Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

nocna jazda też;)

Dystans całkowity:7982.37 km (w terenie 510.93 km; 6.40%)
Czas w ruchu:368:44
Średnia prędkość:21.65 km/h
Maksymalna prędkość:53.40 km/h
Suma podjazdów:9548 m
Maks. tętno maksymalne:190 (98 %)
Maks. tętno średnie:165 (85 %)
Suma kalorii:176167 kcal
Liczba aktywności:119
Średnio na aktywność:67.08 km i 3h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
55.10 km 11.30 km teren
02:23 h 23.12 km/h:
Maks. pr.:39.70 km/h
Temperatura:8.0
HR max:162 ( 82%)
HR avg:134 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1177 kcal

Czyly że naprawdę estem trendi i dżezi!

Czwartek, 5 kwietnia 2012 · dodano: 06.04.2012 | Komentarze 8

Moja sława (niekiedy jak moja własna głupota) przerasta samą mnie. CzytajO mnie, PACZO, czasem komentujO tu, a czasem nie komentujO tu, tylko maile piszą, pardą – piszO.

I tak było z ofiarodawcą o takego czego, o:


Mój taczfon robi foty o take o kepske © CheEvara



Poszła z tym też niemoralna wszakoż propozycja, abym zechciała zostać rowerową koleżanką:D

Nie będę tu z nazwiska jechać, napomknę ino, że taka Biała Podlaska to jednak ma internet, choć nazwa wcale nie wskazuje (gdyby Biała chciała emanować swoim za przeproszeniem stałym łączem nazywałaby się eBiała – jak, mam nadzieję, logicznie dedukuję) i tam także sięga moja sława i wyświetla się mój bloga. Michał przybył właśnie stamtąd, TYLKO PO TO, żeby złożyć mi tę wszeteczną (matko, zapomniałam, że znam takie kozackie słowo!) propozycję:D

Się kuźwa ubawiłam tym słoniem (kóry zezuje), oraz zawartością. Można na serio coś takiego gdzieś kupić?:D

W sumie nieważne, najważniejsze jest, że komuś CHCIAŁO SIĘ za tym czymś latać.


No i ło.

Michała zgarnęłam PO TRASIE, gdym śmigała do Jabłonny na lotosowo-airbike'owe spotkanie z Andrzejem Piątkiem i Paulą Gorycką, które to Wojtek zorganizował (pomijam i przemilczam, że podstępnie zostałam wmanewrowana we wszystkie czynności przywitaniowo-pożegnaniowe:D. Prawda, że udanie przemilczam?;)).

Jakem usłyszała, ile procent tkanki tłuszczowej posiada Paula, to najpierw zbladłam, a potem poczułam, że chyba jestem głodna.

A z Andrzejem Piątkiem można było pogadać udział profi-profi na Mazovii, podyskutować o paranoi w PZKol-u i w ogóle dowiedzieć się, kto nie ma szans na MISZCZA ŚWIATA. Ja już na przykład nie mam;)


Powracałam z Jabłonny, odstawiwszy Michała wcześniej na Białołęce i chwaląc se pełnię, cięłam nadwiślańskim Szlakiem Golędzinowskim, gdziem widziała CO JA JADĘ niemal wyłącznie dzięki światłu, które mnię prowadziło i nie była to moja lampka (którą jużem rozebała), a wspomniany księżyc (znacie piosenkę o nim? Bo ja znam:)

Siedzi CheWara na daaaaachuuuu
I spogląda przez luuuupęęę
A tam księżyc na nieeebie
Pokazuje jej dupę)

Tak se myślę, że damskie spodnie kolarskie ŁIW szelki wymyślił jakiś kutas, któremu nie podobała się koncepcja parytetu w kwestiach rowerowych.


