Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

zwykły trip do lub z pracy

Dystans całkowity:19495.35 km (w terenie 1188.78 km; 6.10%)
Czas w ruchu:906:46
Średnia prędkość:21.37 km/h
Maksymalna prędkość:103.70 km/h
Suma podjazdów:34423 m
Maks. tętno maksymalne:193 (166 %)
Maks. tętno średnie:175 (138 %)
Suma kalorii:422939 kcal
Liczba aktywności:348
Średnio na aktywność:56.02 km i 2h 37m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
80.25 km 16.00 km teren
03:31 h 22.82 km/h:
Maks. pr.:50.49 km/h
Temperatura:26.0
HR max:172 ( 87%)
HR avg:123 ( 62%)
Podjazdy:334 m
Kalorie: 2327 kcal

Ostatniego dziś wpisu nie zacznę tytułować od 'No to';)

Wtorek, 17 lipca 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 5

A może i przedostatniego, bo w czwartek wylat(ał)am do Madryten-Cziken i jakbym jeszcze dziś fiśnęła wpis o przedwyjazdowej środzie, miałabym z kabaczka jeden wpiso-tydzień.

Co i tak za bardzo mojej wpiso-ciemnej-dupy nie zmienia i nie ratuje.

Tak więc.

Wyjątkowo z tego dnia mam notatkę służbową, a zatem wiem, że! Pojechaliśmy rano ŁAZEM (czyli razem, tylko, że czasem ciężko mi się pisze Ły, znaczy Ry) z Niewe do ŁOBOTY. Ja sobie zahaczyłam o Bródno, bo jedna taka Karolajna kupiła sobie wściekle czerwonego mieszczucha i poCZebowała wypożyczyć (za ciężki pieniądz, bo tanio warsztatu swego nie wypożyczam) moje klucze.

I te klucze musiałam z tegoż Bródna pobrać.

A potem wściekle szybko udałam się do zakładu pracy. Gdzie przed wyjazdem nawkurwiałam się jak złoto.

Następnie już były same fajne sprawy, bo wdepnęłam do wspomnianej Karolajny udzielić jej tych kluczy, a od niej pognałam do Bemola, gdzie Niewuńciu wraz z dłuuuuugo niewidzianym przeze mua Goro gasili pragnienie. Przy okazji Goro usłyszał ode mnie, jaką orientację reprezentuje swoją osobą.

Tego dnia na pewno tam nie śpiewałam i na pewno byłam bez pieska.


Dane wyjazdu:
50.88 km 0.00 km teren
02:13 h 22.95 km/h:
Maks. pr.:45.90 km/h
Temperatura:23.0
HR max:158 ( 80%)
HR avg:120 ( 61%)
Podjazdy:193 m
Kalorie: 1312 kcal

No to analizuję se garminowskie odczyty

Poniedziałek, 16 lipca 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 2

I pomiędzy tym, że nie wiem , co ja robiłam tu, a po co pojechałam tam, widzę, że trasa mi się gdzieś jakoś urywa nagle. Ale mam na przykład fotę i mogę napisać, że jak jest taka chmura i taka tęcza, to wiedz, że coś się dzieje!

Jak tak staję na kładce, to mi się zawsze tęcza ukazuje ©


A czy ja tam byłam z pieskiem, czy bez pieska, to już nie pamiętam.


Dane wyjazdu:
37.56 km 0.00 km teren
01:30 h 25.04 km/h:
Maks. pr.:38.90 km/h
Temperatura:28.0
HR max:158 ( 80%)
HR avg:121 ( 61%)
Podjazdy:230 m
Kalorie: 1335 kcal

No to rozpoczynam lawinę wpisów:D

Piątek, 13 lipca 2012 · dodano: 02.08.2012 | Komentarze 0

Choć nie wiem, czy dziś nie skończy się na jednym, bo zaraz w sumie LECE jeździć, żeby sobie z wpisami nie ułatwiać.

Tak se myślę o tym dystansie, że marnieńki. Albo padał dyszcz, albo złapałam kapciura, albo miałam jakieś spięcie rowa w robocie.

A nieeeeeeeeeeeeeeee! Pamiętam już wszystko. Rano - jakem zasiadła - w klynyce dentystycznej na Solcu, to wyjszłam stamtąd koło 13.

Niniejszym odechciało mi się tych jebanych strusi. I wszystkiego.

A po trasie do domu napotykałam o take o. MAZY!

