Info

Więcej o mnie.


Moje rowery
licznik odwiedzin blog
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Styczeń5 - 42
- 2013, Czerwiec5 - 9
- 2013, Maj10 - 24
- 2013, Kwiecień11 - 44
- 2013, Marzec10 - 43
- 2013, Luty4 - 14
- 2013, Styczeń4 - 33
- 2012, Grudzień3 - 8
- 2012, Listopad10 - 61
- 2012, Październik21 - 204
- 2012, Wrzesień26 - 157
- 2012, Sierpień23 - 128
- 2012, Lipiec25 - 174
- 2012, Czerwiec31 - 356
- 2012, Maj29 - 358
- 2012, Kwiecień30 - 378
- 2012, Marzec30 - 257
- 2012, Luty26 - 225
- 2012, Styczeń31 - 440
- 2011, Grudzień29 - 325
- 2011, Listopad30 - 303
- 2011, Październik30 - 314
- 2011, Wrzesień32 - 521
- 2011, Sierpień40 - 324
- 2011, Lipiec34 - 490
- 2011, Czerwiec33 - 815
- 2011, Maj31 - 636
- 2011, Kwiecień31 - 547
- 2011, Marzec36 - 543
- 2011, Luty38 - 426
- 2011, Styczeń37 - 194
Dane wyjazdu:
34.50 km
23.00 km teren
02:58 h
11.63 km/h:
Maks. pr.:54.40 km/h
Temperatura:28.0
HR max:167 ( 85%)
HR avg:112 ( 57%)
Podjazdy:923 m
Kalorie: 1444 kcal
A dnia CZECIEGO Śnieżnik chcielim ugryźć
Niedziela, 8 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 1
Wyjście z bazy łatwe nie było. Sikaliśmy i sikaliśmy. Znaczy się – ja i Bartek, bo oboje należymy do piewców zajebistości arbuza, który kupiliśmy w ilości sztuka ważąca 5 kg i który to spożyliśmy wieczorem pomaratonnym NA PÓŁ.Ze skorupy wprost jak wojownicy, a nie cioty jakieś... z talerza kwadraciki czy inne kulki.
Ponadto kiedy ja dosypiałam rano, Misiaczki ogarnęły mi rower, co wdzięcznością mą do zgonu okupione zostanie.
Niniejszym chciałam wyrzec, że nie zerwaliśmy się o świcie na rowery:).
Krótka narada pod tytułem CO MY DZIŚ JADZIEM dała wniosek, że A SIĘ ZOBACZY i asięzobaczyliśmy, że suniemy sobie dostojnie i godnie na Śnieżnik.
W KOMPENSANCJI:).
Zdjęć decyduję się nie zamieszczać, bo jakość ich jest jeszcze bardziej dramatyczna niż na tych z czwartku. Zaparowany, utytłany obiektyw skutkuje fotami jeszcze chujowieńszymi niż te robione nakrętką od weka.
Dosyć mi napisać, że upał nas gniótł, noga sobie w sumie kręciła, a moja zajebistość wielką i światową jest. Co zeznał Toomp, który ze Śnieżnika wówczas zjeżdżał i mnie go podjeżdżającą rozpoznał. Ucięliśmy parę zdań i każdy pojechał tam, gdzie miał.
Ostateczne ZBUTNE zdobywanie szczytu olaliśmy. Bo o ile jeszcze kawałek od schroniska w górę jeszcze się jechało, to potem rower już się tylko wlekło za sobą lub się nim podpierało. A że doba noclegowa nas ograniczała, nie mieliśmy czasu CZASKAĆ tych „z-buto-metrów”.
A potem co. Zasadniczo niemal już tylko zjazd do bazy, pakowanie i powrót do stolicy przez Czechy. Niewe miał dostać ode mnie Radegastów parę, zajechać trzeba mi było:).
No. Góry, góry i po górach. Itakto.
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), krajoznawczo, pierd motyla, czyli mniej niż 50, we w towarzystwie
Dane wyjazdu:
86.45 km
60.00 km teren
06:19 h
13.69 km/h:
Maks. pr.:53.60 km/h
Temperatura:26.0
HR max:181 ( 92%)
HR avg:156 ( 79%)
Podjazdy:2492 m
Kalorie: 3780 kcal
A Śląskie Stronie oferuje po... Golonie;)
Sobota, 7 lipca 2012 · dodano: 31.07.2012 | Komentarze 6
Dawno, dawno temu, dokładnie jakieś trzy tygodnie temu pewna BARONOWA Bikestatsa, czyli Che jechała se maraton w wydaniu Giga u pewnego pana, co to fajnego Giga zrobić nie boi się.O tym, że jechała przypominają jej zdjęcia, które ma, puchar, z którego piwo da się pić, jakiś tam bon do Speca i chyba tylko to.
Bo co i jak nie pamiętam więcej.
Cuś mi majaczy, że było super.
Również ekstra było to, że wyjątkowo odcięło mnie tylko raz. JAK NIE CHE. Najwidoczniej jestem mniejszym leszCHEm – z biegiem czasu.
Bardzo udanie było pod względem towarzyskim – zarówno przed startem dzięki Misiaczkom, paru osobom z Gomoli, czy też teamowi Goggle'a, jak i w trakcie, bo kawałek trasy robiłam z chłopakiem z teamu Mercedesa, który mieszkał w tej samej bazie co Misiaczki i mua, no po wszystkim, bo wpadłam w szpony własnej sławy i zaczepiał mnię kto żyw.
No i tombola.
Ja nic nie mówię, ale kurwa!
Stoję obok Misiaczków i losowanie odbywa się tak, że napierw po nagrodę leci jeden Misiaczek, a chwilę potem drugi. Następnie podchodzi do mnie chłopak, którego na ostatnim bufecie poratowałam dętką i mi dziękuje i ustala ze mną, jak się zrewanżować i w ilościach ile browarów. I co? Zaraz Spiker Dżerry i jego wyczytuje po gifty.
Gdzie tu zatem jest sprawiedliwość, że oni cuś złowili (ewidentnie dzięki mojemu czarowi-czaru), a ja nie?? Gdzie mylycja, ja się pytam??
Liczę na rehabilitaNcję!
No.
To, jak maraton wyglądał, bardzo ładnie opisali chłopaki z Goggle'a. Niniejszym linkuję. Mnię podobało się wszystko, nawet upierdliwy PODCHOD (bo mało kto to podjeżdżał) singlem wśród krzaków borówek wzdłuż polsko-czeskiej granicy. Mogłam sobie tam bardzo dozwolenie pokurwić:).
Tak opisali to Gogglowcy:
klosiu
JPbike
josip
Marc
z3waza
Jarekdrogbas i jacgol, których zapoznałam, za wiele nie skrobnęli, ale ich też z tego miejsca pozdrawiam (siedzę na koniu, a więc z konia:D).
Cała ekipa jest bardzo w porząsiu z uwagi na wielce udaną z nimi i z ich inicjatywy integrację. Kiedyś się odstawię!:)
Zdjęciów parę zapodaję. Bo mam;)

