Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

we w towarzystwie

Dystans całkowity:6497.24 km (w terenie 1847.32 km; 28.43%)
Czas w ruchu:364:09
Średnia prędkość:17.67 km/h
Maksymalna prędkość:1297.00 km/h
Suma podjazdów:34710 m
Maks. tętno maksymalne:190 (166 %)
Maks. tętno średnie:174 (127 %)
Suma kalorii:191973 kcal
Liczba aktywności:106
Średnio na aktywność:61.29 km i 3h 30m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
73.93 km 12.00 km teren
03:19 h 22.29 km/h:
Maks. pr.:36.50 km/h
Temperatura:17.0
HR max:172 ( 87%)
HR avg:123 ( 62%)
Podjazdy:141 m
Kalorie: 2407 kcal

Zamieniła Che dynię

Poniedziałek, 8 października 2012 · dodano: 30.10.2012 | Komentarze 2

Na dwa brokuły.

W asyście policji można by rzec.

Ale od brzegu, prawda.

Korzystając z tego, że w pracy wytworzył mi się luz spowodowany najpewniej likwidacją zakładu (fajne słowo, a swoją drogą wreszcie będę mogła zostać rentierką), zrobiłam sobie najazd do Pani Matki, ot tak, w środku dnia. Poprzeszkadzać trochę w jej pracy. Potem namówiłam się z Opis linkaNiewe, że spotykamy się na Marymoncie i dalej robimy dużo rzeczy.

Na przykład Niewe chciał kupić sobie rękawiczki.

I nabył je w Sportsecie na Obozowej.

Potem oboje nabyliśmy głód. Ja mniejszy, a przynajmniej nie tak dokuczliwy, Niewego wręcz zassało. Do głębi.

Padały różne pomysły – że może zjemy w Latchorzewie. A może w Izabelinie. Ale już na Radiowej zdecydowaliśmy, że wciągamy naleśniki na Bemowie. Bo żadne z nas nie dojedzie.

Do naleśników spożyliśmy sakrament w postaci piweczka.

Rzecz jasna, że nam się potem nie chciało pedałować.

W Lipkowie zrobiliśmy zakupy – to moje szóste podejście tam do kupienia dyni, za każdym razem albo nie ma, albo nie chcą udziabać kawałka tak, żebym nie wiozła piętnastu pomarańczowych kilogramów na plecach.

Jak po dynię (a po co innego??) podjechali też panowie w mundurach, zmieniłam kulinarne zamiary i chybkiem wylazłam z dwoma brokułami:D

I butlą wina chyba.


Dane wyjazdu:
52.00 km 30.00 km teren
03:23 h 15.37 km/h:
Maks. pr.:51.30 km/h
Temperatura:14.0
HR max:154 ( 78%)
HR avg:115 ( 58%)
Podjazdy:815 m
Kalorie: 2046 kcal

A jeśli chodzi o drugi dzień Odysei, to

Niedziela, 7 października 2012 · dodano: 30.10.2012 | Komentarze 3

Za wiele do powiedzenia nie mam poza tym, że OJACIE.

Ojacie, ojacie, mokre buty, mokre gacie.

Prognozy na drugi dzień nie były rozkosznie zachęcające. Miało lać. Informowała nas o tym m.in. cała frakcja skierniewicka, trzęsąca kuprami podczas rozważania dylematu, w co by się tu ubrać.

Było dokładnie tak, jak pisał o tym Niewe. Najpierw sobie w miarę przyjaźnie siąpiło. Już podczas odprawy. Potem siąpiło z lekkim zniecierpliwieniem. A na punkt, który uznaliśmy, że zdobędziemy jako pierwszy, dotarliśmy już w regularnym deszczu. W tym momencie zrozumieliśmy, dlaczego organizatorzy skasowali punkty dwucyfrowe i przesunęli metę na dwie godziny wcześniej – z 16-tej na 14-tą.

Ponieważ ja tradycyjnie nie pamiętam, który punkt kiedy robiliśmy, oraz nie chce mi się iść po mapę, skrócę tę opowieść do niezbędnego minimum. I zeznam, że czasem nie warto ignorować intuicji, która mówi, że TAK, punkt umieszczono banalnie, przy edukacyjnej ścieżce (tak zachowaliśmy się przy trójce, do której podjeżdżaliśmy od ośmiu stron, będąc tak naprawdę w ironicznym pobliżu).

