Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

całe goowno, a nie dystans;)

Dystans całkowity:10374.13 km (w terenie 1494.58 km; 14.41%)
Czas w ruchu:496:27
Średnia prędkość:20.84 km/h
Maksymalna prędkość:62.70 km/h
Suma podjazdów:22998 m
Maks. tętno maksymalne:189 (166 %)
Maks. tętno średnie:162 (138 %)
Suma kalorii:236662 kcal
Liczba aktywności:250
Średnio na aktywność:41.50 km i 1h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
18.65 km 12.00 km teren
01:29 h 12.57 km/h:
Maks. pr.:37.20 km/h
Temperatura:19.0
HR max:162 ( 82%)
HR avg:116 ( 59%)
Podjazdy:536 m
Kalorie: 754 kcal

Dziś też za wiele nie napstrykalim, pedałami oczywiście

Niedziela, 5 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 7

Najsamwpierw oświadczam, że ja ZBIERAM SIĘ NA ROWER w kwadrans.

No bo co trzeba więcej zrobić niż umyć ryj, zęby, zeżreć, znowu umyćzęby, w międzyczasie żarcia ubrać obciski, nalać treści do bukłaka, założyć toto na plecy, kask na łeb i wyjść?

Nic.

A no widzicie.
A ja mogłabym jeszcze zabić.

Ale ale.

Od brzegu.

Na 7:30 powstała pomysła na pobudkę po to, żeby o ósmej wyturlać się na rowery. I strzelić całodniową wycieczkę, może stówcynę? Skoro góry, wszystko względnie podjeżdżalne... Aż korci!

Problem w tym, że zaczęliśmy od grzebania się. A potem od puszczających na dętkach łatek. Wielokrotnie.

I nie mówię o sobie.

Bo sobie, czyli ja siedziałam se w kasku (dla wywołania większego napięcia), pinglach, rękawiczkach, butach i CZEKAŁAM. Gotowa ku wpięciu się w pedały, ku przygodzie!

Czekałam, aż Misiaki będą po dobrej godzinie od wstanięcia z wyra względnie gotowi do wyjścia.

Jestem następna w kolejce do beatyfikacji i żadne tam uzdrawianie ślepaków niech nie waży się być większą kartą przetargową!

Niezależnie od beatyfikacji jednak.
Nie dam się obudzić nigdy więcej z takim wyprzedzeniem.



Zaś wycieczka nie wyszła w ogóle, bo rozpadał się pieprzony deszcz. LA-Ł! Nakurwiało z nieba tak, jak to tęcza robi całą sobą kolorami. I tam, gdzieśmy się wdrapali, nie zanosiło się na to, że przestanie, że się – jak to mówią – PRZETRZE. Mieliśmy dylematy jak ten pijak na deszczu: stać na zewnątrz i moknąć, czy wejść do środka i się zalać?

Zjechaliśmy stelepani zimnem, skonfundowani, niekontenci i zarządziliśmy, że spadamy w takim razie do stolicy.

A jakeśmy pakowali samochód, wylazło słońce. Goń się, ty cieciu mandaryński!


Jedno co dobre, tośmy wczoraj doznali koncertu... Kaśki Groniec w GÓRKACH WIELKICH. Z szacunkiem przyznaję, że jest przyjemnie artystycznie... pierdolnięta.


Mam lekkie wrażenie, że coś mię z tym Ustroniem nie po trasie.


Dane wyjazdu:
34.09 km 20.00 km teren
02:14 h 15.26 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:22.0
HR max:167 (%)
HR avg:111 ( 56%)
Podjazdy:543 m
Kalorie: 1104 kcal

No to my już w okolicach Ustronia, aa-a!

Piątek, 3 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 6

Na wstępie muszę zaznaczyć, że Misiaczki to oprawcy, terroryści i ZBOWIDOWCY! Żeby zmuszać mnie do tak zwanego wstanięcia o srogim przedświcie TYLKO PO TO, żeby w okolicach Ustronia być, zaistnieć jeszcze przed 10-tą. Poprzedniego wieczoru wahałam się, czy opłaca się w ogóle kłaść. Mogłabym na przykład w tym czasie pograć w grę. Albo zobaczyć powtórkę Trudnych Spraw. Albo w ogóle PERGOLNĄĆ to wszystko i wyjechać w Bieszczady.


Metę mieliśmy agroturystyczną klimatem w Górkach Wielkich. I stamtąd mua wraz z Bartkiem pojechaliśmy rozruszać dwugłowy kapinkę. Dlaczego drugi Miasiaczek z nami nie pojechał, kapkę nie pamiętam.

