Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
44.80 km 6.30 km teren
02:03 h 21.85 km/h:
Maks. pr.:31.60 km/h
Temperatura:23.0
HR max:151 ( 77%)
HR avg:118 ( 60%)
Podjazdy:111 m
Kalorie: 993 kcal

A se dodam, żeby tak w weekend wniknąć

Piątek, 8 czerwca 2012 · dodano: 08.06.2012 | Komentarze 8

BEZ ZALEGŁOŚCI, czyli jak nie ja.

Zasadniczo to się nie najeździłam, a to dlatego, że te kibicowskie hordy po prostu to uniemożliwiają – wielkim kombinowaniem było dla mnie dotarcie do centrum do pracy i niezajebanie przy tym nikogo.

Podobnie wyglądała próba dobicia się do domu.

A teraz pod oknem mam festiwal wuwuzelski i darcie kibolskich ryjów - mamy se dwudziestą drugą, prawda. I nie, nie mieszkam przy strefach kibica.

Ołkiej. Na mecz PACZAŁAM i jedyne, co mi się wydaje na pewno, to fakt, iż wreszcie ktoś drukował dla Polski:D. No bo ta pierwsza czerwień była kapkę na wyrost.

Tak samo na wyrost jak ta galeria (Jezuśku, naprawdę??:D)


I jak teraz zerkam na drugie meczinio, to mi się wydaje, że otwarciowy był taki… czwartoligowy. Wpierdolą nam niestety i Rosjanie, i Czesi. Nie przyjechali tu na spacerek.

A żeby nie było nie rowerowo, to oglądam też galerię z ME MTB w Moskwie i nie dowierzam. Czy to nie wygląda jak XC w wersji C. Zamany? Były tam jakieś przewyższenia?;)

Śniło mi się, że wykopywałam groby. Wiele ich, w tym jeden dla Dżastiny Bieber. Zaraz idę spać, bo niektórych nie skończyłam.


Dane wyjazdu:
82.51 km 9.80 km teren
03:46 h 21.91 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:23.0
HR max:172 ( 87%)
HR avg:138 ( 70%)
Podjazdy:197 m
Kalorie: 1942 kcal

Mówiłam ja!

Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 08.06.2012 | Komentarze 9

No oSZCZEgałam, że będzie mnie bolał zad, prawdaż? W promocji bolą mnie też buty oraz cebulki włosów, a także nieznacznie nogi (dokładnie od BIEDRA do kostki lewa noga i prawa noga od kostki do BIEDRA). Nieznacznie oczywiście wyłącznie w porównaniu do bólu cebulek.

Ale ponieważ Wojtek najprawdopodobniej wszedł w okres fascynacji zespołem No Mercy, dopierdala nam (bo nie jestem w odosobnieniu, Erbajki też nie mają lekko) tak, jakby nas nie lubił;). Ja na ten przykład od kilku dni cała składam się z bolących nóg (na linii wspomnianej wcześniej).

Dzisiaj miałam na przykład sprincić W TRUPA. Dla odmiany. I WYTRZYMAĆ. Wytrzymując, a raczej wytrzymałościując wcześniej, spotkałam ekipę BSA, której przewodnik stada wyznał mi niemal upojnym szeptem, iż rano oprócz gazety, czyta JESZCZE TYLKO mojego blogaska.
Ależem rumieńcem spłonęła! Jeszcze brakowało czułego luknięcia w zaropialce i byśmy mieli międzyteamową loff loff;)

Ale. Dżenereli to fajnie i czad, ale tak se myślę, że iż…
Czytają wszyscy, ale – póki co – to, kurwa mać, Kominek dostaje rower do testów, i Peżota do testów, i miliard kegów Heinekena. Do chyba najprzyjemniejszych testów. On a nie ja.

Był już w tym roku konkurs na blogaska roku? Bo bym chętnie dała się zepsuć sławie, błyskom flesza, sprzedać się względnie drogo… A Wy byście zagłosowali, mam nadzieję, co?

ZA TE WSZYSTKIE ZNIŻKI DO ERBAJKA, przecie.

MAM GDZIE TRZYMAĆ TE KEGI, SERIO!

No dobra, ale ja karierę robię i tak, I UMIEM SOBIE ZROBIĆ BUDYŃ Z TOREBKI;)

Enyłej. Pogadaliśmy troszeńkę, po czym ja umknęłam z wiszącym mi nad głową widmem treningu. Po pięciu minutach nic się nie zmieniło i ciągle miało być w trupa. Nie nastąpiła aktualizaNcja.

