Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

całe goowno, a nie dystans;)

Dystans całkowity:10374.13 km (w terenie 1494.58 km; 14.41%)
Czas w ruchu:496:27
Średnia prędkość:20.84 km/h
Maksymalna prędkość:62.70 km/h
Suma podjazdów:22998 m
Maks. tętno maksymalne:189 (166 %)
Maks. tętno średnie:162 (138 %)
Suma kalorii:236662 kcal
Liczba aktywności:250
Średnio na aktywność:41.50 km i 1h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
42.76 km 0.00 km teren
01:43 h 24.91 km/h:
Maks. pr.:40.00 km/h
Temperatura:19.0
HR max:174 ( 90%)
HR avg:134 ( 69%)
Podjazdy: 19 m
Kalorie: 897 kcal

Pierwyj raz

Sobota, 30 lipca 2011 · dodano: 04.08.2011 | Komentarze 11

Dżizas, nie sądziłam, że stanę się taka zblazowana, że na dzień przed kolejnym startem będę wyluzowana jak kaczka przed pieczeniem. Przez całą sobotę nie szarpnęło mnie ani pół stresa, a zwykle chodzę albo znerwicowana (źle dla otoczenia), albo wkierwiona (dla otoczenia tragicznie). A tym razem… Luz! I to zupełnie na trzeźwo;)

Cały dzień zatem spędziłam EGEJN w towarzystwie Karoli jej Pani Mamy oraz mojej Pani Mamy. Na rower wylazłam dopiero wieczorem – jak to przed maratonem – do Decathlonu. Mili państwo jak se chcą sprawić bukłak to nigdy tego szajstwa Bitwinowego, bo to, co Wam się wyda, że zaoszczędziliście nie kupując CamelBaga z rurką zakończoną profesjonalnym kranikiem, wywalicie na kupowanie ustników, które w Bitwinie się zwyczajnie rozgryza. Chyba, że mam jakiś nerwoząb albo zgryzonerw i tylko mnie się to przydarza. W każdym razie wyprawa musiała nastąpić po to. Na jednym bidonie Giga nie zrobię, bukłak musi być.

Spontanicznie do mojej wycieczki dołączyła się Karolina, ogarnęłyśmy Decathlon ten dalszy, nie pod domem mym, wyszło mi tempo spacerowe, czyli regen i odpoczyn i no, ta. no... Profeska, że fiu fiu i elemele dudki.

Dane wyjazdu:
52.60 km 0.00 km teren
02:47 h 18.90 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:21.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:137 ( 71%)
Podjazdy: 24 m
Kalorie: 1224 kcal

A bo to ja wiem? A bo to ja pamiętam?

Czwartek, 28 lipca 2011 · dodano: 03.08.2011 | Komentarze 13

Się mnię przypomniały trzy związane z Dżałorkami rzeczy.

Raz to mój najazd na owce – filmik raczył zgrać i zamieścić Niewe.

Dwa to coś, czym wydzierałam japę w Dżałorkach – zwłaszcza w dzień megagłupawki z Gorem:



A poza tym co. Trudno tydzień później pamiętać, co się robiło tydzień wcześniej. Na pewno zapierniczałam do i z pracy. Jest to pewne jak to, że ci kolesie (miałam okażyn ujrzeć na ócz własny we w Barcelonie na La Rambli)

&feature=related

zajebiści są:).

Są, są, są, hoł, hoł, hoł.

Dane wyjazdu:
54.65 km 0.00 km teren
02:48 h 19.52 km/h:
Maks. pr.:46.50 km/h
Temperatura:19.0
HR max:180 ( 93%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: 25 m
Kalorie: 1355 kcal

Jak ja was wszystkich nienawidzę &%^&$%##%*!

