Info

Więcej o mnie.


Moje rowery
licznik odwiedzin blog
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2015, Styczeń5 - 42
- 2013, Czerwiec5 - 9
- 2013, Maj10 - 24
- 2013, Kwiecień11 - 44
- 2013, Marzec10 - 43
- 2013, Luty4 - 14
- 2013, Styczeń4 - 33
- 2012, Grudzień3 - 8
- 2012, Listopad10 - 61
- 2012, Październik21 - 204
- 2012, Wrzesień26 - 157
- 2012, Sierpień23 - 128
- 2012, Lipiec25 - 174
- 2012, Czerwiec31 - 356
- 2012, Maj29 - 358
- 2012, Kwiecień30 - 378
- 2012, Marzec30 - 257
- 2012, Luty26 - 225
- 2012, Styczeń31 - 440
- 2011, Grudzień29 - 325
- 2011, Listopad30 - 303
- 2011, Październik30 - 314
- 2011, Wrzesień32 - 521
- 2011, Sierpień40 - 324
- 2011, Lipiec34 - 490
- 2011, Czerwiec33 - 815
- 2011, Maj31 - 636
- 2011, Kwiecień31 - 547
- 2011, Marzec36 - 543
- 2011, Luty38 - 426
- 2011, Styczeń37 - 194
Dane wyjazdu:
16.64 km
0.00 km teren
00:42 h
23.77 km/h:
Maks. pr.:33.65 km/h
Temperatura:5.0
HR max:164 ( 83%)
HR avg:131 ( 66%)
Podjazdy: m
Kalorie: 512 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Znowu Centim, znowu na bajceps;)
Środa, 4 stycznia 2012 · dodano: 04.01.2012 | Komentarze 5
Powoli (wraz z ustępowaniem zakwasów, czyli odwrotnie proporcjonalnie) dociera do mnie, jaka to kurna harówka, taki trening uzupełniający i takie – że się tak wyrażę – zaawansowane sportostwo:D. Prawiem obrzygała najbliższą okolicę przy trzecim obwodzie. W sensie, że na siłowni.Jak ja się cieszyłam, kiedy po wszystkiem lazłam do roweru, żeby se popedałować.
Inna mua refleksja jest taka, że teraz to se mogę trenować i fikać i w ogóle skupić się na treningu, mogę, bo do pracy nie latam. Ale poza moimi możliwościami IMAGINACYJNYMI leży fakt, jak ja se to wszystko poukładam, jak już do roboty polezę. A gdzie tu miejsce na mój niewinny alkoholizm?:D Jak żyć, panie premierze (panie trenerze:D)? JAK ŻYĆ?
Znowu jutro będą mnie boleć nie tylko włosy, ale też buty;).
Tak mi dziś plumkają słuchafony:
A teraz wskakuję na Specka, paaaaaaa!:D
Dane wyjazdu:
100.79 km
13.00 km teren
04:18 h
23.44 km/h:
Maks. pr.:41.45 km/h
Temperatura:8.0
HR max:176 ( 89%)
HR avg:136 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2039 kcal
Rower:
Miałam podzielić dzień na dwa wpisy, ale
Wtorek, 3 stycznia 2012 · dodano: 03.01.2012 | Komentarze 25
Ale mam Movescount, to tam będą informaNcje treningowe, a tu se obtyndolę cały dzień.Pikne słońce dziś zagrało, co? No to najpierw samozwańczo strzeliłam trening. W sensie, że rowerowy. Ale ciągle samozwańczo. Jak już skończyłam, to zadzwonił Wojtek z opiertolem, że dziś to miała być siłownia. Eno, panie treneirze (jak żyć?), nie było na papierze, a jak nie ma na papierze, to ja zrobię to, co lowciam. Łoweł. Sorry;).
