Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2011

Dystans całkowity:1559.75 km (w terenie 113.51 km; 7.28%)
Czas w ruchu:73:09
Średnia prędkość:21.32 km/h
Maksymalna prędkość:56.70 km/h
Suma podjazdów:1374 m
Maks. tętno maksymalne:177 (91 %)
Maks. tętno średnie:150 (78 %)
Suma kalorii:31841 kcal
Liczba aktywności:29
Średnio na aktywność:53.78 km i 2h 31m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
80.69 km 0.00 km teren
04:14 h 19.06 km/h:
Maks. pr.:41.40 km/h
Temperatura:-2.0
HR max:170 ( 86%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1845 kcal

Mówcie, co chcecie, ale mnie święta wkoorwiają

Środa, 21 grudnia 2011 · dodano: 22.12.2011 | Komentarze 8

A jak na złość, wszyscy – nawet na ulicach – mili są do wyrzygania. Wyjeżdżający z podporządkowanych puszczają mnie niemal uroczyście (dziś dwie panie KIEROWNICE obkciukowały mnie z uśmniechem zza swoich ciepłych szybek), upomnieni piesi, że lezą mię po dedeerze, grzecznie przepraszają i schodzą… noż kurwa!

Ja chcę z powrotem moją chamską stolicę!

Nie chcę, żeby było nawet przez chwilę tak fajnie. Bo nie jest prawdą, że człowiek do dobrego przyzwyczaja się szybko. On się przyzwyczaja NATYCHMIAST.
I co, wrócę po Świętach i po takiej odmianie wpadnę w zwykłe szare szambo międzyludzkie? To ja już wolę sobie po prostu w nim siedzieć, nie wychodzić, szoku nie doznawać.

Senkju, senkju, baj.

Dziś miałam zrobić tylko kompensację, czyli delikatniutką godzinkę w pierwszej strefie. Wszystko by się zgadzało (ta pierwsza strefa).
Ale czas się mię LEKKO nie zgodził. A bo najpierw musiałam podjechać do kumpla w Timołbajlu (i nie był to Goro!), potem zahaczyć o byłą pracę, wrócić do domu, a potem na KEN do AirBike uderzyć (i jeszcze wrócić). NO TO SIĘ UZBIERAŁO. Samo tak.


Ale wszystko uczyniłam z nakazaną kadencją i w nakazanym tętnie.
JAK NIE JA.

O, miałam napisać. Spotkałam tomskiego, z któregom WIELCE dumna! Posiadał bowiem rowerowe lampiczki. Świat się kończy, mówię Wammm. Ludzie mili, Tomek oświetlony. Dajcie spokój. O.


Dane wyjazdu:
30.41 km 0.00 km teren
01:21 h 22.53 km/h:
Maks. pr.:33.50 km/h
Temperatura:-2.0
HR max:157 ( 80%)
HR avg:129 ( 65%)
Podjazdy: m
Kalorie: 505 kcal

No i macie, coście chcieli

Wtorek, 20 grudnia 2011 · dodano: 20.12.2011 | Komentarze 10

I się doczekałam. Nie, żebym strasznie tęskniła, ale jak już zaczęło tak sobie śnieżyć, tak gęsto, miło i leniwie, no przyznam, że klimatycznie, to pobimbrowałam porą wieczorową na rower. A raczej rowerem na siłownię. Pora ku temu beznadziejna, bo na siłce byli dziś wszyscy, a na pewno wszyscy ci, których nie było w centrum handlowym. Byłam jednak chamem ostatnim i cymbałem brzmiącym. Z trudem przychodziło mi niezważanie na nikogo i nieustępowanie, ale dzięki temu wyrobiłam się w czasie i mogłam przybyć na czas, by przelotnie spotkać się z moim od-toruńskim ulubieńcem, Wierzbą, który wraz z dziecięciem swym Polskę przemierzał przedświątecznie, a którego trenażerową oponkę miałam zgarażowaną ja.

Szkoda, że mieliśmy tylko chwilę, bo gada się świetnie i GIEMBY to nam się nie zamykają.


Myślałam, że śnieg mnie wkurwi, ale zasuwało mi się miodnie i cudnie, i tylko parę razy rzuciło mnię chybotliwie. Bardziej od opadu wkurwiają mnie stuki z okolic suportu, które MOGŁYBY zwiastować śmierć łożysk, acz mam nadzieję, że to tylko oznaka syfu w mufie. Z tym se jeszcze poradzę.
Wypiszę Specowi małe skierowanko na czyszczonko, sama je nawet zarespektuję, a zatem sama zalecenia wykonam.
Ale zanim wypiszę, to się nasłucham tego cholernego pukania.

