Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi CheEvara z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 42260.55 kilometrów w tym 7064.97 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 20.79 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
button stats bikestats.pl
licznik odwiedzin blog

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy CheEvara.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2011

Dystans całkowity:2245.11 km (w terenie 181.74 km; 8.09%)
Czas w ruchu:106:17
Średnia prędkość:21.12 km/h
Maksymalna prędkość:49.85 km/h
Suma podjazdów:1735 m
Maks. tętno maksymalne:188 (97 %)
Maks. tętno średnie:177 (89 %)
Suma kalorii:39377 kcal
Liczba aktywności:36
Średnio na aktywność:62.36 km i 2h 57m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
101.69 km 6.88 km teren
05:24 h 18.83 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:9.0
HR max:188 ( 97%)
HR avg:139 ( 72%)
Podjazdy: 69 m
Kalorie: 1738 kcal

Bum trala la, stówkowa fala;)

Czwartek, 31 marca 2011 · dodano: 01.04.2011 | Komentarze 18

Kuuuurde, myślałam, że uda mi się zakończyć marzec, zamykając czwarty tysiak kilometrażu przejechanego w tym roku, ale nie. Ale nieeeee!
Bo źle to se wszystko obliczyłam i aby wejść w piątego tysiaka powinnam wczoraj zrobić 106, a ŻEM zrobiła sto ADIN, bo tak mię się ubzdurało.
A może dlatego, że zawsze pierwszorzędnie głupia z matmy byłam;)

cmabarowa mówi, że trasa otwocka jest pełna – cytuję - „kurewskich korzeni”. Czyli wytelepie mi zad na tym giga.

Ciekawe, czy mojemu fanklubowi będzie chciało się na mnie poczekać na mecie...

Dogadałam się wreszcie ze Specem, i mam to wszystko obcykane, jak Lessie, która spała z bobrami (minuta ósma, sekund trzynaście), jest moc, przyspieszenie i tak zwane pierd... yyyyy... mentolnięcie. Jest to wszystko.

Zjeżdżałam wczoraj Tamką i ktoś zbicyklowany próbował mnie przywołać gwizdnięciem. Ktoś z Was??

p.s. Pablopavo, głos Vavamuffin, nagrał drugą ŚWIETNĄ solową płytę.

&feature=related

do słuchania ze zrozumieniem:)

Dane wyjazdu:
84.40 km 0.00 km teren
03:42 h 22.81 km/h:
Maks. pr.:45.50 km/h
Temperatura:9.0
HR max:179 ( 93%)
HR avg:137 ( 71%)
Podjazdy: 68 m
Kalorie: 1513 kcal

A Zetinho...

Środa, 30 marca 2011 · dodano: 31.03.2011 | Komentarze 11

Uwaga, będę kablować!!
Choć to bardziej reklama będzie i akcja promocyjna, a nawet szalone pablik rilejszyn.
Zetinho to fajny facet jest, wiem, bo doznałam na żywo. Dobrze chłopak gada, nóżka też mu nieźle podaje i odbiera i do tego…
MA MEGASYMPATYCZNY NUMER NA MAZOVII!!

Tak, Zeti, TAK, oczekuję, abyś tu wyznał publicznie, tu na forum za CZYJĄ sprawą. Zrobisz to, a dętkę masz za darmo;)))

Bo peszek spotkał Zetinha i musieliśmy przystanąć i wziąć fakap gumowo-złapaniowy na klatę. A obśmialiśmy się przy tym…! No bardzo się obśmialiśmy.

Ale od brzegu – namówiliśmy się na podjazd do Biura Zawodów Mazovii do Centrum Olimpijskiego, ustaw odbył się na szczycie górki Belwederskiej, skąd razem pojechaliśmy po numer dla Zet.
Mówiłam już, że jest to MEGASYMPATYCZNTY NUMER??
Stamtąd wróciliśmy do Centrum, zaliczając przymusowy przystanek na wymianę gumy niedaleko Świętokrzyskiego i rozjechaliśmy się na Służewiu. Ja pojechałam już w swoją stronę, po drodze na Komisji Edukacji usiadł mi na kole jakiś cwaniaczek na fullu Gianta i zupełnie za darmochę korzystał z mojego tunelu i szacunek wielki, bo ja jechałam 35 km/h, a on za mną tyle samo – na nisko opuszczonym siodełku no i na fullu!
ALBO TO JA JESTEM CIENKA jak jakiś bieda-naleśnik.

