Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
28.64 km 0.00 km teren
01:22 h 20.96 km/h:
Maks. pr.:42.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max:165 ( 84%)
HR avg:134 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 409 kcal

No i poniedział też spiszę na straty

Poniedziałek, 5 grudnia 2011 · dodano: 06.12.2011 | Komentarze 7

Przez caaaaały weekend nie jeździłam na rowerze. Dacie wiarę? CAŁY WEEKEND!
Się szkoliłam ze Spinningu, a że szkoliłam się do 17-tej, a potem to po prostu chciałam się napić (i plan wykonano), poza tym albo DUŁO (jakby ktoś miał się powiesić), albo lało, albo mnie suszyło.

A że Wrocław jest miastem godnym, by załatwić się na dorodnego selera (plan wykonałam w sobotę, konkretnie w Spiżu), czasu na bajsikla nie stykło. W sensie, że na bajsikla w terenie, bo na spinningowym rowerze to się ujechałam, wkraczając przy okazji boleśnie, acz celowo w strefę beztlenową.

I tak o.

Myślałam, że więcej kilometrów nadrobię w poniedział, ale raz, że jestem przedostatni dzień w dżobie i muszę wszystkie moje rzeczy spakować, dwa, że mam zadżeb, trzy, że lało (jakby ktoś miał się nie tyle powiesić, co jeszcze autozgwałcić). Nydyrydy. A raczej ny dyło rydy.

Jak już się spakuję i wyniosę, to zamierzam przenieść się na jacht.


Dane wyjazdu:
25.60 km 3.40 km teren
01:12 h 21.33 km/h:
Maks. pr.:46.80 km/h
Temperatura:5.0
HR max:176 ( 91%)
HR avg:150 ( 78%)
Podjazdy: m
Kalorie: 609 kcal

Umrę kurna z takim kilometrażem!

Piątek, 2 grudnia 2011 · dodano: 05.12.2011 | Komentarze 9

A skazanam na niego, na ten kilometraż, była, bo wieczorem, a raczej jeszcze po południu, tuż po pracy udałam się ja na Wrocław, podszkolić się, popedałować (co prawda pod dachem, ale Szpecka zabrałam).

Szpecek ów niebawem dostanie niu amor, co implikuje fakt, że Centek też dostanie amor, może nie nju, ale dostanie. Ale amor.

A tymczasem będę – TADAAAAAMMMM – lobbować za tym, by słuchać i klikać w owoc, w wytwór pracy tego chorego, zrytego umysłu.

Przez całą drogę do Wro katowaliśmy z Niewe płytę tegoż jegomościa:



No ja bym go wpuściła.

CZEGO PAŁN SOBIE ŻYCZY?


Dane wyjazdu:
45.62 km 2.80 km teren
02:03 h 22.25 km/h:
Maks. pr.:40.40 km/h
Temperatura:4.0
HR max:166 ( 86%)
HR avg:133 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 989 kcal

Chyba stanę się taka bardziej alternatywna

Czwartek, 1 grudnia 2011 · dodano: 02.12.2011 | Komentarze 8

Odesłali mnie bandyty. Nie pozwolyly dać. W sensie, że płytków. W sensie, że krwi.
CHAMY!
No ale dobrze. Zapamiętam to sobie (jak w "Seksmisji": JUTRO TEŻ WAM UCIEKNIEMY!).


Pan Czarek Zamana z lekka ochujał. Pakiet max za 550 zyla? Bez szopingu w sklepiku?? A w zamian za podwyżkę co, nadal makaron aro? Polany wyrobem oliwopodobnym (aro)? I to wszystko posypane seropodobnym szitem (prawdopodobnie aro)? Wolne szkurwa żarty.

A potem na koniec człowiek się dowie – jak ja w tym roku – że koszulka Finishera, jaka mu przysługuje za wszystkie starty jest w rozmiarze L. Bo się nie chce ich wydawać według najprostszego porządku, tylko jak leci. Tak było na zakończonku sezonku w Łomiankach. Nikt mię nie skontrolował, czym faktycznie wszystko przejechała.

Mazovia srazovia.


Nie mogę powiedzieć, że się dziś najeździłam. Zwykła do- i zpracowa dojazdówa.
I w weekend też się nie najeżdżę. Chyba wrócę z tego Wro na rowerze.

--
Gunsi przyjadą do Polski w 2012 roku, a mnie się jednak ostatnio podoba to wcielenie Axla:





Dane wyjazdu:
51.87 km 4.20 km teren
02:34 h 20.21 km/h:
Maks. pr.:44.40 km/h
Temperatura:5.0
HR max:166 ( 86%)
HR avg:132 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1085 kcal

Kiedyś tu wpiszę tytuł

Środa, 30 listopada 2011 · dodano: 02.12.2011 | Komentarze 3

Koniec świata, taksówkarz mnię puścił na przejeździe rowerowym. No to jak nic zaraz nastąpi jakiś wybuch.
Pewnie gdzieś urodzą się trzygłowe bycze czworaczki. Z dżajami jak berety.