I było w tego nieboszczyka, acz pewnie byłoby bardziej, gdyby napotykani i nagabywani przeze mua pod Kampinosem KULARZE zechcieli się ze mua ścigać, co Wojciu zalecał – żebym se towarzystwo znalazła.

Jak robię kompensację to mi siedzicie kurwa na kole i sapiecie niezadowoleni, że się snuję.
A tak, jak trza, to nie, MACIE INNE ZAŁOŻENIA, ciule.

I chamy z poczty.

Se musiałam więc wyobrazić, że się z kimś mierzę. A że wyobraźnię mam, to jechali ze mną… a nie powiem. Niech nie będę w Waszych oczach bardziej pieprznięta niż jestem;)

Swoje zrobiłam. Szczęśliwie nieopodal znajdował się całkiem przypadkowo Dom Zły, mogłam spocząć przy LETNIM GRILLU i zgnębić się na ciężki kisiel.

Chyba przejdę na drugą dietę, bo na tej jestem ciągle głodna.
Kategoria >50 km, trening


Dane wyjazdu:
102.08 km 0.00 km teren
04:25 h 23.11 km/h:
Maks. pr.:39.10 km/h
Temperatura:21.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:135 ( 68%)
Podjazdy:295 m
Kalorie: 3218 kcal

No co ja będę ściemniać… ciężko było!

Środa, 6 czerwca 2012 · dodano: 07.06.2012 | Komentarze 6

Ale to tylko z uwagi na to, że kurna, JAK TU WYJEŹDZIĆ cztery godziny? Gdzie? Gdzie po mieście?

Zamiast się zastanowić wcześniej – tylko dlatego, że ja strasznie nie lubię planować – wylazłam z pracy z myślą, że wsiądę i zacznę jechać I JAKOŚ TO BĘDZIE.

I pojechałam. Nawet se pomyślałam o Goruńciu, że gdybym wylazła z robo wcześniej, to może-by-my-się-zjechaly, a tak to będę se musiała poplumkać w totalnej w samotności.

Ale niiiieeeeeeeeeeeeeeeeeeee! Bo se stoję na KRIŻOWATCE Wolska/Prymasa, czekam na światełka, żadne tam jasnozielone, tylko zielone (odcień Żar Tropików), gdy WTEM – tadaaaaaam – podjeżdża do mnię Goruńciu Tralaluńciu!

Mam moc! Niniejszym myślę sobie o trzymiesięcznym urlopie, podczas którego dojadę na kołach do Hiszpanii i se stamtąd wrócę.
ALBO I NIE WRÓCĘ.

I jeszcze se pomyślę, o czym tu pomyśleć, skoro tak mi się udaje wymyśleć:).

Goruńciu przejechał ze mną kawałek, bardzo wstępnie ustawiliśmy się na zawtra, acz nieśmiało przeczuwałam, że może nie tyle będę miała dość roweru, bo to nigdy nie nastąpi, ale będzie mnie bolał zwyczajnie, normalnie zad i z mojego wybycia o brzasku z domu nastąpią dumne NICI.

Rozstaliśmy się (na pewno wewnętrznie chlipiąc z żalu) i ja wybyłam na Bielany, na moje NAJUKOCHAŃSZE sprinty.

TROSZEŃKĘ przeszkadzały mi w nich wyrobione bloki, czyli wypadające z pedałów laczki. W ogóle mnie to nie wkurwiało. Ani trochę. Starałam się być tą całą, sławną pierdoloną oazą spokoju. I sprincić, dużo sprincić.

A po wszystkim już musiałam zastosować Możańciową zasadę jazdy po miachu: CAŁY CZAS PROSTO, A JAK CZERWONE, TO W PRAWO. Dzięki temu nie umarłam z nudów, utrzymałam se tętno i wniknęłam ja w tak kapitalne uliczki, że założę się, iż oelka wie na ich temat wszystko i że obiecałam se KIEDYŚ tu zajechać pocykać na przykład foty.

KIEDYŚ to w tym przypadku taki określnik czasu, który nigdy nie nadejdzie. Bardzo konweniuje z nim moja autorska piosenka o Centurionowym widelcu, która brzmi
KIEDYŚ CIĘ WYMIENIĘĘĘE, WYMIENIĘ CIĘ

Owo KIEDYŚ się zrealizuje, najpewniej wtedy, jak rzucę pracę i treningi. Na oko WTEDY.