Wtorek, 26 lipca 2011 · dodano: 02.08.2011 | Komentarze 19

Wystarczy cztery dni w głuszy pojeździć i potem wrócić do zatłoczonej Warszawy, żeby złapać wkurwensona na całą populację ludzką. Zroweryzowaną, zmotoryzowaną, pieszą również. 5 dni, PIĘĆ DNI niespotykania nikogo na szlaku, związana z tym błogość i we wtorek co? Superkompensacja debilizmu ulicznego, już na „cywilizowanych” trasach.

Aż mię się nie chce rozwijać myśli, bo obiecałam sobie rano, że przeklinać będę tylko w mowie.

Zaś w piśmie będę wyłącznie bluzgać.
Tak to sobie wymarzyłam.


Ale póki co...
Aby się zresetować...

&feature=player_embedded#at=47

Spłakałam się ze śmiechu:D

Dane wyjazdu:
42.70 km 36.20 km teren
02:58 h 14.39 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:17.0
HR max:171 ( 89%)
HR avg:126 ( 65%)
Podjazdy:1355 m
Kalorie: 1012 kcal

Dżałorky dzień czeci, czyli grupen bajking:)

Sobota, 23 lipca 2011 · dodano: 29.07.2011 | Komentarze 21

Tym razem na rowery wystartowali wszyscy:

Kolejno odlicz: G.O.F.A. Beti, Goro, Rooter, Kacper vel. Ogór i Che;) © </div>

Za
Gorem znajduje się mały Antek, za Rooterem BarteQ – synowce. Nie wiem, czy to wina fotografera, że – jak mawia Rooter – Burzy Synów nie widać, czy raczej to wina pozujących. Gżenereli widać Che i MOŻE to być jakaś oznaka profesjonalizmu Niewe.

Taką ekipą pojechaliśmy z Dżałorek przez Szczawnicę do granicy ze Słowacją. Tam musiał nastąpić postój na browar (Topvar) – czego dopuścili się dorośli, oraz musiały zaistnieć zabawy na placu zabaw – co popełniły dziecka. Od razu można było zauważyć, czyim synowcem jest Barteq – latał za jakąś małoletnią blondyneczką. No cóż. Genów nie oszukasz:).

Niewe i mua zostawilim rodzinki i pojechaliśmy zdobyć ponownie Leśnicę i tym razem przemknąć się czerwonym szlakiem po paśmie szczytów górskich. A taka se fanaberia.

To jedziem w górę asfaltem:

<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,202693,20110728,dzien-mial-byc-lajtowy-podjazd-sie-temu-zbuntowal.jpg" title="Dzień miał być lajtowy, podjazd się temu zbuntował" width="600" height="450" /><div><q>Dzień miał być lajtowy, podjazd się temu zbuntował</q> ©


a widoki zostawialim za sobą o take o:
Jak te głupki wjeżdżamy, zamiast sobie ułatwić © </div>

Niektórzy byli cwani i założyli błotniki, bo woda bryzgała i drzyzgała spod kół:

<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,202695,20110728,znowu-laki-znowu-sekcja-kaluz-znowa-sekcja-trawiasta-i-znowu-zajebiscie.jpg" title="Znowu łąki, znowu sekcja kałuż, znowa sekcja trawiasta i znowu zajebiście;)" width="600" height="450" /><div><q>Znowu łąki, znowu sekcja kałuż, znowa sekcja trawiasta i znowu zajebiście;)</q> ©



I się wspinamy i se zjeżdżamy. I znowu wspinamy na:

No i tym czerwonym szlakiem gdzieś tam se wjechaliśmy;) © </div>

by oczom naszym ukazał się wiu piękny, że pękają oczy!