Zgłośniłam zatem ja muzę, zaklęłam szpetnie, zgłośniłam jeszcze raz i nawinęłam do domu.


Frajdę z tej pierwszej zimowej jazdy miałam pierwszorzędną, BYĆ MOŻE za sprawą tego, że to była jazda NA ROWERZE, a ta mnie jara w okolicznościach każdych:).

No i dziś te wszystkie LAMPICZKI nowoświatowo-starówkowe MIĘ się w tej białej scenerii podobali.

Ukrywać jednak nie będę, że zimę wolę w tym wydaniu, jakie mieliśmy w ciągu dnia. Lekutki mrozik, pełne słońce. Lajkit.


Mocno rozważam kupienie jeszcze w tym roku całego napędu do ściganta. Ceny w dwa tysiące dwienatcat mają być bardziej niż chore.Ja tu widzę niezły burdel i kosztową schizofrenię, siostry. Wyście zwariowały, boście chłopa dawno nie miały!Wyglądacie mi na mocno poczeszczałe. Lub nie. Sama nie wiem.

Aaaaaa! Długo nie pisałam, ale nic się nie zmieniło. KUOOOOOCHAM Wojtka Marcjoniaka!:)


Dane wyjazdu:
51.50 km 0.00 km teren
02:19 h 22.23 km/h:
Maks. pr.:37.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max:168 ( 85%)
HR avg:127 ( 64%)
Podjazdy: m
Kalorie: 956 kcal

Łapy mię zmarźli, ale pięć dych ciagiem zrobilim

Poniedziałek, 19 grudnia 2011 · dodano: 20.12.2011 | Komentarze 6

Tymi oto ręcami i nogyma, a w krzakach wilki i djed maroz jakieś.

W ciągu dnia czasu na rower za bardzo nie mam – a żeby było śmieszniej, MAM URLOP. I pewnie właśnie dlatego zatyrlalam tak, że czas na bajsikl znajduję ino wieczorem. Gdybym była złośliwa, napisałabym, że zrobiłam sobie TAKI MÓJ STANDARD i na tym zakończyłabym pisanie. Ale przecież złośliwość to OSTATNIA rzecz, o jaką mogę być choćby podejrzewana. JA TAKA NIE JESTEM.

Inna sprawa, że jestem nie w nastroju.

Na szczęście nie szarpie mnie już ani łydol, ani udol, ani pośladol, z radością czekam zatem na kolejny treningowy zapierdol.
Śladu po zakwasowej, niedzielnej rozpaczy nie ma już.

W sklepie Wkręconych.pl na Targówku atmosfera zajebcza. I mimo kłopotów technicznych związanych ze świeżym otwarciem, a zatem mimo tego, że kupiłam dokładnie nic, ja już tam mam swoich ulubieńców.

Itako.

Czy ktoś mógłby przełamać tę chorą barierę technologiczną i być wynalazcą bateryjek pulsakowo-licznikowych w wersji AKUMULATOR? Przecież szkurwa dopiero, co kupiłam trzydzieści sztuk i już zużyłam. Taniej by mnie chyba wyszło, gdybym je żarła.


Dane wyjazdu:
109.86 km 75.00 km teren
05:11 h 21.19 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max:177 ( 90%)
HR avg:139 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2417 kcal

„Gdyby” to najczęstsze słowo polskie

Niedziela, 18 grudnia 2011 · dodano: 19.12.2011 | Komentarze 19

Jak śpiewa Kazik eNŻet.
Coś w tym jest.

Bo wczoraj był wielce fajny dzień, ale byłby fajniejszy, gdyby…

Albo nie. Zacznę od tego, co było zajebiaszcze.

Perspektywa jazdy ILE SIĘ DA. Była zajebiaszcza.

Perspektywa spędzenia rowerowego dnia z Goro i Niewe.

Stęskniłam się za takimi spędami. I taka perspektywa była zajebiaszcza.

Kolejny grudniowy dzień bez deszczu, białego szitu, a nawet ze słońcem. Zajebiaszczy kolejny grudniowy dzień.

Kolejny dzień na rowerze ustawionym przez Wojtka – ZAJEBONGO.

Plan był prosty. Niewe, Goro & Che (zawsze chciałam podlinkować samą się:D) jadziem klasyk, czy jak to niektórzy bikestatsowicze określają standard (lub też standart, a nawet zwiększony standard z psem). Jadziem klasyk Niewowsko-Gorowski, bo ja uczestniczyłam w tymże po raz pierwszy. Klasyk mówił o pętli od Wiktorowa na Nowy Dwór Mazowiecki, skąd zawijamy przez Dębe, Nieporęt na Bemowo. No to ziu.