Dodam też, że to co organizatorzy nazywają zboczem skały, niekoniecznie musi być zboczem tej skały, którą mamy w zasięgu wzroku i warto brnąć w zaparte (nieskromnie dodam, że JA, J-A! ten punkt znajszłam, tuż przed Pawłem Brudło (hue hue hue).

GDZIE JEST PUNKT?! © CheEvara


Wspomnę również o tym, jaki kompot ma w głowie Niewe. Na mocy jego skojarzenia, że to z myślą o wiosce Frywałd kapela U2 śpiewała „With or FRYWAŁDŹJU”, doznałam takiego obsikania majtów ze śmiechu, że żaden deszcz i brak błotników już mi nie przeszkadzał.

No i podzielę się w tajemnicy tym, że to, co Niewe nazwał ULUBIONYM, czyli klimat w okolicy punktu ósmego, kiedyśmy to w tę i NAZAD („nazad” rozumiem jako udawanie się w stronę ZADU, czyli wracanie się??) przechodzili przez strumyk w kosmicznej ulewie, gdzie mi do oczu leciały łzy pomieszane z deszczem pomieszanym z potem z pasków kasku, ja niekoniecznie zapamiętam jako coś zajebistego.

No dobra, fajnie i całkiem śmiesznie się tam wyjebałam w błocie. To było spoks. Spoksem było też zero odczucia zamoczenia stóp, gdyśmy wpadali co chwilę w rzeczkę (tak mieliśmy zalane buty) – to zaliczam do kategorii transcendentne (jak to doświadczenie z zakresu filozofii, gdzie polecono nam pić, jednocześnie sikając, aby poczuć siłę natury, jaka w organizmie drzemie i tkwi). Najbardziej spoks była obecność Niewe, który w zatrważający sposób nie zważa na to, że leci mu na łeb sześćsetny hektolitr deszczu, nie dostrzega przemoczenia całej garderoby, uparcie szuka punktów, podczas gdym ja przekonana jest, że na pewno ktoś ten punkt wziął i se… wziął. I chcę go już olać.
Punkt, nie Niewe.

Po tejże feralnej ósemce musieliśmy zawijać na metę, bo tego dnia trzeba już było wrócić przed lub o czasie – inaczej kaput i dyskwa.

Jakeśmy wrócili, trzeba było prosić ludzi o odpinanie nam kasków, zdejmowanie Garminów – tak zmarznięte mieliśmy ręce.

Utrzymaliśmy boską jak nasze ciała siódmą pozycję w klasyfikacji drużynowej i poszliśmy to uczcić prysznicem z CIEPŁĄ wodą. To JA zaliczam do kategorii „ulubione”;)


Jadą. Ewidentnie czterej jeźdźcy;) © CheEvara





Dane wyjazdu:
15.52 km 0.00 km teren
00:50 h 18.62 km/h:
Maks. pr.:48.80 km/h
Temperatura:16.0
HR max:150 ( 76%)
HR avg:101 ( 51%)
Podjazdy:199 m
Kalorie: 491 kcal

Nie tak to miało wyglądać;)

Piątek, 28 września 2012 · dodano: 23.10.2012 | Komentarze 6

Nie tak TU. W Istebnej.
Bo ja miałam się wprowadzić na przykład. Wspólnie z Misiaczkami mieliśmy trochę pojeździć, a wyszło tak, że cała nasza trójca, mocno schędożona trasą (jazda samochodem tak mnie zamula, ale to TAK zamula, że nadaję się potem tylko do wzdychania, leżąc na SZEZLONGU) udała się na drzemkę.

Moja była mniej efektywna, bo telefon mi napierdalał, jakby niejasnym było, że JESTEM NA URLOPIE.

Jakeśmy zaspane zady podnieśli, było po 17-tej.

No to pojechaliśmy. Do czeskiego mostku i z powrotem. Trochę się wspinawszy (po asfalcie) i równie tyle zjeżdżawszy.

Na koniec podjechaliśmy zarejestrować nasze starty do biura i tyle nas widzieli na rowerach. Dystans oszałamiający. Więc;)


Dane wyjazdu:
82.43 km 6.00 km teren
35:03 h 2.35 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (166%)
HR avg: (127%)
Podjazdy:165 m
Kalorie: 2371 kcal

Mała ta Warszawa!

Czwartek, 27 września 2012 · dodano: 12.10.2012 | Komentarze 2

Garmin oznajmia, że jeździłam, a więc jeździłam. Mówi też, że w obie strony tak samo. Nie mówi jedynie, że powinnam przez to rzygnąć lub też, że przez to rzygnęłam.