<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,202697,20110728,no-to-juz-sie-mozna-pobawicd.jpg" title="No to już się można pobawić...:D" width="600" height="450" /><div><q>No to już się można pobawić...:D</q> ©


A potem se zjeżdżamy z tego pasemka i w pewnym momencie znowu lądujemy w wąwozie, w którym Goro dnia poprzedniego uświadamiał nas historycznie. Pokonujemy w nim co łatwiejsze odcinki po to, by wyjeżdżając z niego dostać w dupsko. OBOJE. Przednie koło Niewowej Kony zapadło się w niespodziewanym, głębokim błocie i tenże Niewe wykonał piękny, klasyczny wręcz lot nad kierownicą. Gdyby to była Planica i były to loty narciarskie, dostałby najwyższe noty za styl. I za lądowanie odwrotnością telemarka takoż;). Bo wystawił przed się nagdarstki, które zanurzył, padając, we w tym grzęzawisku. ZJAWISKOWO!

Zjeżdżając dosłownie kilka sekund za nim, widziałam ten artystyczny flow i wpadłam kolejny raz w taki brecht, że... rzuciło i mnie. Coś jest w tym wąwozie takiego, że dostaje się tam głupawki. Owocem mojej było wyjebanie się w śmiechu i ze śmiechu:

Jedno OTB i jeden szlif. Sprawiedliwości stało się zadość:) © </div>

Niesprawiedliwe jednakowoż jest to, że nie istnieje, bo nie powstała, bo nie miała jak powstać fota Niewowego przelotu nad Koną, a dowód na moją dupowatość (albo i dobry humor) jest. Abyście wiedzieli, że umiem stawić temu czoła, fotę ową prezentuję:).

Zjechaliśmy tedy do Czerwonego Klasztoru, ja z rozwalonym kolanem lewym (jak zawsze),
Niewe z krwawiącym kolanem prawym, ubłoconym łokciem, uwalonymi rękawiczkami, gdzie namówieni byliśmy na wspólny z pozostawioną o poranku ekipą familijną powrót.
Tu marny fotografer, czyli ja starał się uchwycić oblepiające Niewego błotne macki. Krwawiące kolano zdołał obmyć w Dunajcu i ja myślę, że właśnie przez to fota straciła na dramatyzmie (i wyrazistości:))

<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,202699,20110728,w-czerwonym-klasztorze-kazdy-orze-jak-moze.jpg" title="W Czerwonym Klasztorze każdy orze jak może;)" width="600" height="450" /><div><q>W Czerwonym Klasztorze każdy orze jak może;)</q> ©


Ponieważ nie spotkalimy się z resztą ekspedycji, podjęliśmy decyzję rozkurwiania tempa dla Szatana i zaczęliśmy gonić towarzystwo, które pewnie już śmigało na Dżałorky. I dogonilim! Zjechawszy się TUGEDA, zrobiliśmy wielki, komisyjny, kolektywny popas w Szczawnicy w tak zwanej Karczmie u Madeja, gdzie Niewe nie przypadł chyba do gustu obsłudze, bo dostał surowy schabik. Cała reszta zaś była względnie ukontentowana. Choć mogło być kurna lepiej.

A już w Dżałorkach nastąpił mały kosmetyczny rewanż (za Szydłowiec) i proszę, mój Szpecyk czeka w kolejce do myjki. A ja co? Trzy butle, sukienunia kupiona w KOTONFILDZIE i pies Megi czyli Magi, który wchodzi w zakręty ryjąc po ziemi swoim słodkim pychem. Albo Ruda Suka, jak mówi o niej Rooter:

Che pije i zabawia Megi czyli Magi, czyli psicę Rootera i Gohy;) © </div>


<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,202704,20110728,nie-gryz-mnie-ruda-suko.jpg" title="Nie gryź mnie ruda suko;)" width="600" height="450" /><div><q>Nie gryź mnie ruda suko;)</q> ©


Choć widok na akt podmywania Szpeca był epicki i nawet przyznam, że satysfakcjonujący:

<img src="http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,202701,20110728,nie-ma-to-jak-ubrac-sie-do-roboty-pod-kolor.jpg" title="Nie ma to jak ubrać się do roboty pod kolor;)" width="600" height="450" /><div><q>Nie ma to jak ubrać się do roboty pod kolor;)</q> © </div>

to jednak nastroje siadały. Goro z familią i Rooter z familią (każdy z nich ze swoją) szykowali się w tym czasie do powrotu do stolnicy, pakowali swoje graty. Dla mnie i Niewe nie oznaczało to końca imprezki, ale jakoś tak – że się tak SENTYMENALNIE wyrażę – smutem zaleciało.