Pozostałe moje konstatacje z tegoż dnia są takie, iż…
Słavciu z Dereniowej miał rację, mówiąc, że na Centka trzeba klepać specjalny termin, bo „przecież jak się wezmę za widelec, to zaraz piasty trzeba będzie robić”. Może piasty niekoniecznie, ale przełożenia wchodzą jak kurwa mać chcą. Dzięki temu moje UKOCHANE przyspieszenia wkurwiały mnie jeszcze bardziej.

No ale.
Bardzo fajnie jest pogapić się na ludzi, jedna na przykład pani ćwiczyła se na przystanku przy Centrum Olimpijskim krok walczyka, inna trenowała jakąś przemowę, wyznanie jakby. I nie, nie była wariatką. Normalna, zdrowa, nasza polska (pije mleko, doi krowy, słucha Szopena) dziewucha.

Od ludzi to wręcz się zaroiło na mieście, Starówka pęka w szwach, od południowców zwłaszcza. W okolicach Bristolu tłoczą się z kolei Rosjanki, tak wypacykowane, że trudno je pomylić z innymi Słowiankami.
Euro sreuro!

I nie to, że nie wierzę w naszych, ale coś mi mówi, że te wszystkie biało-czerwone kondony na lusterkach samochodów znikną w okolicach ostatniego meczu fazy grupowej;).

I o.

Na mój numer blukonektowy przychodzą bardzo fajne smsy:
1) Madzia prosze pogadaj z ewelina bo chce mnie olac a wiem ze w tym pomaga jej sroka i inne kolezanki przeciesz ona mnie kocha i ja ja tez prosze pogadaj znia
I chyba dużo lepszy:
2) Powiedz mi szczerze od kogo kurwa ewelina ma roze

Też dociekam. Od kogo ta kurwa ewelina może mieć różę? Macie jakieś pomysły?


Dane wyjazdu:
102.94 km 6.44 km teren
04:19 h 23.85 km/h:
Maks. pr.:41.08 km/h
Temperatura:19.0
HR max:177 ( 90%)
HR avg:138 ( 70%)
Podjazdy:317 m
Kalorie: 3344 kcal

A więc Che jest w grze

Wtorek, 5 czerwca 2012 · dodano: 06.06.2012 | Komentarze 14

Czyli skończyliśmy snuć się jak cioty, jak miękkie wacki, jak pielgrzymka na Jele... yyy... JASNĄ! Na Jasną Górę, jak przelew z wypłatą, jak ja na imprezę na miacho.

Dystansowo i wysiłkowo było grejt. Wysiłkowo nawet było tak, że se w końcówce już troszeńkę umierałam, ale ponieważ też całkiem dawno temu se po rowerze umierałam, to się tym zdychaniem napawałam.

Póki co z roboty do domu pociskam terenową ście nad Wisłą, jest to jeszcze w miarę wykonalne. O ból białka oka przyprawiają mnie ohydne budy Coca-Coli i Carlsberga wystawione na wysokości naszego narodowego koszyka. Zapowiada to szereg kolejnych miejskich UPIĘKSZEŃ, po spojrzeniu na które zwiewać będę do kibla lub też w krzaki, skąd dobiegnie Was wydobywana przeze mnie ścieżka dźwiękowa z filmu Godzilla kontra Hedora. Czyli womit będzie ścielił się gęsto.


Ja wiem, że w efekcie i tak wszyscy będą tak najebani, że nawet nie będą pamietać niczego poza nalewakiem do piwa, ale mnie taki syf razi.

Z jednej strony plastik nad Wisłą, z drugiej strony MALUJĄ TRAWĘ na stadionie.

I żeby nie było, że ja nie lubię futbolu. LUBIĘ. Ale to, co robi wokół niego Warszawa trochę przypomina mi łatanie dupy smalcem i zakrywanie pudrem wielkiego ropnego pryszcza.

Ale.

Pyknęłam se wieczorkiem trening, w czym (w jednej czwartej) towarzyszył mię obcy17, który rower ma (nie sprzedał), jeździ (choć jaki ktoś jeździ i wpisów nie robi, to znaczy, że jednak nie jeździ – na zasadzie pics or didn't happend;)), szczelył ze mną kilka podjazdów i se pojechał (czyli jeździ). A ja zostałam i dalej cięłam te GÓRKIE w trupa.

