Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

pierd motyla, czyli mniej niż 50

Dystans całkowity:6371.20 km (w terenie 1049.92 km; 16.48%)
Czas w ruchu:307:53
Średnia prędkość:20.58 km/h
Maksymalna prędkość:62.70 km/h
Suma podjazdów:18683 m
Maks. tętno maksymalne:188 (166 %)
Maks. tętno średnie:175 (138 %)
Suma kalorii:151062 kcal
Liczba aktywności:180
Średnio na aktywność:35.40 km i 1h 43m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
49.83 km 1.00 km teren
02:40 h 18.69 km/h:
Maks. pr.:59.60 km/h
Temperatura:2.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy:990 m
Kalorie: 1672 kcal

Tur de Bieszczady, czyli tur bieszczadzki

Sobota, 30 marca 2013 · dodano: 28.04.2013 | Komentarze 11

Jest dziś niekorzystny biomet, może mię się wszystko mieszać jak kebab bez mięsa zwany encyklopedycznie falafafą, ale zaległość jest zaległość, wypada uregulować.

Ponadto cieszy mnie zamieszczanie zimowych zdjęć za pięć dwunasta przed majówką:).

Trzeciego dnia naszego podkarpackiego relaksu postanowiliśmy nastukać kilometrów w Bieszczadach. Drugiego, czego Niewe nie zaakcentował, skupiliśmy się na zwiedzaniu hitlerowskich schronów kolejowych w Stępinie oraz w Strzyżowie. Odbyliśmy tę ekskursję samochodem, bo rano spadło 30 centymetrów rozkosznie wiosennego śniegu.

Zezłościłam się łamane na wkurwiłam. Oczjeń mnogo. Odechciało mi się roweru oraz biegania. Inna sprawa, że bez rakiet była to raczej średnio przystępna forma aktywności.

Trzeciego dnia postanowiliśmy kapeńkę nadgonić.
Zamarzyło nam się dziś trochę terenu, ale zdołaliśmy wjechać weń może na pół kilometra. Ruchomy kisiel pod kołami zabrał nam całą frajdę.

Szybko redefiniowaliśmy naszą trasę i uznaliśmy, że asfaltami pojedziemy nad Solinę.

Mnie jazda nie szła w ogóle, śmiało mogłam odegrać w SZESETNYM odcinku Dynastii
kreację „cioty podjazdowej”. No nie ZDANŻAŁAM.

A jeśli ja na prostych, bo przecież asfaltowych ZJAZDACH pozostaję w smętnym tyle, to:
a) Wiedz, że coś się dzieje
b) Siedzę na koniu


Z dzisiejszej ekskursji zarejestrowałam:
- polskie kurorty brzydkie jak kupy są, taki Polańczyk jest dramatem urbanistycznym
- panorama solińska jest mega prikrasna
- Niewemu noga podaje, że ho ho
- oraz że z czym ja wybieram się na golonkowy Karpacz

Ale było fajnie i tak

Chcieliśmy tam o, wgłąb. Ale nie © CheEvara



Wieczna zmrzlina. Kontemplować ją jęłam;) © CheEvara



Które to góra, a które dół? © CheEvara




Dane wyjazdu:
30.64 km 28.00 km teren
01:58 h 15.58 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max:170 ( 86%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1034 kcal

Assięwysilę!

Czwartek, 21 marca 2013 · dodano: 23.04.2013 | Komentarze 2

Czyli napiszę, że był to pierwszy dzień wiosny.

Pojechaliśmy jej poszukać, bo dookoła domu żadne z nas jej nie widziało. Stalkujące nas koty też nie.

Naprawdę!

Naprawdę mamy pod oknami kocich stalkerów.

I naprawdę był to pierwszy dzień wiosny oraz naprawdę jej nie widzieliśmy.

Myśleliśmy se, że może Dom Zły pozostaje pod wpływem złego frontu atmosferycznego.
I że ten dobry front jest na przykład w Kampinosie.

To tam wybyliśmy.

Ja zabrałam dla zaprzyjaźnionego wczoraj bałwana kanapki, termos i dmuchaną bałwanalę. Daliśmy życie temu bałwanu, przeto poczuliśmy się za niego odpowiedzialni. I za jego potrzeby też.

