Info

Więcej o mnie.


Moje rowery
licznik odwiedzin blog
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Styczeń5 - 42
- 2013, Czerwiec5 - 9
- 2013, Maj10 - 24
- 2013, Kwiecień11 - 44
- 2013, Marzec10 - 43
- 2013, Luty4 - 14
- 2013, Styczeń4 - 33
- 2012, Grudzień3 - 8
- 2012, Listopad10 - 61
- 2012, Październik21 - 204
- 2012, Wrzesień26 - 157
- 2012, Sierpień23 - 128
- 2012, Lipiec25 - 174
- 2012, Czerwiec31 - 356
- 2012, Maj29 - 358
- 2012, Kwiecień30 - 378
- 2012, Marzec30 - 257
- 2012, Luty26 - 225
- 2012, Styczeń31 - 440
- 2011, Grudzień29 - 325
- 2011, Listopad30 - 303
- 2011, Październik30 - 314
- 2011, Wrzesień32 - 521
- 2011, Sierpień40 - 324
- 2011, Lipiec34 - 490
- 2011, Czerwiec33 - 815
- 2011, Maj31 - 636
- 2011, Kwiecień31 - 547
- 2011, Marzec36 - 543
- 2011, Luty38 - 426
- 2011, Styczeń37 - 194
Dane wyjazdu:
79.14 km
9.60 km teren
03:36 h
21.98 km/h:
Maks. pr.:42.30 km/h
Temperatura:24.0
HR max:157 (%)
HR avg:129 ( 65%)
Podjazdy:363 m
Kalorie: 2992 kcal
Aaaaa bo zaraz jadę w góry
Czwartek, 2 sierpnia 2012 · dodano: 28.08.2012 | Komentarze 0
W sensie, że jechałam, bo kiedy wpis czyniony, a z kiedy on to dwie różne sprawy jak konik i konik na biegunach.Bym napisała coś więcej, ale gówno/hovno (wersja dla Czechów) pamiętam i kojarzę. Z mapki wynika, że zawitałam też na Bródno Town. I tu przechytrzam (przechytrzywuję, a nawet robię te dwie rzeczy naraz) system, gdyż z mapy Garmęna nie wynika, że zawitałam do Pani Matki, która obżarła mi lodówkę z całego zapasu Monte, a ja wiem, że zajechałam do Pani Matki (która, obżreć, Monte, lodówka, zapas).
No i zażyłam trochę terenu.
Jakbym wiedziała, że w Ustroniu mię to nie wyjdzie:D
Kategoria >50 km, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
90.49 km
31.80 km teren
03:56 h
23.01 km/h:
Maks. pr.:46.20 km/h
Temperatura:26.0
HR max:179 ( 91%)
HR avg:141 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2838 kcal
I dobry trening poleciał w przysłowiowy kosmos, w dupę go mać!
Środa, 1 sierpnia 2012 · dodano: 27.08.2012 | Komentarze 12
Jeśli ktoś zamierza przychrzanić się do przysłowiowego kosmosu, spieszę poinformować, że jest całe mnóstwo przysłów o kosmosie.Na przykład: Lepszy kosmos w garści niż zatkana rynna na dachu.
Albo: Dobrymi chęciami kosmos jest wybrukowany.
Lub też: Kosmos kosmosowi kosmosa nie wykosmosa.
Mogłabym te przykłady kosmosi... yyyy. MNOŻYĆ! Mogłabym je mnożyć, ale nie o tym rzecz.
Rzecz jest o tym, jak dać się wydymać przez urządzenie firmy Garmę.
Wstępnie chciałam Wam udzielić katechezy, jak NIE dać się wydymać, ale szybko owo NIE wy...bakspejsowałam, bo ja przecież temu Garmęnu dałam się wydymać.
Otóż bowiem.
Trening podjazdów dziś dziergałam. Fajny był. I straszniem z niego kontenta była. I z tego, że rozgrzewkę zrobiłam należną. I że podjazdów komplet zrobiłam. Oraz że rozjazd po wszystkim był, na co zazwyczaj osobowości mej już nie styka.
