Info

Więcej o mnie.


Moje rowery
licznik odwiedzin blog
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Styczeń5 - 42
- 2013, Czerwiec5 - 9
- 2013, Maj10 - 24
- 2013, Kwiecień11 - 44
- 2013, Marzec10 - 43
- 2013, Luty4 - 14
- 2013, Styczeń4 - 33
- 2012, Grudzień3 - 8
- 2012, Listopad10 - 61
- 2012, Październik21 - 204
- 2012, Wrzesień26 - 157
- 2012, Sierpień23 - 128
- 2012, Lipiec25 - 174
- 2012, Czerwiec31 - 356
- 2012, Maj29 - 358
- 2012, Kwiecień30 - 378
- 2012, Marzec30 - 257
- 2012, Luty26 - 225
- 2012, Styczeń31 - 440
- 2011, Grudzień29 - 325
- 2011, Listopad30 - 303
- 2011, Październik30 - 314
- 2011, Wrzesień32 - 521
- 2011, Sierpień40 - 324
- 2011, Lipiec34 - 490
- 2011, Czerwiec33 - 815
- 2011, Maj31 - 636
- 2011, Kwiecień31 - 547
- 2011, Marzec36 - 543
- 2011, Luty38 - 426
- 2011, Styczeń37 - 194
Dane wyjazdu:
59.30 km
7.44 km teren
03:18 h
17.97 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:138 ( 71%)
Podjazdy: 27 m
Kalorie: 1247 kcal
Żryj łożysko!
Sobota, 16 lipca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 26
Tamtadamtammmmm.W sumie Rockhopper gotowy był już w piątek. Czarny wysłał mi w godzinach popołudniowych sesesmana, że bicykl zrobion, ale ja za sprawą debilnej koncepcji IŚĆIA na bauns suko! w piątek, nie wydoliłam czasowo i mogłam tylko przejąć buty Siemano dla TAKIEGO JEDNEGO i musiałam pruć nach Hause.
Takoż zebrałam się do serwisu sobotnim porankiem, wpakowałam do plecaka trykoty, kask i inne IMPONDERABILIA i komunikacją miejską, ubrana po cywilnemu wybrałam się odebrać, co cysorzowe i co rzymskie.
- Ooooooo, przebrałaś się za dziewczynę! – usłyszałam już w drzwiach, w których zjawiłam się w tym – PRZYPOMINAM – cywilnym ałturażu, czyli we w kiecce. - No weź, nie przebieraj się, tak wracaj – usłyszałam znów.
- Nie jestem lamą z koszyczkiem na kierownicy – zakończyłam to ślinienie się dość kategorycznie.
No i tak. Dzięki dziurce w ramie suport nie spędził kilku dni w wodzie. Czyli będzie żył. Klocki hamulcowe JESZCZE SĄ, zostaly tylko zamienione miejscami – przód z tyłem. Piasty przeserwisowane, widelec też. Jeszcze w czwartek Czarny pokazał mi fotę tłumika z mojego amora z rysą w połowie i zapytał: WALNĘŁAŚ W COŚ CENTRALNIE CZOŁOWO?
Nic się, kurde nie ukryje, NIC! A przecie walnęłam.
Widelec też jednak jest OK, choć gdyby serwisu nie zaznał, byłoby cienieńko.
Poplotkowałam z chłopakami, w końcu przebrałam się za LAJKRARZA i zapłaciwszy (tyle, co nic), pomknęłam do swojej huty, gdziem w piątek zostawiła ładowarkie do taczfołna. Na miejscu okazało się, że ktoś gdzieś posiał kluczyk do mojego roboroomu i chuj. Nie będzie telefonu, nie będzie map, nie będzie giepeesa, niczego nie będzie! Szkurwa.
No i powrót do chaty BEZ MUZYKI obnażył jednakowoż stan suportu, a raczej łożysk. Lewe cyka. To wskoczyłam do domu, odstawiłam Rockhoppera i przesadziłam rzyć na fulla.
Doprawdy jest jakaś jebana epidemia z tymi łożyskami. Bo we fullu LEWE cyka też.
Najwidoczniej rozkurwiam łożyska dla szatana.
Dane wyjazdu:
46.34 km
0.00 km teren
01:50 h
25.28 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:167 ( 86%)
HR avg:139 ( 72%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: 749 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Następnym razem niech mnie ktoś kopnie w dupę
Piątek, 15 lipca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 11