Zadowolonam z siebie i kontenta, bo zrobiłam wszystko, co miałam, lipy nie było, kadencja wysoka była, ciemno przed oczami było. Było też słonecznie (ja-cię-sunę-robal!), ciepło i odrobinę WIEDRZYŹDZIE. Powróciłam z Bielano-Marymontu, gdziem szczelała to moje treiningo i w ramach tak zwanego rozjazdu uczyniłam powrót nadwiślańskim bulwarem. Zresetowałam Suunciaka i se pomyślałam pod Mostem Gdańskim, że luzikowo już zupełnie, już poza trenimgiem, pokręcę se pod Siekierkowski, przebiję się na tę ciemniejszą, praską stronę mocy i człyp, czlyp, człyp terenkiem, czyli moją lawli ściechą doturlam się znów pod Gdański i stąd już GŁOOOOOOODNA sieknę se do domu, uwarzę jakąś pyrę i zasiednę wczesnym wieczorem do piśmienniczych obowiązków.
Tjaaaaa, zaplanuj coś, a na pewno wyjdzie inaczej;) I wcale nie żałuję.
Gdym kończyła resetować pulsaka i już DEPAŁAM (od deptać) w pedały, nadjechały z przeciwka dwie rowerowe jednostki, Ta druga spojrzała na mnie bardziej niż przeciągle i okazał się nią być nie kto inny, jak sam quartez. Noooo tośmy przystanęli na zapoznawcze ploty, gadalim długo i dużo, aż mię dreszcz stygnięcia po nerach przebiegł. Jak quartez zeznał, galopował za kolesiem, który go wcześniej zgalopował, ale jak zobaczył mój obły fejs i pięknego Speca, nie miał wątpliwości;). No cóż, ja istnieję. Serio;).
Rozjechaliśmy się w strony różne – ja zgodnie z zamysłem opisanym powyżej, quartez do Jabłonny (ciołki, które mówią „do JabłonnEJ” niech mi przyjdą i pokażą fotodokumentację, jak wchodzą do wannEJ, zamiast do wannY oraz idą z zalotami do pannEJ, a nie do pannY).
I tak se jadę i plumkam w drugiej strefie, a że pod wiatr, to w końcówce drugiej strefy i strasznie mi tak dobrze. Słońce piękniutko nad Wisełką się chowa, szuterek na terenowej ścieżce sobie szumi pod oponkami, wyskakuję stamtąd i tnę do Żaby, a stamtąd do domu, bo nie żarłam przecie od godzin czterech.
I nie zeżrę jeszcze podczas godziny piątej.
Bo.
Na dróżce rowerowej, wzdłuż Odrowąża, a zatem wzdłuż cmentarza, z daleka majaczy mi wywalony rower. Obok roweru kuca/podnosi się ktoś/, a nieopodal czmycha pies.
- Oho, nieupilnowany wlazł pod koła – se myślę.
Dupatam, a nie wlazł pod koła.
Podjeżdżam i mam pełen obraz. Piesu jest wystrachaną, trzęsącą się znajdą, a właściciel powalonego roweru jest właścicielką, która robi wszystko, żeby psu z tych lęków nie przyszło do łba spierdalać poprzeć wtargnięcie na ulicę. Zatrzymuję się i pytam, czy cuś mogę zrobić i gdy słyszę, że laska chce go jakoś zaadoptować, w każdym razie zgarnąć stamtąd, proponuję jej, że skoczę szybko do chaty i załatwię jej smycz, żeby adoptowanie psa było łatwiejsze. No i śmignęłam. Podczas gdy ja leciałam na górę do sąsiaduńciów po smycz, Pani Mama pakowała mięsko dla psa, czyli tak zwany załącznik motywacyjny. Zgarniam to wszystko i lecę, bo mam schizę, że sierściuch w każdej chwili może spieprzyć. Kiedy pół kilometra przed miejscem, gdzie laska miała z psem na mnie czekać, spotykam tęże laske, która pedałuje w moją stronę, mam ochotę pizgnąć się w łeb. – Ty powolniaku, qyrwa mać – mamroczę do siebie.
Niepotrzebnie.
Bo kamery monitoringu wypatrzyły sytuację, wysłały na miejsce patrol eko straży miejskiej, a przybyli panowie zgodzili się poczekać, aż Dominika (przyszła właścicielka sierściucha) wróci z dowodem osobistym.
- Ej, ja mam dowód, niech mnie spiszą, po co masz dymać tam, gdzie dymasz, a potem jeszcze wracać! – zawracam ją z drogi.