Ale Garmin ma też mapkie, z której czytam se, że byłam na Dereniowej. I teraz mi się odświeża hipokamp. Byłam z Niewe tamój tamże! Są bowiem zakusy na nowy rower, ale dzięki polityce Speca (Epic na 2013 r. tylko w wersji 29 cali) są też wątpliwości, czy go brzydko nie pozdrowić, olawszy tym samym.

DWAJŚCIA dziewięć - srajścia srewięć!

A ja jutro nawiedzam (jak święta Elżbieta) Istebniańskie okolice. Mlaskałabym!


Dane wyjazdu:
59.91 km 12.00 km teren
02:39 h 22.61 km/h:
Maks. pr.:55.80 km/h
Temperatura:19.0
HR max:164 ( 83%)
HR avg:127 ( 64%)
Podjazdy:181 m
Kalorie: 1774 kcal

Tym razem mnie

Poniedziałek, 24 września 2012 · dodano: 10.10.2012 | Komentarze 9

Rzężą pedałże.

Prawda jest taka, że jak trzy miesiące temu kupiłam nowe bloki, tak dwa miesiące i 29 dni temu rzuciłam je gdzieś i nie wiem gdzie i to tak naprawdę one rzężą. Z tęsknoty i z poczucia porzucenia.

Jak niechciany przeszczep jakiś.

Bardzo mnie rajcuje niespotykanie po drodze do pracy nikogo. Gdy podążam opcją klaudyńsko-radiową pod względem rowerowym dzieje się absolutne nic. Fajne to.

Identycznie rajcuje mnie spotkanie po pracy Niewe, z którym zupełnie spontanicznie umówiliśmy się, że zakupimy jakiś bardzo pożądany urodzinowy prezent Pani Matce Niewe. I w tymże celu udaliśmy się na Wolę, gdzieśmy z sukcesem rzecz nabyli, a także gdzie ja chwilę później zaliczyłam widowiskowe jebnięcie orła przy zjeżdżaniu z krawężnika (na mocy tego doszło do zwarcia mojego mostka z miednicą – też moją – oraz w oczodoły zajrzały mi jelita. Tak mnie zgięło). Po tym resecie zrobiliśmy jeszcze przystanek gerapa, gdzie Niewe wciągnął obiad, zawitaliśmy z prezentem u Jubilatki i ciemną nocą – a miało być jeszcze za tak zwanego dnia – wybyliśmy ku Domu Złemu.

Pożarówko.


A tak sobie zamuzyczę:



:)



Dane wyjazdu:
76.44 km 11.00 km teren
03:09 h 24.27 km/h:
Maks. pr.:43.10 km/h
Temperatura:21.0
HR max:177 ( 90%)
HR avg:136 ( 69%)
Podjazdy:269 m
Kalorie: 2298 kcal

Nowemi opłotkemi

Czwartek, 20 września 2012 · dodano: 27.09.2012 | Komentarze 7

Aaaaaasepopodeżdzaam! Na Dewajtis, na prawie maksa, tak jak zjarać żyły sobie lubię. Nawet mi to to ładnie wyszło, łasam była na te sukcesy. Po tych wspinaczkach, w ramach dotrzymania drugiej strefy, pobieżyłam na Bródno, a potem – po zsynchronizowaniu podjazdów z Niewe, znalazłam się na Włochach, gdzieśmy doznali makaronowego poczęstunku.

Wracalim w trybie asfaltowym a także głośnym. Niewemu (lub też temu Niewu) pedałże nowy niemal WYLATAŁ, więc nie cisnęliśmy.

A ja zapoznałam niniejszy kolejną opcję zawitania do domu. Asfaltową, co prawda, ale po ciemaku całkiem przyjemną.



Dane wyjazdu:
54.69 km 40.00 km teren
02:38 h 20.77 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max:173 ( 88%)
HR avg:133 ( 67%)
Podjazdy:124 m
Kalorie: 1791 kcal

Ku przestrodze! czyli nasz najazd na Skiery

Niedziela, 16 września 2012 · dodano: 27.09.2012 | Komentarze 25

Niewe mówi, żebym tak po tych Skierniewicach nie jechała, ale nie jestem jakiś tam Albańczyk, żeby po Skierniewicach nie jechać.

Pojadę se po nich, a nawet do nich.

;)
Spontanicznie całkiem wyszło, że Niewe & Aj wybraliśmy się na Dni Buraka i Kukurydzy (czy też w ogóle warzyw i owoców) w tym mieście... królików. Niech będzie, że królików.