A i wytrzymałość całą wytrzymałam.
Zaś szkoda, że nie mogie ja radości tej nijak spożytkować, bo ten dżebany Garmę raczył zapisać mi z tego wszystkiego zaledwie kilometraż i czas.
Zaś nie mam ani wysokości, ani czasów poszczególnych zakresów, ani dupa blada jej królewskiej maci!
Verfluchte Scheiße!
Że sobie tak obcojęzycznie wulgarnę.
Zaś jednakowoż kilometrów wyszło mi po mojemu. Ale i tak myślę, czy aby się nie zirytować.
Kategoria >50 km, trening, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
69.01 km
24.12 km teren
03:04 h
22.50 km/h:
Maks. pr.:42.60 km/h
Temperatura:27.0
HR max:162 ( 82%)
HR avg:129 ( 65%)
Podjazdy:190 m
Kalorie: 1995 kcal
Coś tam popedaliłam chiba
Wtorek, 31 lipca 2012 · dodano: 27.08.2012 | Komentarze 8
Dobrze, że Niewe zrobił wpis, to przynajmniej wiem. Do arbajtu uderzyłam najdłuższym dystansowo wariantem, ale najkrótszym czasowo, bo PO TRASIE mam ino cztery sygnalizaNcje.Acz to z wpisu Niewe nie wynika (a raczej Niewe nika).
A po łobocie zjechalim się z Niewe na Woli, gdzie tenże pobrał płody ziemi, tej ziemi od Matki swej, tej Matki, po czym przez głębokie Bemowo, gdzie główną bohaterką dnia jest podejrzana Ilona B., którą sfocił i zamieścił u się Niewe, zajechalim na wioski. Ja obstawiam, że Ilona B. jest straszną suką, wystawiła walizki zalofcianemu za drzwi, nawet go jakoś odpowiednio nie zelżyłam aby poczuł się należycie winnym, nie przepisała na niego połowy mieszkania, jak obiecała (mówię Wam, że to suka), to tonący balkonu się chwycił.
Miłość – jak widać – to jednak straszna kurwa bywa.
Żeby tak zmuszać do wieszania się na balkonach.
A tego, czy to wtedy jechaliśmy przez dzikie ostępy Babic i czy to wtedy zahaczylim o pewną pachnącą pierogową cebulkę knajpę w Dżanowie, też bym nie pamiętała, gdyby nie wpis. Tamój.
Kategoria >50 km, krajoznawczo, we w towarzystwie, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
65.24 km
11.02 km teren
02:51 h
22.89 km/h:
Maks. pr.:54.30 km/h
Temperatura:
HR max:153 ( 78%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy:196 m
Kalorie: 2023 kcal
Chciałabym napisać coś mądrego, ale
Poniedziałek, 30 lipca 2012 · dodano: 27.08.2012 | Komentarze 0
Ale piszę z głowy, czyli – jak mawia rooter – z niczego. Tam w środku mam podobno ośrodek pamięci, z którego ewidentnie nie korzystam, bo ni kuta nie pamiętam. Se pojechałam do pracy i se z niej wróciłam. To na pewno.Czy był upał, nie pamiętam.
Czy mnię goniły psy na wiochach, nie pamiętam.
Czy wracałam po zmierzchu lub też zmroku, też nie wiem.
I co z nami będzie, gdy spotkamy się na zakręcie, też nie wiem.
Kategoria >50 km, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
52.67 km
45.00 km teren
02:55 h
18.06 km/h:
Maks. pr.:51.90 km/h
Temperatura:35.0
HR max:182 ( 92%)
HR avg:159 ( 81%)
Podjazdy:707 m
Kalorie: 2053 kcal
Mazovia-niespodzianka, czyli jeden wielki Sjupraaaaajśl!