Aby sobie humor poprawić, zniszczyliśmy humor innym. Jak w „Świecie według Bundych” – kiedy jeden z nas czuje się gorzej, inni czują się lepiej. Na mocy tego prawidła, Niewe rozhajcował ognisko. Rooter, który krzątał się w tle, ładując do samochodu graty, tylko syczał pod naszym adresem nienawistnie.Chamówę ten Niewe uczynił straszną. Poszłam mu w tak zwany sukurs, dzielnie sącząc piwo numero pięć. Czym zapracowałam sobie na nienawiść Rootera chyba zupełnie słusznie:).

Dane wyjazdu:
25.61 km 0.00 km teren
01:08 h 22.60 km/h:
Maks. pr.:38.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max:175 ( 91%)
HR avg:133 ( 69%)
Podjazdy: 20 m
Kalorie: 454 kcal

W góry do Gora!:)

Środa, 20 lipca 2011 · dodano: 20.07.2011 | Komentarze 15

Hahaaaaaaaaaaaaaa. Jadziem po pracy! Dziś tudej! Jadzie mua i TAKI JEDEN, co ślini się do jakiejś tam sklepowej w Zaborowie. Jeszcze bym to zrozumiała, gdyby ta sklepowa obwieściła na odwrocie kartki z napisem

O z takim o napisem:) © CheEvara


że daje od tyłu. Ale nic mi o tym nie wiadomo.

No ale nie o tym;).

Ponieważ jestem wredna, a Niewe złośliwy, jedziemy zniszczyć urlop Gorowi, zakłócić jego spokój, pozbawić go radości życia, wnieść w jego dobę nieco chaosu.

Ja zabieram fullika, a Niewe swoją CZYŚCIUTKĄ – nie powiem za czyją sprawą i dzięki komu – Konę.

Choć dzisiejszej, całonocnej burzy niemal udało się zmienić moje plany dotyczące wyboru roweru, którym chcę te Gorowe góry zjeździć. Bo logiczne jest, że najbardziej ku temu nadaje się fullik, tak? Ale zasadę mam taką, że jak nie muszę, to fulla nie brudzę. A brudzę tylko wtedy, gdy deszcz mnie niespodziewnie złapie w drodze.
A dziś rano co? Ta głośna dziwka, wespół z irytująco mokrym deszczem, dzięki którym spałam może trzy godziny w sumie, jakoś niechętnie robili odwrót w kierunku zwanym matematycznie 3,14zdu. I ja już doprawdy chciałam wziąć Centuriona. W te góry.

Ale nieeeeeeeeeeeeeee.

Calutki dopracowy dystans przemierzyłam bezczelnie chodnikami i DeDeeRami. No dobra, starałam się. Nie oznacza to, że FSR jest czysty i w takim stanie, do jakiego go doprowadziłam wczoraj wieczorem. Ale tragedii nie ma.
Szału też nie, niestety.

Zastanawiam się jednakowoż, czy patent o taki o, który mijaliśmy z Niewe w drodze z Szydłowca:

A my głąby rowery wozimy na samochodzie;) © CheEvara


a raczej może nie patent, a wieziony sprzęt, byłby bardziej odpowiedni w te góry. Bo skoro mamy porę deszczową, to co stoi na przeszkodzie mieć też porę śniegową? W końcu logiczne – mówię „polskie lato”, myślę „gówniana pogoda”.

NIE ZDZIWIŁABYM SIĘ.