Wybraliśmy się z celem całkiem kulturalnym, bo Skaldowie mieli miasto obecnością swą uświetnić. I jakiś Kult (nie znam za dobrze, pewnie dopiero zdobywają scenę:D). A ponieważ mamy całkiem udane życie towarzyskie w tychże Skierniewicach, skorzystaliśmy z gościnności niczego jeszcze nie podejrzewającego bartmana, do którego tośmy zawitali z gratami, rowerami i majtami do spania.

Bartman całkiem profesjonalnie udawał, że jest zaskoczony naszą wizytacją. Umie grać, ten afrykański kacyk!

Niemniej udająca zaskoczenie była Syla, którą zgarnęliśmy po trasie, człapiąc na koncert.

Co prawda nie był to koncert ani Skaldów ani Kultu, bo MIEJSCOWY, a zatem przecież LOKALES Bartman zaprowadził nas dokładnie gdzie indziej, na inny rynek, na inny koncert, ale muzyka jest muzyka, sztuka jest sztuka, a koncert to koncert.

Niemniej jednak naradziliśmy się, że poszukamy w tym mieście innego występu artystycznego. No i jakimś tam zbiegiem okoliczności znaleźliśmy Kult. Znaleźliśmy też Chrisa. Byliśmy zatem w komplecie, co poskutkowało zniszczeniem naszych absolutnie boskich organizmów odpowiednią ilością płynów.

Nazajutrz pomimo zakwaszonych skakaniem pod sceną łydek wybraliśmy się na rowery. Czekając na Gora, który przypedałowałże do nas z Wawy na kołach, poczuliśmy się z Niewe w obowiązku zrobić [url=]bartmanowi[/url]http://www.bikestats.pl/rowerzysta/bartman śniadanie. I dla nas coś skapło, więc siły na pedałowanie byli.


Niemal jednocześnie na kwadrat barta przybyli Chris i Goro. Ja telefonicznie aktywowałam jeszcze Sylę, ale strasznie coś kręciła, że idzie z nami jeździć, ale jednak nie idzie.

Naradzamy się z Niewe, komu za tydzień zwalamy się na chatę;) © CheEvara



Jakeśmy już w te pedałże się wpięli, to jednak znaleźli się w naszym towarzystwie. Oboje. Syla i theli vel skrzypiący SPD vel... A, nie mogę ujawnić.
W każdym razie nastąpiło powitanio-pożegnanie, bo wymieniliśmy Gora na tę dwójkę. Goro poleciał do chaty, a my kontynuowaliśmy wycieczkie wesołe z Sylą i skrzypiącym Peda... yyyyyyy! SKRZYPIĄCYM Z PEDAŁU! (nie miał oczu) thelim.


Dwoje za jednego. Przeprowadzamy wymiankę;) © CheEvara



A zatem były szuterki, był Bolimowski PK, tam niebieski techniczny szlak, po którym nas theli powiódł, w sumie no cymes.

Zebrawszy szyszkową amunicję, czekam na Chrisa;) © CheEvara



Było to wszystko fajne. Szukanie knajpy, w której człowiek spoza rewiru mógłby coś zeżreć też, a nawet było – to szukanie – widowiskowe w towarzystwie LOKALESÓW. Ci – jak sama nazwa wskazuje - albo nie wiedzą gdzie, albo prowadzą do knajpy zamkniętej dla plebsu;).

Do knajpy daleko i niewiadomo, czy będzie otwarte, zatem ja zabezpieczam obiad:) © CheEvara


Tu chyba objaśniam bartowi warunki naszego spania u niego;) © CheEvara


Finalnie wylądowaliśmy na pizzy, którą znaleźliśmy nie dzięki miejscowym, a dzięki przejechaniu obok niej.

Więc serdecznie polecam. I pizzę i Skierniewiczan (-Wpierniewiczan:)).

Barta podłogę też polecam, całkiem się wyspałam;)

P.S. Zdjęcia są autorstwa Niewe i barta, kradnę za ich wiedzą :)




Dane wyjazdu:
96.40 km 11.00 km teren
04:10 h 23.14 km/h:
Maks. pr.:56.40 km/h
Temperatura:22.0
HR max:165 ( 84%)
HR avg:132 ( 67%)
Podjazdy:160 m
Kalorie: 3006 kcal

Lekkieś mi zamulenie uczyniła w nogach moich

Poniedziałek, 10 września 2012 · dodano: 25.09.2012 | Komentarze 0

Ciechanowska Mazovio tym maratonem swojem;).