Dane wyjazdu:
72.27 km 4.50 km teren
03:09 h 22.94 km/h:
Maks. pr.:45.55 km/h
Temperatura:6.0
HR max:170 ( 86%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy:351 m
Kalorie: 1159 kcal

NARESZCIE coś robię

Środa, 4 kwietnia 2012 · dodano: 05.04.2012 | Komentarze 5

Oki. Jazda dla samej jazdy jest supcio i serio, serio ja to kuoooocham, ale jak słyszę hasełko, że DZIŚ PODJAZDY, to zaczynam w robocie spychać migiem wszystko, żeby tylko wyjść i żeby te nogi już mnie paliły.

Nie oznacza to oczywiście, że udaje mi się wyjść jeszcze za tak zwanego dnia (dlaczego mówi się ZA DNIA, ale już nocą, a nie ZA NOCY???)

Było już w zasadzie szaro i mżąco. A że oprócz podjazdów (znów ramka 5-7 sztuk ich do zrobienia) miałam cyknąć WYCZYMAŁOŚCI trochę, uderzyłam zatem z pracy na Wilanów, żeby tę WYCZYMAŁOŚĆ uczynić.

Decyzja dobrą się okazała, bo po drodze, przy krzyżówce Sobieskiego/Idzikowskiego spotkałam Arka z Cozmo Bike’a i mogliśmy na spokojnie obgadać, co mu się w Otwocku przydarzyło. A wydarzyło się to, że na pierwszym kilometrze zerwał łańcuch i choć potem próbował gonić (i gonił – minął mnie kurna nawet na trasie z sympatycznym ‘cześć, Ewcia” – minął, choć z łańcuchem uporał się na tyle, by móc wystartować po dzieciakach z Hobby, czyli z dobrą niemal półgodzinną obsuwą), to już nie udało mu się wskoczyć tam, gdzie planował.

Ciekawe, czy to jest dla niego jasne, że ja go mam za robocopa:D

W każdym razie.
Przemieściłam się na drugą stronę Wisły dlatego, że – jak jadę TAMTĘDYK – żadne światła mnie tam nie zatrzymują i mam niecałe 10 kilosów spokojnej (w sensie, że niezakłóconej) jazdy i se tętno trzymam. Dla mnie ono jest mało znaczące, ważne, żeby jechać, ale Wojtek chce, niech Wojtek ma;)

W końcu wylądowałam na Dewajtis, gdzie przy czwartym podjeździe powiedziałam sobie „Kurna, robię piąty i spiertalam, mam DOOOOSYĆ”.

Bardzo jestem wobec siebie słowna, bo zrobiłam ten piąty-ostatni i spiertoliłam. A konkretnie nawróciłam, żeby zrobić szósty. Zrobiłam i szósty, po którym zjechałam znów w dół, żeby zrobić siódmy. Czyli tak jak chciałam.

Trochę bym siebie nie szanowała, gdybym zrobiła mniej, zamiast więcej. Wiem, że ramka ramką, ale pięć nie równa się siedem.

No bo to jak mieć siedem Monte, a zjeść pięć. Tak samo działa porównanie z Kasztelańskim.

No i przy tych podjazdach nawet jakoś strasznie bujana sztyca mi nie przeszkadzała. TROCHĘ sfokusowałam się na czym innym.

A w ogóle decyzja ucieczki z miasta na szutrową ściechę została wymuszona ludzkim zdebileniem. Naprawdę zainwestuję w airzounda. Oraz zainstaluję sobie widły na kierownicy.
I te tłumoki mają prawo głosowania. Ja jebię.


Dane wyjazdu:
45.19 km 0.00 km teren
02:05 h 21.69 km/h:
Maks. pr.:48.87 km/h
Temperatura:6.0
HR max:157 ( 80%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1198 kcal

Sztyca mi mówi, że mam za dużą dupę

Poniedziałek, 2 kwietnia 2012 · dodano: 04.04.2012 | Komentarze 15

No najwyraźniej, kuźwa, gdyż wzięła i się zaczęła obracać. A jest to gówniana sztyca Accenta – zacznę tu, na w sumie dość popularnym blogasku pisać recenzje sprzętowe, to się panowie producenci, obsracie. Że se tak megalomańsko do tematu podejdę.

