będzie, że zmarznę.
PRZY KUŹWA OŚMIU STOPNIACH??
Ani nie zmarzłam. Wręcz nawet w dupsko dostałam, tak se sama, o. Zatem strużki potu popłynęły we wszelakich rowkach. A jakie pustki rowerowe! Fiu, fiu! Jak nic, obniżki w sklepach zaraz będą.

A ja chyba se trenażer kupię, Znając moje uwielbienie dla porannego wstawania, nie nakręcę się zanadto w terenie zimową porą. Tyle co w drodze do i z pracy. Mam nadzieję, że nową będę miała jeszcze dalej niż tę do tej pory.

Może bym kuźwa zaprowadziła Rockhoppera do chłopaków na „konserwę”, co? Wolne mam w końcu. Ale aż się wzdrygam na samą myśl, na samą perspektywę powrotu do domu metrem. I autobusem. Ponoć w Airbike mają usługę zabrania roweru z domu klienta, nie moglibvście tak panowie, do mnie? Kawą poczęstuję, chleba z pajęczyną zagniotę, powidła otworzę. To jak?