Tak jakoś bez serc, bez ducha, bez pary w giczołach.

A i tak kilometraż – nieskromny w ogóle – przejechał się był. Bo i dwa razy Bródno nawiedziłam (będę kanonizowana, głęboko w to wierzę!) ku Pani Matce mej i do fabryki wstąpić też musiałam.

Wracałam na wioskie po ciemaku i dodatkowo z Bocialarą w łapie, bo uchwyt wczoraj z kiery zdjęłam i pergolnęłam gdzieś bez pamięci.

Ile osób, którym na wertepach przyświeciłam tymi paroma setkami lumenów w okna, nabawiło się epilepsji, lub też uwierzyło w istnienie kosmity (w gofie) z Roswell, jeszcze nie wiem, trwają badania.


Dane wyjazdu:
97.44 km 17.50 km teren
04:01 h 24.26 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:167 (137%)
HR avg: (%)
Podjazdy:236 m
Kalorie: 2758 kcal

A se jadę zapoznawczo!

Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 19.09.2012 | Komentarze 0

Znaczy się z Niewe jadę. Ów Niewe pokazuje mi kolejną opcję dojazdową do roboty, „żeby mi się nie znudziło”. No to grzejemy poprzez znany mi Ajzablin, potem prosto gerade aus nach rechts, a nie nach links, czyli na Klaudyn i potem na REJDIJOŁO, czyli Radiowo. Duuuużo w tym wariancie terenu i choć jest pięć kilometrów krótszy od tego, którym lubię cisnąć, to se myślę, że się chyba zaprzyjaźnimy;).

Pan Niewe odstawiwszy mnie pod arbajt (pewnie chciał upewnić się, czy ja w ogóle tam chodzę), pojechał w swoje mańkie.

A ja po tej robocie, do której jednak w ogóle chodzę zamierzałam CZASNĄĆ trening, taki z długą – za przeproszeniem – wyCZymałością. I choć i tak mam daleko do domu, to se tę trasę – za przeproszeniem znów – wydłużyłam wariantem przezursynowskim. I ścieżko-terenowo-nadwiślańskim.

Po wczorajszej siłowni mam mini zakwasy (takie fajne, a nie bolesne do wykrzywu ryja) i przez to mam wrażenie, że sprinty robię na modłę ślimaczą.

Znowu nie umyłam roweru, co zostało zauważone na mieście. Czarny mi napisał esa, że widziano mnie na brudnym Specu, w związku z tym ma pytanie, czy zamierzam wyścigówkę doprowadzić do takiego samego stanu co Centka.

Kurwa, inwanentna pergilacja!:D


Dane wyjazdu:
94.12 km 13.60 km teren
04:22 h 21.55 km/h:
Maks. pr.:43.30 km/h
Temperatura:24.0
HR max:160 ( 81%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy:334 m
Kalorie: 2447 kcal

Po pedałże

Wtorek, 21 sierpnia 2012 · dodano: 18.09.2012 | Komentarze 4

I nie tylko. Bo chyba też po łańcuch. Okaże się jednakowoż, że sprawa tych pedałże nie będzie taka pilna, gdyż wymienieniu ulegną za trzy tygodnie;).

Ale Airbike na Mangalia odwiedziłam. By je nabyć. Aby poleżały trzy tygodnie w garażen-cziken;).

Niezależnie od tego nawiedziłam takoż i moją Panią Matkę nadobną, namiętnie konserwującą dla swojej wyrodnej córki ogórki-tralalurki. Wciągnęłam słoja trzy czwarte, gdyby było Monte, poprawiłabym to Monte, ale nie było, więc obrałam kurs na wioskie.

Wyszedł mi dziś bardzo towarzyski dzień, bo rano na Gwiaździstej spotkałam Kasię Laskowską (podobnie jak i mua – wcześniej APS;)) i gadając na bezdechu, dotarłyśmy (grzejąc jak na maratonie) do centrum.

Zaś od Pani Matki bródnowskiej zgarnęła mnie Karolajna W Potrzebie, tośmy pokręciły parę kilo tugieda po to, bym na sam koniec zjechała się w Lipkowie z Niewe.

A gdzie gardło, krtań i głos zostawiłam to nie wiem. Pewnie w Izerach na którymś zjeździe. Albo w tej śwkieradowskiej knajpie z lanym Piastem, który naprawia przerzutki;)