Acz mimo że w trupa i że co i rusz miałam przed óczmi śmiertelne koncentryczne kręgi, to JAK PRZED LADĄ Z SERAMI debil cieszyłam się, że jeżdżę.

I tak jednak w kwestii formy mam jaskrę analną i nie widzę po prostu mojej dupy w niej. W formie, nie w jaskrze.

A ten PAN z wczoraj chyba jednak do ICMu WESZED.
Rześkość jakby zelżała. A ja go od naci od buraka!
Cipa żem.

Nowe Gossip jest takie, że albo ja się nie znam, albo za mało darcia Ditto w tym wszystkim. Jak posłucham 700 razy, to może mi się spodoba. Jak Mamoniowi.

&ob=av2e





Dane wyjazdu:
56.88 km 0.00 km teren
02:44 h 20.81 km/h:
Maks. pr.:43.70 km/h
Temperatura:15.0
HR max:155 ( 79%)
HR avg:124 ( 63%)
Podjazdy:151 m
Kalorie: 1764 kcal

Początek czerwca, a ja w bluzie, heloooou!

Poniedziałek, 4 czerwca 2012 · dodano: 05.06.2012 | Komentarze 12

Gdzie to się pisze, żeby ktoś coś z tym zrobił?

Może w sumie władny byłby ten (pełen miłości, sympatyczny bardzo) gość, który rano próbował mnie straszyć jakąś blachą – z długości czasu, w którym mi ją prezentował wnioskuję, że mogła to być odznaka ZBOWIDu lub plakietka od dentysty, wydana (ZUPEŁNIE SŁUSZNIE) w ramach programu „Szkorbut naszym przyjacielem”.

Bo gdyby naprawdę była jakimś atrybutem władzy, to miałabym pewnie czas przyjrzeć się jej, a nawet z nazwy tejże władzy dokonać wielu anagramów.

A straszył mnie, bo ruszyłam ze świateł na wczesnym zielonym, czyli sekundę przed zapaleniem się światła zielonego (odcień trawa Amazonii). Zobaczywszy to, uznał za konieczne dogonić mnie, prawie wgnieść w krawężnik, zatrzymać samochód na dwóch pasach ruchu (z użyciem awaryjnych, to w sumie chwalebne) i pouczyć mnie o tym, JAK WIELKIE WYKROCZENIE POPEŁNIŁAM i że teraz to mam problem.

Machając mi tym blaszakiem przed oczami i śmierdząc z paszczy, oraz tykając, czego w takich sytuacjach nie trawię infernalnie (śmierdzenia z ryja też, ale walenie per 'ty' szczególnie mnie podkurwia), próbował ustalić, co ze mną jest nie tak.

A że ze mną jest wszystko tak, wyszczerzyłam ryj w fałszywym, szerokim uśmiechu i zaprosiłam gościa do konwersacyjnego walca, w którym to raz, że zapytałam, czy wyjmie też Paszport Polsatu i harcerski proporczyk, co mogłoby bardziej mnie odstraszyć niż odznaka Strażaka Sama (czy cholera co tam miał w łapach, migał nią tak zaciekle, że prawie dostałam herzklekotu), dwa to wymusiłam ustalenie tego, czy się znamy, skoro sobie nie jedziemy po godności, po trzecie poprosiłam, żeby swoje teksty w stylu „młoda, ładna, a takie rzeczy robi” zostawił dla koleżanek w pracy, w tym całym odznaczonym ZBOWIDzie, bo tam może to jeszcze zadziałać, dla mnie to ociera się o seksizm. I z tym na przykład mogę mieć wielki problem, nie śmiem nawet zaprzeczyć.


Po tym moim monologu troszkę chyba odstaliśmy od siebie poziomami, a na pewno mogliśmy to stwierdzić oboje, bo wąsaty pan (z żarciem na tychże wąsach), zniechęcił się do dalszego edukowania mnie w zakresie tego, jak karygodne było to moje ruszenie ze świateł i to edukowania w ryku klaksonów tych, których przyblokował swoim zatrzymaniem się na dwóch pasach ruchu.


Lubię tę naszą polską moralność, gdy karci mnie ktoś, kto chwilę później na pełnej kurwie i PÓŹNYM żółtym przecina Waryńskiego.

Czuję się naprawdę pouczona.

I widzicie, zapomniałam go poprosić o tę pogodę. Machając tą odznaką w ICMie, mógłby zdziałać cuda.

