Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

zwykły trip do lub z pracy

Dystans całkowity:19495.35 km (w terenie 1188.78 km; 6.10%)
Czas w ruchu:906:46
Średnia prędkość:21.37 km/h
Maksymalna prędkość:103.70 km/h
Suma podjazdów:34423 m
Maks. tętno maksymalne:193 (166 %)
Maks. tętno średnie:175 (138 %)
Suma kalorii:422939 kcal
Liczba aktywności:348
Średnio na aktywność:56.02 km i 2h 37m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
56.30 km 2.80 km teren
02:28 h 22.82 km/h:
Maks. pr.:42.50 km/h
Temperatura:6.0
HR max:157 ( 81%)
HR avg:127 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1158 kcal

No to jęło napierniczać, co?

Poniedziałek, 28 listopada 2011 · dodano: 29.11.2011 | Komentarze 5

Niektórzy dzięki temu nie muszą z grabiami latać, bo podwórka & skwerki same się zamiotły, a zamiotły się o tak:


Się zame te liście zamiotły i na dedeerze zrobiło się LIŹDZIAZDO. © CheEvara


Niebawem tam – na miejscu tych liści – będzie zalegał śnieg. Jak co roku;).


Pewne rzeczy się posprzątały, innym wywaliło kręgosłup...

Coś się tu WYGŁO © CheEvara



Ja miałam akurat w plecy w obie strony – jak nigdy. Co zresztą widać po tętnie i zjaranych kcalach. Zero wysiłku. To jest podejrzane i już czekam na pierwsze wybuchy na Jowiszu. I na jakiś rewyndż.


Rano – jak niemal o każdym poniedziałkowym poranku, gdy wracam raniuchno z treningu – spotkałam śliwkę. Uśmiechniętą śliwkę:).


Ojjjaaaaaa, ktoś z Kolumbii czyta mojego bloxowego blogaska. I z Gronningen też! Analytics mię mówi, że nawet klikajom po kilka razy dziennie. Jasna śrubka! Nawet tam komuś uszkodzę mózg.


Dane wyjazdu:
67.80 km 4.60 km teren
03:09 h 21.52 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:-1.0
HR max:174 ( 90%)
HR avg:146 ( 76%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1610 kcal

Się kurna bryknęłam Czarnego Stumpem

Środa, 23 listopada 2011 · dodano: 25.11.2011 | Komentarze 10

I go nienawidzę przeserdelecznie. I Czarnego, i jego Stumpa:). Pewnie znienawidziłabym bardziej (i Czarnego, i jego Stumpa), gdyby ten drugi był napompowany pode mnie. A na szczęście był nabity pod Marcina, więc na tej trasce od AirBike po wczesny Mokotów – że też Marcin zdzierżył, że tyyyyyle jadę na jego rowerze! – czułam się jak na regularnym hardtailu.

Tak se myślę, że jak już se sprawię szoskę, kolejną treningówkę, przełajkę, to zanabędę sobie takiego fulla. Jeszcze nie wymyśliłam, jak na to wszystko zarobię, ale nie bądźmy przyziemni, w marzeniach nie chodzi o to, aby się zamartwiać.

Kurna, chciałam jeszcze zjazdówkę jakąś.

No ale na razie se marzę i to bardzo konkretnie. A POTEM SIĘ ZOBACZY, po co to komplikować już teraz, nie?

Chce mi się w jakieś góry, choćby na dni cztery. Mogę nawet i z Centurionem tam poginać. Byle w góry.

O, i stukło mię DWAJŚCIA JEDEN tysięcy kaemów. Znaczy się, po prawdzie stukło już dawno, bo mam dwa niewrzucone wpisy, ale licznik przekręcił się dziś, zatem trzymam się tego, że STUKŁO dziś. Wpisujcie miasta.

Siedząc na koniu, rzecz jasna.