Dawno taka zdziwiona nie wracałam do domu. Wkurwiona i owszem, wracam. Nader często.


Dostałam dziennik samokontroli i jedyne pole, które mnie niepokoi to.
RUBRYKA Z APETYTEM
Przecież ja tam szkiurwa codziennie będę wpisywać, że podwyższony. Po prawdzie, to tam powinien być status dla mojego apetytu: CHOROBLIWIE NIEZASPOKOJONY.
I powinien on, ten status, być stopniowany.

Wiem, że singiel, wiem, że ograny, ale ja lajkuję:

&ob=av2e

BTW, straszne chamstwo na YT z tymi niepomijalnymi reklamami.


Dane wyjazdu:
49.33 km 3.60 km teren
02:29 h 19.86 km/h:
Maks. pr.:40.65 km/h
Temperatura:4.0
HR max:167 ( 86%)
HR avg:136 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1007 kcal

Statystyki mi padają, muszę to zreskjować

Wtorek, 29 listopada 2011 · dodano: 02.12.2011 | Komentarze 3

Zapomniałam Wam napisać, że tydzień temu śnił mi się BIAŁY kot na jęzorze lodowca. Totalnie biały kot. Skąd zatem wiem, że to kot?

No nie był to niedźwiedź. Niedźwiedzie nie miauczą. A zwłaszcza białe.

Miauczą natomiast Centurionowe kółeczka przerzutki. [A nie są białe.]

SmarowaNcja nie pomogła, zamierzam je zatem usmażyć na głębokim oleju. lepiej z pączkami, czy z frytkami (podle upodobań imć rootera wrzucę karbowane) może? Hę?

Znów mam zacier w robocie, stąd dystans gówniany.
Nie mam nawet czasu siedzieć na koniu.


--
Muszę przyznać, że całkiem zacny ten kawałek wyszedł temu KaCeZetu:





Dane wyjazdu:
56.30 km 2.80 km teren
02:28 h 22.82 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:6.0
HR max:157 ( 81%)
HR avg:127 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1158 kcal

No to jęło napierniczać, co?

Poniedziałek, 28 listopada 2011 · dodano: 29.11.2011 | Komentarze 5

Niektórzy dzięki temu nie muszą z grabiami latać, bo podwórka & skwerki same się zamiotły, a zamiotły się o tak:


Się zame te liście zamiotły i na dedeerze zrobiło się LIŹDZIAZDO. © CheEvara


Niebawem tam – na miejscu tych liści – będzie zalegał śnieg. Jak co roku;).


Pewne rzeczy się posprzątały, innym wywaliło kręgosłup...

Coś się tu WYGŁO © CheEvara



Ja miałam akurat w plecy w obie strony – jak nigdy. Co zresztą widać po tętnie i zjaranych kcalach. Zero wysiłku. To jest podejrzane i już czekam na pierwsze wybuchy na Jowiszu. I na jakiś rewyndż.


Rano – jak niemal o każdym poniedziałkowym poranku, gdy wracam raniuchno z treningu – spotkałam śliwkę. Uśmiechniętą śliwkę:).


Ojjjaaaaaa, ktoś z Kolumbii czyta mojego bloxowego blogaska. I z Gronningen też! Analytics mię mówi, że nawet klikajom po kilka razy dziennie. Jasna śrubka! Nawet tam komuś uszkodzę mózg.


Dane wyjazdu:
57.20 km 41.00 km teren
03:43 h 15.39 km/h:
Maks. pr.:45.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max:179 ( 93%)
HR avg:139 ( 72%)
Podjazdy:811 m
Kalorie: 1922 kcal

Powtarzam, więc poprawiam

Niedziela, 27 listopada 2011 · dodano: 29.11.2011 | Komentarze 8

Niewe pisze, że namawiałam, a ja tylko zagaiłam.
Niewe pisze, że runda wkurwiająca, a mnie ta runda ciągle jara.
Niewe spieprzył z rundy, ja ją jeździłam dotąd, aż przejechałam bezbłędnie.

Czyli osiem razy. Siódmą przejechałam na tip top, ósmą zjebałam ponownie znów jak leszcz.

Jak ja się wkurwiam na siebie, gdy coś spieprzę na trasie! Uuuuuuyyyyyyhhhh!

Ale przynajmniej znalazłam pasek od buta, którym zgubiła w sobotę. Se podjeżdżałam najbardziej sztywny (jak dla mua) podjazd na rundzie. Se jadę, prawie leżę na kierze, zaciskam zęby, a tu nahleeeee! Nahle jest, widzę go, maaaaam! I mię się podjazd nie udał.