Zbiórka nastąpiła we Wiktorowie, jakem rzekła. Mieliśmy z Niewe plan zdemotywowania Goro, który nacierał w naszą stronę (znowu trzeba było na niego czekać:D) od siebie z chaty. Chcieliśmy go upić już na starcie, ale pozwolił wtłoczyć w siebie (ale za to bez większego namawiania go) TYLKO jednego Kasztelana. Który to w ogóle nie osłabił jego możliwości. Strasznie to dziwne. Goro i jedno piweczko.


Ruszyliśmy w mańkie z wmordewiatrem atakującym nasze pięknotkowe twarze. Mnie i tak było wszystko już kurna jedno, bo ledwiem wystartowała, a już wiedziałam, że będę umierać łamane na zdychać. Takie to ja miałam zakwasy posiłowniano-pobiegowe. O ile jeszcze – jak mnie zwykle łyda szarpie – mogę mocniej depnąć, słabiej pociągnąć, ale w efekcie mogę JAKOŚ w ogóle jechać, tak tym razem bolało mnie każde ścięgienko. Co zresztą było widać w naszym TRINITY-peletonie. Chłopaki tasują się między sobą z przodu, ja niemal z rykiem snuję się z tyłu.

Ewentualna ciulowa średnia Goro & Niewe jest ewidentnie moją winą.

Do eNDeeMu mieliśmy bezlitosny huragan we w twarz. Na wale spychało nas na boki. Se myślałam, że kurna zginę taaaaammm. ZGINĘĘĘ.

Aleeee nieeeee. Jakoś dojechalim.

In Da City zrobiliśmy krótki pitstop na banana-szama i wiedząc, że czeka nas teraz wiatr w zad ochoczo ruszyliśmy KONTYNUUJĄC DALEJ (jak to się mawia) naszą uroczą wycieczkę, drogie dzieci.

Jak będziecie chcieli dowiedzieć się, JAK GORO ŻYCZY 'MIŁEGO DNIA', zapytajcie, opowiem;).

Śmigamy, śmigamy i śmigamy, gdy nad kanałkiem, za Nieporętem już, ja zaczynam czuć, że dupa jestem, a nie kolarz i żreć mi się chceeeee. Przyssało mnie (mnię), przyssało Niewe (Niewę), Goro (Gorę) napierniczał z przodu, ale pewnie dlatego, że i on był przyssany. Jedyne, co WYJSZŁO naprzeciw naszym gastronomicznym potrzebom był MacDonalds. Na twardziela wciągnęłam lodzika (te akurat w Maku mają pierwszorzędne), chłopaki –uśmiechburgery, czyli czizburgery i tak – powiedzmy, że zdrowo – posileni skierowaliśmy się na Bemowo, gdzie nasza szalona wyprawa miała się zakończyć. Gora wzywały obowiązki rodzinne, Niewe i ja mieliśmy spocząć jeszcze kontrolnie w Bemolu, no bo nieprzyzwoicie byłoby tak bez pożegnania rozjechać się w swoje strony.

Przepiliśmy w Bemolu wszystko, cośmy ze sobą zabrali. Ja do domu zwiozłam złotówkę, Niewe również. To też byśmy przepili, gdyby pani w Bemolu dawała na krechę. Twarda jednak była.

Zajebisty rowerowy dzień, pięć godzin W SIEDLE.

Wiecie Wy co? Bolało mnie wszystko, bolało cholernie, ale zamiast zjechać do domu, to pojechałam jeszcze na to Bemowo. Raz że chciałam dokręcić do stówki, dwa – stęskniłam się i za Niewe (Niewuńcio-Tralaluncio), i za Gorem (Goruńcio Tralaluńciem). I chciałam im jeszcze potowarzyszyć.

W domu po rozciąganiu spokojnie sobie umarłam przy książeczce i pod Monte;).

A z tym GDYBY… Zakwasy zabrały mi dziś całą rowerową radość, napyrtalający w fejs WICHR (no bo były wichry namiętności, a nie wichery namiętności) też. Ale i tak było zajebiście. Sztuka wyciągania pozytywów (z kapelusza na przykład).


Dane wyjazdu:
38.62 km 0.00 km teren
01:40 h 23.17 km/h:
Maks. pr.:43.40 km/h
Temperatura:2.0
HR max:168 ( 85%)
HR avg:138 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 746 kcal

No to ja już dzisiaj wiem, że będzie bolało

Sobota, 17 grudnia 2011 · dodano: 18.12.2011 | Komentarze 6

Właściwie to wiedziałam już wczoraj, zawijając po bieganiu do domu.