W każdym razie sztyca została nabyta rok temu, nie jest monoblokiem, ino składa się z części podsiodłowej (i archetypowej jednośrubowej konstrukcji) oraz DRĄGA właściwego. Oba te komponenty stały się bytami od siebie niezależnymi i żyją se teraz własnym życiem, co podczas jazdy jest deczko mało komfortowe. No buja mi się to siodło na prawo i lewo pod dupą, karwa mać.

Może komuś, kto jeździ tylko co niedzielę, taka sztyca ACCENTA wystarcza na długie lata, ale przy przerobie kilkunastu tysięcy kilometrów dziennie jest zwykłym szajsem, popierdółką, bym rzekła.

Nerw mnie rozpiera, bo nie ma miesiąca, żebym nie musiała pienięsy na cuś rowerowego wydać. I żebyśmy się źle nie zrozumieli – na rowery & gadżety lubię wydawać, ale tylko wtedy, gdy chcę. Jak MUSZĘ, zaczynam się wpieniać. Może się kuźwa na wrotki przerzucę?

Pięknym gradem dostałam w ryj w drodze do pracy. To chyba symulacja poślubnego rzucania ryżem w twarz – takie ostrzeżenie, w razie gdyby mi odjebało i miałabym wpaść na taki pomysł.
I gdy mi tak duło prosto w japę, se pomyślałam, że jest w tym coś upokarzającego. Można – z perspektywy ogrzewanego, wypasionego samochodu (na przykład radnego) pomyśleć, że straszna biedota ci cykliści i mogłoby przyjść do głowy skojarzenie, że pewnie ten ubogi jedzie do sklepu, jak to na wsi. Na samochód go nie stać, a to przecież żal peel.

Upokarzające, wiem.

Coś jest na rzeczy, że takie tłumy na siłowni? Zawsze przybywałam specjalnie na 21, bo już pustoszało, a tu tym razem tłok jak w kolejce po majonez na święta.


Dane wyjazdu:
88.20 km 2.50 km teren
04:01 h 21.96 km/h:
Maks. pr.:32.79 km/h
Temperatura:6.0
HR max:155 ( 79%)
HR avg:125 ( 63%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1531 kcal

Dłuuuugi, lawli dej

Czwartek, 29 marca 2012 · dodano: 30.03.2012 | Komentarze 5

Ile ja kurna rzeczy zdążyłam dziś zrobić! Głównie z uwagi na swoją wrodzoną i nieposkromioną dupowatość łamane na pałowatość, ale dzięki temu dystans wzrósł o trzy dichi.

Byłby większy zawżdy, gdybym do końca pozostała sobą i na test wydolnościowy pojechałabym rowerem. Ale jakem rzekła wczoraj, zaplanowałam se tym razem, że będę PROŁ i jak trenery kazali, tak ja wsiadłam do tfu tfu! autobusów dwóch, żeby do Jabłonny na badania dotrzeć. Wypoczęta.

Już pod domem miałam ochotę zajebać babsko, które wbijało mi w żebra pieprzoną aktówkę.

Ale ale. Wyższa ranga wydarzenia, więc się poświęciłam. Wtopiłam kinol w Duży Format i nie dałam się wkurwić… na maksa.

Tylko co z tego, że przybyłam wypoczęta, jak przybyłam też wściekła jak Kamil Durczok na stół?

Same badanka extra, choć najbardziej trafiły do mnie dwie próby ważenia na Tanicie – opcja z wstawieniem ATLETYCZNY jako typ mojej sylwetki przypadła mi do gustu najbardziej, z uwagi na późniejsze wskazania procentowe.
Poruszona kwestia mojego MUTANCTWA też jara mnie wszelako radośnie. Serio, serio.

Wróciłam do domu pokurwionym, jadącym nawet chyba przez Ursus, 126, spojrzałam na rower, po czym rzuciłam wszystko, nawet żarcie i poszłam się cał… Yyyyy, nie to. Poszłam się wyjeździć, kuźwa. Dwa dni pitolenia, a nie pedalenia jest doprawdy gorsze niż tydzień niepicia Kasztelańskiego i miesiąc bez Monte.