Bałwan był, stał w wyznaczonym miejscu, co mogliśmy odnotować w raporcie dla Macierewicza.

Były też wielokrotne obawy o upadek, bo i podłoże było glebogenne. Jednego kujawiaka wyczyniłam takiego, że do dziś mi w dupę zimno.

Niewe dotąd się nie zorientował, że ja wywalam się po to, żeby mieć pretekst do obrzucenia go pigułą śnieżną.

Dużo było tych piguł;).

Zdjęcia licznika zrobionego szpadlem NIE MAM.

Mam za to link do wpisu, gdzie są foty zrobione czymś lepszym. Większym:D

Oto i ten ŚNUREK.



Dane wyjazdu:
21.60 km 20.00 km teren
01:37 h 13.36 km/h:
Maks. pr.:29.10 km/h
Temperatura:1.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:130 ( 66%)
Podjazdy:125 m
Kalorie: 724 kcal

No heeeeeeeeeeeej:D

Środa, 20 marca 2013 · dodano: 23.04.2013 | Komentarze 6

Jeździłam. Dawno temu.
Znaczy się niedawno temu też, ale wpis jest z dawna (Polski tyś królową i tak dalej).

Jeździłam z Niewuńciem.

Co tenże znacznie bardziej skrupulatnie opisał ŁO TU ŁO

Wygląda na to, że wpisy z kwietnia uczynię w okolicach końca maja.
Bo mam wpisy z kwietnia tak jak nastąpi na pewno koniec maja.

Ale, jak przystało na niepoddającą się blogerkę, napiszę zachęcająco:
STAY TUNED

Aha. Że jeździłam, to mam dowód. Zamiast zdjęć licznika oraz wpisu, którego autor/ka nie potrafi posługiwać się językiem polskim mam fotę mnie z bałwanem w komandosie.
Tfu! W Kampinosie!:D

Ja z Bałwanem. Bałwan jeszcze p[rzed tjuningiem © CheEvara




Dane wyjazdu:
31.64 km 28.00 km teren
02:02 h 15.56 km/h:
Maks. pr.:43.80 km/h
Temperatura:14.0
HR max:174 ( 88%)
HR avg:142 ( 72%)
Podjazdy:237 m
Kalorie: 1247 kcal

Zaznać różnistości

Środa, 6 marca 2013 · dodano: 07.03.2013 | Komentarze 5

Tak mi się ostatnio nakładają dni, że rano biegam, a zaraz potem idę popedalić. Takie kombo-bombo ósme smake. Co prawda dysponuję wtedy mniejszą parą w zmęczonych giczołach, ale że nic nie muszę, to się nie przejmuję;).

Dzisiaj też najpierw potuptałam, by ponapawać się nasłonecznionym lasem, a potem wyszliśmy z Niewe na wreszcie terenowe rowerowanie. Ile można tłuc te asfaltokilometry.

Teren ciągle jest zróżnicowany. Jechaliśmy całkiem fajnie ubitymi, suchymi, leśnymi ściechami, lodem też, kałużami i łatami śniegu takoż. Udało się nawet zmontować ostatnią w sezonie – czy suka zima mnie słyszy??? – śniegową gałę (fota dokumentująca znajdzie się u Niewe we wpisie).

Szkoda, że najfajniejsze interwałowe single są całkiem nielegalne. Można baaaaardzo przyzwoicie popompować w strefie piatej;). A że pani leśniczówka zakazała mi poza szklakami biegać, to jeżdżę. O tym nic nie wspominała;).


Wiosno, dopierdalaj, zaprawdę powiadam ci, ty małpo.


P.S. Chyba nawet mam jakąś kondycję!


Dane wyjazdu:
17.80 km 17.00 km teren
01:38 h 10.90 km/h:
Maks. pr.:32.00 km/h
Temperatura:-2.0
HR max:174 ( 88%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 542 kcal

Żeby być na bieżąco, co wcale nie jest teraz trudne:D

Wtorek, 12 lutego 2013 · dodano: 15.02.2013 | Komentarze 4

Drzemiący we mnie, niedawno zadomowiony tu, francuski piesek zmusił mnie do odmówienia posługi w zakresie jeżdżenia w czasie odwilży.
Biegane zamiast tego było [pragnę zaznaczyć, że WPISÓW Z TEGO NIE MA].

