Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

trening

Dystans całkowity:14785.24 km (w terenie 2792.50 km; 18.89%)
Czas w ruchu:678:23
Średnia prędkość:21.79 km/h
Maksymalna prędkość:63.00 km/h
Suma podjazdów:43280 m
Maks. tętno maksymalne:197 (166 %)
Maks. tętno średnie:175 (138 %)
Suma kalorii:330949 kcal
Liczba aktywności:216
Średnio na aktywność:68.45 km i 3h 08m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
62.84 km 0.00 km teren
03:12 h 19.64 km/h:
Maks. pr.:42.80 km/h
Temperatura:22.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:125 ( 65%)
Podjazdy: 32 m
Kalorie: 1044 kcal

To będzie piękny bjutiful łikęt!

Piątek, 16 września 2011 · dodano: 19.09.2011 | Komentarze 14

I wiedziałam już to na pewno, na czas, na zawsze, na sto procent, na amen, gdym dostała na taczfona sesesmana od Faścika mojego najulubieńszego, najzacniejszego! A ten mię napisał, że jedzie ku mnię!

Aż żem się cała spociła.

Aż żem potrzebowała siedmiu głębokich wdechów przy profesjonalnym użyciu przepony, aby się uspokoić.

Faścik. Mój najzacniejszy. JEDZIE DO MNIEEEEEEEEEEE!:)

No to po pracy popędziłam kupić to, co należało profesjonalnie schłodzić. TAKIEGO gościa podjąć należy siłom i godnościom osobistom.

Tym bardziej, że zjechać ma do Łorsoł supermegaekspresowym pociągiem z Gdyni JUŻ po ośmiu godzinach szaleńczej jazdy?

Poświęcenie jest.
Cosik mię mówi, że Faścik naprawdę musi mię OCIUPINEŃKĘ lubić...

Dane wyjazdu:
76.50 km 0.00 km teren
03:23 h 22.61 km/h:
Maks. pr.:43.60 km/h
Temperatura:20.0
HR max:171 ( 89%)
HR avg:142 ( 73%)
Podjazdy: 34 m
Kalorie: 1402 kcal

I złupili mnie, banda polskich decydentów

Czwartek, 15 września 2011 · dodano: 19.09.2011 | Komentarze 26

I do tego w mundurach. Jak ziemniaki. Jak nieosolone ziemniaki, dodan bo tak nieprzyjemne potrafią być wlaśnie nieosolone ziemniaki.

Dostałam mandacik.

Za przejazd po przejściu dla pieszych.

Tadaaaaaaaaaaaaaaaaaaammmm:)

A ja się sromałam, że wyszłam za wcześnie z pracy i posiedzę u dentystki w poczekalni i się naczekam, a nie lubię. No to mi panowie te 15 minut, podczas których rozpłaszczałabym sobie zadek w poczekalni, ZAGOSPODAROWALI.

Jak pięknie.

Oczywiście ja, w naiwności swojej i wielkiej otwartości dla świata, do końca nie wierzyłam, że zatrzymują mnie z TAKIEGO POWODU. Se pomyślałam, że może znowu jakiemuś Indonezyjczykowi zaiwanili rower i teraz wszyscy jesteśmy podejrzani, przynajmniej o posiadanie.

A tu jestem nie tyle podejrzana, a już oskarżona. Stówa. O tyle będę bardziej zdrowa i trzeźwa:D

Nie lubię się płaszczyć i prosić. Toteż wyrzekłam: Pisz pan ten mandat. Oby rychło.

I było rychło. Zdążyłam nawet wyjść na późnonocny rower.

Dane wyjazdu:
58.64 km 0.00 km teren
02:53 h 20.34 km/h:
Maks. pr.:41.40 km/h
Temperatura:19.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:131 ( 68%)
Podjazdy: 31 m
Kalorie: 1057 kcal

Mało. Mauo

Środa, 14 września 2011 · dodano: 15.09.2011 | Komentarze 11

Takie dni właśnie lubię. Choć mało związany był z rowerem, to jednak zawodowo cymes – stał pod znakiem Glacy i jego nowego projektu MyRiot. Płyta zajebista, klipy jeszcze lepsze, a sam Glaca… ja pierdolę. Wypas. I tylko szkoda, że grafik mieliśmy tak napięty, że nie byłam w stanie nigdzie dojechać rowerem.
Szkoda, bo bym spaliła to, co opierdoliliśmy na ciepło w Samirze.