Na początku było wchodzone. A nawet i wleczone:)© CheEvara

Jedzie DZIK!;)© CheEvara

Nuuuuda;)© CheEvara

Dzik zadowolony, że skończył;)© CheEvara

Dzika obstąpili... WILCY!;)© CheEvara

Wiem, strój upie...paprzony jak stół Durczoka, ale wozu technicznego jeszcze się nie dorobiłam:)© CheEvara
Wpisik lakoniczny jak nie mój, ale żaden ogarnięty ghost writer, który by za mnie zaległe wpisy ogarnął jeszcze się do mua nie zgłosił. Ciągle istnieje zatem wakat!:D
Dane wyjazdu:
34.91 km
25.00 km teren
03:15 h
10.74 km/h:
Maks. pr.:56.80 km/h
Temperatura:26.0
HR max:155 ( 79%)
HR avg:117 ( 59%)
Podjazdy:1174 m
Kalorie: 1827 kcal
Ten język jest manichejską kłodą kapitalizmu!
Czwartek, 5 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 16
ŁO I ŁO.
Teoretycznie takiej zaległościowej dupy, jaka mi urosła, ogarnąć się nie da.
No bo jak, bo kiedy, bo, szkurwa, HAŁ?? HAŁ żyć?
Ale nie jesteśmy małymi fiutkami i się nie poddajemy. Będą wpisy i mam nadzieję, że nie puste. Na pewno będą zaś lakoniczne, bo...
…
bo chuja tam pamiętam, co ja jeździłam i gdzie i kiedy i po KE.
A odczyty z Garmina – po francusku GARMĘNA – całe hovno mi przypominają.
Postaram się coś z tym zrobić, acz priorytety mam na razie inne i one na przykład mi mówią, że nadganianie z wpisami będzie CHĘDOGO trudne, po angielsku DIFIKALT.
Ale ten dzień pamiętam, bo wespół z Airbike'owymi Misiaczkami zrobiliśmy se tripik w okolicach Stronia Śląskiego, do którego tośmy się o brzasku-dnieniu-świcie wybrali.
I mam nawet zdjęcia, a to już jest poważka.
A że zdjęcia są jakości marnej, jakbym je widłami robiła, a nie komórą, to wpis ów ma jedynie wartość symboliczną.
A do Stronia przybylim na maraton, żeby nie było, że to taka czysto wycieczkowa fanaberia. I kaprys guwernantki jakiś.
W Stroniu zaś było tak [celowo nie przeKRANcam!]:

Ten język jest językiem tytułowym i on ma otworzyć oczy niedowiarkom!© CheEvara
Na dwa dni przed maratonem właściwym wybyliśmy z Misiaczkami z kwatery, żeby i zaznać trochę upału, i pojeździć, i zeksplorować trasę wyścigu, i o.
I to na przykład był kawałek owej trasy – uwaga, zdjęcie za mgłą celowe, w oddali słychać samolot i strzały!

W Stroniu było GÓRZYŹDZIE:)© CheEvara

Ponieważ nie pamiętam, gdzie to, oprócz tego, że w górach, napiszę, że... JEDZIEMY SE!© CheEvara

O, nawet było BŁODNIŹDZIE!© CheEvara

Taki jeden Bartek nawigował i znaleźliśmy się, może nie w dupie, ale w patykach i chaszczach:)© CheEvara

Coś mi mówi, że zanim to wymalowano, mogło być całkiem przaśnie;)© CheEvara

Potem był pit stop w Międzygórzu, gdzieśmy biesiadowali, czego efekty widać, prawda:)© CheEvara

Gdy ja i Misiaczek oglądałyśmy wodospad, Bartka doglądała prężąca się sierść:)© CheEvara

Na koniec jeszcze tylko szybkie odwiedziny tamy i okolic i wracamy do bazy;)© CheEvara

A w bazie czeka na nas... Tygrys!;)© CheEvara
Sorry Boys, ale muszę być oszczędna w zeznaniach. I tak cieszta się, że wpisy będą:)
A widokowo to Stronie Śl., Międzygórze i okolice urywają dekielka od dupy. No i wszędzie dużo kotów. Lubię koty:).
Wpisy też lubię. Lubienie też lubię. I też lubię też:)
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), krajoznawczo, pierd motyla, czyli mniej niż 50, we w towarzystwie
Dane wyjazdu:
70.05 km
23.90 km teren
03:13 h
21.78 km/h:
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:28.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:149 ( 76%)
Podjazdy:583 m
Kalorie: 2330 kcal
Bydło też ma wakacje
Środa, 4 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 15
I ofiarą tego padam ja. Na rundzie.Na którą to wybieram się na ostatnią w tym BPSie (liczę na bardzo kreatywne rozwinięcie tego skrótu), SYMULANCJĘ.
Tym razem nie spotkałam nikoguśko z Erbajków. Oni symulowali wczoraj (i raczej nie sądzę, żeby to oni zostawili taki chlew, jaki zastałam. Tu początek wakacji musiała świętować cała zbydlęcona kompania), ja dostałam jeden dzień kompensacji gratis.
I symulaNcji trochę mniej, Wojciu uwzględnił moje STARCZE cierpienia związane z jebanym upałem i skrócił. Szkoda, że nie jest władny obniżyć tę pokurwioną temperaturę:)
Co kurwa z tego jednak skrócenia, jak na początku ostatniego okrążenia zaliczyłam gumę, bo jakieś bydło żarło, piło i flaszki po wszystkim rozjebało?
W jakąż ja demotywaNcję wpadłam. I choć dętkie zmieniałam – według Garmęna – w strefie drugiej, to zdążyłam tak ostygnąć, tak się wkurwić, że nie dosypałam do końca.
Ośmiu minut mi zabrakło, a ufajdałam się mokrą rundową ziemią tak, że jeszcze mi wstyd.
I niniejszym wkurwiona na siebie powróciłam do domu, zastanawiając się, czy ZDANŻĘ, CZY NIE ZDANŻĘ:

Ten serial "Czarne chmury" to kręcili na Bródnie?© CheEvara
A w drodze do Jabło wyrywał mnię inny rowerzysta. No uśmiechał się. Odnotowuję, gdyż w moim wieku to nie takie już codzienne:D
Kategoria >50 km, NA trening, trening, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
42.08 km
7.90 km teren
02:05 h
20.20 km/h:
Maks. pr.:39.50 km/h
Temperatura:26.0
HR max:154 ( 78%)
HR avg:124 ( 63%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1256 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
I tak to się właśnie kończy
Wtorek, 3 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 8
Jak ja mam zaległości. A mam je takie, że gówno pamiętam, co ja pedaliłam. Z kilometrażu oraz trasy wynika, że ino do robo i NAZAD, co by się nawet zgadzało, wziąwszy pod uwagę to, że od czwartku fajrant w pracy, więc wstecz to ja mogę tylko w niej zap…yyy… kiblować.Na terenowej ścieżynie mokro. I pusto. Czyli jak się wydłuża, bo idzie burza, to wszyscy siedzą na dupach.
A i ja pomykam do chaty, żeby zrobić sobie chłodnik. W cholerę dużo chłodnika. Tyle, że do czwartku nie zdążę go zeżreć. Bo będę miała też w cholerę dużo arbuza, a ten całkiem udanie konkuruje z różową zupą:).
Dystans zaś ciotowaty.
A ja chcę jeszcze raz z Niewe na Mazury!
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), pierd motyla, czyli mniej niż 50, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
19.71 km
0.00 km teren
00:56 h
21.12 km/h:
Maks. pr.:28.80 km/h
Temperatura:24.0
HR max:133 ( 67%)
HR avg:113 ( 57%)
Podjazdy: m
Kalorie: 433 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
A co jeśli rower to rower, ale nie jedzie, ino płynie?
Poniedziałek, 2 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 29
Bo ja nie wiem, czy wpisywać kilometry, czy może wręcz mile?W temacie planów zesrania się, o czym nadmieniłam na końcu wpisu poprzedniego, mogę jedynie zapowiedzieć, że niezbyt pamiętam, ile tychże planów było.
Chyba jednakowoż dużo.
Mieliśmy – tak mi się kojarzy – wyjechać względnie rano, żebym ja jeszcze mogła zajrzeć do roboty. Bo nie, żebym nie ufała, ale sprawdzić wolę.
Inny plan mówił, że wyjeżdżamy później, bo chcemy jeszcze pojeździć. I kichać na robotę, jutro sprawdzę.
Jeszcze inny mówił, że a skoro to względnie blisko Wawy, to posiedźmy jeszcze dziś, a jutro rano pojedziemy prosto do roboty. Żeby sprawdzić.
Skończyło się na tym:

Dalej nie wiem, wpisywać kaemy z tego roweru wodnego??;)© CheEvara
Czyli na wodnej kompensacji.
Znaczy się nie wiem, czy to była kompensacja, bo Garmina nie wzięłam (a ciekawam, jakby wyglądał ślad tejże wycieczki wszelako ROWEROWEJ), a poza tym trochę ze mnie kapało. Czyli zaś wysiłek jakiś popełniłam.
Ale było fajnie, nawet może pokuszę się o stwierdzenie – i tu dla Was ciekawostka – że zajebiście.
Obserwowaliśmy z Niewe taflę jeziora, przeganialiśmy z niej kaczki wodne, napotykaliśmy aligatory, chwytaliśmy za RŁAMPL i nim sterowaliśmy (ja oczywiście odwrotnie skręcałam, ale jestem tylko dziewczyną, więc mi wolno!), pedałowaliśmy w rytmie reggae oraz w tempie pociągu do Ostrołęki (tutu tu tu, tutu tu tu – tak na oko w takim) – robiliśmy wszystkie możliwe nawodne rowerowo czynności, żeby tylko nie dopuścić do siebie myśl, że naprawdę trzeba wracać.
Może niekoniecznie już do roboty, ale ja na przykład na siłownię.
Na którą to pojechałam ŁOWEŁEM lądowym, stąd kilometraż.
Żeby mi się tu żadna kutwa nie pieniła, że se kilometry z wody wpisałam:D
Dane wyjazdu:
62.71 km
40.00 km teren
03:00 h
20.90 km/h:
Maks. pr.:45.80 km/h
Temperatura:27.0
HR max:175 ( 89%)
HR avg:153 ( 78%)
Podjazdy:362 m
Kalorie: 1776 kcal
Ja wiem, straszne to chamstwo, że nie piszę nic
Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 11.07.2012 | Komentarze 14
I się li jedynie Niewe wysługuję, ale matkonatko, nie mam ja kiedy! Jednakowoż postanowiłam – mimo wcześniejszych chęci ponownego zalinkowania opisu u Niewe z dnia mazurskiego drugiego – naskrybać słów parę, bo sława wymaga.Moje osobiste zeznania są takie, że wczoraj było świetnie. Zatem dziś nie może być inaczej, tym bardziej, że ja na legalu mogę sypać na granicy śmierci kondycyjnej. A nie... w żadnej tam kurwa kompensacji:).
Miałam trening do zrobienia. NA WYJEŹDZIE. Na wolnym. Imaginujcie sobie to! Ciężko takiej Che jest wyzwolić się z okowów myśli odpoczynkowej i wyjść na rower niekoniecznie krajoznawczo. A koniecznie zapierdalawczo.
Z pierwszej części treningu pamiętam niewiele. Jedynie cieknący po plecach pot, moje przednie koło, chęć zrzygania się z powodu upału i tempa na kierownicę oraz chwilę, kiedy nie było rady. Musiałam przerwać to zapierdalanie, bo Pan Pęcherz tak chciał. Dziękuję mu niniejszym, mogłam przerwać umieranko.
Z pierwszej części tego tripu są nawet zdjęcia. I dobrze, że są. Bo ja widziałam przed sobą albo czarną płachtę albo czarną płachtę. To jadziem z fotorelaNcją:
Dokładnie tu sprawdzam, czy aby na pewno dobrze jedziem i czy aby na pewno prosto, a nie aby na pewno w prawo:

Znajdź Che na tym obrazku. Niekumatym Niewe dorysuje strzałki:)© CheEvara
I mimo że sprawdzałam, to zabrnęliśmy:

Ale w sumie dobrze, bo ja lubię takie klimaty© CheEvara
Niewe też lubi, więc foci. Ja lubię, że Niewe lubi i że Niewe foci:)
Jak już sytuacja się wyklarowała, mój pęcherz był wysikany, trzeba było – jak to mówią – KONTYNUOWAĆ DALEJ wyścig:

Tam w oddali sypię ja i palą mnie nogi© CheEvara
Mua – z NIEWYCZYMANIA upału – wyścig swój symulujący skończyłam kapkię wcześniej. Cała ja odmówiłam sobie samej dalszej posługi, przynajmniej w zakresie trenowania. Ta sama cała ja zażądała jedzenia i picia, niekoniecznie w tejże kolejności.
No to o:

I po wszystkim trafiliśmy do raju, choć nie wiem, czy to nie była pułapka:D© CheEvara
Pułapka dlatego, że to, co nam udostępniono w grubym szkle, było świeże, bezczelnie niepasteryzowane, rozkosznie mętne i bestialsko dostępne w kilku wariantach. Tu zaczynamy:

Albo i nawet w sumie kończymy!© CheEvara
Widzieliście kiedyś Che szczęśliwszą?