Panowie sierściucha obmacali, przepikali pod kątem czipa, a że był zupełnie luźny i jakby całkiem niczyj, sprawa potoczyła się gładko. Moje dane spisano, Dominika podała swoje z głowy, pies przestał się telepać, głaskany na zmianę przez cztery osoby, nakarmiony nie tylko przytarganym przeze mnie mięsiwem, ale też chyba podwieczorkiem jednego ze strażników, który udostępnił piesowi swoją kanapkę, zainstalowałyśmy mu smycz i co? Piesu dom znalazł bez konieczności przystanku na Paluchu, gdzie trafiłby, obrożę lub smycz miał.
Pożartowałyśmy ze strażnikami, ja wyraziłam swój szał, że tak to działa, że kamery, że wysłany patrol, że kogoś ten świat jednak obchodzi, pożegnałyśmy się i… ucięłyśmy sobie sympatyczny spacer spod Żaby na Annopol – ja prowadziłam oba rowery, Dominika dała się prowadzić psu, z którego zlazł cały stres i który się rozbrykał na tyle, że emanował szczęściem posiadania pani.
Podczas naszej spacerowej konwersacji wyjszło, że ową przechadzkę robimy na wczesną Białołękę, że Dominika jest moją krajanką (Sandomierz, proszę bardzo), że zapyla w Nocnym Rowerze i że na jutro była umówiona na Paluchu po jakiegoś psa. No to już po żadnego jechać nie musi.
No proszę. Nie wierzę w żadne karmy, ale tutaj ewidentnie zadziałała ta psia karma (jest to jedyna karma, w którą jestem w stanie uwierzyć:D).
Przy Annopolu na Dominikę jednak czekał wydzwoniony wcześniej kumpel ze swoim Berlingo (kumpel też pocina na Specu – proszę, wszystko w rodzinie), do którego zapakowała się i Dominika, i Farciarz (czyli pies, tak dostał na imię, w skrócie FUKS) i Dominiki Gary Fisher.
Jak mi się uda, jutro wbijam na obiecane pierniki i na mizianko z Fuksem;).
Strasznie lubię takie dni, takie spotkania, takie przygody.
Inna sprawa, że ogłoszenie wywiesimy, że taki pies hasał tu i tam. Coś mi się wydaje, że spierdolił komuś podczas sylwestrowego szczelania. Wygląda na zadbanego, zaufanie do ludzi ma, ząbki ładniutkie… A że to to taki długowłosy wilczur, sama bym go zgarnęła;). Choć uważam, że w ręce trafił najlepsze.
My tu gadu-gadu, a dystans taki w ogóle nie z dupy.
Kategoria trening, piękna stówka, nocna jazda też;), >50 km
Dane wyjazdu:
112.47 km
8.00 km teren
05:11 h
21.70 km/h:
Maks. pr.:34.72 km/h
Temperatura:5.0
HR max:164 ( 83%)
HR avg:136 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2012 kcal
No. I pierwsza stówcyna w tym roku WEJSZŁA :D
Poniedziałek, 2 stycznia 2012 · dodano: 03.01.2012 | Komentarze 10
Lekka, niezobowiązująca, niemęcząca (piszę tak, żeby Wojtek mnie nie zaebał;)).Wpis możecie uznać za zbiorowy, bo ciągiem tych stu kaemów nie zrobiłam. Rano w napindalającej mokrej mazi lekkie 35 km (po powrocie wyglądałam, jakbym wytarzała się w piaskownicy, bo niedaleko domu to błoto, które się do mnie przykleiło – KTO bowiem ma założone błotniki, prawda – wyschło i został sama pustynia).
Musiałam się zatem OBKĄPAĆ, uprać i przeczekałam deszczową część dnia (a tym samym JASNĄ część dnia) i na drugą turę polazłam po 15-tej. A tu już za jednym zamachem objechałam moją zwykłą warszawską pętlę, przy okazji zawitałam na uroczy, schludny, przyjazny Zachodni Dworzec, gdzie zgarnęłam Panią Mamę, zapakowałam ją do taksy, taksiarzowi postawiłam wyzwanie (małymi literkami: actimela), kto pierwszy na Bródnie i zawinęłam do bazy. Wielce KONTENTA (jest przymiotnik taki dla rodzaju żeńskiego??)