Mam mieszane uczucia co do jazdy w okolicach godziny osiemnastej. Niby fajnie, bo słońce podgrzewa łydki (różnica kolorów między moimi – schowanymi pod spodniami – kolanami a odkrytymi łydkami robi się drastyczna:D), ale tego narodu wypełzło tyle na rowery, że chyba trochę tęsknię za zimą. Jednak wolę pustki i to, że każdy napotkany bajker był Bajkerem. A teraz…
Tabuny lansiarzy z mózgami pozostawionymi w domu przed telewizorem.


O i właśnie dla Zetinho kawałek Łąki Łan (na wokalu PAPRODZIAD), o których rozmawialiśmy w kontekście zipów – z nich bowiem jeden z muzyków ŁŁ – Jeżus Marian ma zrobione kolce na kostiumie.
A to mój ulubiony ich kawałek. Na rower CYMES!


;)

Dane wyjazdu:
100.76 km 0.00 km teren
04:03 h 24.88 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:9.0
HR max:174 ( 90%)
HR avg:144 ( 75%)
Podjazdy: 58 m
Kalorie: 1764 kcal

Pierwsza w tym roku stówka… ukręcona w tygodniu

Wtorek, 29 marca 2011 · dodano: 31.03.2011 | Komentarze 9

No bo nie sztuka w weekend sieknąć, prawda. A mnie udało się dnia pańskiego wtorku, acz wyłącznie za sprawą konieczności wyjścia na wywiad. Tym razem nie wzbudzałam w pracy już niczyich spojrzeń z sortu „na wywiad TAK idziesz?”. Wszyscy pogodzeni z moim pierdolcem. Pięknie jest być akceptowanym.
A jeszcze piękniej jest mieć to w dupie. I mam.

I tak ziarnko do ziarnka, poranne 28 km, na-wywiadowe 14 i z-wywiadowe 16 i wieczorne popracowe 43 ka-emy, bo dobrze noga podawała i się uzbierało. Pomijam, że jak wlazłam do domu, skończyłam rozciąganie, to mnie zmęczenie takie złożyło, że znowu zasnęłam w pozycji „na podstawkę pod laptop”. Książkę, którą produkuję, skończy chyba za mnie jakiś ghost writer. Obama ma takiego, Wałęsa ma, Natasha Kampush też, to co, JA BĘDĘ GORSZA???
Idzie mi z tym pisaniem, jak… jak… No kurde, jak CheEvarze w totolotka!
Tyle, że do książki przysiadam i dopiero w trakcie okazuje się, że z weną mam tyle wspólnego, co ryba z suszarką do włosów. A w totka to po prostu nie gram.

I coś mi mówi, że to może być przyczyna tego, że te wszystkie MOJE kumulacje zgarnia ktoś inny.
No ale czyż nie jest z mojej strony szlachetne, takie okazanie łaski, zrzeknięcie się takiej forsy?? Znajcie gest mój.


W temacie piwnym, który jakoś przewinął się przez komentarze (jak nic wszystko zmierza do tej izobronikowej, pomazoviowej integracji!:D), proszę, foto:

Raj na ziemi jest w Krakowie © CheEvara



Takie cuda naprawdę leją w polskiej knajpie, trzeba tylko szurnąć do Krakowa, na Kazimierz, do knajpy pod przyjazną nazwą OMERTA. W Warszawie podobny klimacik jest w CDQ, gdzie czasem można fajnego reggae i ska na żywo posłuchać. A raczej do wymienionych nóżką pomerdać.

A w temacie reggae, to Habakuk nagrał naprawdę fajną płytkę. Klikam, że na rower super i że lllllubię to!



;)

Dane wyjazdu:
60.77 km 0.00 km teren
02:38 h 23.08 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:3.0
HR max:171 ( 89%)
HR avg:138 ( 71%)
Podjazdy: 46 m
Kalorie: 1069 kcal

Dokonałam odkrycia

Poniedziałek, 28 marca 2011 · dodano: 29.03.2011 | Komentarze 15

Otóż, mili Państwo, WIATR. To jest taki pan, który po prostu pracuje w innych godzinach niż ja, Ty, całe społeczeństwo. My jedziemy do roboty, a on zwyczajnie wraca i dlatego mamy POD. My wracamy, a on dopiero pocina na nocną zmianę. Żadna filozofia, a nawet fizjologia.