Niedziela, 29 lipca 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 4
Niewe u siebie napisał, że do tegoż maratonu przygotował się inaczej.Ja troszkę nazwałabym to PRZYGOTOWANIEM SIĘ W OGÓLE, ale niechaj mu będzie;).
Mua zaś do tego wyścigu przygotowałam się w ogóle.
Bo mianowicie wczorajszo-wieczorny rowerów ogarning pozwolił ustalić, że w hamulcu mym przednim nie mam... hamulca (bo ma oczy) po prostu. Ani klocków. A tłoczki gdzieś tam samopas samograj samo.... samosąd, kurna w sumie.
Niewe był mnię poratował swoimi XT, a ja w tym czasie doglądałam rosnącego (za przeproszeniem) w piekarniku (za przeproszeniem) ciasta kolarskiego. Role życiowe nam się powoli krystalizują;).
Pojechalim do tego Sjuprajśla. Wziąwszy Radka z nami na miejsce Obcego, który do dziś (a mamy drugą, a zatem zaawansowaną połowę sierpnia) nie potwierdził, że z nami jednak jedzie. I tak nie wiemy, za każdym nadchodzącym weekendem, czy jechać do tego Supraśla, no bo głupio, nie? Obiecalim, że go zabierzemy, to czekamy).
Enyłej.
KlimatyzNcja w samochodzie to ZUO. Przez duże Zy, duże U oraz duże O. Jedziemy se całą drogę w chłodku po to, żeby na miejscu, po WYSIĄŚCIU powiedzieć (chórem, wszyscy razem w jednym tempie):
O, kurwa.
Nie pomogły bukłaki napełnione w domu, a do Sjuprajśla transportowane w lodówce samochodowej. Ciasto kolarskie było pycha i w ogóle, ale w tym skwarze to równie dobrze można było się bilobilem natrzeć w okolicach pęcinek. Efekt podobny.
35 stopni może mnie cmoknąć w okolice pierwszej krzyżowej.
Jak z tamtego roku zapamiętałam, że trasa wiodła głównie po lasach, tak już przed rozjazdem z fitowców zresztą musiałam sobie to odpamiętać.
Jazda w gorącym kisielu nagrzewanym na bieżąco serdecznie mnie pierdoli.
Z przyzwoitości nie skręciłam na fit, bo... NO BO WIADOMO.
Nawet myślałam, żeby to moje przegrzanie organizmu osrać i giga mimo wszystko przejechać, ale gdy na ostatnim bufecie przed decydującym rozjazdem dystansów polałam swój łeb PODGOTOWANĄ wodą, a do picia został już tylko nadpsuty Powerade i to ten najchujowieńszy, niebieski, osrałam osranie przegrzania organizmu.
Na imprezach, gdzie by mi za podium hymn zagrali, to ja mogę się tak upadlać.
A u Zamany wolę skręcić na mega, wrócić do miasteczka zawodów i pójść na piwo (ZIMNE, KURRRRWA, ZIMNE!), po czym napisać do Niewe esemesa. Co z tym esemesem Niewe zrobił, napisał u siebie.
A ja wyprowadzam się do Skandynawii.
Mam nadzieję, że tam nie ma ciepłych, niebieskich pałerejdów.
Kategoria >50 km, całe goowno, a nie dystans;), Mazovia MTB Marathon, trening, zawody
Dane wyjazdu:
35.70 km
9.87 km teren
01:30 h
23.80 km/h:
Maks. pr.:39.80 km/h
Temperatura:34.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:140 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1023 kcal
O panie na niebiesiech!
Sobota, 28 lipca 2012 · dodano: 22.08.2012 | Komentarze 14
Bloga się mię zachciało założyć. I jeszcze go pisać. I potem go jakoś aktualizować (tu się proszę nie rozbrykiwać i nie zagalopowywać).Albowiem.