Nagromadzenie tumanów na drogach rowerowych takie, że Chiny ze swoją gęstością zaludnienia mogą się cmoknąć w pierwszą krzyżową.
O, zawsze zapominam o tym napisać. Mam takiego rowerzystę, co to się z nim mijam w okolicach Ronda Żaba. Bywa, że się mijamy raniuśko i jeszcze tego samego dnia popoludniuśko. Od pewnego czasu kłaniamy się sobie w pas, co – wierzcie mi – jest lekko skomplikowane podczas jazdy. Ale szacunek jest szacunek.
Żeby tylko jeszcze w kasku popylał, nie miałabym uwag;).
Strasznie mi się podoba ta wiosna w styczniu. KUOOOOCHAM wiosnę w styczniu. Pewnie będę inaczej szczekać w kwietniu, jak doebie mrozem rzędu minus CZYDZIESTU. Ale póki co radujmy się i się nie oburzajmy. Jak ktoś chce śniegu, proszę, w USA nawala.
Kategoria piękna stówka, nocna jazda też;), >50 km
Dane wyjazdu:
32.95 km
30.00 km teren
01:48 h
18.31 km/h:
Maks. pr.:31.60 km/h
Temperatura:4.0
HR max:170 ( 86%)
HR avg:144 ( 73%)
Podjazdy:102 m
Kalorie: 802 kcal
Doświadczenie uczy, że doświadczenie niczego nie uczy
Niedziela, 1 stycznia 2012 · dodano: 02.01.2012 | Komentarze 20
Kogoś, kto wymyślił świętowanie nowego roku przy użyciu szampana, wrzuciłabym do sali konferencyjnej, gdzie odbywa się posiedzenie plenarne związku dziadków leśnych czyli PZPN. Jajebięż, dwa łyki. DWA. A czułam się, jakbym właśnie zaliczała zgon na własnym pogrzebie.Chyba już lepiej, nie wiem, wydłubać sobie lewe oko szydełkiem. Mam wrażenie, że to byłoby ociupinkę mniej bolesne.
Ale na rower trzeba było iść. Nie sądziłam, że na rowerze umrę też – jak dobrze liczę – po raz jedenasty pierwszego stycznia anno domini(KO) dwa zero jeden dwa.
Przyznaj się, Niewe, że chciałeś mnie w tym terenie zabić;).
Co Wam powiem, to Wam powiem, ale Kampinos właśnie teraz to jest debestkampinos IN DA ŁORLD. Gleba zmrożona, piach trzeszczy, bo też przymrożony, gdzieniegdzie rzuca na mokrych korzeniach (a zatem jest jak? Jest KORZENIŹDZIE, drogie dzieci), ale jak się uważa, to się nie wyglebisz (inna sprawa, że ja tego nie uniknęłam;)). Superancko.
Ja tylko bym chciała, żebym przestała tak sama siebie boleć. I nie mówię o pokłosiu spożycia dwóch łyków tego szitu (ktoś, kto wymyślił świętowanie nowego roku przy użyciu szampana, z mojej strony może liczyć tylko i wyłącznie na pogardę oraz gorącą lokówkę w odbycie), ale o tym, że trening uzupełniający pozbawił mnie zupełnie mocy w szkitach. Ale. Los się musi odmienić.
Tak czy siak, rower pierwszego stycznia to jest to, o czym powinny marzyć małe dziewczynki, o czym powinno się wygłaszać kazania na nieszporach, o czym należałoby drukować ulotki propagandowe, do czego powinien namawiać minister zdrowia i co powinni drukować na Monte.
Skoro już jestem przy torturach, to tego, kto wymyślił te małe pudełeczka-srudełeczka Monte oraz tych, co w asortymencie mają tylko takie wersje Monte, batożyłabym jakimś ostrym narzędziem z wystającymi, wbijającymi się w skórę przystawkami.