Na czas Euro wejście do Zdrofitu w Centrum Olimpijskim przypomina przeprawę na lotnisku. Co prawda nie obmacują, ale skierowanko na z dowodu spisywanko i prześwietlanko wydają.

Dlaczego ja coraz bardziej „kocham” tę imprezę:).


P.S. A raczej wielkie proszalne P.S.:) Potrzebywam na weekend pożyczyć kamerkie na kierę roweru/kask. Mój dotąd niezawodny kontakt operacyjny w tej materii wziął i się wysypał, w sensie wyjeżdża świnia z tą kamerką i wyjątku dla Che zrobić nie chce:)

Uratuje ktoś? Jakoś?

W zamian mogę, nie wiem, ZNIŻKĘ W AIRBIKE ZAŁATWIĆ :D:D:D





Dane wyjazdu:
51.12 km 0.00 km teren
02:48 h 18.26 km/h:
Maks. pr.:41.60 km/h
Temperatura:16.0
HR max:155 ( 79%)
HR avg:121 ( 61%)
Podjazdy:110 m
Kalorie: 1428 kcal

Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam

Niedziela, 3 czerwca 2012 · dodano: 04.06.2012 | Komentarze 15

Ale mam nadzieję, że Wojtek wie i że jutro skończymy te ciotowate moje występy. Albo najpóźniej jutro wieczorem. Byle w ogóle.

Po tym jak wczoraj uchetałam się pod wiatr przez caluśką traskie, dziś zostałam nagrodzona za owo bohaterstwo swe i przyznano mi wysokie noty, które przeliczono na dzisiejszy wiatr w plecy. Chyba że to przez błotniki, którem wiozła JEDNEJ TAKIEJ, co to była w potrzebie, od Pana Niewe, który pomaga czasami w tejże.

Te błotniki wiozłam na plecaku, bo ja swoich rowerów nie kalam takimi ustrojstwami (tak, wiem, i dzięki temu zawsze gderam o mokrej dupie), co implikowało konieczność uważania, żeby mnię nic nie zdjęło z siedzenia (kiedyś zdjął mnie z Centka wieziony widelec, z którego to wydarzenia najbardziej zapamiętałam, że bardzo daleko potrafi tak rozjuczony rower odjechać człowiekowi spod dupy).

Na Bemowie potrzebująca błotniki zabrała, coś tam mówiła, dużo mówiła, a co mówiła, nie pamiętam, ja zarejestrowałam jedynie jedno słowo: PIWO jako formę odwdzięczenia się za serce me przysłużne wielce, po czym wydzwoniona przez znajomych pognałam do Samiry na Pole Mokotowskie, gdzie głód swój też zaspokoiłam – na oko – czterdziestoma litrami humusu.

Nie, czterdzieści litrów humusu to wchłonęłam przez pierwsze pięć minut w Samirze. Potem musiałam czekać, aż sprowadzą całoroczne zapasy ciecierzycy i udostępnią mi ją w żądanej formie w ilości „jak nie wystarczy, to wam wypowiem wojnę, dziady!”.

We stolicy odbywały się jakieś zagęszczone ruchy cyklistyczne, co oznaczało tłumy, co z kolei oznaczało dramatyczne ilości chaotycznie przemieszczających się osób.
A że nie umiem funkcjonować w takiej RIJALITI, uciekłam do domu, z nadzieją, że wyjdę na łowy ciemną nocą, gdy te wszystkie cyklisty se pójdą w… niwecz.

Albo to przez tydzień jazdy jak pizda, albo przez plamy na słońcu lub bekanie mrówkojadów w Nowej Zelandii mam załączony wysoki wskaźnik krytycyzmu. Na mocy tego – gdybym prowadziła bloga kulturalnego (czyli takiego o kulturze, a nie niezawierającego kurew różnej świetności) – zjechałabym równiusieńko czwarty sezon Californication, kilka odcinków drugiego sezonu UWIELBIANEGO przeze mua sitcomu Modern Family i za kilka uproszczeń poddusiłabym żyłką wędkarską scenarzystę „Nietykalnych”, choć film ogólnie ZNAJDUJĘ jako przekapitalny. Niech ja już skończę tę trzydziestkę, będę wiedziała DLACZEGO KURWAŻ TYLE RZECZY MNIE WKIERWIA.