Dane wyjazdu:
55.30 km 6.00 km teren
02:34 h 21.55 km/h:
Maks. pr.:35.80 km/h
Temperatura:-1.0
HR max:170 ( 88%)
HR avg:139 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1314 kcal

Plamy na słońcu

Wtorek, 22 listopada 2011 · dodano: 23.11.2011 | Komentarze 7

Przy minus jeden marzną paluchi. Marzli mi już na Ochocie, przez którą miałam kaprys wracać dziś do chaty, ale se pomyślałam „A, odbiję jeszcze na Bemowo, a potem się zobaczy”. I się zobaczyło.

A paluchi marzli dalej.

A ja zobaczyłam, że może jeszcze o Bielany zahaczę. Paluchi marzli.

No cóż, wrócę może już, rozpocznę ten proces. Paluchi swoje.

Na Żoliborzu dostałam też kryzysu w drugim garniturze paluchów.
Iti goł hooooołm! – skandowałam se pod nosem, piszcząc jak zziębniety labrador oczywiście.
Dobrze, że zadzwonił do mnie tomski, to na chwilę zapomniałam, że zgrzytam zębami.

Nowy KNŻcik:



a to tylko namiasteczka tego, co jest na płycie:)


Dane wyjazdu:
52.20 km 4.50 km teren
02:27 h 21.31 km/h:
Maks. pr.:35.80 km/h
Temperatura:3.0
HR max:165 ( 85%)
HR avg:134 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1144 kcal

Apel do wujka z Arabii Saudyjskiej:D

Poniedziałek, 21 listopada 2011 · dodano: 23.11.2011 | Komentarze 7

Bym coś tu na forum ogłosiła, ale w sumie poczekam, aż odbiorę insygnia. Będzie podkładka, będzie ogłoszenie;).

Póki co ogłaszam, że mój fantazyjnie działający Centurionowy Recon chowa się tak, że goluśkie golenie pozostawia, mili moi, na milimetrów 38. Zmierzyłam.

Jestem w tak zwanej kropce, bo przed zimą to nie mam chęci przekładać mu Rockhopperowej Reby, a z kolei zdobyty za Mazoviową dżeneralkę widelec waży tyle, co 1/5 Centka. Co oznacza, że jak nic zajebię się na tej mojej pseudotreningówce. Będzie idealna na siłownię, siłę se zrobię, bajceps, bez koksu, a nawet bez dabyl blasta.

Wy też widzicie, że wszelkie znaki na nieboskłonie (sklepieniu niebieskim, czy też remanen… zaraz, zaraz, wrrrrróć, FIRMAMENCIE!) mówią, że koniecznie muszę mieć jeszcze jeden rower? Najlepiej zupełnego sztywniaka?

Wujkuuuuuuuuuuuuuuuuuu (jak jest wołacz od wujek w języku arabskim?), sprzedaj no tę hektobaryłkę ropy i wyślij mię te diengi, nie bądź małym fiutkiem, noooooooooo! Przecież tego nie przepijęm, rower se kupię, dziadygo ty!


Joł fanki, joł stanki!





Dane wyjazdu:
57.60 km 4.50 km teren
02:53 h 19.98 km/h:
Maks. pr.:41.60 km/h
Temperatura:5.0
HR max:170 ( 88%)
HR avg:140 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1487 kcal

No bo tak to kurna jest

Piątek, 18 listopada 2011 · dodano: 22.11.2011 | Komentarze 14

Powiem ja Wam coś na temat pewnego sortu ludzkiego.
Palacze.
Najwięksi syfiarze i pieprzeni egoiści. Najbardziej aroganccy chuje.
Nie wiem, dlaczego akurat teraz jestem tak na jebany dym przewrażliwiona, pewnie prawo kumulacji.
Staję na światłach, obok mnie paniusia. Z fają. I napierdala mi tym dymem.
Jadę se dedeerem, przede mną lezie matoł. I jara. Dostaję tym śmierdzącym gównem w twarz, próbując gnoja wyminąć.
Wchodzę do knajpy, przed knajpą szpaler zadżumionych. Nie mogą kurwa jarać trzy metry dalej w bok. Ja po przejściu muszę za to koniecznie cuchnąć. Bo są tępymi chujami.
Siedzę w robocie, z palenia wracają dwie laski. Śmierdzą kurwa mać z daleka. Aż mnie zatyka.
Czekam na kumpla na Polu Mokotowskim, w parku siedzi parka i napierdala jednego za drugim, przy czym żadne nie trudzi się, żeby wstać do kosza. Nakurwiają pod ławkę.