Inna sprawa, że jest złośliwym skurw... yyy tym, no...
Sanem of de bicz.

Powoli dopada mnie przedotwocki lęk i tak sobie myślę, co zrobić, żeby dojechać na metę i to jeszcze przed zamknięciem trasy maratonu. Nastawiam się na Giga, w sumie tylko 70 km. No może zdążę na dekorację, głupio byłoby nie przywieźć pucharu przez spóźnienie się na podium:D
A serio, luzuję poślady, będzie, jak będzie, ale postanowienie o byciu nieużytą rurą podtrzymuję.

Ciągle zliczam wieczorami nieoświetlone bawoły. Poniedziałkowym wieczorem nie było tak źle – na ośmiu cyklistów, trzech oznajmiało swój przejazd wyłącznie szumem opon.

W poniedział Cent dostał nowy łańcuch, całkiem ładnie się przyjął, nie skacze, nie ściąga mi mojego własnego nosa do kierownicy. Grejt. Jeszcze tylko sprezentuję mu nowe siodło, acz nieoryginalne – super, że ani pół sklepu rowerowego w Warszawie nie handluje częściami do Centurionów, nawet iX i eX, którzy dystrybuują tę markę, choć ostatnio wyłącznie pod postacią turystyków.

Nie wybiera się ZUPEŁNYM przypadeczkiem ktoś z Was do Niemiec?:D

Chociaż... klosiu obiecał sprezentować mi swoje nowe siodło Selle Italia. Dobry chłopak z niego;)

No i laczki muszę nowe kupić. Jeśli byście słyszeli o kimś, kto wygrał ostatnio te dwadzieścia pięć baniek kumulacji i kto chce mnie adoptować, piszcie i dajcie mi o tym znać. Dziękówka;)

Dane wyjazdu:
108.77 km 23.68 km teren
05:12 h 20.92 km/h:
Maks. pr.:44.50 km/h
Temperatura:4.0
HR max:170 ( 88%)
HR avg:127 ( 66%)
Podjazdy:212 m
Kalorie: 1898 kcal

Lekutko ponad stówcynę

Niedziela, 27 marca 2011 · dodano: 28.03.2011 | Komentarze 33

Byłoby więcej. Ale.
WIEEEELKIE ALE.
Wszystko przez moją pieprzoną kolejkę na zrobienie ciasta na hiszpański. Ja i ciasto, HAHAHAHAHAHA. To tak jak ja i instynkt macierzyński. HAHAHAHAHAHA. Bardzo to rubaszne.
Ale qrva musiałam, dlatego z terenu zjechałam o 18, musiałam poczynić zakupy (ja i zakupy, HAHAHAHA) i sklecić tego zakalca. Na szczęście moje starania nie poszły na marne, czekoladowe ciasto wyszło, dzięki czemu nie musiałam drugi raz dymać do sklepu po drugą turę produktów w ramach planu B. Choć mój plan B wyglądał z grubsza tak: zamknąć się w piwnicy ze skrzynką Łomży, w której utopiłabym smutki wynikłe z rozterki nad moimi lewymi ręcyma w kwestiach kulinarnych.
A ciasto po prostu kupić.

Wczoraj uderzyłam na MPK, którym jestem oczarowana i po maratonie w Józefowie i po swojej wycieczce z lutego dookoła Michalina. Ale zanim tam dojechałam, napotkałam na trajektorii swojego lotu półmaraton warszawski, który musiałam przepuścić. Mogłam się wrócić do Gdańskiego Mostu, ale nie lubię się wracać, a poza tym czuję jakąś perwersyjną przyjemność z patrzenia na biegających. Stałam se na poboczu jakieś 10 minut, kiedy z tłumu wywołał mnie poznany na Mazovii w Józefowie ścigant, Jacek. Jakem usłyszała, że dobrze mnie widzieć (MNIE dobrze widzieć, HAHAHAHAHA), to postanowiłam chłopakowi trochę poprzeszkadzać i ostatnie jego 4 kilometry towarzyszyłam mu, jadąc obok i gadając. Jacek dziś twierdzi, że to dzięki mnie dał radę (HAHAHAHAHAHA), mnie wydaje się jednakowoż, że zagadywanie kogoś, kto właśnie stara się nie umrzeć ze zmęczenia jest znęcaniem się zwyczajnym.
No ale jak napisałam – WYDAJE MI SIĘ.
Za metą Jacek zniknął mi w tłumie, straciłam nadzieję na postawienie mu regeneracyjnego piwa, więc pojechałam tam, gdzie wybierałam się do momentu napotkania maratończyków.