Niech mnie ktoś teleportuje – może być i nawet z Gorem i Niewe, TRUDNO!;) - razem z tymi polskimi górami w jakiś klimatycznie bardziej sprzyjający PLEJS, co?

Dane wyjazdu:
46.34 km 0.00 km teren
01:50 h 25.28 km/h:
Maks. pr.:43.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:167 ( 86%)
HR avg:139 ( 72%)
Podjazdy: 30 m
Kalorie: 749 kcal

Następnym razem niech mnie ktoś kopnie w dupę

Piątek, 15 lipca 2011 · dodano: 18.07.2011 | Komentarze 11

Dokładnie wtedy, kiedy ulegnę presji i dam się namówić na wyjście na imprezę. O ile jeszcze delikatne piwko w LaPlaya było spoko, dwa piwka w Cudzie nad Wisłą też znośnie, tak dotarcie na Mazowiecką, warszawskie skupisko lansiarzy i zobaczenie, jak laski prężą się i wiją, a faceci napinają te swoje pęknięte kanistry TYLKO PO TO, ŻEBY PORUCHAĆ, sprawiło, że powiedziałam towarzyszącym mi dziewczynom, że stanowczo spierdalam do siebie i że mam dosyć widoku tych wszystkich zjaranych na heban ryjów i czół nieskażonych myśleniem. Na jakieś trzy lata.

Obawiam się, że nie istnieją takie ilości alkoholu, po której miałabym na tych trolli wyjebane.

Przeto wkurwiona jestem, bo nie pojeździłam za wiele.

Dane wyjazdu:
28.44 km 0.00 km teren
01:13 h 23.38 km/h:
Maks. pr.:48.50 km/h
Temperatura:28.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:142 ( 73%)
Podjazdy: 33 m
Kalorie: 536 kcal

Rockhopper do panów dochtorów odstawion

Środa, 13 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 7

Po niedzielnej kąpieli w szydłowieckim guanie, wyścigówka musiała zostać obmacana przez chłopaków. Tradycyjnie Czarny zapowiedział, że nawet nie dotknie tego roweru, bo nie rozumie niszczenia sprzętu w wyścigu o pieluchę przyszytą nawet i złotą linką do gaci kolarskich.

Zresztą Czarny szkolił się tego dnia w Shimano, być może w zakresie wylewania wody z suportu i rower na serwis przyjęli sprzedawcy. Szacowany koszt serwisy jak widać:

Nie wypłacę się chiba nigdy:D © CheEvara


Zagrałam w totka:)

Do domu od chłopaków musiałam wrócić KOMUNIKACJĄ MIEJSKĄ. Armagiedon jakiś. Dwa razy miałam chęć wyrzygać się.

Nie dziwne zatem, że w domu założyłam świeże obciski i polazłam posłuchać jęków Centurionowego suportu. Zaraza jakaś z tym suportem.

Dane wyjazdu:
33.80 km 0.00 km teren
01:19 h 25.67 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:24.0
HR max:166 ( 86%)
HR avg:137 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 529 kcal

Nocne batmanów liczenie

Wtorek, 12 lipca 2011 · dodano: 14.07.2011 | Komentarze 2

Nieujechana po dniu na fullu, przesiadłam się jeszcze na Centka i koło godziny 22 pojechałam se zliczyć ilość sztuk (:D) baranów bez świateł.

Jest przełom. Zdecydowanie więcej napotkałam ŚWIATŁYCH bajkerów.
Choć TAK CZY SIAK jako pieprzony malkontent muszę odnotować mnogość jełopów, którym się wydaje, że rozkurwiają fluorescencję dla szatana i że sami z siebie świecą niczem gwiazda zaranna posmarowana balsamem z brokatem.



Aaaaale. Walić to. 106 km jednego dnia cieszy mnie wielce.

Dane wyjazdu:
45.67 km 0.00 km teren
02:07 h 21.58 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max:168 ( 87%)
HR avg:142 ( 73%)
Podjazdy: 24 m
Kalorie: 906 kcal

Burza odpowiada za alkoholizm Polaków. Polaków portret własny.