Zróbmy kopię zapasową tego świata i zacznijmy od nowa, bez tych uzależnionych, egoistycznych ciot, można prosić?
Albo powróćmy do tematu gett – skupmy tych śmierdzieli w jednym miejscu, niech sobie emitują tym gównem nawzajem.


Dane wyjazdu:
63.80 km 6.00 km teren
03:01 h 21.15 km/h:
Maks. pr.:39.40 km/h
Temperatura:4.0
HR max:171 ( 89%)
HR avg:133 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1493 kcal

Tytuł wpisu

Wtorek, 15 listopada 2011 · dodano: 21.11.2011 | Komentarze 4

Jakoś mnię w tych górach mniej stopy marzli. A patentów używam tych samych, czyli żadnych, ciągle jeszcze walczę, śmigając bez ochraniaczy.

Odpoczęłam w tych górach se ja, zregenerowałam się ja, ale żebym była tryskająca – oczywiście za przeproszeniem, dzieci zasłonić uszy, łby pospuszczać – szczęściem, to nie powiem, potrzebowałabym tam spędzić jeszcze z 52 tygodnie i myślę, że by mnię to ukontentowało. A przynajmniej powinno.

Póki co przeżywam rzeźnię na Centurionie, rzeźnię jego ciężkości, która jakby dramatyczniejszą jest po tym całym weekendzie na Rockhopperze. A jak śmiesznie mi amortyzator pracuje. W stanie tak zwanego – za przeproszeniem, dzieci zasłonić oczy, łby pospuszczać – spoczynku ma skoku 120 ememów, a w stanie – za przeproszeniem, rzecz jasna, dzieci wiedzą, co mają robić, łby też wiedzą, co robić – użycia ma skoku milimeNtrów może góra 6. Słownie SZEŚĆ.
Widział kto takie cuda?
A echo na to: uda, uda, uda...

Nie wiem, jak to się robi, że się teraz KULARZE odchudzają, na litość Boga mnie to się żreć ciągle chce (zwłaszcza, jak se o moskolach zakopiańskich przypomnę). Dla mnie jedyna szansa na schudnięcie to kurna chyba przespanie tego dowiosennego czasu.

To ja może posiedzę na koniu.
SIEDZĘ NA KONIU.


Dane wyjazdu:
64.19 km 0.00 km teren
03:02 h 21.16 km/h:
Maks. pr.:43.60 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 42 m
Kalorie: kcal

Dziś jeszcze przeżyję, wszystko po to, by jutro, aby jutro, juuuutro...

Czwartek, 10 listopada 2011 · dodano: 17.11.2011 | Komentarze 7

Aby jutro umrzeć ze szczęścia, aaaaa, aaaa. I nie, nie dlatego, że dotrą do mnie hipertajne fotografie marszałka Piłsudskiego obracającego w atłasach moją prababkę (za pradziadka też bym się nie obraziła;)), co od razu uczyni mnie wyjątkową (oczywiście, wyjątkową BARDZIEJ), znaną, glamór i wintydż.

Nie oświadczy mi się też książę Monako, ale to w sumie dobrze, bo bycie żoną takiego wiązałoby się z żarciem ferrerorosze, chodzeniem w sukienkach z DEKOLDEM i w ogóle chodzeniem na OBCZASACH i to na takich, gdzie się już nie da zainstalować bloków do spdów. I w ogóle musiałam latać na jakieś party, gale, rauty, co samo w sobie najgorsze nie jest, ale na takich nadętych spędach nie podają piwa, a ja jestem niewódkowa, wino piję dwa razy w roku, chyba że osiem razy, to osiem.

I nie, nie zadzwoni do mnie książę Monako, żeby oświadczyć mi, że zapłaci mi SZEJSET tysia OJRO (tygodniowo) tylko za to, że oleję jego zaloty i odmówię chodzenia z nim na rauty z tym dekoldem i w tych obczasach.