Zajechałam zatem do pracy, gdzie okazało się, że cały uj zostało zrobione, w związku z czym nie miałam co wywalić, odesłać do poprawki, wyjszłam więc skonfundowana (by nie rzec WKURWIONA) i zajechałam do Karolajny z kluczem piętnastką, bo te espedziaki, któreśmy niedawno kupiły, trzeba było przełożyć do jej nowego roweru, który se wzięła i sprawiła. Rower wylazł ze stajni Speszjalajzda, którego to zaakceptuję wtedy, gdy Karolina wyłamie odblaski z kół. Inaczej nie klikam, że lubię to.


A potem zrobiłam, debilka roku, 30-parę kilometrów po to, żeby musieć wrócić do domu.


Miszyn akompliszt zatem. Miałam się wyjeździć i się wyjeździłam.
A śpiewam se dziś to:



Serio


Dane wyjazdu:
60.74 km 0.00 km teren
02:49 h 21.56 km/h:
Maks. pr.:40.60 km/h
Temperatura:9.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:134 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1293 kcal

Jaki to człowiek jest se mocny

Poniedziałek, 26 marca 2012 · dodano: 27.03.2012 | Komentarze 10

Jak ma wiatr w zad:)
Tak miałam w drodze do pracy, co mnie doprowadziło do myślenia o tym, jaka jestem zadżebiazda.

Heh.


Ogólna zadżebiazdość nastąpiła też w pracy, gdzie – gdym parkowała rower – znalazłam moją czujkę do lycznika. A już lękałam się, że ją posiałam gdzieś PO TRASIE, jakeśmy z Gorem jechali do AirBike. Nie o to mi chodzi, że jestem przywiązana do tego czujnika, bo ta bezprzewodowa – nie bójmy się tego powiedzieć – kurwa raz działa, raz nie, z ogromnym naciskiem na nie. Najadę na jakieś dziursko – przestaje stykać. Najadę na inne – zaczyna.

Perdole take lyczenie.

W każdym razie czujkie znalazłam, co wielce mi się podoba, że nikt tego nie podpierniczył se.

Swoją drogą myślałam, że to w AirBike Bartek, który uwielbia robić mi różne MECYJE, zapożyczył dla wicu na chwilę. Ale tym razem ograniczył się tylko do wrzucenia mi do kierownicy kulki łożyskowej. To i tak mało, jak na niego, kiedyś chciało mu się założyć mi dwa magnesy na szprychy, żeby sobie licznik poświrował:).

Tak czy owak. Jakem już po pracy po rower schodziła, to zbiegł za mną jakiś koleś, żeby mi powiedzieć, że znalazł taki czujnik i że to pewnie mój.

Starałam się nie rozdziawiać jakoś maksymalnie chapy ze zdziwienia.
Ale rozumiecie, u nas, w naszym złodziejskim kraju takie dziwy??

W ogóle klimat u mnie na tej MAKATAŁSKA STRIT lekuśko mnie rozpiernicza – ochroniarze nie burczą, nie fukają, a wręcz żywo się interesują tym rowerowaniem. I parkowaniem.

A wieczorasem się spinningowałam, choć wytworzył się na miejscu burdel, bo okazało się, że ja mam zastępstwo i jeszcze jakaś laska ma zastępstwo. O tej samej godzinie. Chyba się panu menaGIEru cuś pomaklasiło i, nie pamiętając, ustawił nas obie. Wyjście z sytuacji było jedno: KOLEKTYWNAJA RABOTA DAJE ŁUTSZE REZULTATY.

Poprowadziłyśmy zatem zajęcia obie i było ge-nial-nie. A mnie urzeka, jak ludzie naprawdę chcą współpracować i jak na przykład drę ryja, że mają jechać teraz na maxa, to naprawdę jadą na maxa. A jak zapuszczam kawałek o ten, o:

&ob=av2n

to oni nawet śpiewają to całe 'JA JA JA, ło ło ło!':)

Super.