Centurion jeździ, jeździ, przemieszcza się, ale… mogłoby być lepiej.

W ogóle dajcie mi kogoś, kogo będę mogła rozjebać poprzez rozerwanie na drobne paski.

Dane wyjazdu:
64.55 km 0.00 km teren
02:57 h 21.88 km/h:
Maks. pr.:35.80 km/h
Temperatura:22.0
HR max:166 ( 86%)
HR avg:132 ( 68%)
Podjazdy: 32 m
Kalorie: 1066 kcal

Badko świedta, nie wytrzybab!

Wtorek, 13 września 2011 · dodano: 15.09.2011 | Komentarze 9

Ponoć prawdziwy twardziel DIGDY DIE BIEWA KATARU.

To ja jestem miękką fujarą.

Mam katar.

&feature=player_embedded

Ja! J-A. Jestem. Przeziębiona. I nie. Wcale nie dla odmiany od stanu zwanego ciągłym głodem. Jestem przeziębiona wespół z głodna.

Nie wytrzybab.

Dane wyjazdu:
106.00 km 70.00 km teren
04:32 h 23.38 km/h:
Maks. pr.:54.50 km/h
Temperatura:25.0
HR max:183 ( 95%)
HR avg:169 ( 88%)
Podjazdy:276 m
Kalorie: 2388 kcal

Mazovia w eNDeeMie, czyli jak wygrałam, choć tak naprawdę przegrałam

Niedziela, 11 września 2011 · dodano: 16.09.2011 | Komentarze 38

Z wiadomo kim.

Bo właśnie tym oto startem spadłam w generalce na drugie miejsce.

Czy jestem wkurwiona? Więcej. JESTEM PRZEWKURWIONA.

Oczywiście musiałabym zająć miejsce Agi Zych, by utrzymać po Nju Dworze pierwyj plejs w klasyfikacji generalnej. Oczywiście nie mogłam nie wystartować, bo gdyż wiadomo, jest to naczural i do tego ekolodżi.


[Jak ktoś mi tu wejdzie i zacznie narzekać na spolszczenia, dostanie kopa w dupę. Tak. Bo jestem wkurwiona]



No ale. Starym dobrym CheEvarowym zwyczajem zrobię – bo wiem, że tego chcecie wszyscy, a tylko nieliczni z Was potrafią się do tego przyznać – zajebisty wpis. No bo w sumie ten dzień był zajebisty.


A zaczęło się od tego, że raniuśko przyjechał po mnie Maj Lawli Dyrektor Arek. Przed samym eNDeeMem zrobiliśmy przystanek Kawa, po czym już w NDMie brzydko zaparczyliśmy samochód.

Wzorem najlepszych i najbardziej znamienitych kolarzy olałam rozgrzewkę przed dystansem giga i dałam jedynie namówić się Pawłowi mtbxc na najwolniejszą z powolnych tempówkę. Po chwili dołączył do nas Maj Lawli Dyrektor i jęliśmy poszukiwać innego mojego APS-owego ulubieńca, Mozana Mojego Lawli też, którego córa miała zadebiutować na hobby, a padre na ficie. Niestety zamiast na Mozana, natknęliśmy się na Niewe, który wyłowił mnie z tłumu po moim debilnym śmiechu, któren to został wywołany komplementem „O, właścicielka najpiękniejszego bloga”. Niestety, umknęła mi ksywa tego, który mię ten komplimient zasunął, zaktywizuj się tu, plis, ale już!:)

Przybiliśmy sobie z Niewe żółwika, skrzyknęliśmy się gdzieś ponad (co w moim wykonaniu jest lekutko utrudnione) dziesiątkami kasków z Goro, gdy wtem dopadł mnie Obcy17 w cywilu i z dziecięciem swoim i wreszcie ujawnił się jako mój wielbiciel i fan, co pięknie udowadnia ilość zrobionych mi przez niego fot. Myślę, że młody Obcy też mnie polubił:D

Jak zwykle jestem głośna:D i zwracam na siebie uwagę:D © CheEvara



Chwilę po tym, jak przybiłam żółwika z greqiem, na chama wtłoczyłam się do sektora. Skąd się kuźwa zrobiły w nich takie tłumy, to nie wiem.