Wszystko to ssie pałę perspektywie wyjazdu w góry i tam myśleniu o tym, jak bardzo okażę się NIEPODLEGŁA tatrzańskim wszędobylskim zakazom dla ROWERZYZDÓW;)

A tymczasem…

Tymczasem stwierdzam, że poranki są w zajebisty sposób rześkie. Oraz że nowy pulsometr, który sprezentował mi Niewe, pewnie (JAK NIC) zamiast trzystu parunastu Kasztelańskich lub podobnej ilości Monte - i to sprezentował mię chiba w ramach zagwarantowania sobie, że już nigdy nie będę dręczyć jego podjazdu, jego tuj ogrodowych, dalii, makolągwy i wieńczukrzewu - ten ów pulsometr nie tylko gra i tańczy, ale też czochra mnie za uchem, robi rano kanapki do pracy, przypomina o urodzinach Adama Mickiewicza i apeluje o pokój na świecie.
Troszkę tego sprzęta nie ogarniam, ale i tak jest supcio. I strasznie mnie peszy, onieśmiela i naprawdę chyba dam spokój tym Niewowym daliom.

Do domu wróciłam póóóóóźno, po supertajnym zgromadzeniu w męskim gronie. Lubię tak;). Lubię późne zgromadzenia;).
Późno wracać też lubię.

I siedzę na koniu.


Dane wyjazdu:
71.50 km 0.00 km teren
03:37 h 19.77 km/h:
Maks. pr.:39.60 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Zasadniczo to nie mam nic do powiedzenia

Środa, 9 listopada 2011 · dodano: 10.11.2011 | Komentarze 6

Zatem napiszę to.
Albo nie.

Albo... aaaaaaa, sama nie wiem.

No dobra. Coś skrobnę. Choć widzę, że bajstats umiera kapeńkę, nie jeździcie, hę? Roztrenowujecie się, hę?

Acz ciężko mi w to uwierzyć, bo – jak na porę roku – rowerzystów, a nawet rowerzyzdów widzę sporo. Niektórzy nawet piknie MACHAJOM z sympatią. Fajnie.


Centurion popiskuje mię czemuś z okolic napędu i nie wiem, czego się szuja domaga, zdjęcia hamulca? No to, proszę – zdjęcie hamulca:

Zdejm swetr lub też zdejm tarcz © CheEvara



A piśnij mię, kurna teraz zaraz!


Się zmówiłam z El Mozano na spotkaning & jeździńg, bo mielim do pogadania i El Mozano wymyślił początek spotkania we w Powsinie, pod Mrówką, tym centrum (brzmi dumnie) konferencyjnym.

No to pobieżyłam jak pasterze do Betlejem (o, właśnie mię się przypomniało – z witryn znikli zniczy, a pojawili się bombki!). Mżyło, siąpiło, paćkało mi po okularach, ale se myśle

NIE PODDAM SIĘ!

O dalej jechałam i dalej se mżyło, siąpoło, paćkało mi po! Okularach paćkało.

Oczywiście, ja byłam przed czasem. A że strasznie nie lubię oczekiwać, bo tą porą łączy się to nierozwerwalnie ze stygnięciem i marznięciem, kręciłam się to tu, to ówdzie.

Ponoć Kantele mnie gdzieś po drodze zarejestrowała, ale ponieważ wywróżyłam sobie z pohukiwania płomykówki zwyczajnej (Tyto alba) że będę obrażona na jej wpis, zignorowałam jej nawoływanie. Jak mam być wredna, niech chociaż coś sobą reprezentuję.

Mozana mojego MIMO WSZYSTKO najulubieńszego doczekałam się i razem w tempie szybkiej rozmowy (bo szybko jechaliśmy, gdyż ktoś cwaniakowato podążał szoską) pojechalim w stronę Centruma, Bemowa, a finalnie wyszło nawet, że i Babic. Co i rusz nazywał mnię Brutusem – ze względów, które niebawem ujawnię – a ja dramatycznie na to siąkałam nosem.

MIMO WSZYSTKO jechało mię się z El Mozanem moim MIMO WSZYSTKO najulubieńszym fantastiko!