Ledwiem dziś pedałami kręciła. Tym bardziej ledwiem, że było pod wiatr. Wściekli się, czy co?

Ale udało mię się wykonać planik treneirningowy, choć z trzymaniem się w tętnie nie pojszło mię już tak łatwo. No bo pod wiatr.

W ogóle nie czuję, że jakieś święta za tydzień – gdyby nie objawy ludzkiego zajoba w okolicach centrów handlowych, w ogóle bym się nie skapowała (,,przyjechałem do stolicy, byłbym nie rozpoznał, gdyby nie napisy”) – ale to dobrze, bo jakbym teraz zgłosiła panu Mikołajowi, że chcę kieszonkowego seryjnego mordercę, mógłby się do soboty nie wyrobić. A ja średnio znoszę rozczarowania związane z otrzymaniem po raz kolejny jebanych kosmetyków czy skarpetek. Zwłaszcza, jeśli wyczekuję seryjnego zabójcy.


Dane wyjazdu:
40.22 km 0.00 km teren
01:53 h 21.36 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:4.0
HR max:170 ( 86%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 789 kcal

Ludzie są - nomen omen - posrani

Piątek, 16 grudnia 2011 · dodano: 17.12.2011 | Komentarze 3

Idzie se człowiek potuptać, idzie tam, żeby było miękko, i co napotyka? Kasztan za kasztanem. Psi za psim.
Fajnie się ma pieski, nie? Szkoda tylko, że pamięta się o tym, żeby ZAPOMNIEĆ ogarnąć to, co spod pieska wypadło.
Lasek Bródnowski jest obsrany co do metra.

Z obrzydzeniem prze-marszo-biegłam tę godzinę.


Nie powstrzymałam się też od roweru i kara mnię za to spotkała;). W jedną stronę DUŁO, jakby miał się ktuś powiesić, w drugą stronę duło i lało. Senkju, senkju, baj. Zmokłam do majtów.


Chcę już wiosny i truskawek. Aaaaaa i żeby była jasność – chcę już tej wiosny, kiedy pierwsze ulewy sprowadzą te cholerne psie sraki do Wisły.


Muszę skołować sę SKUNDŚ walizkę do przewożenia roweru. W sensie, że pożyczyć. Bez roweru nie wyjeżdżam na święta. Prędzej szczeznę i zacznę żreć wołu.


Dane wyjazdu:
52.14 km 4.30 km teren
02:12 h 23.70 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:3.0
HR max:164 ( 83%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 935 kcal

Dalibóg, wiosna. Niechaj trwa ona, ta wiosna

Czwartek, 15 grudnia 2011 · dodano: 15.12.2011 | Komentarze 10

No ja wiem, obiecałam apdejt z BG Fita, obiecałam Wam, obiecałam Wojtkowi, ale z tym cholernym blusronektem to ja se mogę. Za przeproszeniem fujarą gruchy obijać. Ledwie wpis się chce zamiĘścić, a co dopiero skany z wideorejestrowania Che, jak se najpierw jedzie krzywo, a potem po wszelkich manipulaNcjach z rowerem, jedzie se już JAK TRZA.

Chyba pierwszy na moim wyżyciu się na Timołbajlu ucierpi MadżentaMan, Goro. Jeszcze nie wiem, co mu zrobię i dlaczego jemu, skoro nie zajmuje się tą działką, ALE NOSI TO CHOLERNE LOGO NA SUCIE! I właśnie dlatego mu się dostanie.

A dziś co. Dziś wstąpiłam na zaprzyjaźnioną siłownię, gdzie od dawna pielęgnuję swoją tężyznę fizyczną. Byłam tam na szczęście rano, zatem większość lanserów była gdzie indziej, bo ci przyłażą, jak są największe tłumy – żeby się poprężyć i postękać. Ja za siłownią ogólnie nie przepadam, ale zniosę ją, jeśli nikt mi nie będzie wtranżalał się w obwód. Bo najbardziej mnie wkyrwia, jak siądzie mię na przykład na WIEŚLE dziunia i okupuje to WIESŁO też podczas odpoczywania.

Jakież ja wtedy rozpruwanie jej flaków sobie wizualizuję…! Lepiej mi od razu, bo wizualizaNcja to ważna sprawa.


Szczęśliwie dziś nie wtyndalał mię się w kompetencje nikt.

A po południu, choć było już ciemno jak w dupie, jakby to już było wieczorkiem, pomknęłam sobie lekusieńko do Jabłonny na spotkanie z panem treneirem Andrzejem Piątkiem, które Wojtek zorganizował dla swoich podopiecznych. Mnie takie rzeczy jarają, bo raz, że to spooooora ranga i można liczyć na opowieściowe smaczki, a dwa to… co legenda i guru, to legenda i guru.