Taki se bohomaz to i ja mogę nadziergać!;) © CheEvara



Zaś w domu czekał na mnie czerwony potwór:

Jem KAWON, a raczej kawonA, bo ma oczy. © CheEvara


Musiałam się z nim rozprawić:)


Dane wyjazdu:
42.57 km 6.57 km teren
01:50 h 23.22 km/h:
Maks. pr.:34.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy:141 m
Kalorie: 1263 kcal

Jak tak daley póydzie...

Czwartek, 12 lipca 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 6

..., to w połowie sierpnia będę miała nadgoniony cały lipiec. A że się nie wysilam ze WPYSAMY, bo trudno się wysilać, mając luki (takie bagażowe, a przynajmniej ich rozmiarów dziury) w pamięci, to jest na to całkiem realna szansa, żeby nie rzec, zaszalawszy... perspektywa.

I se proszę imaginować, że Che jeździ, nie opala nigdzie dupy, ani nie naciera se jej piaskiem gdzieś w akompaniamencie nadmorskiego "prosze odebrać frytki!!". Nic z tych bezeceństw.


Dane wyjazdu:
57.74 km 11.00 km teren
02:27 h 23.57 km/h:
Maks. pr.:42.20 km/h
Temperatura:27.0
HR max:162 ( 82%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy:248 m
Kalorie: 1701 kcal

Coś tam jeździłam i nawet krążyłam

Środa, 11 lipca 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 0

I chyba po mieście, bo tak mam na mapie. I to nie na mapie Para-urugwaju (to taki kraj, który udaje Urugwaj), a dokładnie na mapie stolicy naszego pięknego, pachnącego dziecięliną i akacją oraz zgniłymi ziemniakami kraju, Warszawy czyli.

A co dalej, nie pamiętam, z czego wniosek jest taki, że może piłam ja wtedy? Jeden Jah (bo nie Jah Jah, bo wtedy nie jeden, a dwóch) raczy mieć o tym pojęcie.


Dane wyjazdu:
58.82 km 8.00 km teren
02:52 h 20.52 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:27.0
HR max:160 (%)
HR avg:113 ( 57%)
Podjazdy:150 m
Kalorie: 1592 kcal

Chciałabym napisać, że opis u Niewe, ale!

Wtorek, 10 lipca 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 12

U Niewe działo się więcej niż u mnie. To, co się zgadza z moim stanem tamto-wtorkowych rzeczy jest poranna TUGEDNA, czyli wspólna droga do pracy. Niewuńciu mówi, że nie lubi jeździć sam, to jak mam mu nie pomóc;).

Potem było już trochę inaczej. U mnie. Bo po robocie zgarnęłam Karolinę, gdyż mi czyniła wyrzuty natury różnej, najczęściej sfochowanej, że WIECZNIE KURWA NIE MAM CZASU. No to tym razem wzięłam ten czas ze sobą i pojechałyśmy se, tak o, bez celu.

Jak się okaże na sobotnim teście – wpis niebawem:D – z Karolą nie jechałam nawet we wczesnej kompensacji. No ale nie mogę powiedzieć, że był to dzień zmarnowany. Zwabił nas bowiem Arab. A konkretnie mnie. A konkretnie nie sam Arab, co zimne płyny tam serwowane. Ustaliłyśmy jednak, że plastikiem to my tu nie zapłacimy, więc musiałyśmy jeszcze szczelyć pętlę pod płatniczą ścianę płaczu.

Pić mi się chciało tak, że miałam chęć darować se tego Araba i walnąć piwko zesklepowe, bo Karolina też poważa taką formę spożycia. Ale jakoś noga zakręciła tak, że wylądowałyśmy z wydrukowaną walutą tam, gdzie miałyśmy trafić. U tego Araba.

A tam! Stoję se ja przy barze, a tam!

A tam sam on! Sam Niewe!

Jakbyśmy synchronizowali zegarki i się umawiali, to by się taki spontan w życiu nie udał.

Wiedziałam, że Niewe ma dziś czynić jakieś NEGOŁSZIJEJSZEN biznesowe, ale że tak o? Na rowerze? Z dziewoją, która też na rowerze?

Musiałam skontrolować te interesy:D


Bardzo szybko, w mgnieniu ócz, doszło do stolikowej integracji. Od słowa do słowa i przy stoliku z Che i Karolajną zasiadła Ola, którą Niewe scharakteryzował u się na blogasku oraz ten sam on, Niewe. Potem był pies – fota u Niewe – był też Piotrek z Gerappy, który „trenował” mocno ze swoją ekipą, co świetnie nam potwierdził bełkotaniem i trzykrotnym przedstawianiem swojego dziedzica-syna i z niewinnych plotek oraz biznesów zrobiła się ciemna noc. A do domów daleko.