Po drodze też złapałam ósme – w ciągu czterech miesięcy – przeziębienie, więc w ogóle dupson blady.

I zdążył znów śnieg napadać, zdążył z groźnej inwazji gil lekko ustąpić, odsunął się na drugą linię, więc ja zatęskniłam za zewnętrznym pedałowaniem. Do wyboru miałam albo mokry asfalt (rzygggg & womit) albo teren i wybrałam sobie to drugie, bo tylko okolcowany full mi pozostał.

Pojechałam.
Zachwycona różnorodną ilością śniegu w lesie. Tu łyso, tam głębiej, aż kusząco na biegówki. Ja zaś starałam się przemieszczać głównie w samochodowych koleinach, bo to co pomiędzy nimi jest wydeptane i zamarzło – no mimo fulla pod zadem, częsło mnie jak przy NERWICY.

Uderzyłam ku Roztoce, rzeźbiąc i starając się trafić w koleiny.
Rowerzysty żadnego, za to sporo narciarzy.
Gleba jedna, po niej siniaki dwa. I nie, nie na dupie;)
Taki to bilansik.

Przy okazji zdobyłam się na rękawiczkowy eksperyment. Na swoje pseudozimowe Shimanki (ale stylowe, biało-czarne!) założyłam też stylowe (czarne!) rękawiczki BBB, własność samego Niewe. Nigdy mi tak w ręce ciepło nie było. Następnym razem założę te rękawiczki na buty, bo paluchi tam też mi marzną, a najwidoczniej patent z BBB działa.

Mam kolejne okolicznościowe, tym razem starochińskie przysłowie.
Jak nie masz nogi, to masz jedną nogę. I też nie jedziesz.

;)


Dane wyjazdu:
42.48 km 0.00 km teren
01:58 h 21.60 km/h:
Maks. pr.:35.50 km/h
Temperatura:-1.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:157 ( 80%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1217 kcal

No i zakończyłam grudzień;)

Niedziela, 30 grudnia 2012 · dodano: 11.01.2013 | Komentarze 3

Jak na mnie dość spektakularnie;).

No nie mogłam jeździć i tyle. Nie wolno było.

Przed tym zakazem rozpoczęłam bieganie, zakwasiłam się nim skutecznie i to by było na tyle.

Pomijam, że stałam się francuskim pieskiem i jak jest obrzydliwie buro, siąpi jakieś gówno, a spod butów wyziera breja, to ja wolę zostać w domu i na przykład UPIEC CHLEB (jeszcze nam z Niewe zady jakoś od tego dramatycznie nie urosły, może to kwestia prawdziwego zakwasu i braku tego gówna pakowanego do sklepowego pieczywa. Mam nadzieję, że to TA kwestia, a nie kwestia czasu:))

I tak też było w święta oraz po nich, co wkierwiało Niewe, bo miał wolne, a tu albo pada jakiś brudny siuwaks, śnieg stopniał, no było chamsko brzydko. Mało co można było ze sobą począć.
A my jak na złość, smak na biegówki złapaliśmy.


Ale!
Przedostatniego dnia 2012 roku Niewe z domu wyciągnęli rooter i Goro. Ten pierwszy zajechał pod wrota Domu Złego po to, żeby szukać tego drugiego. Wszyscy razem pojechali przekonać się, że pożarówka będąca skrótem do Lipkowa jest kompletnie oblodzona;)

Ja zaś kapkę później zebrałam się z zamiarem nawiedzenia Pani Matki mej, do czego nie doszło. Zamiast tego zrobiłam sobie ściśle asfaltowy wypad zahaczający ledwie o Warszawę (Arkuszowa, Estrady) i powróciłam do Złego Domu. Naprawdę niedługo przed Niewe.


A skurwieli – mistrzów prostej wyprzedzających na pergamin cała moc.