Narzekałam, że mi się za lekko na Rockym jeździ, to teraz chetam się na grubasie Centurionie. Jest ciężko, niemal ciężarnie.

SIEDZĘ NA KONIU.


Dane wyjazdu:
48.30 km 0.00 km teren
02:22 h 20.41 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Szybciuchno, bo grafik napięty jak gumka od onuc

Wtorek, 8 listopada 2011 · dodano: 09.11.2011 | Komentarze 10

Chciałam wreszcie zabrać Centuriona, bo się stęskniłam i jakoś tak za łatwo mi się jeździ na Rockym. Jednocześnie nie chciałam jechać do roboty komunikacją, bo wtorek to kiepski dzień na rozpoczęcie procesu mordowania mas ludzkich (ciemnych mas) – a kiepski dlatego, że idealnym dniem tak do picia, jak i do wyrywania ludziom flaków przez uszy są tylko e dni, które mają w nazwie literę D. Czyli poniedziałek (jak najbardziej), środa, niedziela i...

DZISIAJ.

Zatem do arbajtu jak i z arbajtu przemieściłam się Rockym. Plan napięty jak guma od majtów opiewał marzenie o zdążeniu dojechać metrem z domu na Dereniową, tam przebrać się osiemset warstw na górze i trzysta trzy na dole, zabrać Centuriona, słuchając niezmiennie złośliwości i stamtąd pojechać po Marcina na KEN, z którym to miałam razem wracać. I właściwie jest to już wpis do drugiej noty z dzisiaj (bo innym rowerem), której nie chce mi się robić, ale zrobię, bo jestem praworządnym, rzetelnym, szanującym regulamin BS i użytkowników tegoż BS chędożonym GRAFOMANEM.


Próba zorganizowania (pożyczenia) sobie na fejsie opaski do pulsaka, coby ustalić, czy moja zasłużyła całym swoim jestestwem na widowiskowe jebnięcie nią o parapet skończyła się tym, że dostałam garść hiperkurwaważnych porad. Od sugestii wymiany baterii, poprzez podpowiedź tekstylną, kończąc na fizjologii.

A opaskę pożyczy mi mój ulubiony mazoviowy fotograf. Bez pierdolenia o tym, że opaska nie działa mi, iż... (i tu miliard podpowiedzi).


Szqrwa.

Fajna muzaaaaaaa, takie brudne śpiewanie:

&feature=player_embedded



Aha. SIEDZĘ NA KONIU.


Dane wyjazdu:
51.80 km 0.00 km teren
02:27 h 21.14 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:5.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Noł, senkju, senkju, baj

Poniedziałek, 7 listopada 2011 · dodano: 08.11.2011 | Komentarze 6

Malutkie wahanko o poranku – fullik czy Rocky, Rocky czy fullik? Oto jest pytanie.
Wyjszłam do sklepu po Monte i dowiedziałam się kolejno, iż:
- bez łapacza wiatru nie ma w ogóle co wychodzić
- skoro nie mam łapacza, to jednak raczej Rocky'm pojadę
- mam zakwasy od skakania na koncercie
- jestem niewyspana (po koncercie)
- ajm gonna spalić ten sklep, gdzie na półce jest tylko jedno Monte

Żarty jakieś.

Zakwasy mam takie, że ani nie dałam rady pozapierniczać sobie rano, podjeżdżając Agrykolę, ani WOGLE jakoś spektakularnie pojeździć.

Chodzenie na koncerty powinno być częścią treningu uzupełniającego kolarza. Widzę je nawet jako element CEGŁY. Pojechać na rowerze podbiec poskakać na koncercie.

Nie jest to głupie.
A kwestię alkoholu rozwiązuje klub Stodoła, w którym leją rozwodnionego szczocha, na widok którego to odechciewa się spożywać.


Teraz strzygę uszami, bo 17. lipcopada gra Vavamuffin, a trzy dni później nie kto inny jak sam Glaca.

I ja zamierzam tam być. Ajm gonna bi der.

SIEDZĘ (z zakwasami) NA KONIU (z zakwasami).