Oprócz tego, że wiele mnie bawi. Jak reklama Łaciatego z krowami w wielu nie krowich pozycjach


Dane wyjazdu:
50.07 km 9.00 km teren
02:25 h 20.72 km/h:
Maks. pr.:39.40 km/h
Temperatura:14.0
HR max:148 ( 75%)
HR avg:119 ( 60%)
Podjazdy:198 m
Kalorie: 1458 kcal

Czerwiec zaczynam od jęczenia

Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 04.06.2012 | Komentarze 12

I to raczej nie w sensie amorów:D

Ostatnio nawyzłośliwiałam się na temat tego, że wszyscy czegoś ode mnie chcą. To jak już jestem na fali wkurwu, to poruszę (i na tym zamierzam poprzestać w tym półroczu, co raczej łatwe będzie, bo się owo zaraz zakończy) temat ZAPRASZANIA MNIE TU DO GRONA SWOICH ZNAJOMYCH.

I to po – jak dobrze pójdzie – już jednym zamieszczonym u mnie komentarzu.

Jeszcze rozumiem, jeśli nawiązała się między mną a ZAPRASZACZEM żarliwa wielodniowa dyskusja, podczas której mógł ustalić, że jestem nieuprzejmym suczyskiem. Na przykład. Nie każdy jest godzien tej wiedzy zaznać.

Też rozumiem, jeśliśmy konferowali na priwie i ja konwersowałam, sącząc przy tym piwko – wtedy to już mi się zupełnie zaciera granica i nie pamiętam jakby, czy znam, czy nie znam. Zaś kojarzy mi się to sympatycznie i w sumie wali mnie, czy znam, czy nie, się po prostu napawam tym, że znam, choćby i sztucznie. Bo doznałam pozytywnych emocji za sprawą interlokutora.

Ale wpadają mi tu czasem ludziska, nie aktywując się w ogóle wcześniej i z zaskoczenia mnię doklikują.

Takich zaproszeń mam 27 (od samych nigdy wcześniej niezaktywowanych).

I nie, nie robię z siebie gwiazdy, ja tylko ostatnio mam fazę na wyjaśnienia i – skoro już wyjaśniłam parę rzeczy – uściślam, dlaczego te zaproszenia wiszą.

No.

Po tym, jak dowiedziałam się, że wczoraj Kult zagrał w Opolu, rzygałam z obrzydzenia całe przedpołudnie.

Dobrze, że byłam wtedy na innym występie artystycznym, innym niż podejrzewał k4r3l;)

Jednak WSZYSCY artyści to prostytutki, co nie, panie Staszewski?

Rowerowo to mam zalecenia takie, że ma mi śmierdzieć malizną. I wali mi nią na milę.


Dane wyjazdu:
45.07 km 8.00 km teren
02:10 h 20.80 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:11.0
HR max:149 ( 76%)
HR avg:120 ( 61%)
Podjazdy:127 m
Kalorie: 1457 kcal

Zawsze dla piątków ciężko mi się wymyśla tytuły

Piątek, 1 czerwca 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 13

Aby mi się w niektórych częściach mojego przeboskiego ciała nie poprzewracało z nadmiaru SZCZASTWA, zmokła mi ta wspomniana niektóra część anatomiczna oraz pozostałe też.

Mam też tę część obtłuczoną, inne – jak np. nadgarstek –zresztą takoż. Wiem, że to niemądre, ale chyba czekam momentu, gdy ten widelec złamie mi się podczas jazdy. Tłucze bez litości.

Taka jestem trochę szalona ryzykantka, niemal jak Kasia Dowbor.

Se myślę tak z beczki reasumującej, że zły to znak, jak Che ma uprane buty. Zawsze jak mam uprane buty, to pada. Oraz jak mam umyty rower, a w niem nasmarowany łańcuch. W przypadku Centuriona już nie szaleję, nie ryzykuję, teraz już tylko smaruję łańcuch.

Czyli zestaw uprane buty + nasmarowany łańcuch zawsze będzie oznaczał, że coś się popierdoli z pogodą.

Ja naprawdę nie lekceważę siąpienia, lekkiej mżawki, mam dla niej respekt, ale nie po to go mam, żeby spotkało mnie takie deszczobicie, jakem z pracy wracała, w niedoschniętych po porannej jeździe butach, spodenkach, skarpetkach i gąbkach w kasku.

Dostaję dziś ofertę Citeamu nabycia w promocyjnej cenie naczyń z powłoką, ja oczywiście czytam, o naczyniach Z WYWŁOKĄ.