W krzaczorach W MPK od cholery rozlewisk, jak o to:
Zima pozazdrościła niektórym świętym i przyszła sobie pochodzić po wodzie. © CheEvara


Jedno z nich w okolicach Jeziora Torfowego zlało się z tymże, co spieprzyło mi plany wycieczkowe, bo tamtędy chciałam odbić na Międzylesie. Ładny kawałek niebieskiego szlaku leżał sobie pod bagnem, w które zresztą wjechałam z impetem, upieprzając (po raz kolejny) buty i dostając tego bajora do skarpetek. Aż zabulgotałam, gdy ten syf wlał mi się do Sidików.

Ale dzięki całemu extrapakietowi podjazdów, zjazdu po schodach z korzeni gęba mi się śmiała i zamiast na bagnie w butach, koncentrowałam się na tym, żeby nie wypaść z singletracków i nie zaliczyć ołwera przez kierownik.

Wyraźnie strzyże rogami ten Centurion;) © CheEvara



Taki rarytasik samopomocy drzewskiej:
Drzewo drzewu bynajmniej nie wilkiem © CheEvara



To chyba wskazówka, że szlak jest dla pieszych;) © CheEvara



No to spływam - powiedziała zima. Do widzenia pani © CheEvara



No i tak na koniec, żebym pamietała, że jestem częścią wspaniałego gatunku ludzkiego, LANDSZAFT:
Kochanie, wyniosłem śmieci © CheEvara




Dżenereli o tym cieście na hiszpański przypomniałam sobie w momencie, gdy właśnie chciałam zaczynać pętelkę na Otwock. Palnęłam się w czoło i odwrót do Warszawy podjęłam jadąc na Józefów.

Zmarzłam nieco, ale łydki były odkryte i nawet słońce dało radę je opalić. Pod kolanami mam równiutkie linie oddzielające jasneą górę od ciemnego dołu.

Jeśli ta poranna i wieczorna Syberia się nie skończy, to naprawdę zamknę się z tą Łomżą, tyle że z innych powodów niż nieudane ciasto.
Kategoria piękna stówka


Dane wyjazdu:
62.12 km 0.00 km teren
02:50 h 21.92 km/h:
Maks. pr.:47.58 km/h
Temperatura:2.0
HR max:177 ( 92%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: 64 m
Kalorie: 1215 kcal

Sobotnie marznięcie

Sobota, 26 marca 2011 · dodano: 28.03.2011 | Komentarze 11

Rano w PADAJĄCYM ŚNIEGU cięłam do Łomianek na trening. Poczułam takie bezsilne wkurwienie na aurę, że nawet przeklinać pod nosem nie chciało mi się. Dotarłszy do kumpla, z którym ścigam się w terenie treningowo, zrobiłam dobrą minę do kiepskiej gry, udałam, że pogodowy odwrót spłynął po mnie jak ten śnieg za parę godzin spłynie w słońcu i pocisnęliśmy. Lubię z tym głupkiem [;)] jeździć, bo jest szybszy ode mnie i zawsze muszę go gonić. No i platonicznie przyznam, że jego łydki są w mojej pierwszej dziesiątce łydek. Dlatego też gonię go niecałkiem z efektem.

Wróciłam do Wawy i chciałam ścignąć Karolinę, żeby nie zapomniała, jak to się ze mną jeździ, nawet łaskawie podjechałam pod jej dom, ona łaskawie po mnie zeszła, ale... bez roweru.
- To se qrfa pofikałam! - usłyszałam na przywitanie – Flaczora mam.
Zrazu przed oczami przebiegły mi wszystkie moje starania, żeby po zimie odpicować jej ten rower, w czym zawarło się wymienienie jej obu dętek, z których ukradkiem spierniczało powietrze i ona mi teraz mówi, że flaka ma???
- Gdzie się szlajałaś??