Z panem Andrzejem wymieniliśmy parę kontrolnych zdań, a raczej tyle zdążyliśmy, poza tym ja na więcej jestem nieśmiała (a i tak raczej mnie nie podkupi Wojtkowi:D), zatem liczę na WIENCY!


Szałowa ta pogoda jest.

A. Muszę jeszcze zabić tych budowlańców, którzy mię na MOIM WOLNYM nakyrwiają za ścianą młotem i wiertarą od siódmey rano.
Kategoria >50 km


Dane wyjazdu:
57.20 km 0.00 km teren
02:16 h 25.24 km/h:
Maks. pr.:47.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:134 ( 68%)
Podjazdy: m
Kalorie: 996 kcal

Nocne Polaków rozmowy

Środa, 14 grudnia 2011 · dodano: 14.12.2011 | Komentarze 11

Żesz ja pierdaczam.
Taka prawda, że jak pada, to leje. I że jak już się coś jebie, to epicko.


Jedyne, na co udało się mię zdobyć dziś, to el treningo baj Wojtek Marcjoniak, którego – rzecz jasna – KUOOOOOCHAM. Udało mię się zdobyć nań porą dopiero wieczorową, kiedy to już cud niepamięci się po tym pięknym słońcu święcił.
Ale uczyniłam, co mię zalecono, spotkałam też przy tejże okazji chrabu, który tym razem nie przepuścił (okazji) i choć ciął w stronę inną niż moja, zawrócił, dogonił i się zintrodusował. Chłop żywemu nie przepuści.

BARDZO MIĘ PRZYJEMNIE!


Spotkałam też mojego Pana Prezesa Najulubieńszego, a raczej to on mnię zoczył, śmigając Wizłozdradą. Wstrzymał swe mechaniczne kucyki i w ten sposób wyrwał mnię z trybu treningowego. Bo oczywiście zatrzymałam się na plotki. Taki to ja jestem kyrwa profesjonalista.


Ale dżeneralnie jestem zadowolona.

Boooooooooooooolą mnie nogi!! I to akurat też lubię.


Dane wyjazdu:
54.60 km 0.00 km teren
02:19 h 23.57 km/h:
Maks. pr.:49.40 km/h
Temperatura:8.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:140 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1071 kcal

Wkoorv

Wtorek, 13 grudnia 2011 · dodano: 14.12.2011 | Komentarze 1

Serio.

Rzekłam


Dane wyjazdu:
56.60 km 0.00 km teren
02:24 h 23.58 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:4.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:136 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1066 kcal

Będzie rzeź i to wcale nie na niewiniątkach

Poniedziałek, 12 grudnia 2011 · dodano: 13.12.2011 | Komentarze 16

Nie wiem, kogo trzeba zabić, skopać, wysmarować kocią kupą, lżyć publicznie przez pięć dni ciągiem, KOGO u tych łoperatorów Madżenta sieci, żeby ten posrany blukonekt, po któregom tyle jeździła, ZACZĄŁ KyRWA MyĆ DZIAŁAĆ, jak król zasięgu przykazał.

Gdzieś czytałam o gościu, który kupił BC, ten mu nie hulał, zareklamował tę posraną usługę, nie wykorzystywał pakietu – bo zasięgu miał tyle, co ja ziaren kaszy perłowej w bucie, a bulić musiał. I nie, nie za zassane gigamajty, czy inne bajty. Bulił za to, iż – wtedy jeszcze – Era jest gotowa świadczyć takąż usługę. Zajebiście. Aż mi lepiej, że madżenta sieć jest gotowa zrobić mi dobrze. Naprawdę.


Czytam żale niektórych, że gdzie ten śnieg, a ja wam powiem, że mam w dupie śnieg, on tam właśnie jest. Zapamiętajcie se, że miejsce śniegu jest w górach i tam ten śnieg wygląda jak śnieg, a nie ta pieprzona gnojówka, która psychodelicznie oblepia wszystko W MIEŚCIE. Mnię jak najbardziej odpowiada ten plusik, to słońce. Po śnieg se pojadę do Szklarskiej. Jak ta góra do Mahometa.


Co tam panie po BiDżiFicie? Ano dłuuuuuugo mnie tak nogi nie bolały jak teraz. Nie ma zatem lipy.

Dla odmiany wszyscy mnie dziś chcieli rozjechać. Na święta podaruj Polakowi choć ćwierć kilo mózgu. Chuje.