Wystartowałam źle.

Żle wystartowałam i Prezesa zgubiłam:/ © CheEvara


Ale jakby w nagrodę dziś znalazłam takie zdjęcie, które strasznie mi się podoba: APSowi wyścigowcy: Kacper i Bartek:

Mieli jechać giga, pojechali mega :D © CheEvara


Drogą dygresji powiem, że oni obaj i Maj Lawli Dajrektor Arek przed startem rozważali pojechanie giga. Wszyscy trzej rozważali.

KONIEC KOŃCÓW WSZYSCY TRZEJ POJECHALI MEGA.
Logiczne:)

Ale zdjęcie też jest… MEGA, nie tylko przez te zajebiste kaski!:)


Wracając do tematu startu. Arek mi uciekł, zaś cała reszta sektora uciekła mi na wale, gdzie ci, którzy myśleli, że się sfrajerzyli, jadąc dołem i najeżdżając na łatę piachu, próbowali przebić się na górę, powodując wywrotkę.

No i gówno – wyrzekłam do Ani Klimczuk z KSAT. Pół minuty w dupę. Trzeba było gonić jeszcze bardziej i nadrabiać. Wiedziałam, że Olga tym razem startowała z trzeciego sektora. Wiedziałam, że wie, co robi, dzień wcześniej startowała w rzeszowskiej Skandii.

No i ja wiedziałam, że tym razem nie da mi kopa, wyprzedzając mnie. Że teraz ja muszę doganiać. Najpierw pewnie złapię Arka, potem muszę złapać Olgę.

Jak już zjechaliśmy z tego felernego wału, dogonił mnie Goro, który proponował mi koło, ale ja spiekłam się na starcie i tyle go widziano. Inny mój ulubieniec, theli też próbował wyprzedzić mnie, nie wiem, czy z sukcesem, czy nie, już mi się to wszystko jebie;).

Ale jak już uspokoiłam tętno, to noga zaczęła kręcić z – chciałoby się powiedzieć – głową. I zaczęłam nakurwiać. Z lekkim zdziwieniem patrzyłam to na licznik, to na pulsometr.

NIEŹLE JEST! – sobie rozważałam. Tym bardziej, że wiedziałam, iż skarżyska forma sobie poszła, zostawiła po sobie może 2/3 siebie, dodatkowo jechałam tylko na śniadaniu, kawie i nie tknęłam ani jednego żela. Co jest dziwne, bo zwykle na maratonie jestem głodna co pieprzone pół godziny. I muszę przetransportować zawartość tubki do swojego otworu giembowego, a w konsekwencji niżej.
A tu nic. Zatem taka nawet i podładowana swoją dyspozycją wyprzedzałam niemiłosiernie i bez litości każdego, kogo widziałam przed sobą. Wielokrotnie na podjazdjach:).


No to atakujemy;) © CheEvara



Szlag mnie trafiał na trasie, bo megowcy robili TĘ SAMĄ pętlę dwa razy (mocno pokrywającą się z trasą legionowskiej Mazovii), a gigowcy trzy... Naprawdę nie da się tam inaczej wytyczyć drogi?? Serio? Naprawdę nie można tego NIE POWTÓRZYĆ?

Tak czy siak. Wiedząc już, jaki podjazd gdzie mnie czeka, zapierniczałam jak wściekła. Na chwilę przed rozjazdem mega z giga dojechałam Zetinho, który – jak czytam u niego – zadowolony z siebie jest. Zatem i ja powinnam z siebie zadowolona być.

Rozpoczęłam więc trzecią do porzygania pętelkę.

I tu czekał na mnie Marek, tak zwany Sajmon, do którego przez dłuuuuugi czas chodziłam na spinning. Na jednym z podjazdów podbiegł do mnie i, dopingując, wepchnął na górkę z krzykiem: „Przed tobą jest Krossówka, dosłownie 30 sekund, goń ją!”.