Jak widzicie, w nowy rok wchodzę z sercem pełnym miłości do świata;)
Kategoria całe goowno, a nie dystans;), we w towarzystwie
Dane wyjazdu:
32.66 km
0.00 km teren
01:39 h
19.79 km/h:
Maks. pr.:36.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:146 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 819 kcal
Żeby ten dzień tak pedalsko pod względem dystansu nie wyglądał ;)
Sobota, 31 grudnia 2011 · dodano: 02.01.2012 | Komentarze 23
Spakowałam wałówkę sero-oliwkową, dwie wersje garderoby, bo kto wie, czy nocą nie włączy mię/nam się szwendacz i na ten przykład kiecka nie okaże się mało praktyczna w zdobywaniu ogrodzenia posesji niejakiego rootera (bo i owszem były takie plany) i popedałowałam ja w stronę Kampinosu naszego pięknego, gdzie – podczas gdy ja rano (przypominam, że to RANO było całkiem umowne) robiłam BAJCEPS – ktoś siekał DŻAJKA na pierzynkę dla śledzi. KURZĘCE, żeby nie było i że tak Was nieco uspokoję.No bo jak wchodzić w nju goda, to tylko ze śledziami.
Oraz z Niewe, no bo tam pojechałam.
Ulico warszawsko, gdzie jeden z wymijających mnię samochodów zwolnił na mojej wysokości, uchylił szybkę po to, by wygłosić w moją stronę:
HEPI NJU JEAR, BEJBE!
Jak tak, to tak, przecie nie odmówię!
Jakiego ja mam muła w nogach, to jest po prostu Sy-Ty-Rasz-Ne.
No i, mili Państwo, katar to jest jednak straszna kurwa.
Ahhhha. W ramach postanowień noworocznych, których co roku postanawiam nie robić, a zawsze tradycyjnie postanawiam se jedno i tak też będzie i teraz (tylko, że liczby trza odpowiednio zgrać) – tym razem nie zamierzam wchodzić w czewaro-czydziestolecie. Kontestuję to i to pierdolę, zaprawdę powiadam ja Wam.
A poza tym, to oby nam się wszystko kręciło, jak kółeczko na nowych piastach!
Dane wyjazdu:
18.61 km
0.00 km teren
00:47 h
23.76 km/h:
Maks. pr.:38.40 km/h
Temperatura:3.0
HR max:161 ( 82%)
HR avg:136 ( 69%)
Podjazdy: m
Kalorie: 315 kcal
Rower:Centurion Backfire 100
Pożądane brakujące kaemy z panem Centurionem;)
Sobota, 31 grudnia 2011 · dodano: 02.01.2012 | Komentarze 0
Mam nadzieję, że jeszcze z dwa tygodnie MAX i po wprowadzeniu biegania/siłowni PRZESTANIE wreszcie boleć mnie na oko wszystko. Z jednej strony marzę o tym, a z drugiej lezę na siłownię i se dokładam. Ostatecznie przesiadłam się na Zdrofit w Centrum Olimpijskim – z tymi cholernymi stojakami rowerowymi w jakimś wypiździewie, CZYSTA kilometrów od wejścia. Swoją drogą chciałabym zapoznać tę pałę, która to wymyśliła. Armaggedon polskiej myśli instrastruktury rowerowej.No i tam też pojechałam w sylwajstrowy poranek (poranek to BARDZO DUŻO powiedziane). Ludziów jak mrówków! To pewnie wszyscy ci, którym nie chce się dziabać JARZYN na wieczór;).
Jak ja lubię wywalać z maszyn tych, którzy tak SE SIEDNĄ na jednej i robią całą serię, łącznie ze spędzaniem na nich przerw! Ma to pewną jakość edukacyjną, bo JUŻ za trzecim razem, jak podchodziłam, sami złazili. Uwinęłam się szybko, szczęśliwie spędziwszy w środku biały opad atmosferyczny, który jeszcze zanim zdesantował się na powierzchni ziemi, już był smutnym wspomnieniem śniegu.
No i o.
A na Centuriona wskoczyłam właśnie dlatego, że te stojaki przy PKOlu są właśnie tak z dupy. Ściganta nie odważyłabym się postawić tak o. Jasne, zapłakałabym się okrutnie, gdyby mi ktoś Centka podwędził, ale pod względem kosztów wymiernych, policzalnych, byłoby to stratą mniejszą niż utrata Rockhoppa.
Acz emocjonalnie… to aby odreagować i pomścić, chyba rozjebałabym cały Żoliborz.