Dokładnie wtedy, kiedy ulegnę presji i dam się namówić na wyjście na imprezę. O ile jeszcze delikatne piwko w LaPlaya było spoko, dwa piwka w Cudzie nad Wisłą też znośnie, tak dotarcie na Mazowiecką, warszawskie skupisko lansiarzy i zobaczenie, jak laski prężą się i wiją, a faceci napinają te swoje pęknięte kanistry TYLKO PO TO, ŻEBY PORUCHAĆ, sprawiło, że powiedziałam towarzyszącym mi dziewczynom, że stanowczo spierdalam do siebie i że mam dosyć widoku tych wszystkich zjaranych na heban ryjów i czół nieskażonych myśleniem. Na jakieś trzy lata.Obawiam się, że nie istnieją takie ilości alkoholu, po której miałabym na tych trolli wyjebane.
Przeto wkurwiona jestem, bo nie pojeździłam za wiele.
Kategoria pierd motyla, czyli mniej niż 50, całe goowno, a nie dystans;), trening, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
64.51 km
0.00 km teren
02:32 h
25.46 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max:177 ( 92%)
HR avg:149 ( 77%)
Podjazdy: 47 m
Kalorie: 1132 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
5 dyszków tysiaczków stuknęło temu Centurionu!
Czwartek, 14 lipca 2011 · dodano: 15.07.2011 | Komentarze 22
O czym zawiadomił mnie mój fan mors, który uczy się moich wpisów na pamięć i na pamięć zna też parametry moich powieszonych na BS rowerów oraz jednego oficjalnie tu nie ukazanego.Przebieg ów został oczywiście uczczon i oczywiście w towarzystwie ojca Centurionowego sukcesu. No bo bez Czarnego temu roweru dawno by się skończyły lewele do przejścia.
O i doprawdy nie wiem, JAKIM cudem nie zmoczyło mi dupy. Burza nadejszła stanowczo niepostrzeżenie.
LIPIEC, kuźwa.
Naprawdę rozumiem teraz to, że w życiu każdego jeża przychodzi taki moment, że musi komuś przypier*dolić.
Jaram się tymi filmikami:
&feature=related
a zwłaszcza odcinkiem szkoleniowym dotyczącym JIZDY NA ZADNIM KOLE:D
Kategoria >50 km, trening, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
53.50 km
0.00 km teren
02:04 h
25.89 km/h:
Maks. pr.:45.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max:176 ( 91%)
HR avg:138 ( 71%)
Podjazdy: 16 m
Kalorie: 868 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Ściganko przez miacho
Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 11
Założeniem tego wyjścia na Centa było zapitalanie na pińcet procent mocy. I wyprzedzanie wszystkich profi. Wzdłuż trasy Siekierkowskiej udało mi się wykręcić 40 km/h po płaskim (moim ZAJEBIŚCIE ciężkim Centkiem!:D), najpierw uciekając jednemu profi, a potem goniąc go. Ucieknąwszy, odpuściłam na chwilę, żeby kolo poczuł się zajebisty, po czym usiadłam mu złośliwie na kole, żeby gop psychicznie skatować. A jak już zaczął odpadać, wyskoczyłam na czoło i już dojechać się nie pozwoliłam. Llllllllubię to.Ale Centek stanowczo mógłby się zamknąć z tych okolic mufy. Ludzie.
Gdybym nie musiała z serwisu wracać zbiorkomem, znów byłaby dziś setka.
Zzzzzzzajebiście lubię ten kawałek:
I przezzzzzzzajebiście lubię ten głos!
Dane wyjazdu:
28.44 km
0.00 km teren
01:13 h
23.38 km/h:
Maks. pr.:48.50 km/h
Temperatura:28.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:142 ( 73%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: 536 kcal
Rockhopper do panów dochtorów odstawion
Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 7
Po niedzielnej kąpieli w szydłowieckim guanie, wyścigówka musiała zostać obmacana przez chłopaków. Tradycyjnie Czarny zapowiedział, że nawet nie dotknie tego roweru, bo nie rozumie niszczenia sprzętu w wyścigu o pieluchę przyszytą nawet i złotą linką do gaci kolarskich.Zresztą Czarny szkolił się tego dnia w Shimano, być może w zakresie wylewania wody z suportu i rower na serwis przyjęli sprzedawcy. Szacowany koszt serwisy jak widać:

Nie wypłacę się chiba nigdy:D© CheEvara
Zagrałam w totka:)
Do domu od chłopaków musiałam wrócić KOMUNIKACJĄ MIEJSKĄ. Armagiedon jakiś. Dwa razy miałam chęć wyrzygać się.
Nie dziwne zatem, że w domu założyłam świeże obciski i polazłam posłuchać jęków Centurionowego suportu. Zaraza jakaś z tym suportem.
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), pierd motyla, czyli mniej niż 50, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
33.80 km
0.00 km teren
01:19 h
25.67 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max:166 ( 86%)
HR avg:137 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 529 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Nocne batmanów liczenie
Wtorek, 12 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 2
Nieujechana po dniu na fullu, przesiadłam się jeszcze na Centka i koło godziny 22 pojechałam se zliczyć ilość sztuk (:D) baranów bez świateł.Jest przełom. Zdecydowanie więcej napotkałam ŚWIATŁYCH bajkerów.
Choć TAK CZY SIAK jako pieprzony malkontent muszę odnotować mnogość jełopów, którym się wydaje, że rozkurwiają fluorescencję dla szatana i że sami z siebie świecą niczem gwiazda zaranna posmarowana balsamem z brokatem.
Aaaaale. Walić to. 106 km jednego dnia cieszy mnie wielce.
Dane wyjazdu:
73.15 km
3.47 km teren
02:58 h
24.66 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max:160 ( 83%)
HR avg:135 ( 70%)
Podjazdy: 18 m
Kalorie: 1125 kcal
Obcy, weź Ty cofnij tę sukę Wisłę, co?
Wtorek, 12 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 10
Bo zabrała dziwka Twoją praską ście. I jakem wybrała się po robocie tamtędy do domu, tom musiała ZAWRACAĆ DO TYŁU, bo jeszcze ciągle żywa jest moja szydłowiecka błotna trauma i nie mam ochoty ufajdaczyć się znów.No jak Ty chcesz, żebym na Twoich firmowych imprezkach piła wyniesione przez Ciebie drinki, to weź się postaraj, może, ke?
Wszystko kurna muszę tłumaczyć.
Przebojem tygodnia są dwie moje WIZYTANCJE u specyjalistów od uwalonych nadgarstków. Specyjalista z poniedziałku twierdzi, że moja łapa, nadwyrężona podczas kolizji z innym rowerzystą, posiada w sobie pękniętą kość i z perwersyjnym uśmieszkiem zaproponował mi gipsowanie. Prawiem mu rzekła, żeby se puścił bąka, bo jak się bąki wstrzymuje, to wtedy posrane pomysły przychodzą do głowy. I że orteza to maks, co se mogę założyć.
Drugi wykpił pierwszego – jak fachmeni od remontów, a zwłaszcza ci drudzy w kolejności, którzy mają przyjść poprawić po pierwszym. Co się taki nagadaaaaaa! A co się nawylicza bubli!
I ten lekarzyna też. Uznał, że rysy na kości, widoczne na zdjęciu to nie pęknięcia, a rysy w maszynie RTG, a ja mam zwyczajne stłuczenie. Szkoda tylko, że od tygodnia opuchlizna nie schodzi.
Hahahaha, jacy oni wszyscy są uczeni.
Krwa.
Kategoria >50 km, fullik, trening, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
53.68 km
0.00 km teren
02:11 h
24.59 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max:165 ( 85%)
HR avg:140 ( 72%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: 899 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Czy ktoś mię może odpowiedzieć?
Poniedziałek, 11 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 12
Bo zapytowanie mam. Zasadniczo, jeśli DDR wyłożona jest KOSTKO BAUMOSKO i biegnący obok niej chodnik też, jeno koloru innego, to jaka jest w ciągu komunikacyjnym różowym, czyli rowerowym (zasadniczo) przyczyna, dla której nakurwiają nią biegacze?Jestem se w stanie wyobrazić, że różowy, frezowany DDR jest wygodniejszy dla rolkarzy, ale chyba nie jest bardziej miękki, a przez to bardziej przyjazny dla biegających, od zwykłego chodnika?
To po jaki chuj oni biegną DeDeeRem, a nie chodnikiem?
Czekam na konstruktywne odpowiedzi, zanim komuś takiemu biegnącemu jebnę.
Kategoria >50 km, trening, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
68.77 km
63.00 km teren
04:16 h
16.12 km/h:
Maks. pr.:57.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max:179 ( 93%)
HR avg:159 ( 82%)
Podjazdy:636 m
Kalorie: 2305 kcal
Nawet nie wiem, czy to była jeszcze masakra, czy już coś gorszego, czyli Mazovia w Szydłowcu
Niedziela, 10 lipca 2011 · dodano: 11.07.2011 | Komentarze 73
Ożesz qrwa! Trochę mam dylemat, ile PRZEJECHANYCH kilometrów mam wpisać, bo to dość dyskusyjna kwestia. Jestem maratonowym świeżakiem, ale szybko doczekałam mojego pierwszego wyścigu CHODZONEGO.Naprawdę. Już na dwunastym kilometrze przyszło mi do głowy, że przypnę do drzewa rower, mua zaś sobie samej do nogi przyczepię czip startowy i bez balastu ogarnę ten rajd. Z buta, w sensie..
No bo jak jeszcze do dziesiątego kaema było nawet śmiesznie, całe to czołganie roweru, schodzenie z niego i wchodzenie, tak potem nie wiedziałam już, jak przeklinać, żeby nie powtarzać się.
Mając w pamięci słowa Cezarego ze strony wewewe Mazovii, ŁO TE ŁO słowa „Bardzo ładny start po asfaltowych, szerokich drogach, po czterech kilometrach doprowadza nas do 6-kilometrowej mokrej sekcji kałuż, które są zarośnięte trawą. Sekcja ta ma jednak twarde podłoże.”, liczyłam na to, że gówno skończy się, niech i po dwunastu kaemach. Ale się skończy.
I owszem.
GÓWNO ZAROŚNIĘTE TRAWĄ skończyło się i przeszło w gówno odkryte, nie porośnięte niczem.
Były ZATEM koleiny wypełnione mazią, niekiedy jebiącą tak, że suty strajkowały. W tę maź, co ubożej obdarzone wzrostem jednostki wpadały po pas, ciągnąc w to szambo rower. Po kierę.
Były też nie koleiny, ale zalane całe odcinki. Tam też wpadało się po pas. I po kierę.
I zaprawdę – były tylko trzy przejezdne sekcje – dwa razy asfalt i jakiś zgórkowaty odcinek po trawie, gdzie przepraszałam Pana Jedynego za to, że wypiłam w swym życiu tak mało i że tak niewiele zła jeszcze zdążyłam wyrządzić – licznik pokazywał mi ponad 5 dych na godzinę, a klamkami hamulców pozbawionych już klocków mogłam se tylko palce poprzycinać, bo efektu pożądanego nie było. Czyli, jak to mówi Kazik, mogłam se już ch*jem gruchy obijać.
Zjazd ów i jeszcze jednen był techniczny wykurwiście, po kamieniach, po strumyku, po korzeniach i JA NIE WIEM, jakim cudem nie wyjebałam tam orła. Ani żadnego innego ptaka.
Jasne, będę się z tego maratonu nabijać długo, będę go też pamiętać długo, ale i wkurwiona będę długo. Bo orgom ewidentnie NIE CHCIAŁO się wytyczyć alternatywy. A te jebane kałuże po dupę nie zrobiły się na skutek jednego deszczu. Który zresztą lunął z nieba, chwilę po tym, jak z Arkiem, moim Panem Dyrektorem Sportowym wjechaliśmy do Szydłowca.