Okazało się, że nigdzie nie musiała wychodzić. W pokoju, na ścianie, przy której rower sobie stoi, ma tablicę do darta, w którego radośnie sobie Dziewczynka gra. A że nie każda rzutka trafia w tarczę, ale trafia oponę, to i flaki są.
Myślałam, że ją CZASNĘ.
W planach miałam tylko wymienienie jej mostka na krótszy, a nie jeszcze pitolenie się z dętką.
Ale to zawsze tak jest, jak już doszoruję ręce po jakichś awariach własnych rowerów. Moje czyste dłonie prowokują po prostu fakapy następne.

Ponieważ nie robiłam tego wszystkiego po to, żeby laska nie wyszła z domu, wymusiłam na niej jazdę, choćby po to, żeby ustawić siedzenie pod nowy mostek. Nie wiem, kto Karolinie rower wybierał, ale rama 19-tka to jest naprawdę przegięcie. Ale krótki mostek trochę ratuje jej ręce przed wyciągnięciem do ziemi.
Długo nie pokrążyłyśmy, bo Karola ma gila, a ja na wieczór ustawionam była.

Wracałam do domu, szczękając zębami. Odkryte łydki to jednak był samobój.

Dzisiaj sobie to odkryłam

fajny głos, naprawdę fajny.
Kategoria >50 km


Dane wyjazdu:
52.30 km 0.00 km teren
02:17 h 22.91 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:3.0
HR max:177 ( 92%)
HR avg:136 ( 70%)
Podjazdy: 38 m
Kalorie: 824 kcal

Przegoniłabym takie pipy przez pole barszczu Sosnowskiego

Piątek, 25 marca 2011 · dodano: 28.03.2011 | Komentarze 18

Pewnie zawisnę na porządnym postronku w myślach i w mowie być może również niejednej dziewczyny, która to przeczyta, ale wszystko jest z życia, z prawdziwego życia, z prawdziwej drogi, leżącej w realnym mieście stołecznym. Zmierzam do tego, że te jebane, półmózgie BABY naprawdę potrzebują jeszcze tysiąca lat ewolucji do tego, żeby ich pokurczone fluidami i pudrami zwoje przystosowały się do takich skomplikowanych czynności jak myślenie podczas prowadzenia samochodu. Pyry obierać, ciemne kwoki, a nie za kierownice. Zdjął mnie prawie z drogi taki jeden kurwiszon, dokładnie przy okazji no naprawdę wielce skomplikowanego manewru jak skręcanie w lewo na pustej ulicy. Cudem fatimskim odbiłam w prawo, żeby nie zrównać się z ostatnią warstwą asfaltu.
I tego suce nie zamierzałam podarować.
Wyglądało na to, że wraca do domu, to jej postanowiłam umilić piątkowy wieczór.
Wkurwiona do ostatniego splotu własnego DNA, doścignęłam niewydarzonego kurwiszona, podjechałam pod samochód, szczerząc się, jak chora na łuszczycę jaszczurka gestem ręki nakazałam sobie otworzyć okno, i gdy to się stało, złapałam za łeb tego ulunga i wyperorowałam jej, za co ten uścisk jest. Nigdy po fakcie nie pamiętam, jaką dokładnie wiąchę puściłam, ale odjechałam zadowolona z siebie, czyli pewnie nie zająknęłam się.
Naprawdę, jestem zdania, że wszystkie babole, WSZYSTKIE, powinny być poddawane testom, zanim ktoś pozwoli im usiąść z przodu i to przed kierą. Kiedyś wkurwiałam się, jak mój ojciec komentował: ''babie to wiadro papy i gówno w łapy, a nie kierownicę''. Ale teraz uważam, że święta racja.
Jestem przekonana, że wiele lasek mózg ma i używa go do czegoś więcej niż do zostawiania go w domu, a zatem obroniłoby się w takim teście, ale większość… do gęsiów tłumoki!