Z aktualnościami wpis z ostatniej soboty lipca ma tyle wspólnego co ja z Belwederem. Poza tym drobnym didaskalium, że obok czasem przejeżdżam, czego zaś nie można powiedzieć o wpisie z ostatniej soboty. Nie sądzę, żeby TAMTĘDYK przejeżdżał (czy też przejeżdżywał albo nawet robił te dwie rzeczy na raz)
Ta ostatnia sobooooootaaaaa oznaczała dla mnię nadobnej i wiotkiej wprowadzenie przed nazajutrznym maratonem w Supraaaa(j)ślu, a że zmieniły mi się lokalowe okoliczności flory (lub też floty) i fauny (albo i sauny), wprowadzonko czyniłam u wrót Kampinosu (info dla Niewe: KampinosA, jeśli ma oczy).
Wszystko przebiegło nader git, a standardy tegoż git wyznaczył krótki czas treningu. Powyżej CZYdziestu CZEch stopni odmawiam posługi w zakresie aktywności fizycznej dłużej niż to konieczne. Chętnie za to poleżę niczym flanelowa ściera na komodzie (porzucona przez nieferasobliwą, cierpiącą na sen napadowy służącą).
Coś mi mówi, że taka flanelowa szmatka też nie przepada za zagotowanym w bidonie izotonikiem.
Dane wyjazdu:
70.96 km
12.80 km teren
03:12 h
22.17 km/h:
Maks. pr.:36.50 km/h
Temperatura:27.0
HR max:151 ( 77%)
HR avg:127 ( 64%)
Podjazdy:233 m
Kalorie: 2098 kcal
Czy jest jakiś sposób?
Piątek, 27 lipca 2012 · dodano: 07.08.2012 | Komentarze 8
Aby ten posraniec nie wylogowywał mnie co pięć minut? Pytam o serwis Garmę'na.Nie mogie tak pracować przecie!
Co za dziwka z tej platformy. Jak nic ma platfusa. I jest częścią Plateau. Tego abidżańskiego.
Zasdadniczo z dnia tego zapamiętałam Pana Skwara. Zwanego też Imć Upałem. Można jakoś nad tym zapanować, czy lepiej jednak wybudować se bunkier i tam łowełować?
Póki jeszcze bunkra nie mam, jeżdżę na zewnątrz.
A w ogóle to jak jadę pożarówkO, paCZo na mnie byk z jałówkO.
I grzybiarze. Jakżesz mnię korci porzucić rower w krzaki i nawoływać kurek! I gąsek. I podgrzybków! A potem marynować i suszyć, marynować i suszyć, aaaaaargh!:)
Zaś wieczornym koncertem Red Hotów wyleczyłam się skutecznie z takich spędów. A palacze to... Kurwa. Największe egoistyczne, tępe chuje na świecie.
Dla mnie to taki sort ludzki, który na pewno żre psie kupy. I w ogóle kupy.. Bo co za różnica, czym się śmierdzi, jak się po prostu śmierdzi? I jest się obłym, żeby nie powiedzieć obleśnym?
Myślę, że pytanie „Jak inaczej nazwać palaczy, zwłaszcza tych w miejscach publicznych?” cieszyłoby się wielkim uznaniem wśród ankietowanych w Familiadzie. Sama mam parę propozycji.
Kategoria >50 km
Dane wyjazdu:
76.10 km
14.60 km teren
03:23 h
22.49 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:29.0
HR max:178 ( 90%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy:301 m
Kalorie: 2263 kcal
Fajny trening dziś mi się przytrafił!
Czwartek, 26 lipca 2012 · dodano: 07.08.2012 | Komentarze 11
I nawet chyba wyszedł.Acz to się nie mieści w pale, żeby trenować w takim upale.
Choć stwierdzam, że lepiej w południe niż po 17, do której to wszystkie ulice zdążą już się solidnie nagrzać i ową parówą emanować.
Potem przybyłam na Muranów, by wyglądać jak Flip lub Flap. Przy Karolajnie, która nabyła sobie mieszczucha z koszyczkiem i pomyka tym (na ramie ma wypisane TOTAL SPORT!:D:D) wylaszczona do pracy.