Tom znalazła w niedziele, com zgubiła w sobotę! © CheEvara


Co z tego, że rano przepięłam już pasek (taki wielki trytyt!) z szosowych Sidików:D
Dobrze, że się znalazł.


No i o.
Niewe mnie zastał, jak katowałam rundę po raz piąty.
Niewe przybył w sposób strasznie demotywujący. Z pizzą i skrzynką piwa.
Niemal udało mu się mię złamać.

Wypiłam jedno (uzupełnienie elektrolitów i węglowodanów – czyli mnie nie złamał, ja ciągle zachowywałam postawę sportową) i zabrałam Niewe na rundę.

Z powodu zespołu słabości kostki, jaki dręczy Niewe i jego – jak nietrudno ustalić – kostkę, zrezygnowalim z pierwszej rundy w jej pierwszej połowie. I pojechaliśmy się rozgrzać. W sumie słusznie, ja już przed pierwszą rundą przybyłam rozgrzana, bo na kołach do Jabłonny. A Niewe przyjechał na kołach też, tyle że czterech i nie chodzi tu o dwa rowery. Albo o cztery monocykle.

Potem podeszliśmy już do tematu poważnie.

Mnie się podobało, Niewe po cichutku się wkurwiał. Zresztą, zeznał o tym u się.
Może mnie ta runda pasuje,bo a) nie mam orientacji w terenie, a przeto nie mam wrażenia, że napiertalam w kółko, b) podchodzę do tej trasy mocno ambicjonalnie, bo się zawzięłam, c) lubię ją po prostu, bo ją lubię i lubię podjazdy, dużo podjazdów lubię.

A że się Niewe wkurwiał, to się naradziliśmy, że ja dokręcam se jeszcze, a Niewe se jedzie gdzieś. Jak ja już skończyłam, zaprowadził mię w miejsce, gdzie mieszkają najsmutniejsi ludzie na świecie. Blokowisko (teoretycznie nówka) przedzielone chamskim parkingiem z naćkanymi jeden na drugi samochodami, w środku blokowisk zabetonowane „studnie”, a wszystko to za ewidentnie wyjebiście wielkie pieniąse.

Nadziwowaliśmy się, nakręcilim nosami, nakpilim i pojechalim w las, już nie na rundę, a po prostu. Na ostatniej długiej BIAŻDŻYZDEJ prostej Niewe dostał kota i jął zapierniczać. A na prostej to ja zawsze zostaję z tyłu.

I tam z tyłu siedzę na koniu.

Aaaaa. Pomysł pojechania w rozmokły jabłonnowy teresen na półslikach uważam za wielce matołowaty. Rzekłam.
Kategoria >50 km, trening


Dane wyjazdu:
83.40 km 31.00 km teren
04:39 h 17.94 km/h:
Maks. pr.:46.60 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 93%)
HR avg:133 ( 69%)
Podjazdy:384 m
Kalorie: 2046 kcal

Trening, trening, kuooooocham trening!

Sobota, 26 listopada 2011 · dodano: 28.11.2011 | Komentarze 17

I cały tydzień czekam na tę przejachę na rundzie w Jabłonnie. Im bliżej, tym ja bardziej strzygę uszami, a rower tarczami.

Oczywiście, wracam z tej rundy ze świadomością, ile mam jeszcze do nauczenia się i opanowania i jaką jestem dupą techniczną i że technika to wcale nie jest taka lipa, ale wracam tak nagrzana energią, że aż mnie trzęsie.

Raz, że rundka jest genialna, dwa – że mam fan nawet z moich błędów, trzy, że bawi mnie upokorzenie, na jakie się narażam.

Dziś też się wypierdaczyłam ze trzy razy – na sztywnym podjeździe. Oczywiście gloryfikując moją własną zajebistość, powiem, że to przez złe ustawienie Rockhoppa, a tak naprawdę przyznam (w tak zwanym nawiasie, czyli domyśle, czyli między słowami), że przez mój brak pojęcia.

Mam tam też taki zjazd, który wolę atakować z rozpędu, bo jak zaczynam się nad nim zastanawiać, to zjeżdżam jak ostatnia fizda (i pała).
Dziś Wojtek zorganizował udział w treningu też Wojtasa z totalbikes.pl i tenże udział wszyscy uznali za pomocny, bo na przykład z jednego takiego prostego zjazdu zrobił zadżebczy slalomowy drift. Krejzol, serio.

Z przejazdu rundą tydzień temu mam już filmik, Wojtek, zgrywając mi go na penadrajwena, orzekł, że jeżdżę jak PIJANY KRÓLIK. Czemu akurat królik?? No ale trzeźwa byłam też. Hm.