Aaaaaaa, strajkujący związkowcy przy kancelarii premiera, wespół z policją i strażą miejską, w przepięknie debilny sposób blokują DDR na Ujazdowskich. Jeszcze pół kurna biedy, jak jadę w stronę Centrum, se zeskoczę z DDRa na ulicę. Ale co mam zrobić, jak jadę na Mokotów? Mam wejść w cudowny sposób w nieważkość? Czy może jechać na czołówkę pod prąd? Bym chciała ustalić i się dowiedzieć.



Dane wyjazdu:
57.08 km 0.00 km teren
02:51 h 20.03 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy: m
Kalorie: 977 kcal

Znajomości są jak pomidorówka

Czwartek, 22 marca 2012 · dodano: 23.03.2012 | Komentarze 4

Są dobre. Bo pomidorówka też jest dobra. Fajnie je mieć i równie miło jest móc je je wykorzystać.

Tak się właśnie chyba świat kręci, że ja tobie, ty mi, oni nam… my im NIE i tak dalej. No różnie jest:).

Goro był w potrzebie, ja znam ludzi, którzy bywają pozytywnie nastawieni w kwestii pomagania, więc jedziemy. Ustawiliśmy się przy Jeffsie na Polu Mokotowskim, skąd ja ustalam trasę na Dereniową. Śmigamy do AirBike, w zasadzie tylko po diagnozę. W Gorowym ścigaczu walnięty został tylny zacisk hamulca i trochę wymuszał trening siłowy.

W sklepie Słavciu spogląda fachowym okiem, mamrocząc coś tam, coś tam, pod nosem, że on od ręki to nie robi. Rzadko się zdarza, że robi. W sumie niemal w ogóle. To się właśnie nazywa działanie ambiwalentne – gdera, że nie, ale gdera, że nie, kręcąc imbusami przy zacisku i usiłuje znaleźć przyczynę. I to stwierdzanie, co jest krzywe: zacisk, śruba w środku, czy tarcza, zajmuje trochę, ale Słavciu, jak to Słavciu – staje na wysokości zadania.

Znalazł, wyprostował. I od ręki. Me like it.

Usterkę naprawiono, za usługę zapłacono (pozwólcie, że to Goro opisze, czym między innymi zapłacono i po jakich kurwa mać manewrach;)), ja nieodmiennie napawałam się sarkazmem serwisowego Bartka i już w ciemnościach wybyliśmy z Gorem w stronę domów.

Powrót uprzyjemniliśmy sobie spożytym nad Wisełką piwkiem, w czym zastaje nas jakiś chłopak na Meridzie i prosi o zdiagnozowanie stuków z okolic korby.
Pisząca ta słowa wstała, odstawiła piwko, wsiadła na Meridę, znalazła przyczynę i wróciła z poradą, że na usyfiony suport i wywołane tym stuki TYLKO JAZDA Z MUZYKĄ w uszach, ewentualnie przepalenie się w błotnym maratonie;).

No i tak o. Chłopak pojechał, my dokończyliśmy nektary i w okolicach mostu Gdańskiego (gdzie zresztą ja się zapominam i towarzyszę Gorowi, choć miałam wjechać na most) rozstajemy się.

Spotykam jeszcze quarteza i jego świtę, co zostało opisane tu i wpadam do domu.


Tym wpisem wracam se na dziewczyński top Bikestatsa, gdzie moje miejsce jest;). Zaległości, powiedzmy, że w jakimś stopniu nadgonione, choć kosztem – przyznam – niemałym.


Dane wyjazdu:
92.12 km 0.00 km teren
04:31 h 20.40 km/h:
Maks. pr.:48.60 km/h
Temperatura:9.0
HR max:158 ( 80%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1645 kcal

Prezydent chodzi z buta do pracy

Wtorek, 20 marca 2012 · dodano: 23.03.2012 | Komentarze 5

Przynajmniej tak wynika z tego, co rano puścili w tefauenie dwatcat cztery. Zrobili z tego spektakularny materiał - z tego, jak Brygida Grysiak zapierdala z mikrofonem za Bronkiem, sapią oboje, do czego dochodzą jeszcze dyszenie kamerzysty i ciężkie podbiegi „borowików”.
No naprawdę, jest to temat.