Jest super, jest super, więc o co ci chodzi:)© CheEvara
Wtranżoliliśmy przegenialne pierogi z DŻAGODAMI (z boru Ługanie, żeby była jasność), wypiliśmy jeszcze niepoliczalną liczbę kolejek tej zasadzkowej świeżyzny i zakochawszy się w piwie ŚLIWKOWYM uznaliśmy, że czas, by pełne żołądki wreszcie mogły znacząco podnieść uroki okolicznych landszaftów:

Dostaliśmy wersję śliwkową piwa na wynos i poszliśmy w ŚNIARDWĄ DAAAAAAL!© CheEvara

Trudno powiedzieć, o czym myślę, ale chyba po prostu siedzę:)© CheEvara
A tymczasem Niewe nie dopuszczał do odwodnienia organizmu – acz rozsądniej byłoby napisać: do ODPIWNIENIA:

Jedni siedzą i myślą, inni pływają i NASIĄKAJĄ;)© CheEvara
Ciężko było się zebrać, ale i warto było. Choćby dla takich okoliczności:

Po czym należało powrócić na Ublika łono. Piękne ono!© CheEvara
Jeszcze tego wieczoru plan na jutro posrał się, jak to plan, acz całkiem na korzyść się posrał. Aha! Jeszcze nie wiem, czy opis u mnie, czy u Niewe!
Kategoria >50 km, krajoznawczo, trening, we w towarzystwie
Dane wyjazdu:
52.25 km
47.00 km teren
02:52 h
18.23 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:27.0
HR max:160 ( 81%)
HR avg:121 ( 61%)
Podjazdy:402 m
Kalorie: 1413 kcal
To będzie historyczna notka z Mazur
Sobota, 30 czerwca 2012 · dodano: 10.07.2012 | Komentarze 17
A raczej jej brak, bo...
.
.
.
.
.
OPIS U NIEWE! ;)
Kategoria >50 km, krajoznawczo, we w towarzystwie
Dane wyjazdu:
32.28 km
0.00 km teren
01:43 h
18.80 km/h:
Maks. pr.:32.90 km/h
Temperatura:27.0
HR max:143 ( 72%)
HR avg:113 ( 57%)
Podjazdy: m
Kalorie: 955 kcal
Opowiem Wam o tym, jak się jedzie na Mazury
Piątek, 29 czerwca 2012 · dodano: 06.07.2012 | Komentarze 14
Ale zanim Wam opowiem, przetrzymam Was w niepewności i nie powiem, co jest takiego oto spektakularnego w jechaniu na Mazury.Na ROWEROWY weekend.
Poprzez moje zawodnicze życie i karierę sportową zaniedbuję osobiste własne towarzyskie ŻYZNI. Kto nie zdzierżył mojego olewania, ten nie zdzierżył, a ten kto się ostał, pojechał ze mua na weekend:D
W każdym razie.
Se miałam dziś lajtowo pokompensić. Uznałam, że połączę to z wykupieniem absolutnie wszystkich arbuzów w stolicy i każdej – bez wyjątku – kiści burakowo-naciowej.
W taki upał odmawiam jedzenia czegokolwiek innego niż chłodnik i arbuz.
To se człapnęłam na roweiro, żeby otrzeć się symbolicznie o pracę – pracy w taką saunę też odmawiam – po czym objuczona wszystkimi arbuzami i botwinami świata wrócić do chaty spakować MANDŻUR i być bardzo wielce gotową na pobranie mnie z domu przez samego Niewe.
A to już nie byle co.