Dane wyjazdu:
51.40 km 0.00 km teren
02:28 h 20.84 km/h:
Maks. pr.:47.50 km/h
Temperatura:6.0
HR max:171 ( 89%)
HR avg:133 ( 69%)
Podjazdy: 35 m
Kalorie: 862 kcal

Ja tak chcę codziennie

Czwartek, 24 marca 2011 · dodano: 25.03.2011 | Komentarze 23

Czwartek zaczął mi się przepięknie. Jeszcze na mojej ulicy zaczepiła mnie starsza pani, tak przeraźliwie uśmiechnięta babinka, że najpierw przyszło mi do głowy, że oho, pomerglało się pod beretową antenką, w końcu większość staruszków w tym kraju nosi przecież na twarzy męczeństwo i dwuwojenną martyrologię, w związku z tym pierwszą w kolejności rzeczą, jaką mają chęć zrobić napotkanemu, głupio roześmianemu rowerzyście, to pizgnąć go lagą przez plecy (w początkach mojego rowerowania od jednego dziadka tak dostałam, niestety na darmo, bo niczego mnie to sieknięcie nie nauczyło, a nie nauczyło dlatego, że nie mam pojęcia za co wtedy zostało mi posolone).

Ale do brzegu, do brzegu!
Przystanęłam na światłach, wsparłam się o słup, żeby nie musieć ściągać zadu z roweru, babinka puknęła mnie w lewe ramię i rzekła:
- Wyglądasz jak rajdowiec! - i puściła mi tak szczery uśmiech, że aż zakolebałam się z wrażenia i ledwom równowagę utrzymała, a tym samym pion.
- Czyli szanse, że zbliżam się do profesjonalizmu, jednak nie zdążają w kierunku zera?? - zapytałam, szczerząc zęby tak samo.
- Wszystko jest na miejscu. Ale młodość obroni się zawsze! Ile ty masz lat, dziewczynko? - usłyszałam i nawet nie pomyślałam, żeby skłamać.
- Dwadzieścia osiem – wymamrotałam cichutko, jakby ton głosu miał mi odjąć z pięć lat.
- ILEEEE?? - ryknęła z niedowierzaniem, jakbym powiedziała, że dwa plus dwa jest jeden i żadne okoliczności flory oraz fauny tego nie zmienią. - A myślałam, że jakieś osiemnaście – dodała uśmiechając się jak połówka arbuza. - Tak wyglądasz.
- Aaaaaaaaaaaaaa!! Oł jesssssss. Dżez babariba, cyk cyk, babariba dżezzz!! Dziękuję pani, bo właśnie... You Made My Day! - wystękałam z radością.

I dzięki temu pięknemu spotkaniu jechałam do roboty z bananem na fejsie, który sięgał mi do cebulek włosów. Nawet mimo tego wiatru. Który zresztą jest tak samo przydatny, jak funkcja drzemki na alarmie przeciwpożarowym.


Tylne koło w Centrurionie telepie mi się jak starej kur... tyzanie noga na mrozie. Będą koszta!

Dane wyjazdu:
59.80 km 2.68 km teren
02:39 h 22.57 km/h:
Maks. pr.:46.50 km/h
Temperatura:4.0
HR max:165 ( 85%)
HR avg:133 ( 69%)
Podjazdy: 23 m
Kalorie: 943 kcal

A jednak sektor numero uno, po hiszpańsku el primer sector albo la primera rama

Środa, 23 marca 2011 · dodano: 24.03.2011 | Komentarze 28

Cyklopedia na Mazovii wzięła i się zaktualizowała i okazuje się, że jednak zima jakoś tam ma się do lata i w Otwocku startuję z sektora pierwyjego, co niezbyt mi leży, a już na pewno niezbyt mi to stoi, a może nawet przystoi.
Ten pierwszy sektor albowiem.
Pewnie teraz na BS nastapiło rozejście się gwałtownych fal niedowierzania: CheEvara z pierwszego sektora? Chyba nie TA CheEvara? Chyba nie z TEGO pierwszego sektora??

A JEDNAK.

Anyway nie konweniuje mi to o tyle, że jestem osobą bardzo współczulną, której dużo rzeczy się udziela. Ignorujesz mnie? Odpłacę Ci się tym samym do kwadratu. Wkierwiasz mnie? Ooooo, ja już umiem zadbać o to, żeby Ci się włos na głowie i mymłonie zjeżył ze złości adresowanej do mnie. Tak mam. Dlatego też nie chcę, aby pierwszosektorowy pierdolec we mnie wstąpił, bo to oznacza niezdrowe przetworzenie naturalnych agresywnych skłonności na akty bezsensownej przemocy. A po co?
Wszak ja lubię radość, uśmiech, odtańczenie tańca słońca, zaśpiewanie kumbaya, przyniesienie ciasta i pozytywnego humoru.