TRZYDZIEŚCI SEKUND??

To zapierdalam!

Co też uczyniłam. DOJSZŁAM ją zaraz, przywitałam się, bo ja jestem z tych miłych i zapytałam jak wczorajsza Skandia. Zrobiłam to w tak zwanym biegu, czy też locie, konsekwentnie klatka po klatce Olgę objeżdżając. Odpowiedź też złapałam w biegu, jak i informację wykrzyczaną mi już z tyłu:

„NA MAZOVII MI NIE ZALEŻY!”


Nie, kurwa, w ogóle ci nie zależy – se pomyślałam, ale odkrzyknęłam „Daj spokój, walcz!” (choć na ryj mój pyskaty i wredny cisnęło się „PRZESTAŃ PIERDOLIĆ, walcz!”). Zostawiłam ją z tyłu.

Dostałam spida.

Za chwilę też dogoniłam Gora, którego też zostawiłam z tyłu.

Spida dostałam jeszcze większego.

W sumie na metę wjechałam zajebiście zadowolona:

Wyprzedziłam, to i się cieszę:) © CheEvara



Tu czekał na mnie uchachany Radek, którego strategia wymyślona w Skarżysku, kiedy to dostał ode mnie w dupę pół godziny, najwidoczniej się powiodła. A brzmiała:

WIĘCEJ TRENINGÓW! ALKOHOLU TYLE SAMO… ALE WIĘCEJ TRENINGÓW!

Tyle, że złociutki mój serdelku, tu startowałeś z sektora trzeciego (ja z czwartego) i dałeś radę ujechać mi tylko na minut 8. A w Skarżysku startowaliśmy, PYSIACZKU z sektora tego samego i trzydzieści minut dostałeś.

Niemniej jednak Radziu był z siebie zadowolony, i w tym zadowoleniu asystował Beniowi, który cykał foty (ta moja z mety jest właśnie przez niego ustrzelona).

I z tego oto towarzystwa wyrwał mnie mój Giga Prezes, który jednak pojechał mega, dołączył do nas Jarek i Janusz (z tymi panami w tamtym roku zjechałam rowerowo Mazurki, a ten drugi pan to jest właśnie ten Janek z obdartym fizysem i wielkim nadgarstkiem:)) i jęliśmy wymieniać się sympatycznymi złośliwościami. Od Janka dostałam zimniutkie piwko (kooooooocham Cięęęęęęę!!:)), od Jarka garść szpilek. I za te pewnie szpilki został wcześniej ukarany złamanym na trasie (ale nie maratonu, bo nie startował) hakiem przerzutki.

Jednak jest sprawiedliwość;).

Potem jeszcze podbryknęła do mnie reportereczka nowodworskiej tefau – wiadomo, od razu poznają się, who is who, ewentuanie hujishuj i ja tutaj:

I jeszcze ZDANŻAM udzielić wywiadu;) © CheEvara


ściemniam, że nie mam żadnego planu treningowego, że TAK O se tylko jeżdżę;)

Tu udzielam tego wywiadu od przodu, bo to, jak wiadomo, można różnie:D © CheEvara



Ponieważ na metę zjechał już Jerzy, przybył też Goro, chwilę przed nim Olga, której przecież nie zależy na Mazovii, albo po prostu posłuchała się mojego „Nie pierdol, walcz”, ale ciągle jeszcze nie było widać Niewe, polazłam a Arkiem, Jankiem i Jarkiem tam, gdzie miał miejsce start i cała imprezka.

I naprawdę NIE WIEM, JAK TO NIEWE ZROBIŁ, ale dobił do mnie i reszty DOKŁADNIE WTEDY, kiedy kupowałam piwko:)

Potem już zrobiło się mocno towarzysko. Wreszcie napiłam się piwka z mtbxc, poznałam jego lepszą i ładniejszą połówkę, przyjęłam gratulejszeny od Wojtka Marcjoniaka z AirBike i w ogóle zrobiło się wesoło:

czekanie na dekorację
No i niestety... CAŁA KUŹWA MAĆ JA! :) © CheEvara



Niektórzy naprawiali, co zepsuli:

Jarek czekał aktywnie;) © CheEvara


No, ogólnie miało miejsce wielkie ochlejstwo w akompaniamencie dźwięków przeróżnych – można było nabawić się turbulencji wdupnych słuchając miksu Metalliki („Enter Sandman”) z Urszulą i jej „Konikiem na biegunach” zagranym chwilę później.
Jakby pod to konto nasza wielka ekipa oczywiście robiła wielką bardachę.