No bo ustaliliśmy, że niemal wszędzie w tym roku zasialiśmy zepsucie, a jakoś Mazury nam umknęły. A te są w miarę blisko, co oznacza, że jest szansa na moje przeżycie w samochodzie (po wyprawie do Karpacza i z powrotem mam zdecydowanie po nakrętkę jazdy furą), a jednocześnie wyrwanie się z nagrzanej betonowo Warszawy.
Uhm.
Spakowana jak dziewczyna w wielką torbę, a nie w plecak jak Che na wszystkie wyjazdy, kiedy to muszę gdzieś podjechać na rowerze, żeby ktoś mnie wtłoczył w samochód i mam w tym plecaku absolutne minimum, zlazłam do Niewe, który zadzwonił, że już podjechał.
Uhm.
Przebiliśmy się przez korek w Markach, kiedy jedynej myślącej jasno i logicznie i generalnie mądrej osobie (uprasza się o czytanie tych przydawek z najbardziej możliwie nacechowanym sarkazmem i ironią oraz pogardą OBRZYDZENIEM) przyszła do głowy myśl:
CZY JA ZABRAŁAM BUTY CZY NIE ZABRAŁAM BUTÓW??
Szybki myślowy skan po rzeczach, a następnie fizyczny, przeprowadzony już dotykowo dał wniosek brzmiący TY GŁUPIA DEBILNA CIPO.
No byłam jak ta Janda bez pieska oraz Górniak, co tu już śpiewała.
Niewe zachował spokój godny otoczenia go przez wariatów. Próbowaliśmy jeszcze ratować sytuację poprzez kupienie butów po drodze, ale kontakt z mocno przyjebanym sprzedawcą w BDC w Markach, który moje pytanie o buty damskie mtb zarejestrował po czterdziestu sekundach, sprawił, że ODECHCIAŁO MI SIĘ TYCH JEBANYCH STRUSI i szukania w Markach, Legionowie itede innego sklepu rowerowego.
Niewe – onieśmielająco i przerażająco spokojny – zawrócił furę do mojej chaty.
Na szczęście, jakeśmy już znaleźli się wieczorem nad jeziorem w Ubliku z piwkiem w rękach, żadne z nas nie pamiętało, że musieliśmy dzięki mojemu nadzwyczajnemu debilizmowi ODSTAĆ KOREK W MARKACH DRUGI RAZ, jak już pozyskałam z domu zapomniane buty.
Gratulacje przyjmuję każdą drogą:D
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), pierd motyla, czyli mniej niż 50, zwykły trip do lub z pracy
Dane wyjazdu:
78.83 km
30.59 km teren
04:37 h
17.08 km/h:
Maks. pr.:43.90 km/h
Temperatura:26.0
HR max:177 ( 90%)
HR avg:151 ( 77%)
Podjazdy:850 m
Kalorie: 2855 kcal
O tym, jak mi brakuje
Czwartek, 28 czerwca 2012 · dodano: 04.07.2012 | Komentarze 20
ZAPIERNICZANIA, konkretnie. O tym, że mam go mało, świadczy GARMĘ oraz le tętno. I pamięć mięśniowa ulokowana w mojej własnej grubej dupie. No bo jak tylko doznam pod sobą ścigacza, dopracowa kompensaNJcja ULATA w niebyt, chce mi się ścigać, pulsy skaczą, pot po dupie cieknie, że o.Po tych paru dniach przymusowego spoczynku, dziś miałam symulować na rundzie. I se symulowałam niczego nieświadoma. Podjeżdżałam i zjeżdżałam TOM RUNDOM, tą samą, na której parę dni później Danielo wykopał o:

Mówiłam, że trenowanie jest NIEBEZBIEDŻNE© CheEvara
Ja mówiłam, że źle się skończy komplikowanie prostych zjazdów!;)
Bo Danielo szukał zjazdów, korzeni, a wziął i wykopał bombę.
Ewidentnie z taką bombą jest jak z hiszpańską inkwizycją.
A wczoraj Erbajki usypały sobie na rundzie dropa, ale przylazła jakaś niedopchana baba i zażądała zniszczenia owego. Drop był niepocieszony. Erbajki też, a bomba leżała sobie przyczajona i ukryta w chaszczach, jak nieprzymierzając, latryna jakaś:).
W każdym razie. Uchetałam się wzorcowo, po wszystkim koszulkę można było przeciągać przez wielką prasę, a uzyskanymi w ten sposób płynami nawodnić pola ryżowe całej południowej Tajlandii. Chędogo czyli.
I tak se myślę o 29-erze, bo zanim podeszłam do symulaNcji, KARNĘŁAM się na danielowej testówce Speca. Krowa straszna (no bo rozmiar Daniela, nie mój), ale podjeżdża imponująco.
Także... Wy, ciule z Lotto, UTRAFCIE wreszcie w moje numery!
Kategoria >50 km, NA trening, trening, zwykły trip do lub z pracy