Piątek, 8 lipca 2011 · dodano: 13.07.2011 | Komentarze 11

Do roboty se pocięłam w upale i skwarze (JAKAŻ TO KURNA ODMIANA!!) na wyścigówce. Po robocie pragnęłam na Dereniowej usłyszeć kilkanaście totalnie pozbawionych sarkazmu i ironii zdań o odchudzonym rowerze, lekkich kołach, i takie tam.

Tak, wybierałam się na serwis do Czarnego.
Po Szczytnie trzy szpryszki wymagały dokręcenia, samam se zrobiła to na tyle, by koło nie hulało między klockami, ale konieczna była profi CENTRANCJA.

No i nastąpiła ona.

Gderanie nastąpiło też.

Doprawdy, dla samych tych złośliwości uwielbiam tam przyjeżdżać.

Po to, aby usłyszeć od schodów "SIEMA, RYSA!", zasadniczo też lubię się tam wybrać.


Z AirBike wróciłam z Czarnym. On jechał na fullu jakieś zawrotne 2,5 km/h, a ja przez to heblowałam. Całą drogę. Żeby utrzymać tempo.
Nie jest prawdą, że klocki zajechałam w późniejszym Szydłowcu. Klocki zeżarł powrót z Marcinem.


Nad chatą tegoż zebrały się chmury najczarniejsze z czarnych. Czarniejsze niż wnętrze kota. Niż noc ciemna, bezgwiezdna. Odpuściliśmy koncepcję rowerowania, za to poleźliśmy na parking, bo cuś w motosajklu Marcina nie stykało. A konkretnie smarowanie łańcucha. Z radością asystowałam przy procesie Marcinowego główkowania, co jest nie halo. Moje pomysły użycia takich TYPOWO MOTOCYKLOWYCH narzędzi jak pompka rowerowa i strzykawka znalazły uznanie.

I nawet się sprawdziły. Smarowanie naprawiono.

- Możemy iść po piwo – padło ze strony Czarnego. Spojrzeliśmy w czarne niebo i choć wiedziałam, że gdzieś tam po Wawie kręcą się na rowerach Niewe i GorOpis linkao, wybrałam piwo. Bo trzy sekundy później z nieba nie tyle SPADŁ, co JEBNĄŁ deszcz.


Ulewa i wilki jakieś!

Zanim wbiliśmy do sklepu, już miałam mokre buty. Powrót ze sklepu był o wiele bardziej dramatyczny. Ani ja, ani Marcin nie mieliśmy na sobie pół suchej rzeczy.

Po pierwszej burzy przyszła druga, po drugiej trzecia. I tak samo rzecz miała się z piwem. Kolejność zachowalim należną.

No i więcej nie dzwonię do Niewe, bo jak dzwonię do Niewe, to straszne rzeczy się wtedy wydarzają. Okrutne ZUOOOOOOOOO się wtedy WYRZANDZA.

Dane wyjazdu:
24.67 km 0.00 km teren
00:57 h 25.97 km/h:
Maks. pr.:41.50 km/h
Temperatura:27.0
HR max:173 ( 90%)
HR avg:140 ( 72%)
Podjazdy: 23 m
Kalorie: 472 kcal

O. Taki se wpis typowo Bajkstatsowy zrobię

Czwartek, 30 czerwca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 11

Bo jestem z nimi w ciemnej dupie i nie dam rady, nie udźwignę już tego.

Zatem wpis ten wymagał będzie mocnej koncentracji. Bo i treść zaskakująca. Już jak pisałam te słowa, to nie mogłam się skupić. Dżenereli to mój najcięższy wpis od czasu zaistnienia Che na BeeSie.

Jeździłam.



Mam to za sobą. Ufff.
TADAAAAAAAAAAAAAAMMMM