Pierwsze paręnaście kilometrów nieco mnie rozczarowało, bo jechalim po płaskim, wzdłuż smródki jakiejś, ale wiedziałam, że Bartek zna te rejony i wie, gdzie mnie wie...dzie:). No i wreszcie zaczęliśmy się piąć jak trzeba, po luźnych kamulcach pod górę.

Na wstępie landszaft bardzo przyjemnościowy © CheEvara


Przy obecnym stanie mojego roweru, a raczej jego ochamien... a nie! Ohamulcowaniu!:D bardziej byłam jednak fanką pięcia się w górę, a nie zjeżdżania. Bo jak zjeżdżałam, to... - ja wiem? - na pełniutkiej kurewce. Nabieram nieśmiałego wrażenia, że właściwie nie powinnam posiadać hampli żadnych, bo i tak wszystkie doprowadzam do stanu potocznie nazywanego „a na chuj mi ten kaktuuus?”

Robiłam w trykoty na każdym co szybszym zjeździe – niniejszym obwieszczam.

Jeszcze nie wie, że będzie łatał:) © CheEvara



Ale warto było wjechać na górę, choćby po to, żeby rozpocząć epokę świadkowania pękającym permanentnie Misiaczkowym gumom. Chociażby. Na jednym ze zjazdów Bartek po raz pierwszy podczas tego wypadu złowił snejka. Gdy on się łatał (po raz pierwszy), ja napawałam się jego widokiem i tym, że to ja nie mam tutaj hamulców, a zatem nie zajmuję sobie głowy takimi pizdrykami jak zmiana DYNTKI.

Mówiłam, że będzie łatał?;) © CheEvara




Jakem się już ponapawała, wjechaliśmy na przełęcz, gdzie spotkaliśmy kota-górala, żwawo gderającego do nas o tym, co jadł, co by zjadł i o tym, że po tym co-by-zjedzeniu dałby komu w mordę. Najchętniej temu, co mu się zasadza na jego upatrzoną kociczkę.
I mówię ci, Che, jak mnie tak wpienili! Myślałem, że nie ZWYCZYMIĘ! © CheEvara




No i o.

Fajnie było.

Lubię takie górskie ułamańce:) © CheEvara



Dystans krótaskowy, ale trochę do zrobienia mieliśmy jeszcze z rowerami. Zwłaszcza Bartek, który jeszcze nie wiedział, że się zobowiązał obtoknąć hamulce me.

I jeszcze nie wiedział, że to i tak na cały chuj;).


Dane wyjazdu:
52.67 km 45.00 km teren
02:55 h 18.06 km/h:
Maks. pr.:51.90 km/h
Temperatura:35.0
HR max:182 ( 92%)
HR avg:159 ( 81%)
Podjazdy:707 m
Kalorie: 2053 kcal

Mazovia-niespodzianka, czyli jeden wielki Sjupraaaaajśl!

Niedziela, 29 lipca 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 4

Niewe u siebie napisał, że do tegoż maratonu przygotował się inaczej.
Ja troszkę nazwałabym to PRZYGOTOWANIEM SIĘ W OGÓLE, ale niechaj mu będzie;).

Mua zaś do tego wyścigu przygotowałam się w ogóle.
Bo mianowicie wczorajszo-wieczorny rowerów ogarning pozwolił ustalić, że w hamulcu mym przednim nie mam... hamulca (bo ma oczy) po prostu. Ani klocków. A tłoczki gdzieś tam samopas samograj samo.... samosąd, kurna w sumie.

Niewe był mnię poratował swoimi XT, a ja w tym czasie doglądałam rosnącego (za przeproszeniem) w piekarniku (za przeproszeniem) ciasta kolarskiego. Role życiowe nam się powoli krystalizują;).


Pojechalim do tego Sjuprajśla. Wziąwszy Radka z nami na miejsce Obcego, który do dziś (a mamy drugą, a zatem zaawansowaną połowę sierpnia) nie potwierdził, że z nami jednak jedzie. I tak nie wiemy, za każdym nadchodzącym weekendem, czy jechać do tego Supraśla, no bo głupio, nie? Obiecalim, że go zabierzemy, to czekamy).

Enyłej.

KlimatyzNcja w samochodzie to ZUO. Przez duże Zy, duże U oraz duże O. Jedziemy se całą drogę w chłodku po to, żeby na miejscu, po WYSIĄŚCIU powiedzieć (chórem, wszyscy razem w jednym tempie):
O, kurwa.