Z tego se lunęło, pół godziny przed maratonem - fot. Aleksandra Sobczak© CheEvara
No i start wyglądał tak:

Nawet nie ujechałam kilometra od startu, a w butach już Mekong:D© CheEvara
Te błota powstały przez ponad tydzień, od momentu, kiedy trasę wytyczono. W ciągu tego tygodnia mieliśmy w całej niemal Polsce LIPCOPAD i lało jak sam skurwysyn. Można było w piątek pojechać i zrobić objazdy. Zwłaszcza że istniały ku temu terenowe możliwości.
Ale żeby wytyczyć trasę drugi raz, trzeba ponownie zabulić miejscowym za ruszenie tyłka.
A nie o to w imprezie komercyjnej chodzi.
Dobre warunki do jazdy to było o to:

Gdyby trasa wyglądała CHOCIAŻ TAK;)© CheEvara
W porównaniu z tym, co pstryknął Niewe:

Nietrudno się domyślić, że to trasa maratonu rowerowego, nie?;)© CheEvara
(zdjęcie za zgodą Niewe podkradam;))
i w porównaniu z tym, co zapodała Anka Witkowska:

Ja nie wiem, jaki kolor powinien dostać tenże szlak;)© CheEvara
Trudno zatem nie ujebać się o tak:

Stanowczo to jest PRZED wyjebką po uszy w błoto;)© CheEvara
No ale trza się spieszyć, jak czekają, nie?