Myślałam, że po trzech tygodniach przejeżdżonych na dopasowanym BgG Fitem rowerze wsiadka na Centka (który na ten przykład mostek ma dodatnio) będzie szokiem, ale źle nie było. Sama nawet, własnymi rękami (a w rowach wilki jakieś!) OBNIŻYŁAM se zydelek. Świat się kończy.
Koniec części sylwestrowej pierwszej, pipole;).
Dane wyjazdu:
33.80 km
0.00 km teren
01:25 h
23.86 km/h:
Maks. pr.:44.80 km/h
Temperatura:4.0
HR max:169 ( 86%)
HR avg:140 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 800 kcal
Zakończę ten rok, mając DWAJŚCIA TRZY TYSIE przebiegu, czy nie uda się? Hę?
Piątek, 30 grudnia 2011 · dodano: 30.12.2011 | Komentarze 10
Zastanawiam się i se myślę i doprawdy nie wiem. Bo dziś to się nie najeździłam.Wiem zaś na-ten-tomiast, jakie mam zaległości we wpisach – ciągle Wam wiszę wpis o BG Ficie (Wojtkowi też obiecałam, że skrobnę słów więcej niż to, co dotychczas). Muszę ten wpis zrobić, tym bardziej, że dotychczasowe wzmianki mogą wprowadzić w błąd, co uświadomiła mię dzisiejsza fołn-rozmowa ze stęsknionym Faścikiem. Faścik wywnioskował bowiem, że mua na BG Fit narzeka, bo mię tu i tam boli.
Zrobię ten wpis, aj promys!
Ale utrwalcie to sobie – nie narzekam).
Ponadto co. Wszyscy robią tu jakieś podsumowania sezonu, wyznaczają se cele, wpisują liczby, opisują jeszcze raz zawody, aż mnie korci zrobić podobnie, ale po co Wam moje oczywiste stwierdzenie, że przyjszłam na Bikestats i rozpieprzyłam system?;)
Bo rzecz jasna, tylko do tego bym się w ramach podsumowania ograniczyła:).
Mój plan na zakończonko sezonku jest prosty – będziecie głosować na najlepszą notę na tym oto najlepszym blogasku. Tak, idę na lajtowiznę;).
Jeszcze nie wiem, jak tu się wstawia sondę, ale jestem Che. Jestem sobą. I wszystko robię na KWILĘ ostatnią.
Dziś sobie pobiegałam, co zaowocowało przymusowymi, acz bardzo przyjemnymi, popołudniowymi odwiedzinami u Bikergonii. Moje buty ABIBASA obrobiły mi stopy tak, że 65-ta minuta biegu staje się nie do zniesienia.
Acz dziś w Lesie Bródnowskim podobało mi się bardzo, bardzo.
Przy czym podobało mi się do wspomnianej minuty. Potem już bieganie z palców mi tak nie wychodziło, waliłam zatem z pięty, a z takim stylem biegania to ja mam niezbyt miłe wspomnienia, bo chondromalacja drugiego stopnia bynajmniej nie jest bezbolesna. Jeszcze mi zęby zgrzytają na samą myśl.
Tak więc wróciłam do domu, zmieniłam KLOŁTSY z biegowych na rowerowe i wykonawszy szybki telefon do Gonii umówiłam się na natychmiastową analizę. 45 minut później już byłam na miejscu, a niecałe 40 minut JESZCZE później wychodziłam z pudełeczkiem pięknych, amortyzowanych Brooksów. Dobranych nawet do brązu moich ócz.
W Ergo, Kochani, zostaniecie obsłużeni, jakbyście byli CYSORZEM. Samym.
Zgarażowałam butki na chacie, po czym – bo na salę w Jabłonnie było już za późno – pojechałam na spinning. Po tym moim szkoleniu przestaje mi się podobać każde inne prowadzenie zajęć, które nie jest moje .
A jutro, czyli w tak zwanego Sylwestra, wiecie, co robię?