Bliski jest dzień, kiedy dla telewizji pan prezydent strzeli kupę z rana.

Patrzyłam na to, i raz po raz opluwałam się jedzonym śniadaniem. Naprawdę? Naprawdę ludzie uwierzą, że niby PRZYPADKIEM dziś el presidente dyma z buta, właśnie wtedy, gdy PRZYPADKOWO jest tam kamera telewizyjna? I to tej jednej, jedynej stacji?

Se pomyślałam: rzuć, Che, to żarcie i dawaj, może złapiesz PO TRASIE Bronka, skoro tak idzie i tak idąc, jest prezydentem wszystkich Polaków, strzela dowcipem do Brygidy, zbiega w dół kurcgalopkiem, leci ten piąty kilometr, w całej swojej prezydenckości.

I nie zdążyłam. Pewnie dlatego, że miałam pod wiatr, to mnię WSZCZYMAŁO.
Po pracy też na pana prezydenta się nie natknęłam. Zawiedziona pojechałam do domu, żeby zostawić plecak i już bez domku na plecach pojechałam na Bielany zajebać się na treningu.

Ostatnio sporo osób drze za mną na ulicy japę. Tym razem to był Janek, który miał ewidentnie tego wieczora misję sprawienia, by z zazdrości zbielało mi oko. Szpanuje i lansi się tym swoim poniżejdziesięciokilowym góralem.

Myślę jednakowoż, że na pewno robi to dlatego, że chce mi ten rower podarować. A sam będzie biegał z panem prezydentem na nóżkach (tralaluszkach w Koluszkach!).


Dane wyjazdu:
85.30 km 0.00 km teren
03:52 h 22.06 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h
Temperatura:12.0
HR max:166 ( 84%)
HR avg:138 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1390 kcal

Jak to się łatwo można nabrać

Poniedziałek, 19 marca 2012 · dodano: 23.03.2012 | Komentarze 4

Niemalże jak zupa łyżką.

Pocinam rano i se myślę OŁ JES, forma jes(t)!
Dupajasiu, pierdzistasiu.

Nie żadna tam moc, tylko wspomaganie wiatrem w plecy.

O czym dowiaduję się w drodze do pracy, gdy dostaję weryfikacyjnego wmordęwinda.

Bo na poranną siłownię to miałam w zad.

Ale wyżyłam się wieczorem na spinningu, którego prowadzonko mi wpadło. W planie była siła (ta z wczoraj:D), była też doooobra muzyka, dużo cieszenia się (nawet mimo tego, że w klubie na Stegnach mikrofon nie działa, udało się ludziom sprzedać głupawkę) i sprawdzone przeczucie, że ja się w tym instruktorowaniu odnajdę.

Paradoksalnie ludziom najbardziej spodobało się hasło: RUUUUURAAAAAA zwiastujące interwałowe przyspieszenia:)

Była moc.

A wspomniana RUUUUUURA była przy tym:



No kurna, była moc. Moi APSowi przyjaciele, kórzy przybyli na trening, powinni potwierdzić;).

Żeby jeszcze tylko można było parkować normalnie rower w tym budynku, a nie kurwa musieć robić z siebie dziada proszalnego.


Dane wyjazdu:
75.89 km 0.00 km teren
03:52 h 19.63 km/h:
Maks. pr.:51.60 km/h
Temperatura:8.0
HR max:175 ( 89%)
HR avg:135 ( 68%)
Podjazdy:422 m
Kalorie: 1840 kcal

Che szuka podjazdu

Piątek, 16 marca 2012 · dodano: 23.03.2012 | Komentarze 4

Aaaa bo mi kurna kibole zawładnęli Agrykolą, wespół z policją i w ogóle zastała mnie noc – to się tak kończy, jak się mówi Wojtkowi właśnie przez telefon, że już teraz zaraz wychodzę na trening, bo jasno i wiosna i mam wszystko w dupie. Mówię to i utykam w pracy do późna.