Bardzo zaiście świetnie musiałyśmy prezentować się razem. Ja w trykotach, Karolajna w kiecce.
Na szczęście mam tylko fotę Karolajny w kiecce:

Pańcia z koszyczkiem, a i PAZNOKĆ jest!;)© CheEvara
Widoku swego oszczędzę.
Po co macie umierać z zazdrości:D
I tak se razem – ja rzężąc z hamulca, Karola skrzypiąc z okolic koszyczka, pojechałyśmy na żarcie, żeby JEŚĆ ZUPĘ.
Bardzo skutecznie przegonił mnie z centrum widok przedburzowy i odprowadziwszy Żonę niemal pod wrota, czmychnęłam w swoje strony, umknąwszy burzy skutecznie.
A tu taki wiu, na którym burza grozi palutkiem:

Tu na razie jest burzysko, ale będzie ROZJAŚNISKO!:D© CheEvara
Stąd na szczęście do domu już tylko CZY kilometry. Na oko. Takie półprzymknięte, zaspane. Na taki właściwie jeden zalepialec.
Kategoria >50 km, NA trening, trening, we w towarzystwie
Dane wyjazdu:
102.56 km
15.70 km teren
04:24 h
23.31 km/h:
Maks. pr.:63.64 km/h
Temperatura:31.0
HR max:167 ( 85%)
HR avg:147 ( 75%)
Podjazdy:252 m
Kalorie: 2781 kcal
To co się wydaje, nie jest tym, czym nie jest
Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 07.08.2012 | Komentarze 3
Że sobie tak filozoficznie pyknę w temacie awaryj.No bo nie ma siły takiej, która sprawi, że zepsuta piasta jest spierdaczonym zaciskiem. Nawet takim szybkozamykającym.
To nie piasta mi wczoraj dżebła, a właśnie zacisk słabuje.
Jakem se wczoraj przeleciała na maksa kampinoską pożarówką, czyli ukorzenionym terenem, zechciał się poluzować. A że koło latało na boki, to jam węszyła luz. Nawet popuściłam opór w hamulcu, żeby dało się jechać.
Wizyta w Airbike właśnie tymże zaowocowała, że usłyszałam, że to nie wilki, to zacisk! W celach oszczędnościowych przeskanowałam sobie zawartość domowego warsztatu mego i stwierdziłam, że luźny zacisk może mi się pałętać po chacie, więc z fachowo dociśniętym szybkozamykaczem (dociśniętym przez maj lawli Marcina) powróciłam przez Bródno na wioskę. Tą samą pożarówką.
Bo ja, psze Państwa, zaatakowałam Niewowską przestrzeń życiową swojemi włosami długiemi.
Droga moja do pracy uległa niemal trzykrotnemu wydłużeniu:)
Że sobie tak ogłoszę.
To tak akonto tego, skąd nagle u mnie niemal setki codziennie. Atakto!:)
P.S. Nie wiem, czy Garmę nie oszalał, bo fał maxa przedstawił mi takiego zupełnie z rowu.
Dane wyjazdu:
19.96 km
5.50 km teren
00:54 h
22.18 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:29.0
HR max:166 ( 84%)
HR avg:138 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 600 kcal
Już niewiele mi zostało do zepsucia, ale ciągle stawiam sobie nowe cele
Wtorek, 24 lipca 2012 · dodano: 07.08.2012 | Komentarze 0
Miał być trening.Nie wyszło.
Miało być normalne pedalenie, żeby dojechać na trening.
Też nie wyszło.
Wydżebałam orła tytułem – jak mi się wtedy wydawało – spierdaczonej piasty. Chwilę po tym, jak skończyłam gadać z Wojciem i wysłuchać instrukcji, co mam ja dziś tłuc.
Poprzez owo wydżebanie orła piasta się nie naprawiła. Musiałam godnie powrócić na nogach do domu.
Potem się okaże, że to nie piasta. Ale to okaże się dopiero jutro.
I dziś z jazdy taki chuj.