Nogi i plecy:D
Kończę ten wpis, bo strasznie mi się chce napisać, że to był zajebisty rok, z tym całym bajkstatsem, waryjatami poznanymi na żywo i tymi niezapoznanymi JESZCZE ludźmi z sieci, i z maratonami, i APSem i potem z Wojtkiem, i z AirBikiem i W OGÓLE, ale nie napiszę, bo przecież ma być tylko sonda, tak?;)
I będzie. Nie wiem tylko kiedy:D I JAK!;)
Póki co, życzę Wam piękniutkiego nowego roku!
Dane wyjazdu:
42.30 km
0.00 km teren
01:46 h
23.94 km/h:
Maks. pr.:42.80 km/h
Temperatura:4.0
HR max:171 ( 87%)
HR avg:143 ( 72%)
Podjazdy: m
Kalorie: 866 kcal
Sama nie wierzę w to, com usłyszała, ła ła ła ła;)
Czwartek, 29 grudnia 2011 · dodano: 30.12.2011 | Komentarze 6
A usłyszałam, że co jak co, ale VO2 max mam zajebisty.Jechałam se taka zyebana tym smarkaniem na prawo i lewo, gdy zadzwonił do mnie Wojtek (któremu Marcin, czyli Czarny, czyli Folia MUSIAŁ wypaplać, że zagilanam) z pytaniem o szlachetne zdrowie i oznajmił mi luźne info o wynikach testu wydolnościowego.
Napisałabym, co mi powiedział, ale konkurencja nie śpi;). Mogę ewentualnie zainteresowanym wyspowiadać się na ucho.
Ale jak mi Wojtek TAK powiedział, to pojechałam na siłownię. Choć chęć miałam jedynie na znalezienie się pod moim kocem z zebry i dokończeniem drugiego sezonu „Siostry Jackie”. Bo gil mnie zmęczył;).
Podziwiam, bo mało kto umie zadzwonić do mnie, powiedzieć DOKŁADNIE dwa słowa, a mnie znowu, od razu się chce;). Jak nic Wojtas studiował cheevarozofię. Wie, jak mnie podejść.
No i teraz o tej siłowni. Pomknęłam TEORETYCZNIE do mojego ulubionego Zdrofitu (na Woli), ale jak usłyszałam, że rower se mam zaparczyć na zewnątrz (wersja dla Podkarpacian - NA POLU), to mnie – delikatnie sprawę nakreślając – blady chuj strzelił. Wyrzekłam, że nie mam AKURAT, PRZEZ PRZYPADEK NIESZCZĘŚLIWY zapięcia i co nam pani zrobisz.
Zaparkowałam w klubie („ale tylko dzisiaj, dobra? Bo szef się wkurza na to”).
Co to za kurwa szef klubu sportowego, któremu przeszkadza suchy i nieupierdolony rower??
No to się więcej nie zobaczymy.
Jeśli, warszawiacy, znacie jakiś klub sportowy, w którym rowery się szanuje, dajcie namiar. Bo o Centrum Olimpijskim, gdzie mieści się inny Zdrofit nie powiem więcej poza „kurwa mać, stojaki-wyrwikółka i to na jakimś wypiździewie pod ogrodzeniem i poza dostępem kamer”. Centrum Olimpijskie. Rozumiecie.
Ży-A-Ly.
Niby mam pod nosem Pure, ale ich ceny za karnet zrozumiem tylko wtedy, jeśli zrobią RATATUJA na posiłek po ćwiczeniach, który będzie można spożyć, będąc wachlowanym przez Johnny’egp Deppa. Mam też Fit&Fun;, ale stamtąd kiedyś – po zaparczeniu Centka w stojaku – wróciłam, prowadząc bicykl, bo w oponie, już w domu, znalazłam w ogóle niesubtelne nacięcie. Poza tym tam zbiera się kwiat dresiarstwa bródnowskiego i odbywa się tam coś, co mnie na siłowni najbardziej wkurwia – niepilnowanie własnej dupy, tylko lampienie się po innych, ile haczyków NAJKA mają na garderobie.
Szukam zatem klubu nadal.
Zaprawdę powtarzam Wam, KUOOOOOCHAM Wojtka, nie ma to-tamto.