Zagazowywałabym.



Dane wyjazdu:
37.70 km 5.00 km teren
01:57 h 19.33 km/h:
Maks. pr.:31.90 km/h
Temperatura:
HR max:171 ( 87%)
HR avg:143 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 944 kcal

Jeśli ktoś nie wierzy w koniec świata...

Czwartek, 13 grudnia 2012 · dodano: 10.01.2013 | Komentarze 5

To na pewno nie jestem ja.

Ja se mam swój prywatny koniec świata. Gdyż to, co teraz opisuję, jest drugim z trzech ISTOTNYCH DYSTANSOWO rowerowań w miesiącu grudniu.

Jakieś tam pomniejsze, międzywioskowe, dosklepowe pizdryki były, ale nie zabierałam wtedy Garmina i raz, że tego nie pamiętam, a dwa, że wpisu z pięciokilometrowym przebiegiem nie mam zamiaru robić;).

Zapadłam na zdrowiu i na mocy tego pedałować się nie dało.

I to właśnie Wojciu (maj lawli treneiro) skomentował to jako koniec świata („wcześniej nie dało się Ciebie zastopować, a teraz nie jeździsz. KONIEC ŚWIATA”;))


Ku Izabelinu i Hornówku ta wyprawa była


Dane wyjazdu:
42.38 km 30.00 km teren
02:37 h 16.20 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:
HR max:184 ( 93%)
HR avg:137 ( 69%)
Podjazdy:576 m
Kalorie: 1801 kcal

Odreagować!

Niedziela, 25 listopada 2012 · dodano: 03.01.2013 | Komentarze 6

Po ubiegłowieczornej żenie w Krakowie w pewnym KLUBIE [uwaga, to słowo zawiera lokowanie nadużycia!] musieliśmy z Niewe dziś uczynić ze sobą coś przyzwoitego.

Rowery były ku temu niezbędne.

Taki bezmajtkowy lans na moście, ale nie w Zawichoście!;) © CheEvara



Korzystając z pewnych znajomości, a raczej jednej konkretnej, usiłowałam zsynchronizować nasze namiary geograficzne z Tomasem, jednym mym takim znajomym, co to też rower poważa nadto.

Miał nas niejako oprowadzić.
Na przykład po Lesie Wolskim, który zna, bo go ujeżdża.


Wszystkie próby sczezły na tym, że zamiast spotkać się – jak ustalaliśmy – w Lesie Wolskim, to zjechaliśmy się dopiero gdzieś na bulwarze w drodze do Tyńca. Bo chcieliśmy tam z Niewe pojechać.

W Tyńcu ustanowiona przeze mnie tradycja nakazuje latać na miotle;) © CheEvara



A w tamtejszych lasach dowiedziałam się, że:
- nie umiem podjeżdżać
- nie mam nogi
- jestem leszczem
- chcę do mamy

Nie do końca o taką kompozycję mi się rozchodziło;) © CheEvara



W telegraficznym skrócie doniosę, że bardzo się Tomasowi przydaliśmy, gdyż jak na rdzennego mieszkańca Krakowa, nie miał pojęcia, że w Tyńcu jest tak fajnie;).

Po wszystkim, gdy macki mroku jęły nas dosięgać i niezbędne były przed nami śmiałe snopy światła, nasze organizmy też dały o sobie znać. Raz, że głód (taki jedzeniowy) i dwa, że głód (ten drugi).
A skoro ORGANIZM POTRZEBUJE… Niezdrowo nie zaspokoić!

Zatem my powróciliśmy ku miastu nadwiślnym hajłejem, a Tomas ruszył jeszcze po ciemku Las Wolski przemierzyć.


Na koniec fota z nierowerowego nazajutrza. Rozczulająca w sumie;)

Jeśli można parkować, to nawet dzieci dojeżdzajO do TYRKI rowerem!;) © CheEvara



Jako PeeS dodam, że w wydaniu z Niewe Kraków jest bardzo bardzo, very very. Ale to… nic nowego, w sumie!;)



Dane wyjazdu:
31.16 km 25.00 km teren
02:01 h 15.45 km/h:
Maks. pr.:45.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:538 m
Kalorie: 1385 kcal

Wybyliśmy na Jurę, by sprawdzić, czy tam staniemy się jurni

Sobota, 24 listopada 2012 · dodano: 03.01.2013 | Komentarze 2

;)

Dłuuuugo nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, uznaliśmy zatem, że należy.