Kliknęłam po więcej i jakie rozczarowanie. Żadnych sprośnych fresków na emalii.
Bez fantazji totalnie. Zupełnie nie jak ojciec mojego kumpla, który dostał przykazanie od małżonki nabycia koca dla swoich mocno młodocianych owoców żywota swego.
Kupił.
Wielce z siebie zadowolony i nie wiem, czy z tej okazji też nie CZAŚNIĘTY przyniósł DZIECIOM koc. ‘
Z GOŁĄ BABĄ.

No co? Od maleńkości synów trzeba z krągłościami oswajać.

Tu poszerzają ten chodnik z tego powodu, z którego ja myślę, że poszerzają?
Tu na winklu zawsze można było ustrzelić pieszego albo inny rower © CheEvara


Jeszcze nie wiem, czy mnie to cieszy.


Dane wyjazdu:
68.40 km 19.50 km teren
03:35 h 19.09 km/h:
Maks. pr.:37.80 km/h
Temperatura:16.0
HR max:155 ( 79%)
HR avg:115 ( 58%)
Podjazdy:188 m
Kalorie: 2131 kcal
Rower:

Oesu, świat się kończy i to nie przez...

Środa, 30 maja 2012 · dodano: 02.06.2012 | Komentarze 10

... ojro tu tałzend tłelf!

On się kończy, bo…

Czekejta, wstrzymałam oddech…

Ten świat, on się kończy, bo…

Nie, kurna! Nie wypowiem, bo ciągle nie dowierzam!
No ale muszę, albo świstnę! Albo wezmę siekierę i się rozdwoję!


Ten świat się kończy, bo NIEWE ZE MNĄ KOMPENSOWAŁ!

I nie to mnie dziwi, że Niewe. Nie to, że ze mną. Mnię zadziwia, że KOMPENSOWAŁ!!

Jakoś tak wszystko stanęło mi przed oczami. Ze WSZCZĄSU.

No dobra, bez żartów. Troszkęśmy pojeździli. Nawet zrobiło się towarzysko mocno – bo jak w tej Familiadzie, Goro za Niewe, Niewe za Dżankiem i gdzieś tam Che…

Bo plan był taki, że chłopaki się skrzykują, a ja DOŁANCZAM, jak zdołam.

Fizycznie to wyglądało tak, że Niewe pobrał mnię spod mojej pracy, tugeda pocięlim na Pole Mokotowskie (JEDNO Pole!), gdy to wsiadł nam na koło jakiś CZEPAK;) na ostrym:D

Przyjrzeliśmy mu się dokładnie i na szczęście był to Dżanek, który zapomniał dać mi się KARNĄĆ na tym swoim łowerze.

Do czterech jeźdźców brakowało nam już tylko Gora, na którego cześć wymyśliłam piosenkę, którą oczywiście mu przedstawiłam tuż pod jego pracą.

A BRZMI ONA:
Goooooro, Goro ALLELUUUUUJAAA!

To jest na razie pierwsza zwrotka, drugą ułożyłam chwilę później, w szale tworzenia.

A BRZMI ONA:
Gooooro Goro NAM OCHUUUUJAŁ!

I oczywiście sytuacja jest rozwojowa. Będzie tej twórczości więcej.

No. Przybyliśmy po Goruńcia, któren to już na nas czekał, odbyliśmy krótką naradę na temat, GDZIE jedziemy, ale te ustalenia zdominował mój głos.

A BRZMIAŁ ON:

PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!

Nie było rady. Pojechaliśmy do Latchorzewa, nawigowani przez Niewe, który prowadził nas zupełnie jakby chciał nas UPROWADZIĆ. Potem stery UPROWADZANIA przejął Dżanek, ale kuźwa!

Nie zebraliśmy się tu, żeby se jeździć. Ja chciałam PIIIIIIWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!

A dostałam i piwa, i PAAAAAAAAAAAAAAAAAWIAAAAAAA!;)
Ho tam w Latchorzewie, w knajpie miauczą takie dwa krzykacze.

No. Niektórzy – jak mężczyźni – pili piwo, dużo piwa, inni jedli lody, a jeszcze inni mają narzeczoną.

Wiadomo zatem, kto bronił honoru prawdziwych browerzystów.;)

Ci, którzy lubię:



O;)

Coś się pierdoli z pogodą, IZYNT?