Nie pomogły bukłaki napełnione w domu, a do Sjuprajśla transportowane w lodówce samochodowej. Ciasto kolarskie było pycha i w ogóle, ale w tym skwarze to równie dobrze można było się bilobilem natrzeć w okolicach pęcinek. Efekt podobny.

35 stopni może mnie cmoknąć w okolice pierwszej krzyżowej.

Jak z tamtego roku zapamiętałam, że trasa wiodła głównie po lasach, tak już przed rozjazdem z fitowców zresztą musiałam sobie to odpamiętać.

Jazda w gorącym kisielu nagrzewanym na bieżąco serdecznie mnie pierdoli.

Z przyzwoitości nie skręciłam na fit, bo... NO BO WIADOMO.

Nawet myślałam, żeby to moje przegrzanie organizmu osrać i giga mimo wszystko przejechać, ale gdy na ostatnim bufecie przed decydującym rozjazdem dystansów polałam swój łeb PODGOTOWANĄ wodą, a do picia został już tylko nadpsuty Powerade i to ten najchujowieńszy, niebieski, osrałam osranie przegrzania organizmu.

Na imprezach, gdzie by mi za podium hymn zagrali, to ja mogę się tak upadlać.

A u Zamany wolę skręcić na mega, wrócić do miasteczka zawodów i pójść na piwo (ZIMNE, KURRRRWA, ZIMNE!), po czym napisać do Niewe esemesa. Co z tym esemesem Niewe zrobił, napisał u siebie.


A ja wyprowadzam się do Skandynawii.

Mam nadzieję, że tam nie ma ciepłych, niebieskich pałerejdów.



Dane wyjazdu:
35.70 km 9.87 km teren
01:30 h 23.80 km/h:
Maks. pr.:39.80 km/h
Temperatura:34.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:140 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1023 kcal

O panie na niebiesiech!

Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 14

Bloga się mię zachciało założyć. I jeszcze go pisać. I potem go jakoś aktualizować (tu się proszę nie rozbrykiwać i nie zagalopowywać).
Albowiem.
Z aktualnościami wpis z ostatniej soboty lipca ma tyle wspólnego co ja z Belwederem. Poza tym drobnym didaskalium, że obok czasem przejeżdżam, czego zaś nie można powiedzieć o wpisie z ostatniej soboty. Nie sądzę, żeby TAMTĘDYK przejeżdżał (czy też przejeżdżywał albo nawet robił te dwie rzeczy na raz)


Ta ostatnia sobooooootaaaaa oznaczała dla mnię nadobnej i wiotkiej wprowadzenie przed nazajutrznym maratonem w Supraaaa(j)ślu, a że zmieniły mi się lokalowe okoliczności flory (lub też floty) i fauny (albo i sauny), wprowadzonko czyniłam u wrót Kampinosu (info dla Niewe: KampinosA, jeśli ma oczy).

Wszystko przebiegło nader git, a standardy tegoż git wyznaczył krótki czas treningu. Powyżej CZYdziestu CZEch stopni odmawiam posługi w zakresie aktywności fizycznej dłużej niż to konieczne. Chętnie za to poleżę niczym flanelowa ściera na komodzie (porzucona przez nieferasobliwą, cierpiącą na sen napadowy służącą).

Coś mi mówi, że taka flanelowa szmatka też nie przepada za zagotowanym w bidonie izotonikiem.




Dane wyjazdu:
19.96 km 5.50 km teren
00:54 h 22.18 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:29.0
HR max:166 ( 84%)
HR avg:138 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 600 kcal

Już niewiele mi zostało do zepsucia, ale ciągle stawiam sobie nowe cele

Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 07.08.2012 | Komentarze 0

Miał być trening.

Nie wyszło.

Miało być normalne pedalenie, żeby dojechać na trening.

Też nie wyszło.

Wydżebałam orła tytułem – jak mi się wtedy wydawało – spierdaczonej piasty. Chwilę po tym, jak skończyłam gadać z Wojciem i wysłuchać instrukcji, co mam ja dziś tłuc.

Poprzez owo wydżebanie orła piasta się nie naprawiła. Musiałam godnie powrócić na nogach do domu.

Potem się okaże, że to nie piasta. Ale to okaże się dopiero jutro.

I dziś z jazdy taki chuj.


Dane wyjazdu:
40.62 km 0.00 km teren
01:43 h 23.66 km/h:
Maks. pr.:37.30 km/h
Temperatura:19.0
HR max:168 ( 85%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 1236 kcal

I na dziś niech to będzie koniec

Środa, 18 lipca 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 0

A w treści se karygodnie i niefrasobliwie nie napiszę nic.

