Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

całe goowno, a nie dystans;)

Dystans całkowity:10374.13 km (w terenie 1494.58 km; 14.41%)
Czas w ruchu:496:27
Średnia prędkość:20.84 km/h
Maksymalna prędkość:62.70 km/h
Suma podjazdów:22998 m
Maks. tętno maksymalne:189 (166 %)
Maks. tętno średnie:162 (138 %)
Suma kalorii:236662 kcal
Liczba aktywności:250
Średnio na aktywność:41.50 km i 1h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
41.45 km 14.00 km teren
02:13 h 18.70 km/h:
Maks. pr.:31.60 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 981 kcal

Otwieram listopad

Czwartek, 1 listopada 2012 · dodano: 15.11.2012 | Komentarze 2

W marnym, co prawda, stylu i zupełnie inaczej niż co roku, bo bez specjalnych tripów cmentarnych.

Pogoda mnie odstraszyła. Powiedzmy, że wybrałam ciepły koc i książeczkę:D

Jedyne na co się zdobyłam, to… ZDOBYCIE Palmir i cmentarza w Lesznie. Na ten drugi ostatecznie nie wlazłam, biorąc pod uwagę tłumy (przegląd kolekcji płaszczy jesień/zima) i startującą mżawkę.

W sumie wyszłam na tym lepiej, niż od Leszna zaczynając, a na Palmirach kończąc. Wydułoby mnie wtedy srodze. A tak zmarzłam znośnie. Bo krótko. I nawet nie zdążyłam zmoknąć.

No i dobrze, że jestem niewyjeżdżającym słoikiem.

Czas na książkę jest nie do przecenienia:)


Dane wyjazdu:
32.28 km 3.00 km teren
01:31 h 21.28 km/h:
Maks. pr.:28.80 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1271 kcal

Dać babie nóż, kurna

Poniedziałek, 29 października 2012 · dodano: 13.11.2012 | Komentarze 5

To se rozpiździ kciuk i potem kwadrans podskakuje, trwożnie patrząc, czy wreszcie jucha przestała – za przeproszeniem – tryskać.

Dobrze, że tego kciuka nie mam dłuższego. Rozorałabym cały. A tak to rozorałam cały, ale mój, mój krótki:).

A szukając plusów*, doceniłam, że to nie fakulec. Jak tu żyć bez fakulca w tym świecie pełnym chamstwa i nienawiści?:)


Ponieważ ciągle nic nie muszę oraz nadal mam krzyżówkę grypy i (sądząc po rzężeniu) zapalenia płucotchawek, nie nastawiałam się na wielki rowering.
Zwyczajnie nie mam na to siły. Się porobiło.

Miałam jechać do Warszawy, ale wszystko, co chciałam tam zrealizować, załatwiłam w Izabelinie.

A siły, pary i motywacji nie ma.

Się narobiło.

Oraz boli mnie każde ścięgienko, jakbym dostała wpierdol od kiboli. ÓMIERAM SIĘ, czy co??


* To jak z żywnością podczas wojny. Może i jej nie ma, ale modyfikowanej genetycznie też nie. A to wielki plus (dodatni);)


Dane wyjazdu:
15.51 km 14.00 km teren
01:04 h 14.54 km/h:
Maks. pr.:23.20 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 564 kcal

A wczorajszy śnieżny armagiedon...

Niedziela, 28 października 2012 · dodano: 13.11.2012 | Komentarze 23

... zabrał nam na wiosce prąd!

Na wiosce to oznacza, że „nie ma hausu, nie ma dragów, nie ma Europy, nie ma Stanów…”:D

Czyli nie ma kawy, ciepłej herbatki, strawy o porównywalnej temperaturze.

Nawet gdyby człowiek nie chciał iść na rower, bo śnieg, bo wieje po klinie w RAJTUZACH, to musiał iść.

Bo tam, kręcąc, cieplej, niż TUTEJ.

Dla Niewe była to nowa frajda, bo na świeżym fullu.

Toteż fulla – może nie tak świeżego – wzięłam i ja.