Jak oglądam owo nagranie, to Pani Mama ma ze mnie polewę, bo oglądając go, ryję ze śmiechu i wchodzę w zakręty. Tak. Siedzę przed kompem i to wtedy wchodzę w zakręty. Absolutny czad.

A ponieważ za tydzień treningu nie ma, ale to dobrze, bo ja wtedy siekam szkolenie spinningowe, jutro jadę na rundę egejn.
Mimo, że jestem pałą i dupą.

Strasznie szelmowski ten uśmieszek mi wyszedł;) © CheEvara



Jakby ktoś pytał, to jestem na jachcie.


Dane wyjazdu:
66.62 km 6.80 km teren
03:08 h 21.26 km/h:
Maks. pr.:38.80 km/h
Temperatura:3.0
HR max:176 ( 91%)
HR avg:139 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1622 kcal

Jak ktoś jest pałą, to jeździ dwa razy

Piątek, 25 listopada 2011 · dodano: 28.11.2011 | Komentarze 2

Pałą jestem ja. Odrzyjmy od razu ten wpis z tajemnicy. Jestem wielką pałą.
Otóż, bowiem, gdyż.

Rano, a raczej przed pracą, bo 10:30 to już niewiele ma z porankiem wspólnego, ustawiłam się z Marcinem, vel. Czarnym lub też – jak raczą go nazywać w AirBike’u – Folią, żeby razem, tugeda, spod jego domu pojechać do wspomnianego wcześniej AirBike. Miałam cuś załatwić.

Podjechałam najpierw po Folię (z sukcesem podjechałam), z sukcesem razem dojechaliśmy na KEN – i powiem Wam, że jak będę miała w moim planie treningowym jazdę w tlenie, a nawet regeneraNcję, to będę jeździć wtedy właśnie z Marcinem, nie wychodziliśmy poza 15 km/h – weszłam Z SUKCESEM do sklepu, załatwiłam, co miałam, tyle że w połowie. Czyli możemy, owszem, mówić o sukcesie, tyle że połowicznym.

Na swoją obronę mam to, że zagadywano mnie.

W nieoficjalnej części oświadczenia o mojej własnej pałowatości przyznam jednak, że ja po prostu tą tępą pałą jestem.

Przynajmniej kilometrów natłukłam. Bo po pracy też musiałam pojechać. I załatwić. Na szczęście żaden z chłopaków nie wspominał (litościwie), że byłam rano (a zatem, że jestem pałą). Wszyscy (litościwie) udawaliśmy, że widzimy się dziś pierwszy raz.
Tylko złośliwe uśmieszki mogły na cokolwiek wskazywać.
Ale przynajmniej kupiłam se bacik do kasety, bo mój jakaś tępa sraka pożyczyła i nie oddała.

Jestem pałą. I siedzę na koniu.


Dane wyjazdu:
59.70 km 4.80 km teren
02:47 h 21.45 km/h:
Maks. pr.:34.90 km/h
Temperatura:2.0
HR max:169 ( 88%)
HR avg:137 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1370 kcal

Walka z systemem

Czwartek, 24 listopada 2011 · dodano: 25.11.2011 | Komentarze 23

Dziś rano usłyszałam w radio grupę ŁEM i ich „Lest Krysmes” i pobiegłam do łazienki, by zszargać dorodnym womitem dobre imię porcelitu z Koła. Zaczyna się to „dżingobelowe” gówno. Znowu miliardy ulicznych Mikołajów będzie starało się wymusić na mnie, żebym bez efektu krwawiącego serca wysupłała z mego pugilaresu jakiś grosz na cudownie pomalowaną przez niejaką Annę Popek bombkę choinkową. Znowu ulicami przejdą hordy zamyślonych, a raczej niemyślących ludzkich yeti, goniących za okazjami i uniwersalnymi prezentami z półki zwanej „na odpierdol”, czyli gotowymi zestawami kosmetyków.

No i znowu dowiem się, kto gdzie mnie ma, ponieważ nic tak nie deklaruje „Acałychuj mnie obchodzisz” jak świąteczna e-kartka.

Tak mię to wszystko dziś przyszło do głowy, bo Starówka, Nowy Świat i Ujazdowskie już radośnie obwieszone lampiczkamki. Nie, żeby nie miało to klimatu, ale ja temu komercyjnemu procederowi, mówię stanowcze i zdecydowane RACZEJ NIE.

No, jestem skłonna zmienić zdanie, jeśli ktoś z Was zechce zapoznać się z moją listą potrzebnych mi prezentów. Prezentów dla mua, oczywiście. Świeczek zapachowych na niej nie ma.

Jestem na jachcie.