Dane wyjazdu:
84.32 km
0.00 km teren
03:47 h
22.29 km/h:
Maks. pr.:48.50 km/h
Temperatura:3.0
HR max:177 ( 90%)
HR avg:139 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1425 kcal
Cięęęężko się trenuje z gilem:)
Środa, 28 grudnia 2011 · dodano: 30.12.2011 | Komentarze 6
Ale na szczęście mam tylko wkurwiający katar, poczucia cielesnego rozbicia dzielnicowego nie mam, zatem nie jest tak, żeby nie mogło być gorzej. Nie jest też tak, że nie pójdę na rower. Ani nie jest tak, że nie zrobię treningu. Wojtek (którego wiadomo co ja) rozpisał, się zrobi. Swoją drogą wcześniej myślałam, że jak mi ktoś coś będzie kazał, że jak tylko coś będę MUSIAŁA, to osikam to parabolicznie, powiem NIE-E i będę robić swoje. A ja owszem – robię swoje, ale robię też treningi, które nie, że muszę. KCĘ.Inaczej rzecz ujmując:
Che zajebiście chce je zrobić.
Inna sprawa, że za jazdą z wysoką kadencją nie przepadam. Wrrrróć. Dotąd nie przepadałam. Teraz mnie to nawet jara. Może dlatego, że każdy trening związany z rowerem mnie jara.
Rozjazd po treningu wyszedł mi niemal taki sam pod względem czasowym jak sam trening;). Kuooooocham rower;)
Szkoda, że podobnym uczuciem nie darzę akcesoriów rowerowych. Ktoś chce rozpierdolony w szale wścieklizny bezprzewodowy licznik Sigmy? Na pewno ktoś chce. Na pewno ktoś chce coś, co sama Che użytkowała. I co ona sama rozp… roztentego.
Kategoria >50 km, nocna jazda też;), trening
Dane wyjazdu:
25.61 km
0.00 km teren
01:12 h
21.34 km/h:
Maks. pr.:42.60 km/h
Temperatura:3.0
HR max:166 ( 84%)
HR avg:129 ( 65%)
Podjazdy: m
Kalorie: 562 kcal
Bym se zrobiła wpis o Świętach, ale
Wtorek, 27 grudnia 2011 · dodano: 29.12.2011 | Komentarze 6
ale nie zrobię, bo chcę wstawić foty, ale nie wstawię, za co podziękujcie mojemu blukonektowi. Oj, żebyście widzieli, z jaką nienawiścią na niego patrzam. Na tego modema-srodema. Jak na adwersarza jakiego. Jak Putin na rakiety.Na razie hoduję gila do kolan, zdycham z niewydolności płucotchawkowej, co jednakowoż nie oznacza, że na rower sie wsiadam. Wsiadam.
W zasadzie to chyba właśnie załatwiłam się podczas świątecznych ekskursyj, bo o ile u mnie, na dole, śnieg topniał, upał ZELŻYWAŁ, o tyle tam, gdziem się wspinała, mróz CZYMAŁ jak Radzieccy Kaliningrad. I Tajlandia prostytutki. Ale o tym poczytacie, Kochanieńcy, jak JAKIMŚ CUDEM rozpierdolę system.
A dzisiejsza lekcj... yyyy... tfu! notatka dotyczy tego, jak se już dnia powrotnego zaczęłam gilowo umierać zaraz po tym, jak zjechałam do stolicy i jak już wyprowadziłam się ze wszystkiemi mojemi gratami z byłej pracy. Nieocenione ku temu okazały się Karolyna i jej Landryna, w którą to zapakowałyśmy wszystko, com zachomikowała w biurze przez te OSIEM kurwa mać lat pracy.
Niestety DYSKU CEDE, na który nagrały się jakies nastolaty łaknące zrobić karierę w biznesie muzycznym, a śpiewające o tym, że są A, A, A KŁINS OF DE PARKET, EEEEEEEEEEEE, nie znalazłam. Strasznie nad tym boleję, bo zamierzałam zniszczyć Wam tym nagraniem psychę.
No i o. Wieczorkiem zjebaniusieńka, ale zgodnie z rozkładem pojechałam na siłownię. Wiosełka jakoś wyjątkowo łakomie na mnie spoglądały.
Myślałam, że w stolicy będą większe pustki. Ale ROWERZYZDY nie spotkałam ani pół.
A, A, A KŁINS OF DE PARKET, EEEEEEEEEEEE