Zawsze jest to błąd, bo na tej mojej przyciężkawej kobyle zostaję w tyle.

Aaaaaale!

Szczerze przyznam, że na ową przejachę do Roztoki wybraliśmy się zdecydowanie za późno, bo już we wcale nie belle epoque, czyli w odwilży.

Konkursik na trzepacką minę?:D © CheEvara


Słońce zaczęło robić ze śniegiem to, czego rowery nie lubią. Było mokro. Głównie w zad, bośmy się nie obłotnikowali;). Ale nie w tym był szkopuł*

Niskie zawieszenie mojego Specucha sprawiło, że zgarniałam butami śnieg. A te buty to normalne, wcale nie zimowe buty. W efekcie nawet nie dotarłam do Roztoki.

Stopy-tralalopy zmarzły mi tak, że tenże trip przestał być dla mnie aktem niezrozumiałego hedonizmu. Czyli przyjemnością.

Zostawiwszy Niewe, po krótkiej naradzie, zawróciłam.

To już Niewe cyknął po moim odjeździe, ale wstawiam, bo ładne:) © CheEvara



Mając nadzieję, że do Domu Złego powróciło ciepło.

Nie powróciło.

Wobec czego pojechaliśmy na szamę i na kręgle.

Oświadczam zaś, że jestem wysoce dysfunkcyjną jednostką aspołeczną. Jak się obok nas zagęściło pod względem ludzkości, zebrało mi się na womit i chciałam do domu. Nawet zimnego.

Niewe jest równie aspołeczny:)

P.S. Fajny ten Niewowy full!:)



* szkopuł to taki Niemiec zajadający fenkuł?;)


Dane wyjazdu:
19.36 km 16.00 km teren
01:03 h 18.44 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 436 kcal

NAPRAWDĘ??

Czwartek, 25 października 2012 · dodano: 09.11.2012 | Komentarze 23

Naprawdę wpisujecie tu kilometry Z BIEGANIA??

Z pływania też wpiszecie?

A jak ja po cywilu se jadę do stolicy do lekarza, to mam wpisać te kilometry przemierzone poprzez most Śląsko-Dąbrowski?

Podpowiedzcie, bo jeśli tak, to mi dzisiejszy ciotowaty dystans kapinkę się powiększy. Bez pompki do penisa.


A może biegacie z rowerem postawionym na głowie? Jak te Murziny, afrykańskie samice, co z wazonami z wodą na łbie (pewnie też dla sportu) tłuką kilometry?

Proszę o odpowiedź i kapłańskie rozgrzeszenie.


P.S. Kilometry póki co pochodzą z wyskoku na zaborowskie łąki łany. Rowerowego wyskoku. Nie wyskoku OBOK roweru.

Ja dżebię.



Dane wyjazdu:
33.18 km 6.00 km teren
01:24 h 23.70 km/h:
Maks. pr.:33.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 513 kcal

Staczam się:)

Środa, 24 października 2012 · dodano: 09.11.2012 | Komentarze 24

Jeżdżę jak ciota. Tak mało.
Brak pracy tym skutkuje.
Nie muszę dymać do stolicy.

W pewnym sensie to fajne jest. Nic nie muszę;).

Ponieważ weszłam w posiadanie trzech szwów w ryju, pod ręką zapasu ketonalu, nie chce mi się dziś jeździć.

Jak pedałuję, to mi cała krew z reszty człowieka wtłacza się w okolice zatok.

Myślałam, że rowerowaniem boleść tę zagłuszę, ale nie zagłuszyłam.

To może chleb bananowy upiekę.

Wiecie, że krety rozmnażają się przez gwałt?

Jeśli to pani kret ryje mi takie kopce na trawie, to… BARDZO CI KUŹWA NIE WSPÓŁCZUJĘ, WYWŁOKO.



Dane wyjazdu:
47.32 km 5.00 km teren
02:20 h 20.28 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1466 kcal

I tu mam realny problem, bo nie kojarzę

Poniedziałek, 15 października 2012 · dodano: 31.10.2012 | Komentarze 6

Nic a nic.