Ja tam się tarzam w spa, a Arek cierpliwie na mnie czeka:)© CheEvara
Tu już nie mam licznika, z kiery dynda mi urwany kabelek.

Nie wiem, ale rżę tu już chyba z bezsilności© CheEvara
Kolejny fakap – przyjeżdżam przed startem do biura zawodów, żeby dowiedzieć się, ile w końcu ma Giga i widzę, że limit wjazdu na tę pętlę kończy się o 14:15. Czyli jak w płaskiej Rawie, łatwym Legionowie... Już przed startem NIE WIEDZĄC, Z JAKIM TERENEM przyjdzie się mierzyć, miałam wątpliwości, czy zdążę. Bo podjazdy, podjazdy, podjazdy.
Na dwudziestym kilometrze – po półtorej godziny od startu – już wiedziałam, że ni chuja na rozjazd się nie załapię.
Najpewniej ustalili ten limit na pałę. „NAPISZ COKOLWIEK” - pewnie padło polecenie i efektem tej decyzji wielce organizacyjnej było moje ukończenie zaledwie dystansu Mega oraz wycofanie się Olgi, która gdzieś na dziesiątym kilometrze dogoniła mnie nie tyle na podjeździe, co na podejściu. (Z BUTA, OCZYWIŚCIE W BŁOCIE), a potem spotkałam ją tam, gdzie teoretycznie i POTENCJALNIE byłby rozjazd Mega/Giga, kłócącą się z kolesiami, którzy oznajmiali, że Giga już niet. Usiłowała nawet dzwonić do Zamany, po trzecim usłyszeniu w słuchawce efektu czarnej dziury (zero zasięgu, profeska, kuźwa!), zaklęła, że PIERDOLI TĘ MAZOVIĘ i na metę wbiła olawszy dalsze ściganie. Olawszy zresztą też mętę z matą. Bo zjawiła się obok, nie odpikując czipa.
JAK MOŻNA KURWA ustalić taki tajming przy takim terenie??
Pojechałabym to Giga, bo i tak uwaliłam się jak salceson w piachu, więc co za różnica? Byłabym o całe dwie godziny później na mecie. I chuj. Ale byłyby uczciwe punkty i podium. Podium i tak było, ale jakoś szczególnie szczęścia mi nie dało. Nie przyjechałam tych ponad stu kilometrów z Wawy po to, żeby ścigać się na Mega (o ile w ogóle można tę wczorajszą porachę nazwać wyścigiem).
Poza tym mam zajebistą radość najpierw z uciekania, a potem z gonienia Olgi, bo to ją uważam za swoją rywalkę. A nie Majkę Busmę, która jest zapierdalaczem sprinterem. No a na pewno moją rywalką nie jest Ola Dawidowicz, która stanęła na pierwszym miejscu kobiet open i pierwszym w K2.
- Na trening sobie przyjechałaś, co? - zapytałam z miejsca trzeciego, zadzierając łeb do góry.
Wytłumaczy mi ktoś, co zawodowcy robią na amatorskim wyścigu? Chodzi o podpompowanie swojego ego, czy o co?
Enyłej.
Wbiłam na metę, zła, uyebana i ponownie zła.

Miałam chyba podskoczyć© CheEvara

Czy ktoś tu w ogóle na mnię czeka?© CheEvara
Dobił do mnie Arek, który pojechał Fita, a w ogóle na starcie pomylił sektory i przycupnęliśmy, co by poobserwować następnych wjeżdżających. Nawet nie poszłam od razu po piwo, tylko zdjęłam buty, w których zebrało się trzy kilo błota – zbędna masa, którą Faścik zdjął ze Speca, znalazła się w obwodzie moich stóp. Skarpetki wyjebałam do kosza. One nawet po wygotowaniu nie rokowały, że wrócą choćby do szarości.
Na chwilę podbił mtbxc, ale zawinął się szybko, bo ciął gdzieś w Polskę na urlop.
40 MINUT – proszę odnotować – CZTERDZIEŚCI MINUT po mnie wjechał na metę Niewe, który też strasznie ubolewał, że mu zamknęli Giga:D Wymieniliśmy się IDENTYCZNYM komentarzem odnośnie trasy, który brzmiał „No kurwa” i polazłam po piwo. Koleś za barem jak zwykle NIEOGARNIĘTY orzekł mi, że z kija już nie ma, po czym wyjął mi spod lady dwie ciepłe Łomże. - Weź, bo cię jebnę – wysyczałam tylko – DAJ MI ZIMNE, NIE WIEM, SKĄD.
I dał. Za całe OSIEM pieprzonych złotych za puszkę.
Ale choć zimne.
Nie wiem, czy to prawda, że nie było pryszniców, nie korzystałam, bo – aby odróżnić się od czyściutkich Oli Dawidowicz i Majki Busmy – na pudło wlazłam DOKŁADNIE TAK ujebana, jaka wróciłam z trasy.
Podium baj Niewe