Gdybym zaś nie UTKŁA, bym tę Agrykolę zdążyła zrobić i nikt by mnie tam suką policyjną nie próbował rozjechać.

Insza inszość, że raz spróbowałam na tej ciemnej Agrykoli i tętno nie spełniło ZAŁOŻEŃ, więc zwinęłam się stamtąd na Belwederską, gdzie tętno może i spełniło założenia, ale światło czerwone, jakie napotkałam na swojej drodze, PO TRASIE, cały mój trud zniszczyło, w związku z czym wkurwiłam się okrutnie i pojechałam zdobyć bielańską ulicę Dewajtis.

Wspomniałam już, że wkurw mnię szczelił? Nie?

Szczelił mnię.

Na caluśkie szczęście, na poprawę humoru (a niech ma!:D) dołączył do mnie Jarek i te moje rzeźnickie podjazdy siekaliśmy razem, choć jego przy trzecim naszła refleksja, że za jaką karę on też nagina, jak może po prostu poczekać na mnie. Tym lepiej dla mnie, bo nie zdążyłam, zrzucić plecaka w domu, a targałam w nim różne zdobycze i robiło mi się tytułem tej jebanej kulturystyki słabo.

Nie sądziłam, że to napiszę, ale do wyprucia Che z mocy taki trening okazał się wręcz wzorowy.

Dziś też spotkałam chrabu – jechał zrealizować się kibolsko na Łazienkowską:D

A podjazdy robi się dobrze przy tym:



i przy tym:



oraz przy tym:



Tak.



Dane wyjazdu:
68.15 km 0.00 km teren
03:46 h 18.09 km/h:
Maks. pr.:42.64 km/h
Temperatura:7.0
HR max:160 ( 81%)
HR avg:109 ( 55%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1271 kcal

A ja se dziś odpoczywam i sięgam po odpowiednie ku temu środki

Czwartek, 15 marca 2012 · dodano: 22.03.2012 | Komentarze 8

Czyli po Karolajnę, która zresztą burzy się o to:)
Że jak lajtowa jazda, to z nią.
Co ja zrobię, że z nią jeździ mi się miło i spokojnie i nie napiertalam i nie lata mi tętno (celowo o nim tyle ostatnio piszę, żeby mogło się Wam wydawać, że mi na tym tętnie zależy:D)​

Inna sprawa, że burzy się także, jak ją zabieram na rower wtedy, gdy istotnie zapierdalam. Nie trafisz, no;).

Niejaki greq próbował mnie wyciągnąć dziś na tłuczenie podjazdów na Agrykoli, ale ja górkie miałam zaplanowaną nan jutro, a dziś się – za przeproszeniem – superkompensowałam.No i pojechałymyse z Centrum na Stegny, gdzie ja w Zdroficie miałam do odebrania PIENIĄSE za spinning (jeszcze chwila i kasa na karbonowe Sidiki uskłada się w bardzo miłą i odpowiednią kupkę:)), a potem zrobiłyśmy miłą i sympatyczną pętlę na Wilanów i znów do Centrum. Przy Placu Politechniki drze na nas japę jakiś rowerzysta, którego ignoruję, bo nie znam żadnego szosowca (w sumie dziwne), a rowerzysta ów czeka na zmianę świateł na sympatycznej i budzącej zazdrość Meridzie.

Rowerzysta nie uznaje mojego ignora i jeeeedzie za nami po to, żeby okazało się, że to chrabu. A ja na widok jego szosówki dostaję krwawego oka, acz staram się tego nie okazać. Zazdrość mnie zjada kurewska i tylko wysoka moja kultura osobista sprawia, że nie tłukę chłopaka po głowie i nie spierdalam na jego rowerze:).

Komplementuję przez zaciśnięte jedynki;), po czym żegnamy się (w imię ojc... i tak dalej) i śmigamy z Karolą na herbatkę i naginam już (w tętnie, a jak!:D) do domu, uwzględniając po drodze progi tektoniczne i struktury izoklinowe.