A ja na dodatek musiałam nawiedzić Krakau.

Co jednakowoż szkodziło zabrać rowery?

Na trasie do Krakowa zrobiliśmy pitstop w Ogrodzieńcu:

Paczę i napawam się. Pacze za potęgo tego zamku! ©



żeby pokręcić kapinkę po terenie, pozłościć się na brak formy (ja), na ruchomy blok w bucie (ja) i na niezbyt wyregulowany napęd w swem nowem Specuchu (Niewe)

Na tyle nas to wszystko wpieniło, że aż trzeba było spocząć:

Życie jest pełne zadumy...;) ©



Po drodze wspięliśmy się też z buta na jakiś zamek, co było surowo zakazane, ale nas tak korciły rusztowania, że no weź i nie zwiedź!

Pierwszy krok Che dla zamkowości! ©


A w ogóle to umarłam kondycyjnie.

Jakie zdrowie, takie tętno.

I jaka róża, takie kiwi.



Dane wyjazdu:
27.61 km 25.00 km teren
01:36 h 17.26 km/h:
Maks. pr.:27.90 km/h
Temperatura:
HR max:169 ( 86%)
HR avg:140 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1374 kcal

Wracam, bo fajna jestem

Piątek, 23 listopada 2012 · dodano: 03.01.2013 | Komentarze 10

To jest niedyskutowalne oraz nie podlega nawet merytorycznemu podważeniu. Zdecydowałam, że jestem fajna i tak już zostanie.

;)

Ja wiem, że jest NJU JER już, ale ja mam ogon w starociach, który muszę przeciągnąć na nowość. Na TU TAŁZEND TERTIN.

Należałoby wszak.

Moim problemem jest to, że nie pamiętam pojeżdżawek bezgarminowych. Anim ich nie odnotowała gdzieś, ani nie wyróżniały jakoś szczególnie dystansem, żebym miała teraz o czym pisać. Wyjaję się zatem tylko co do tych, które udokumentowane mam jakoś. Na przykład w fotach czy serwisie Garmęna.

I tak se statystyk ubiegłorocznych już nie polepszę. Większej dupy rowerowej nie pamiętam. Skończyłam kiepsko i o, ale że to niefajne, skoncentruję się na tym, co fajne.

Czyli na sobie [huehuehuehueeeeeh].

Tak więc.

Ruszyłam dupę w teren, który mam pod nosem. Upewnić się, czy jestem kondycyjnym fajansem.

Upewniłam się, ale i tak było fajnie.

Bo wiecie, kto jest fajny;)

W każdym razie. Płuca mam jakieś takie bardziej liche, bo byle podjazd wywoływał u mnię zapaść, ale wreszciem pedaliła z dziecięcą frajdą.

Dziecięca frajda jest fajna:).

No to tak:

Będzie nie chronololo, ale wrzucam to jako pierwsze, bo lubię taki klimat © CheEvara



A taki lubię jeszcze bardziej. Bagna z powyławym.... powalonymi drzewami:) © CheEvara



Jestę rowerę, więc mam zakaz wstupu! © CheEvara



Takie tam bez Madonny i nie w Łomży:) © CheEvara



Ja i ten podjazd, czyli he & me loff loff:D © CheEvara



On tu był, ten mostek, rok temu? Ja nie wim tego mostku! © CheEvara



Zabieram lasu co lasowe © CheEvara



Stąd rok temu ruszyliśmy robić (jeździć!!!) po lodzie. Zaborowskim lodzie!:) © CheEvara



Po lodzie rok temu jeździliśmy tak.

Tytuły zdjęć zrozumiałe w pełni będą raczej tylko dla Niewe:).

No i o.

Powrotu na miarę spektakularnego KOMINGBEKU nie wieszczę. Bo wiem, jak będzie;)