I nie mam pańskiego płaszcza i co mi pan zrobisz?



Dane wyjazdu:
50.88 km 0.00 km teren
02:13 h 22.95 km/h:
Maks. pr.:45.90 km/h
Temperatura:23.0
HR max:158 ( 80%)
HR avg:120 ( 61%)
Podjazdy:193 m
Kalorie: 1312 kcal

No to analizuję se garminowskie odczyty

Poniedziałek, 16 lipca 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 2

I pomiędzy tym, że nie wiem , co ja robiłam tu, a po co pojechałam tam, widzę, że trasa mi się gdzieś jakoś urywa nagle. Ale mam na przykład fotę i mogę napisać, że jak jest taka chmura i taka tęcza, to wiedz, że coś się dzieje!

Jak tak staję na kładce, to mi się zawsze tęcza ukazuje ©


A czy ja tam byłam z pieskiem, czy bez pieska, to już nie pamiętam.


Dane wyjazdu:
37.56 km 0.00 km teren
01:30 h 25.04 km/h:
Maks. pr.:38.90 km/h
Temperatura:28.0
HR max:158 ( 80%)
HR avg:121 ( 61%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 1335 kcal

No to rozpoczynam lawinę wpisów:D

Piątek, 13 lipca 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 0

Choć nie wiem, czy dziś nie skończy się na jednym, bo zaraz w sumie LECE jeździć, żeby sobie z wpisami nie ułatwiać.

Tak se myślę o tym dystansie, że marnieńki. Albo padał dyszcz, albo złapałam kapciura, albo miałam jakieś spięcie rowa w robocie.

A nieeeeeeeeeeeeeeee! Pamiętam już wszystko. Rano - jakem zasiadła - w klynyce dentystycznej na Solcu, to wyjszłam stamtąd koło 13.

Niniejszym odechciało mi się tych jebanych strusi. I wszystkiego.

A po trasie do domu napotykałam o take o. MAZY!

Taki se bohomaz to i ja mogę nadziergać!;) © CheEvara



Zaś w domu czekał na mnie czerwony potwór:

Jem KAWON, a raczej kawonA, bo ma oczy. © CheEvara


Musiałam się z nim rozprawić:)


Dane wyjazdu:
42.57 km 6.57 km teren
01:50 h 23.22 km/h:
Maks. pr.:34.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy:141 m
Kalorie: 1263 kcal

Jak tak daley póydzie...

Czwartek, 12 lipca 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 6

..., to w połowie sierpnia będę miała nadgoniony cały lipiec. A że się nie wysilam ze WPYSAMY, bo trudno się wysilać, mając luki (takie bagażowe, a przynajmniej ich rozmiarów dziury) w pamięci, to jest na to całkiem realna szansa, żeby nie rzec, zaszalawszy... perspektywa.

I se proszę imaginować, że Che jeździ, nie opala nigdzie dupy, ani nie naciera se jej piaskiem gdzieś w akompaniamencie nadmorskiego "prosze odebrać frytki!!". Nic z tych bezeceństw.


Dane wyjazdu:
51.65 km 9.00 km teren
02:30 h 20.66 km/h:
Maks. pr.:39.20 km/h
Temperatura:27.0
HR max:155 ( 79%)
HR avg:115 ( 58%)
Podjazdy:283 m
Kalorie: 1463 kcal

Dobrze, że Niewe bardziej ogarniętym jest;)

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 4

To się mogę poposiłkować i wspomóc pamięciowo.
A że wpis już trzasł, to wszystko wiem.

A tak to bym nie-wiedzia-a.

A tak to wiem.

A wynika mnie, że iż!
Niewe pobrał Che z okolic Powiśla, gdzieśmy to powitali się płynem jedynym słusznym. Znaczy się! Niewe się powitał, bo ja to ryj miałam skuty za sprawą dentysty-sadysty, a sadystę owego zaznałam na skutek wydżebki na rowerze podczas – jak to zwykle bywa – dosyć lajtowej jazdy.

Trudny Karpacz przeżyłam, a ryj sobie zubożyłam, pedałując niewinnie jak dziecko na holu.

Nic to.

Ponieważ Niewe często utyskuje, że do Domu Złego ma daleko i nie lubi tam sam podążać, uznałam za należyte towarzystwa mu udzielić.

Czemu ma chłopak mieć źle, jak może mieć dobrze. Ehe.

A przystanek w Latchorzewie był konieczny. Niewe był głodny, a mię znieczulenie schodziło. Musiałam zastosować je na własną rękę;).