Ewidentnie wybyłam do Warszawy i to raczej fullem.

Ewidentnie zapomniałam kupić baterie do pulsometru i do garminowego paska.

O. A może było inaczej? Pojechałam razem z Niewe samochodem i to z Bielan uderzyłam na Bródno, a stamtąd rowerem do Złego Domu?


Moje zapomnienie jest dwa punkty powyżej „skandaliczne” i jeden niżej „wpieniające”.

Ważne, że jest wpis. I że prawie nadgoniłam;).

A wiele mi nie zostało, bo cztery następne dni spędzę, słabując wielce z powodu grypy i czując się kiepsko na całe gardło.

Chorowanie-srorowanie.

Fał maksa nie wpisuję, bo nikt w 109 km/h nie uwierzy:)


Dane wyjazdu:
45.72 km 42.00 km teren
02:32 h 18.05 km/h:
Maks. pr.:31.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:180 m
Kalorie: 1557 kcal

Akcja „Fulla próbna ujeżdżacja”;)

Niedziela, 14 października 2012 · dodano: 31.10.2012 | Komentarze 11

Marudził i marudził. Rozmyślał i analizował. Jeździł czasem na moim.

Można powiedzieć, że do fulla dorósł.

Niewe.

Nikt inny.

A że zasięgnęłam języka, iż jeden taki osobnik nosi się z zamiarem sprzedania w najlepsze ręce jednego ze swoich rowerów, fulla właśnie, zaaranżowałam spotkanie.

Upiekłam nawet ciasto;).

Oraz wystawiłam je na widok publiczny jako formę łapówki i negocjacyjny czynnik. A raczej coś, co negocjacjom sprzyja. Na naszą korzyść oczywiście.

Ciasto celowo było „pijane”. Też na naszą korzyść;).

Z lekkimi obsuwami przybyły do nas Misiaczki. Te same Misiaczki, z którymi ja jeżdżę na golonkowe maratony. Bartek chce sobie kupić nową zabawkę i musi jej zrobić miejsce. Niewe miał być tej starszej zabawki potencjalnym odbiorcą;)

Pojechaliśmy do Kampinosu na testy.

Niewe gnał i gnal i gnał.

Żeby nie powiedzieć: ZAPIERDALAL.

Skakał po ławkach, pomnikach, przyrody też.

Taki sobie Spec i obłędne nogi Niewe. Tak się robi zdjęcia!:D © CheEvara


Zachwytem reagował na idealne Bartkowego fulla dopasowanie do siebie.

Ja zaś się snułam. Bo raz, że z mocą jestem na pohybel, dwa – jechałam na mojej turlawce ciężkiej w cholerę;).
A geometria mojego fulla ścigaństwu nie sprzyja.

Zatem:
Ja się realizowałam towarzysko;) © CheEvara



Uderzyliśmy do Roztoki i dalej. I z tego dalej z powrotem do Roztoki. A z Roztoki do Domu Złego odrobinę inaczej.

Ściemniało nam się, więc po kilku dłuższych chwilach hulania terenowego wróciliśmy do domu. Gdzie czekało ciasto oraz gdzie UWARZYŁAM krem cukiniowy. Negocjacje idą w dobrym kierunku;).



Dane wyjazdu:
39.91 km 5.00 km teren
01:46 h 22.59 km/h:
Maks. pr.:31.50 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1311 kcal

Czas porzucić Speca

Piątek, 12 października 2012 · dodano: 31.10.2012 | Komentarze 0

Bo gdybym miała dżajka (dżajęta), ryłabym nimi w siedzenie. Przy każdej próbie ruszenia – np. ze świateł.
Tyle zostało z napędu.
Czas to najwyższy, bo za tydzień Harp, w związku z którym mam jaskrę analną. Czyli nie widzę na nim swojej dupy.

Wystarczy, że nie mam mocy, niech chociaż rower się sprawuje.

Wycieczka więc była w jedną stronę. Bo tylko do Airbike.