Dekorowanie się przedłużało i przedłużało, co oczywiście niosło za sobą większe spożycie i dzięki temu na pudełko wskoczyłam sobie w jeszcze lepszym humorze niż przyjechałam na metę. Tylko poczucie równowagi mi się kapinkę zaczęło psuć:)

No i jest drugie miejsce. Wnikliwi zauważą zaś, czego na tym zdjęciu NIE MA:) © CheEvara


Zaś Olga – gdy podbiegłam jej pogratulować – nie omieszkała mnie poinformować poważnym tonem, że W OGÓLE MNIE NIE GONIŁA.
Ani trochę.
POWAŻKA. Na pewno by mnie nie wkręcała.


Do chat wróciliśmy na kołach – mua, Radek, Goro i Niewe, zapieprzając dość równym tempem (do pewnego czasu, bo niektórzy poczuli się lekutko kiepsko i potrzebowali przystanku w Roztoce na pewien powracający do życia, reanimacyjny trunek). Mnie chwilę wcześniej próbował uszkodzić jakiś chuj w blachosmrodzie, usiłując wepchać się między mnie, a wysepkę, skutkiem czego wyjebałam 10-metrowego szlifa na krawężniku z prawej strony.

Strasznie żałuję, że nie wysprzęgliłam kutafonowi w ryj, tak jak kiedyś takiemu jednemu, który mnie ustrzelił swoją puszką i który trafił na policję z profesjonalną pizdą pod okiem ufundowaną przez Che. Bardzo żałuję.


No i jakeśmy posilili się w Roztoce, uciekliśmy w teren w stronę następnego pit-stopu, już u Niewe, gdzie posililiśmy się znów, by siłę na daley zachować.

Dzięki tej trasce pękła tego dnia stówka.

Już nie zliczam tych wszystkich kaemów z rozgrzewek, rozjazdów, dojazdów pod prysznic, czy na myjkę. Choć wiem, że niektórzy tak robią:D


No i o. Wszystko fajnie, piwo, wódka, dżez babariba, ale nazajutrz, dostałam wkurwa i piany, gdym zobaczyła mój spadek w generalce.


Ale wiecie, co? Wszystko to jest kija warte. Wszystko. Jak się zobaczy coś takiego:


Cuś takiego mnie urzeka:) © CheEvara


Pani jest niewidoma, a pan i tak zabrał panią na maraton. Inny NADzawodnik, jaki mi przemknął gdzieś w miasteczku zawodów to był chłopak z amputowanym przedramieniem.

To czym ja się kurwa przejmuję? Że nagrody w postaci lampek rowerowych za pierwsze miesce w generalce nie dostanę?


Dane wyjazdu:
46.80 km 32.50 km teren
02:07 h 22.11 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:26.0
HR max:174 ( 90%)
HR avg:135 ( 70%)
Podjazdy: 97 m
Kalorie: 869 kcal

Takie dwie soboty, a przecież jedna

Sobota, 10 września 2011 · dodano: 13.09.2011 | Komentarze 5

No to po pierwsze. Miałam się zebrać na centrancję na Dereniową, ale jakoś nie ułożyły mi się wszystkie płyty, nie zwarły się one, nie scaliło mi się w jedno nic, żadne ogniwko.

No ale na rower se wyszłam. Na ten sam, którego koła powinny pójść pod centrancję. Dupy mi nie zrzuciło, czyli aż tak nie wierzga. Znakiem tego, jeszcze JAKOŚ przejadę maraton w Nowem Dworze.

A że jeszcze w międzyczasie okazało się, że popołudniem jadę ze Słavkiem z AirBike nad Zegrze, to tym bardziej stwierdziłam, że centrancję odkładam na do kiedyś tam.