No trudno, żeby nie Ola Dawidowicz miała stać gdzie indziej© CheEvara
Podium baj Niewe egejn:

Ponieważ nie miałam bidonu, piwo też mi się skończyło, podniosłam łapę;)© CheEvara
Ale jeśli nie było pryszniców, a do wykorzystania było jedynie jezioro, w którym był ZAKAZ KĄPIELI ZE WZGLĘDU NA SKAŻONĄ WODĘ, to ja naprawdę serdecznie kurwa orgom gratuluję.
Poleźliśmy z Niewe pod wóz strażacki opłukać rowery z szitu:

Profesjonalna myjka krwa rowerowa© CheEvara
(- foto baj Niewe znów egejn)
i zebraliśmy tyłki do chat.
Nie na to nastawiałam się, jadąc do Szydło. Cały poprzedzający ten start tydzień tłukłam podjazdy, bo ryj mi się cieszył na górski maraton. A tu podjazdów było może cztery, z czego dwa to błotne podejścia.
Nie ujechałam się w ogóle, a zakwasy, które dziś mam, ewidentnie są po-podbiegowe & po-ciągnięciowe rower po błocie.
Speca może i wypucowałam, ale z zewnątrz, teraz trza go rozkręcić, wybrunoxować łożyska, o serwisie widelca NAWET NIE CHCĘ MYŚLEĆ. A i klocki w hamulach nie istnieją.
Szczerze mówiąc, średnio bawi mnie rozpierdalanie sprzętu przez kogoś, komu nie chciało się wyznaczyć po ludzku trasy. Wiem, że Cezary jechał Mega i mam nadzieję, że sam na siebie kurwił, jako i wszyscy uczestnicy na niego kurwili.
MTB? Mołntajn bajking?? Ani mołntajn, ani bajking.
Będę miała foty, wrzucę foty.
Dzięki glebie numer jeden rozorałam sobie kolano, które w czwartek rozpirzyłam wjeżdżając w innego rowerzystę.
Dzięki glebie numer dwa zalałam błotem wszystko, co miałam w plecaku, bo utonęłam w tym błocie po szyję (to akurat było nawet krotochwilne).
Dzięki glebie numer trzy urwałam kabelek licznika.
No i ło.
Kategoria >50 km, Mazovia MTB Marathon, zawody
Dane wyjazdu:
106.54 km
0.00 km teren
04:36 h
23.16 km/h:
Maks. pr.:38.50 km/h
Temperatura:29.0
HR max:167 ( 86%)
HR avg:135 ( 70%)
Podjazdy: 36 m
Kalorie: 1788 kcal
Prdlę, nie oszczędzam się
Sobota, 9 lipca 2011 · dodano: 15.07.2011 | Komentarze 8
Jakem rzekła, dzień PRZED maratonem robię te swoje wielkie kilometraże, a nie jakieś regeneracje-sracje, bo przez takie rozleniwienie i niby ODPOCZYN to ja tylko wkurwa łapię i na drugi dzień noga nie podaje, jak to mówi się fachowo.To se sieknęłam przez dzień cały stówencję. Rano wracałam od Czarnego – to wyjszło mi 33 kaemy.
Potem namówiłam się z Karolyną na erałnd trip i podbicie do Parku Szczęśliwickiego, gdzie odbywała się rolkarska bitwa. Potem Karolina przypomniała sobie, że wybiera się na melanż, a Czarny, który po pracy miał dołączyć do nas, przypomniał sobie, że został zaproszony na ślub.
UGRYŹCIE SIĘ W PEDAŁY – pomyślałam i uciekawszy przed warszawskimi tłumami na DeDeeRach pojechałam se sfochowana do domu. Zaliczywszy czterdziesty szósty kaem.
A wieczorem, tradycjnie PRZED STARTEM pomknęłam se do Decathlonu po isostara. Oczywiście do Decathlonu na drugi koniec Wawki, bo przecież koszula bliska ciału jest dla pedałów.
No i ło.
Kategoria fullik, piękna stówka