Przy okazji zrobiłam małe zakupy, odwiedziłam Wojtka, ale nie poplotkowaliśmy za wiele, bo gościł Andrzeja Piątka, więc pobrałam tylko fanty za piąte miejsce w dżeneralce Mazoviowej, na dekoracji której obecna nie byłam, bom się taplała w błocie Jury krak-czech i umówiłam się na niespieszny odbiór Speca. Żeby mieli chwilutkę należycie zająć się nim w serwisie.

Doprawdy.



Dane wyjazdu:
44.95 km 6.00 km teren
01:45 h 25.69 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:106 m
Kalorie: 1999 kcal
Rower:

Dziś wymiękam

Środa, 10 października 2012 · dodano: 30.10.2012 | Komentarze 34

I zabieram się razem z Niewe oraz z Aniołże, które przed pójściem do przedszkola studiuje mapy zawodów na orientację.

Szuka punktów po kolei i skrupulatnie.

Szuka z rozmysłem i pilnie.

Na przykład zastanawiając się: „Po dziesięć jest dwanaście czy jedenaście… NIE JESTEM PEWNA”, co rozważa, kręcąc z atencją włosy swymi malutkimi palutkami.

Karci mnie, jak jej podpowiadam.

Opieprza, że „po dziesięć to jest jedenaście, bo przed trzynaście jest dwanaście, jak mogłaś nie wiedzieć EWECZKO??”

Nawet dziecko znajduje to, czego ja nie potrafię:D © CheEvara


Czemu zdecydowałam się zapakować rower do samochodu i startować dopiero z Bielan, nie bardzo pamiętam, być może był to brak mocy, a może to, że wiało wtedy jak na Kamczatce (info mam z pracy „Wiatry na Kamczatce, opracowanie zbiorowe pod red. Zbigniewa Wicherka, 2012).

Bez stetoskopu, prześwietleń, habilitacji i pomocy Buddy śmiało mogę stwierdzić śmierć napędu. No dobra, uprawnień mam na pewno dość, żeby zdiagnozować przedśmiertne rzężenie. Na pewno maczała w nim palce niedzielna orka w jurajskim błocie.

Klocki też wtedy wykończyłam, więc staram się przed każdymi światłami reagować na zasadzie „Jeden przystanek przed wysiadam”.
I ledwie temu jestem w stanie podołać, gdy jakiemuś szoszonowi przede mną, na Nowym Świecie WYLATA lampka. Zatrzymałam się, zgarnęłam, oddałam, bez okupu.

Po robocie mej mało brakowało, a bym przeprosiła się z ofertą Niewe zabrania się z nim do Domu Złego. Zaczęło lać. Ale mój szybki i fachowy LUK w niebiosa pozwolił uczynić wniosek, że PRZECIERA SIĘ i do domu dotarłam na własnych kołach.

Doznając spotkań z kutafonami wyjeżdżającymi z podporządkowanych i paczących tylko na samochody. Ośmiu takich wystarczy, żeby nienawistnie zechcieć wyciąć góry, zalać doły w ramach całkowitej likwidacji systemu będącej drogą do miłości.

W ogóle nie wspomnę o lemingach na Trakcie Królewskim, którzy nie chcą sobie obtłuc na wykopach swojego drogo spłacanego samochodu i napieprzają do końca MOIM pasem, myśląc, że uskoczę na trawę.

Kiedyś trafię na prawdziwego zjeba i tak skończy się moja irytacja.

Czy ja słusznie odnoszę wrażenie, że coraz wcześniej jest coraz ciemniej?


Dane wyjazdu:
52.00 km 30.00 km teren
03:23 h 15.37 km/h:
Maks. pr.:51.30 km/h
Temperatura:14.0
HR max:154 ( 78%)
HR avg:115 ( 58%)
Podjazdy:815 m
Kalorie: 2046 kcal

A jeśli chodzi o drugi dzień Odysei, to

Niedziela, 7 października 2012 · dodano: 30.10.2012 | Komentarze 3

Za wiele do powiedzenia nie mam poza tym, że OJACIE.