Dane wyjazdu:
28.22 km 0.00 km teren
01:20 h 21.16 km/h:
Maks. pr.:31.86 km/h
Temperatura:21.0
HR max:154 ( 78%)
HR avg:119 ( 60%)
Podjazdy: m
Kalorie: 855 kcal

Ponieważ jeździłam krótko, będę pisała długo

Środa, 30 maja 2012 · dodano: 01.06.2012 | Komentarze 15

I pouczająco.

Będzie to lekcja poglądowa SZANUJ CHE, BO JAK NIE, TO W RYJ

Polecam przeczytać ten wpis z uwagą, przyswoić, nauczyć się go na pamięć, po czym przeczytać jeszcze raz i kurwa jeszcze raz.

Otóż wydaję oświadczenie, bo mnie strzela już chuj, ulało mi się, moja osobista masa krytyczna jebła i mam dosyć.

Czytajcie naprawdę uważnie, bo nie będę powtarzać. I mam nadzieję, że się zrozumiemy.

Po pierwsze.
NIE JESTEM menadżerem Wojtka, mojego trenera. Jestem jego ZAWODNIKIEM.
W związku z czym, NIE WIEM KURWA, czy jest teraz, czy będzie jutro, a może czy był w ubiegły piątek nabór do teamu.

Nie jestem też jego sekretarką, czyli nie będę występować w Waszym interesie i pytać go o to, czy znajdzie czas i chęć, żeby Was trenować.

Na stronie teamu jest jego numer telefonu, proszę użyć mózgu i własnej paszczy i zadzwonić.

Pytań w kwestii powyższej dostałam w samym, właśnie kończącym się tygodniu 14. CZTERNAŚCIE, kurwa.
W ubiegłym 19.
Tak, DZIEWIĘTNAŚCIE, kurwa.

Po drugie.
Co trzeba mieć w głowie, żeby myśleć, że ja sprzęt rowerowy mam za darmo, lub też za pół darmo? I że niemal uczestniczę w giełdzie i wymianie części pomiędzy innymi zawodnikami?

Czytać uważnie: NIE JESTEM GWIAZDĄ KADRY NARODOWEJ i za wszystkie części PŁACĘ, kurwa. I nie mogę ZAŁATWIĆ hamulców, napędu, kół. Meblościanki, uszczelniacza do okien i rolet rzymskich TEŻ WAM KURWA NIE ZAŁATWIĘ.

Po trzecie (to mnie już wybitnie kurwa przerosło):
NIE JESTEM w zespole obsługującym sklepy Airbike, w związku z czym, nie mam pojęcia, czy mają taki mostek, czy takie opony i za ile, a także nie orientuję się DO KURWY NĘDZY, czy mają niebieskie nyple.

Jeśli wydaje Wam się, że jesteście jedyną osobą, która mnie o takie rzeczy prosi, spieszę ze sprostowaniem. Należycie do gromady BEZCZELNYCH znajomych, którzy tę znajomość traktują INTERESOWNIE.


Po czwarte coś w podobnym klimacie:

NIE. NIE MOGĘ WAM ZAŁATWIĆ KARTY RABATOWEJ AIRBIKE.

Nie mogę też Wam czegoś kupić na siebie, używając mojej zniżki.

Włączcie kurwa swoje makówki, wysilcie te ciężko kapujące mózgownice i niech do Was dotrze, że nie jesteście wyjątkowi – KAŻDY MNIE KURWA O COŚ PROSI.

Polecam dwanaście razy się zastanowić, zanim zapytacie/poprosicie mnie o coś, czy na pewno jakieś trzysta osób wcześniej nie pitoliło mi o to samo.

Piszę to wszystko tu, dla Waszego dobra, bo od teraz każda prośba skierowana do mnie, a związana z pogadaniem z Wojtkiem, „skołowaniem czegoś taniej”, czy z użyciem mojej zniżki skończy się tym, że zjebię Was bez względu na to, czy Was lubię, piłam z Wami piwo i byłam zajebiście sympatyczna, czy też złożyłam właśnie ślub czystości, na mocy których obiecałam nie kląć.


Nie zmierzajmy do tego, że będę patrzeć na Was z obrzydzeniem.

Nie bądźcie bezczelni i domyślcie się, że sklepy Airbike to nie jest mój biznes. Nie ja go prowadzę, nie ja przyznaję rabaty, nie ja robię stronę www i nie ja znam ceny, do kurtyzany biedy, czy też do innej kurwy nędzy.
Dziękuję za uwagę.

Skończyłam i idę wydrzeć ryj na koncercie.