Acz niektórzy – jak Ola – nie mogli narzekać. Miała skręcić na plac Wilsona i o. Nie to co taki Niewe. Czy ja. Takie to spontany i kary za nie.


Dane wyjazdu:
51.65 km 9.00 km teren
02:30 h 20.66 km/h:
Maks. pr.:39.20 km/h
Temperatura:27.0
HR max:155 ( 79%)
HR avg:115 ( 58%)
Podjazdy:283 m
Kalorie: 1463 kcal

Dobrze, że Niewe bardziej ogarniętym jest;)

Poniedziałek, 9 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 4

To się mogę poposiłkować i wspomóc pamięciowo.
A że wpis już trzasł, to wszystko wiem.

A tak to bym nie-wiedzia-a.

A tak to wiem.

A wynika mnie, że iż!
Niewe pobrał Che z okolic Powiśla, gdzieśmy to powitali się płynem jedynym słusznym. Znaczy się! Niewe się powitał, bo ja to ryj miałam skuty za sprawą dentysty-sadysty, a sadystę owego zaznałam na skutek wydżebki na rowerze podczas – jak to zwykle bywa – dosyć lajtowej jazdy.

Trudny Karpacz przeżyłam, a ryj sobie zubożyłam, pedałując niewinnie jak dziecko na holu.

Nic to.

Ponieważ Niewe często utyskuje, że do Domu Złego ma daleko i nie lubi tam sam podążać, uznałam za należyte towarzystwa mu udzielić.

Czemu ma chłopak mieć źle, jak może mieć dobrze. Ehe.

A przystanek w Latchorzewie był konieczny. Niewe był głodny, a mię znieczulenie schodziło. Musiałam zastosować je na własną rękę;).


Dane wyjazdu:
70.05 km 23.90 km teren
03:13 h 21.78 km/h:
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:149 ( 76%)
Podjazdy:583 m
Kalorie: 2330 kcal

Bydło też ma wakacje

Środa, 4 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 15

I ofiarą tego padam ja. Na rundzie.

Na którą to wybieram się na ostatnią w tym BPSie (liczę na bardzo kreatywne rozwinięcie tego skrótu), SYMULANCJĘ.

Tym razem nie spotkałam nikoguśko z Erbajków. Oni symulowali wczoraj (i raczej nie sądzę, żeby to oni zostawili taki chlew, jaki zastałam. Tu początek wakacji musiała świętować cała zbydlęcona kompania), ja dostałam jeden dzień kompensacji gratis.

I symulaNcji trochę mniej, Wojciu uwzględnił moje STARCZE cierpienia związane z jebanym upałem i skrócił. Szkoda, że nie jest władny obniżyć tę pokurwioną temperaturę:)

Co kurwa z tego jednak skrócenia, jak na początku ostatniego okrążenia zaliczyłam gumę, bo jakieś bydło żarło, piło i flaszki po wszystkim rozjebało?

W jakąż ja demotywaNcję wpadłam. I choć dętkie zmieniałam – według Garmęna – w strefie drugiej, to zdążyłam tak ostygnąć, tak się wkurwić, że nie dosypałam do końca.
Ośmiu minut mi zabrakło, a ufajdałam się mokrą rundową ziemią tak, że jeszcze mi wstyd.

I niniejszym wkurwiona na siebie powróciłam do domu, zastanawiając się, czy ZDANŻĘ, CZY NIE ZDANŻĘ:

Ten serial "Czarne chmury" to kręcili na Bródnie? © CheEvara



A w drodze do Jabło wyrywał mnię inny rowerzysta. No uśmiechał się. Odnotowuję, gdyż w moim wieku to nie takie już codzienne:D



Dane wyjazdu:
42.08 km 7.90 km teren
02:05 h 20.20 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max:154 ( 78%)
HR avg:124 ( 63%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1256 kcal

I tak to się właśnie kończy

Wtorek, 3 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 8

Jak ja mam zaległości. A mam je takie, że gówno pamiętam, co ja pedaliłam. Z kilometrażu oraz trasy wynika, że ino do robo i NAZAD, co by się nawet zgadzało, wziąwszy pod uwagę to, że od czwartku fajrant w pracy, więc wstecz to ja mogę tylko w niej zap…yyy… kiblować.