Zrealizowawszy się towarzysko w Centrum Biegowym Ergo, dałam się namówić Arkowi APS-owemu na malutki trening, choć szczerze mówiąc, bardziej chciałam zobaczyć na żywo jego zpimpowany rower:). Bo proszę ja Was, Arek zamienił swojego bajsikla na prawdziwie teamową rakietę. No i co ja mogę powiedzieć, przeserwisowana przez APS-owego Bartka la bicicleta zapierdala jak zła. Na standardowej już naszej pętelce terenowej dołomiankowej Arek pocisnął nieco, a ja... A ja, pilnowałam tętna :D

No i dzień bez spotkania tępych chujów najwidoczniej byłby dniem straconym. Mało brakowało, a pewnie zobaczyłabym Arka: a) bijącego się, b) rozjeżdżającego z premedytacją psa, c) robiącego te dwie rzeczy odwrotnie. Lub naraz.

Dane wyjazdu:
80.65 km 0.00 km teren
03:16 h 24.69 km/h:
Maks. pr.:46.60 km/h
Temperatura:24.0
HR max:165 ( 85%)
HR avg:130 ( 67%)
Podjazdy: 35 m
Kalorie: 1554 kcal

Sama nie wiem

Piątek, 9 września 2011 · dodano: 12.09.2011 | Komentarze 6

Ja nie wiem, naprawdę nie wiem, no gdyby nie ja i moje poranne nakurwianie do kabackiego AB po adaptery do piast znów dla Takiego Jednego, to Niewe do dupy by w niedzielę se mógł pojechać, a nie na maraton.

Co ja kurwa ostatnio taka uczynna jestem?



:D

Dane wyjazdu:
70.80 km 0.00 km teren
02:50 h 24.99 km/h:
Maks. pr.:47.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max:167 ( 86%)
HR avg:130 ( 67%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: 1210 kcal

I co, i co, i co?

Czwartek, 8 września 2011 · dodano: 12.09.2011 | Komentarze 18

No i co, no i co? Ocielił się jakiś choć jeden lodowiec? Zmniejszyła się liczba plam na księżycu? Zaprzestano wreszcie używać spulchniaczy do produkcji pieczywa? No nie wiem, zadziało się coś, cokolwiek, aby uczcić wejście w dorosłość Takiego Jednego Niewe?

Jakbyście coś zauważyli, dajcie znać.

Bo ja na przykład zauważyłam tylko to, że wieczorami to jakby trochę po klinie na rajstropach wieje. Ale to chyba niezwiązane jakby z tematem przewodnim.

Zauważyłam też, że cyklistów jakby mniej. To mnie nawet cieszy. Szkoda tylko, że nie idzie to w parze z polepszającą się pogodą. Nienawidzę jesieni i zimy też nie.
Lubienie zimy i jesieni jest ciotowate - mors, dopisz to sobie do listy:P

Dupa zmokła mi pod samym kuźwa domem.

Dane wyjazdu:
66.40 km 0.00 km teren
02:34 h 25.87 km/h:
Maks. pr.:48.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max:174 ( 90%)
HR avg:138 ( 71%)
Podjazdy: 41 m
Kalorie: 1064 kcal

Urodziny Niewe dziś posiada, więc życzenia mu składać!

Środa, 7 września 2011 · dodano: 08.09.2011 | Komentarze 10

Dziś, czyli w dniu opublikowania wpisu, a nie wczoraj, którego to wczoraj wpis dotyczy! Czyli dnia ósmego września. Zapamiętać!
Jeśli dobrze liczę, to Niewe kończy dziś osiemnaś..., NIE! Dziewiętnaście lat, więc może już pić, palić, oglądać sprośne pisemka i czytać NA LEGALU CheEvarowy blog!:)

A ponieważ Niewe jest zajebisty, datę jego zajebistych urodzin ogłaszam tu, na zajebistym blogasku!:)

Sto lat i więcej jazdy!
:D
Bo wczoraj w wigilię urodzin Niewe tośmy się nie najeździli. Staje się to nową świecką tradycją. Niby ustawiają się na rower, stówka miała pęknąć, a tu pękło. 10 piw. Kuźwa!