Ale nad podaniem do orgów o przesunięcie do dwójki jeszcze myślę.


Wieje, Robaczki tak, jakby dziś ktoś na górze dostał misję urwania łba. Na przykład jakiejś niewinnej bajkerce ze stolicy. Trochę czuję się jak ofiara.


Na dziewiętnastu spotkanych porą wieczorową rowerzystów trzynastu nie miało świateł. No nic tylko sieknąć z plaskacza w potylicę. Bemzózgie yeti. Chwilami żałuję, że aby poruszać się po mieście na rowerze nie trzeba ukończyć jakiegoś kursu czy napisać pracy licencjackiej na temat na przykład konstruktywnego używania dyni, a nie tylko do założenia lanserskiej czapki z haczykiem.

A już najbardziej rozczula mnie BAJKER przez duże Be, przez duże A, przez duże J, przez duże K oraz przez równie duże E i Ry) na lansiarskim Bajku (przez duże Be), który ma wszystko: tarcze, 180 mm skoku, braina, mikser, udar i betoniarkę i jakość HD – czyli rower nie za półtora kafla, a za kafli siedem i pół. A jakby dla zachowania równowagi w przyrodzie oraz zdrowego w niej kontrastu wyposażenie BAJKERA (przez duże Be, przez duże A, przez duże J, przez duże K oraz przed równie duże E i Ry) wręcz bije skromnością. Bo ani jebanego kasku, ani choćby bieda-odblasku. Naprawdę dziwię się policji, bo jak dotąd nie widziałam, żeby zatrzymali takiego księcia ciemności. Sama nie miałabym litości i wypisywała druczek za druczkiem.

To może muzyczkę pod ten dywersyjny nastrój?



Guano Apes dlatego, że wydali nową (niestety kupiastą) płytę, w wakacje zagrają trzy koncerty w Polsce i też dlatego, że to jest jedyny rockowy zespół, w którym toleruję kobietę na wokalu. Fachowo drze swoje mouth;)

Dane wyjazdu:
71.16 km 4.50 km teren
03:07 h 22.83 km/h:
Maks. pr.:49.85 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Dzień padających bateryj

Wtorek, 22 marca 2011 · dodano: 23.03.2011 | Komentarze 18

Może to dlatego, że przecinałam wczoraj warszawską ulicę NA BATERYJCE. Wieczorem ostały mi się już tylko baterie w liczniku. Ta w pulsometrze padła, w komórze padła, w empetrójaku toże. Jakaś zmowa? Nie wiem, ale Polskie Towarzystwo Psychiatryczne już zaciera ręce.

Wczoraj napisałam, że ja źle pracuję, a jednak chyba całkiem nieźle, bo wtorek miałam wywiadowy (sztu cwaj), na które to pojechałam na rowerze. Obstawiłam w myślach, jakie usłyszę komentarze i było tak:
- TAK jedziesz?? - ten kłeszczyn dotyczył stroju. A dziwili się ludzie w pracy.
- Odłączyłaś się chyba od jakiegoś peletonu? - to już menaGIErka wywiadowanej przeze mua artystki
- W czymś mogę pani pomóc? - recepcjonistka w wytwórni. Myślała, że w kurierce tyram.

Na wszystko to jednak kładę uśmiechniętą lagę.

Tym bardziej, że słońce wyjszło, głupki, tfu! Słupki rtęci podskoczyli i łydka byla odkryta. Łokieć odkryty – TAK TO JA MOGĘ JEŹDZIĆ!!

Wieczorem spinning na Stegnach, zamiast Kingi był Sajmon, który zwykle kręci w Legionowie, a do którego kieeeeedyś dawno temu chodziłam na spin do bródnowskiego Fit&Funa;. On to jest dopiero prdlnięty. Na jednym z odcinków sprinterskich pulsak pokazał mi 207 bmp i ZDECHŁ. Znakiem tego czyba nie żyję?:D

No ale jednocześnie nie mam wskazań kalorycznych i tętnowych. Wielkie fennnnks!


Jakaś inwazja nieoświetlonych głąbów na drogach, będę wozić w ręce pompkę i napier*alać tych gamoni po łapach na kierownicy. W domu siedź, tłuku!
Kategoria >50 km