Na terenowej ścieżynie mokro. I pusto. Czyli jak się wydłuża, bo idzie burza, to wszyscy siedzą na dupach.

A i ja pomykam do chaty, żeby zrobić sobie chłodnik. W cholerę dużo chłodnika. Tyle, że do czwartku nie zdążę go zeżreć. Bo będę miała też w cholerę dużo arbuza, a ten całkiem udanie konkuruje z różową zupą:).

Dystans zaś ciotowaty.

A ja chcę jeszcze raz z Niewe na Mazury!


Dane wyjazdu:
32.28 km 0.00 km teren
01:43 h 18.80 km/h:
Maks. pr.:32.90 km/h
Temperatura:27.0
HR max:143 ( 72%)
HR avg:113 ( 57%)
Podjazdy: m
Kalorie: 955 kcal

Opowiem Wam o tym, jak się jedzie na Mazury

Piątek, 29 czerwca 2012 · dodano: 06.07.2012 | Komentarze 14

Ale zanim Wam opowiem, przetrzymam Was w niepewności i nie powiem, co jest takiego oto spektakularnego w jechaniu na Mazury.

Na ROWEROWY weekend.

Poprzez moje zawodnicze życie i karierę sportową zaniedbuję osobiste własne towarzyskie ŻYZNI. Kto nie zdzierżył mojego olewania, ten nie zdzierżył, a ten kto się ostał, pojechał ze mua na weekend:D

W każdym razie.

Se miałam dziś lajtowo pokompensić. Uznałam, że połączę to z wykupieniem absolutnie wszystkich arbuzów w stolicy i każdej – bez wyjątku – kiści burakowo-naciowej.

W taki upał odmawiam jedzenia czegokolwiek innego niż chłodnik i arbuz.

To se człapnęłam na roweiro, żeby otrzeć się symbolicznie o pracę – pracy w taką saunę też odmawiam – po czym objuczona wszystkimi arbuzami i botwinami świata wrócić do chaty spakować MANDŻUR i być bardzo wielce gotową na pobranie mnie z domu przez samego Niewe.

A to już nie byle co.

No bo ustaliliśmy, że niemal wszędzie w tym roku zasialiśmy zepsucie, a jakoś Mazury nam umknęły. A te są w miarę blisko, co oznacza, że jest szansa na moje przeżycie w samochodzie (po wyprawie do Karpacza i z powrotem mam zdecydowanie po nakrętkę jazdy furą), a jednocześnie wyrwanie się z nagrzanej betonowo Warszawy.

Uhm.

Spakowana jak dziewczyna w wielką torbę, a nie w plecak jak Che na wszystkie wyjazdy, kiedy to muszę gdzieś podjechać na rowerze, żeby ktoś mnie wtłoczył w samochód i mam w tym plecaku absolutne minimum, zlazłam do Niewe, który zadzwonił, że już podjechał.
Uhm.

Przebiliśmy się przez korek w Markach, kiedy jedynej myślącej jasno i logicznie i generalnie mądrej osobie (uprasza się o czytanie tych przydawek z najbardziej możliwie nacechowanym sarkazmem i ironią oraz pogardą OBRZYDZENIEM) przyszła do głowy myśl:

CZY JA ZABRAŁAM BUTY CZY NIE ZABRAŁAM BUTÓW??

Szybki myślowy skan po rzeczach, a następnie fizyczny, przeprowadzony już dotykowo dał wniosek brzmiący TY GŁUPIA DEBILNA CIPO.

No byłam jak ta Janda bez pieska oraz Górniak, co tu już śpiewała.

Niewe zachował spokój godny otoczenia go przez wariatów. Próbowaliśmy jeszcze ratować sytuację poprzez kupienie butów po drodze, ale kontakt z mocno przyjebanym sprzedawcą w BDC w Markach, który moje pytanie o buty damskie mtb zarejestrował po czterdziestu sekundach, sprawił, że ODECHCIAŁO MI SIĘ TYCH JEBANYCH STRUSI i szukania w Markach, Legionowie itede innego sklepu rowerowego.

Niewe – onieśmielająco i przerażająco spokojny – zawrócił furę do mojej chaty.

Na szczęście, jakeśmy już znaleźli się wieczorem nad jeziorem w Ubliku z piwkiem w rękach, żadne z nas nie pamiętało, że musieliśmy dzięki mojemu nadzwyczajnemu debilizmowi ODSTAĆ KOREK W MARKACH DRUGI RAZ, jak już pozyskałam z domu zapomniane buty.

Gratulacje przyjmuję każdą drogą:D