No bo tak. Ja se po pracy poszłam do kina. Niewe wyrywał w tym czasie Izkę i tak wyrywał, że 10 minut po tym, jak umówił się z Dżankiem, zapomniał o tym, że umówił się z Dżankiem. Tym samym, nie innym!

Wszystko jednak skończyło się dobrze, bo mnie film się podobał, potem znalazłam Niewe, jak bajerował Izkę na Moczydle (czy też na innych moczarach), tam zapadła gremialna, komisyjno-kolektywna decyzja o tym, że idziemy pić, bo może padać, no i tam JAKIMŚ CUDEM znalazł nas Dżanek. Dżanek, który był niezwykle rozkoszny w swym uradowaniu i napawaniem się wolnością i możliwością pojeżdżenia na rowerze.

Tak pojeździł, że mieszkając na Bemowie, przybył na Moczydło, i potem – gdy wszystkich (poza mną) dopadła pijacka gastrofaza – przemieścił się do Maka na skrzyżowanie Górczewskiej z Lazurową. Myślę, że z 10 kilometrów trzasnął;).

Szaleństwo.

Z mojej czwartej w tym tygodniu stówki wyszła cała kupa.

Ale strasznie brakowało mi Gora, który zawsze przy okazji takich ustawek, kiedy żremy/pijemy zamiast jeździć, narzeka, że znowu żremy/pijemy zamiast jeździć i narzeka na to dokładnie w tym samym momencie, kiedy żre/pije zamiast jeździć. Tęsknię za Tobą, Goro!:)

Dane wyjazdu:
109.30 km 0.00 km teren
04:20 h 25.22 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h
Temperatura:21.0
HR max:189 ( 98%)
HR avg:165 ( 85%)
Podjazdy: 46 m
Kalorie: 1609 kcal

Czecia. Stówka. W tym tygodniu:)

Wtorek, 6 września 2011 · dodano: 07.09.2011 | Komentarze 14

Wszystko dzięki Panu Dyrektoru Arku, który – aby umówić się ze mną na nocny rower – wysłał mi popołudniową porą miłosny list motywacyjny. Taki, że nie mogłam, nie umiałam, a nawet NIE KCIAŁAM odmówić. MISZCZOSTWO:)

Normalnie - bez tej nocnej jazdy - wyszłoby mi może kilometrów 60. Ale jest piękniej.

Znowu cwaniaczek pomykał na swojej szosie, dzięki czemu ja – nawet i na mojej wyścigówce - dostałam w dupsko. Acz tętno zachowałam niziutenieńkie. Co cieszy mnie. Co LUBIĘ TO.

Uroczo pomyka się nocą. Zwłaszcza wzdłuż Belwederskiej, gdzie na wysokości ogródków działkowych temperatura spadła z dziesięciu stopni do stopni może czterech. Zmarzły mi kuźwa paluchy, choć rękawiczken miałam długopalczasten.

Wszystko się kończy, zawija, zgina.

Atrakcją niewątpliwą wieczoru był pościg Arka za jakąś blond-dziewoją na szosie Peugeota (posiadała ZAJEBISTE nogi, NAPRAWDĘ). Pościg pod Belwederską zakończył się pomyślnie dla drużyny APS. Znaczy się, dla prezesa drużyny APS, bo ja wolałam pozostać w roli widza i patrzeć na to od tyłu. I ryć ze śmiechu.


A poranny dojazd do pracy strasznie mnie jakoś raduje. Te korki na Wisłostradzie, wzdłuż której jadę. Te ślimaki na Puławskiej. No nic na to nie poradzę, że strasznie mnie to raduje! Czy jadę o ósmej, czy jadę na dziesiątą... Wszystko stoi, Czerniakowska, Dolinka Służewiecka, Wałbrzyska. Na własne życzenie i za własne PIENIĄSE.


Uznałabym ten dzień za piękny w pełni, ale nie uznam, gdyż nie zjadłam ani jednego Monte. Wszystkie trzy sklepy, którem odwiedziła i które nie miały Monte, już zostały zgłoszone jako obiekty do likwidacji. SKANDAL.


I to też jest skandal:

&feature=player_embedded#!

JAK MOŻNA tak zajebiście jeździć??