Ojacie, ojacie, mokre buty, mokre gacie.

Prognozy na drugi dzień nie były rozkosznie zachęcające. Miało lać. Informowała nas o tym m.in. cała frakcja skierniewicka, trzęsąca kuprami podczas rozważania dylematu, w co by się tu ubrać.

Było dokładnie tak, jak pisał o tym Niewe. Najpierw sobie w miarę przyjaźnie siąpiło. Już podczas odprawy. Potem siąpiło z lekkim zniecierpliwieniem. A na punkt, który uznaliśmy, że zdobędziemy jako pierwszy, dotarliśmy już w regularnym deszczu. W tym momencie zrozumieliśmy, dlaczego organizatorzy skasowali punkty dwucyfrowe i przesunęli metę na dwie godziny wcześniej – z 16-tej na 14-tą.

Ponieważ ja tradycyjnie nie pamiętam, który punkt kiedy robiliśmy, oraz nie chce mi się iść po mapę, skrócę tę opowieść do niezbędnego minimum. I zeznam, że czasem nie warto ignorować intuicji, która mówi, że TAK, punkt umieszczono banalnie, przy edukacyjnej ścieżce (tak zachowaliśmy się przy trójce, do której podjeżdżaliśmy od ośmiu stron, będąc tak naprawdę w ironicznym pobliżu).

Dodam też, że to co organizatorzy nazywają zboczem skały, niekoniecznie musi być zboczem tej skały, którą mamy w zasięgu wzroku i warto brnąć w zaparte (nieskromnie dodam, że JA, J-A! ten punkt znajszłam, tuż przed Pawłem Brudło (hue hue hue).

GDZIE JEST PUNKT?! © CheEvara


Wspomnę również o tym, jaki kompot ma w głowie Niewe. Na mocy jego skojarzenia, że to z myślą o wiosce Frywałd kapela U2 śpiewała „With or FRYWAŁDŹJU”, doznałam takiego obsikania majtów ze śmiechu, że żaden deszcz i brak błotników już mi nie przeszkadzał.

No i podzielę się w tajemnicy tym, że to, co Niewe nazwał ULUBIONYM, czyli klimat w okolicy punktu ósmego, kiedyśmy to w tę i NAZAD („nazad” rozumiem jako udawanie się w stronę ZADU, czyli wracanie się??) przechodzili przez strumyk w kosmicznej ulewie, gdzie mi do oczu leciały łzy pomieszane z deszczem pomieszanym z potem z pasków kasku, ja niekoniecznie zapamiętam jako coś zajebistego.

No dobra, fajnie i całkiem śmiesznie się tam wyjebałam w błocie. To było spoks. Spoksem było też zero odczucia zamoczenia stóp, gdyśmy wpadali co chwilę w rzeczkę (tak mieliśmy zalane buty) – to zaliczam do kategorii transcendentne (jak to doświadczenie z zakresu filozofii, gdzie polecono nam pić, jednocześnie sikając, aby poczuć siłę natury, jaka w organizmie drzemie i tkwi). Najbardziej spoks była obecność Niewe, który w zatrważający sposób nie zważa na to, że leci mu na łeb sześćsetny hektolitr deszczu, nie dostrzega przemoczenia całej garderoby, uparcie szuka punktów, podczas gdym ja przekonana jest, że na pewno ktoś ten punkt wziął i se… wziął. I chcę go już olać.
Punkt, nie Niewe.

Po tejże feralnej ósemce musieliśmy zawijać na metę, bo tego dnia trzeba już było wrócić przed lub o czasie – inaczej kaput i dyskwa.

Jakeśmy wrócili, trzeba było prosić ludzi o odpinanie nam kasków, zdejmowanie Garminów – tak zmarznięte mieliśmy ręce.

Utrzymaliśmy boską jak nasze ciała siódmą pozycję w klasyfikacji drużynowej i poszliśmy to uczcić prysznicem z CIEPŁĄ wodą. To JA zaliczam do kategorii „ulubione”;)


Jadą. Ewidentnie czterej jeźdźcy;) © CheEvara